"Donald Tusk przyjechał na radę krajową PO z diagnozą, że w Polsce dzieje się źle. Być może zakłada, że jego partyjne koleżanki i koledzy tej diagnozy nie znają. Jasne, że trzeba odsunąć PiS od władzy - ale trzeba jeszcze wiedzieć jak", mówi OKO.press posłanka Lewicy
3 lipca 2021 do polskiej polityki powrócił Donald Tusk. Z rozmachem - od razu przejął władzę w PO i od razu starł się - na oglądalność - z Jarosławem Kaczyńskim, który tego dnia został po raz kolejny wybrany prezesem PiS.
Powrót Donalda Tuska, choć wyczekiwany przez wielu polityków PO i jej wyborców, namieszał w partii. Przegranym ostatnich dni jest Rafał Trzaskowski, z funkcji wiceprzewodniczących musieli zrezygnować Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz.
Na bieżąco śledzimy sytuację po posiedzeniu Rady Krajowej Platformy, podczas której Tusk przejął kierowanie partią.
Zbieramy także komentarze od polityków opozycji. O ocenę sytuacji w PO poprosiliśmy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk z klubu Lewicy - cała rozmowa z posłanka poniżej. Niedługo w OKO.press także komentarz Michała Koboski z Polski 2050 Szymona Hołowni.
Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Pierwsze wrażenie?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Lewica: Że oglądamy film „Powrót do przeszłości”. Przeszłości, w której polityka polegała na tym, że jeden pan pokłócił się z drugim panem i teraz się nawzajem będą zwalczać. Można to obejrzeć raz, ale za drugim to już się trochę przysypia.
Kolejne skojarzenie to “mężczyźni objaśniają nam świat”. Donald Tusk przyjechał na radę krajową PO z diagnozą, że w Polsce dzieje się źle. Być może zakłada, że jego partyjne koleżanki i koledzy tej diagnozy nie znają. Nie wiedzą, co się w Polsce dzieje.
Ale jeśli swoje słowa kierował nie tylko do partii, ale i do obywateli, to jednak było to zaskakujące i trochę nawet obraźliwe. Bo oto przyjechał polityk prosto z europejskich salonów i opowiada ludziom ich rzeczywistość. Rzeczywistość, którą, niczego nie ujmując jego pracy w Brukseli, przez ostatnich 7 lat obserwował z bezpiecznej odległości, a z którą my tutaj mierzymy się na co dzień.
Kobiety protestujące przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji i ciągane po komisariatach, mniejszości, które każdego dnia spotykają się ze szczuciem ze strony władzy, pracownicy na śmieciówkach, strajkujące pielęgniarki, sędziowie pod nieustającą presją i zakusami władzy, młodzi walczący o ochronę klimatu.
Ci wszyscy ludzie nie potrzebują pouczeń, że jest źle. Oni i one to wiedzą, boleśnie tego doświadczają. Potrzebują zmiany, by tak nie było. A na taką zmianę recepty od Tuska nie usłyszeli. Bo trudno za taką receptę uznać stwierdzenie, że “PiS jest zły, trzeba odsunąć PiS od władzy”. No jasne, że trzeba - ale trzeba jeszcze wiedzieć, jak i przede wszystkim po co, czym się chce PiS zastąpić.
Tusk przyjechał też chyba ze złudzeniem, że polska polityka się zatrzymała na te 7 lat. I, że można wrócić z hasłem „Nie dla PiS” i to wystarczy. Zresztą powiedział wprost, że to wystarczy. No nie, nie wystarczy.
Podsumowując: dziś odbyły się dwie polityczne imprezy, a każda z nich była poświęcona Prawu i Sprawiedliwości. Kongres PiS-u był o PiS i Rada Krajowa PO była o PiS.
A powinny być o Polsce. I to o Polsce przyszłości, nie przeszłości. Szczególnie dla młodych, którzy nawet nie pamiętają Donalda Tuska jako krajowego polityka, ważniejszy jest program dla ich przyszłości - edukacja, klimat, rynek pracy. Potrzebują konkretnego działania nastawionego na rozwiązanie nowych wyzwań, a nie na odgrzewanie dawnych sporów.
Donald Tusk przyjechał po to, by tchnąć nową energię w samą PO. Czy to przemówienie mogło przywrócić nadzieję, skonsolidować na nowo zniechęconych członków PO?
O to, czy przywrócił im nadzieję, trzeba pytać oczywiście członków PO. Myślę, że to całkiem możliwe. Od miesięcy słychać od polityków PO, że w partii panuje rezygnacja, brak chęci do pracy i poczucia, że można cokolwiek w polityce zdziałać.
Jeśli nastroje faktycznie były tam tak złe, to pojawienie się Tuska jako wyczekiwanego „zbawcy” może na chwilę taką nadzieję wzbudzić. Ale ta nadzieja może okazać się płonna i to nawet nie z winy samego Tuska. Po prostu, kiedy tak długo pełniło się rolę mitu, asa w rękawie, po którego zawsze można sięgnąć, ale się nie sięga, tylko się o tym mówi - to weryfikacja, zderzenie z rzeczywistością może okazać się bolesne.
Donald Tusk powiedział do swoich kolegów i koleżanek partyjnych ważną i cenną rzecz - uwierzcie, że nie jesteście skazani na porażkę. To mądre słowa, bo partia opozycyjna, która tkwi w poczuciu przegranej, sama sobie szkodzi.
Ale nie dodał, jak miałaby wygrać. Ani słowa o tym, jak PO miałaby do zwycięstwa dążyć i przede wszystkim po co - poza oczywiście odsunięciem PiS od władzy - miałaby je osiągnąć.
Wiadomo z doświadczenia całej serii wyborów, że bycie antyPiSem to za mało. PO próbowała na wszystkie sposoby i się nie udało. Dlaczego? Bo żeby wygrać z PiSem, trzeba mu odebrać trochę elektoratu - a tego nie da się zrobić, krzycząc na ten elektorat, że źle wybrał i teraz ma wybrać dobrze. Trzeba mu coś zaoferować.
Młodzi ludzie widzą, w jakim państwie żyją.
A co powrót Donalda Tuska znaczy dla reszty opozycji?
Nie sądzę, by wiele zmienił. Scena polityczna nie jest dziś tak spolaryzowana, jak była kiedy Tusk odchodził z polskiej polityki. Są w parlamencie ugrupowania, które mają swoją wyrazistą tożsamość, na którą składa się coś więcej niż “bycie w opozycji do PiS”. Mówię zarówno o Lewicy, jak i o PSL czy Polsce 2050 Szymona Hołowni. Wszystkie te ugrupowania cenią sobie swoją podmiotowość.
Lewica jest po pierwsze lewicą, po drugie opozycją. Tym pierwszym zamierzamy pozostać, tym drugim chcemy przestać być - bo chcemy, by do opozycji trafił PiS. Ale ważna jest kolejność tych charakterystyk:
najpierw cel, wizja państwa, program, recepta dla Polski i obywateli, a potem narzędzie, czyli odsunięcie PiS od władzy i wejście do rządu - po to, by tę receptę móc zrealizować.
Zarzuca się Donaldowi Tuskowi, że jego przemówienie było tylko antypisowskie. Ale czy nie jest tak, że elektorat opozycji tego oczekuje? Może ludzie po prostu chcą usłyszeć, że PiS trzeba usunąć, bo takie właśnie są ich emocje.
Ale ludzie nie muszą tego słyszeć, bo oni to doskonale wiedzą. Elektorat opozycji to wie. A na elektorat PiS-u to działa wyłącznie mobilizująco, tzn. motywuje do tego, by do zwycięstwa opozycji nie dopuścić.
Jest jeszcze jeden problem. Nawet jeśli dla części wyborców PO sprzeciw wobec PiS to wystarczający program wyborczy, to pozostaje kwestia wiarygodności Tuska w tym przedsięwzięciu. Donald Tusk miał już raz szansę rozliczyć rządy PiS za ich pierwszy atak na demokrację. Jako premier nie tylko nie rozliczył pierwszych rządów Kaczyńskiego i Ziobry, ale wręcz byłymi ministrami pisowskiej władzy zasilił własny obóz. Dlaczego wyborcy PO mieliby wierzyć, że tym razem będzie inaczej?
Myśli Pani, że poparcie dla PO w sondażach wzrośnie?
Można się pewnie tego spodziewać, choć na razie sondaże pokazywały, że nawet wyborcy PO niekoniecznie oczekiwali tego powrotu, większość uznała to za kiepski pomysł. Ale zazwyczaj jakiekolwiek działanie jest przez wyborców lepiej oceniane niż brak działania, więc nawet jeśli tylko chwilowy, to taki wzrost nie jest wykluczony. Ale to jeszcze zbyt mało, by wygrać kolejne wybory.
Do tego potrzeba ciężkiej pracy, zarówno programowej, jak i współpracy. I nie mówię nawet o współpracy na opozycji, choć ona oczywiście jest potrzebna. Ale przede wszystkim mówię o współpracy z ludźmi, z organizacjami społecznymi, ze związkami zawodowymi, z ruchami protestu.
I wreszcie to, na co wszyscy powinniśmy teraz na opozycji postawić, a PO ewidentnie z tego właśnie zrezygnowała: na mobilizowanie młodych ludzi. Młode pokolenie jest naturalnym elektoratem sprzeciwu, buntu wobec obecnej władzy. Ale żeby zachęcić tych młodych ludzi do zaangażowania w politykę, do pójścia na wybory, by przekonać ich, żeby zdecydowali się zostać w Polsce i postawić na jakąś siłę opozycyjną, trzeba im coś zaoferować.
Wie o tym Lewica i dlatego konsekwentnie budujemy współpracę z młodym pokoleniem - by nasz program dla Polski był także programem dla nich.
Postawienie przez PO na spory z przeszłości symbolizowane przez powrót Donalda Tuska pokazuje, że PO o młodego wyborcę nie będzie chciała walczyć.
Czyli lepiej by było dla wyborców opozycji i dla samej opozycji, gdyby tę rywalizację w PO wygrał Rafał Trzaskowski?
Porażka wewnątrzpartyjna Rafała Trzaskowskiego pokazuje: PO nie chce sięgać po młodych wyborców. Nie ma takich planów albo nie umie tego zrobić.
Pokazuje to także ostatnia awantura o wpisy posła Sterczewskiego. Poseł KO pozwolił sobie na dość oczywistą konstatację, że starsi politycy powinni wspierać swoim doświadczeniem młodych polityków, bo to oni są przyszłością. Hejt, który spotkał za to Franka Sterczewskiego ze strony jego starszych kolegów klubowych pokazuje, że PO jest partią „starą”, nie tyle nawet w sensie demograficznym, bo wiek nie ma tu aż takiego znaczenia, co w sensie przywiązania do dawnych, tradycyjnych ról i hierarchii. To partia, która nie chce zrozumieć, że młodzi politycy i młodzi wyborcy nie będą siedzieć cicho i czekać na nauki, ale chcą wziąć sprawy w swoje ręce.
Czy w związku z tym cieszycie się na Lewicy? Nie odbiorą wam elektoratu.
To prawda, że dziś coraz więcej młodych ludzi widzi swoją reprezentację właśnie w Lewicy i postawienie przez PO na Tuska tego nie zatrzyma. To dla nas dobra wiadomość. Ale myślę, że z tego powrotu najbardziej cieszy się Jarosław Kaczyński. Możliwość odnowienia słynnej narracji o “winie Tuska”, nawet jeśli w wielu punktach nieuczciwej, daje mu nowe narzędzia mobilizacji własnego elektoratu. I to ani mnie, ani Lewicy absolutnie nie cieszy.
Bo koniec końców, bez względu na naturalną w polityce konkurencję, naprawdę nikomu z nas nie powinno chodzić o palmę pierwszeństwa wśród partii opozycyjnych - a o to, by przestać być opozycją i móc budować lepsze państwo po PiS.
Oczywiście, pod względem czysto politycznej kalkulacji ten powrót do przeszłości w wykonaniu PO może być dla nas korzystny - jako Lewica jesteśmy nastawieni na nowe wyzwania, koncentrujemy się na przyszłości - i jeśli obie prawicowe partie pochłonie odwieczny wzajemny konflikt, to tym bardziej widoczne będzie, że to Lewica nie zajmuje się sama sobą, a ma pomysł na państwo. Ale jednak wolałabym, żeby polityka polegała na ścieraniu się różnych wizji przyszłości - bo na tym polega jej istota i wartość.
Jako przedstawicielka jednocześnie Lewicy, opozycji i nieco młodszego pokolenia polityków i polityczek wolałabym oczywiście ten spór o przyszłość prowadzić z tymi, którzy nie są zawładnięci konfliktami z przeszłości. Ale każda partia sama wybiera swój kierunek i swoich liderów i ja ten wybór Platformy, bez względu na jego ocenę, szanuję.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze