W jakiej formie wróci Donald Tusk? Czy nowe pokolenie w PO stawi mu opór? Nie wiemy. Pewne jest jedno: przyszłość Platformy rozstrzygnie się w relacji między Tuskiem a Rafałem Trzaskowskim, nawet jeśli nie staną w szranki wyborcze. Jakie są wady, a jakie zalety obu liderów?
Pisząc ten tekst, przyjmujemy jako fakt deklarację Rafała Trzaskowskiego, że po ewentualnej rezygnacji Borysa Budki z funkcji szefa Platformy Obywatelskiej i pomimo chęci powrotu Donalda Tuska w roli lidera Platformy, stanie w szranki z byłym premierem. Co się jednak stanie podczas Rady Krajowej PO w sobotę 3 lipca? Ostatnie godziny wskazują, że obaj politycy doszli do porozumienia i rozpisali między siebie role w największej (pod względem struktury i liczby posłów) opozycyjnej partii.
Tak czy inaczej, Platforma w kolejnych miesiącach będzie miała twarze Trzaskowskiego i Tuska, dwóch polityków, których dzieli pokolenie, wizerunek, dorobek, a czasami również poglądy. Natomiast partia, na którą będą wpływać, bez wątpienia będzie ważnym składnikiem ewentualnej nowej koalicji rządowej po wyborach w 2023 roku. Dlatego oceniamy ich zalety i wady.
Kiedy Donald Tusk po raz pierwszy zostawał posłem w 1991 roku, obecny szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk właśnie zaczynał naukę w szkole podstawowej, poseł KO Franciszek Sterczewski kończył 3 latka, a jego kolega z klubu Mateusz Bochenek urodził się dopiero 1,5 roku później.
Tusk zdążył już przejść w polityce wszystkie możliwe etapy: najpierw dobrze się zapowiadał, później zapowiadał się źle, rezygnował z własnych ambicji politycznych, by za chwilę wbić starszym kolegom nóż w plecy, boleśnie przegrał w jednym roku dwie kampanie wyborcze, by zaraz spektakularnie wygrać dwa razy z rzędu, bezprecedensowo dobrowolnie zrezygnował ze stanowiska premiera dla kariery międzynarodowej, teraz równie bezprecedensowo chce wrócić.
Doświadczenie to w polityce kapitał, którego nie da się kupić. Nie zastąpią go szkolenia, ćwiczenia w występowaniu przed kamerą, doktorat, profesura, ani kariera w sektorze bankowym. Idzie za nim m.in. umiejętność wygrywania zakulisowych rozgrywek i wyczucie właściwego momentu na uderzenie, o czym właśnie na własnej skórze przekonują się młodsi o 20 lat partyjni koledzy i koleżanki Donalda Tuska. Ale to również merytoryczne przygotowanie do rządzenia.
Czyli coś, co w słynnej rozmowie z Bartłomiejem Sienkiewiczem u "Sowy i przyjaciół" Marek Belka określił jako "gravitas". Gravitas Tuska może być jego dużym atutem.
W sondażu OKO.press z listopada 2020 roku 62 proc. badanych uważało, że w razie przejęcia władzy od PiS, opozycja nie jest gotowa, by dobrze rządzić. Co więcej, aż połowa wyborców KO, ruchu Hołowni, Lewicy i PSL nie wierzyła w możliwości partii opozycyjnych. Innymi słowy, wyborcy odmawiali politykom opozycji powagi, bo jeśli w oczach elektoratu nie potrafisz dobrze rządzić, nie jesteś poważnym graczem.
Sam Tusk również miał kiedyś opinię zawodnika wagi lekkiej, by przypomnieć tylko anegdotę, że jako wicemarszałek Sejmu oglądał podczas obrad mecze piłkarskie na Eurosporcie. Ale dziś jego powrót i ewentualne objęcie stanowiska szefa PO da Platformie premię z powagi: być może sama partia nie będzie bardziej lubiana (o czym dalej w rozdziale o wadach Tuska), być może nie będzie w awangardzie innowacyjnych pomysłów na ułożenie polskiej rzeczywistości, ale nikt, nawet najwięksi wrogowie, nie będzie mógł jej odmówić ciężaru gatunkowego.
Partia memów przekształci się w świadomości wyborców w ugrupowanie idące po władzę.
Czy skutecznie, to się okaże.
"Jeśli ktoś ma wizje, powinien iść do lekarza" - stwierdził kiedyś Tusk, co stało się pretekstem do mnóstwa wieloczynnikowych analiz krytykujących rządy PO pod jego wodzą jako krótkowzroczne, skupione na tu i teraz, nie oferujące niczego poza ciepłą wodą w kranie. Ale można podejść do credo byłego premiera od drugiej strony.
Tusk wykuwał je w czasach "wielkiego rozgadania" i wizjonerstwa swojego środowiska politycznego, które prowadziło je do kolejnych porażek, bądź małych zwycięstw, które zresztą i tak przeradzały się w zawstydzające klęski, by wspomnieć tylko rządy koalicji AWS-Unia Wolności.
Opozycja wobec PiS jest obecnie w podobnym stadium - formułuje (lub usiłuje formułować) mnóstwo wizji, pomysłów na to i owo, tworzy wielkie i mniejsze ruchy społeczne, zaś publicyści poganiają ją do tworzenia wielkich narracji i historii. Samo w sobie jest to już tak fascynujące, że na plan dalszy schodzi podstawowy warunek realizacji owych wizji i planów, już powstałych i powstających - najpierw trzeba wygrać wybory.
To jak z piłkarzami na wielkiej imprezie (skoro mowa o zaletach Tuska, to musi być o piłce nożnej): najpierw trzeba wygrać pierwszy mecz, obojętnie jak. Na piękną grę przychodzi czas później.
Dlatego po powrocie Donalda Tuska można się spodziewać, że czasem będzie grał brzydko, faulował, lub symulował faule, grał na czas, prowokował rywali. Od postrzegania natury i sensu polityki zależy, czy będziemy traktować to jako zaletę czy wadę. Jeśli wygra, styl szybko zostanie zapomniany, jeśli przegra - wyolbrzymiony jako przyczyna porażki.
Tusk to jeden z niewielu weteranów liberalnej strony sceny politycznej, który potrafił (pytanie, czy nadal potrafi) sprawnie posługiwać się populizmem, wychwytywać nastroje społeczne lub je kreować. Czasami, a może nawet zazwyczaj - cynicznie i na zimno.
Gdy w 2008 roku opinią publiczną wstrząsnęła sprawa molestowania córki przez ojca, premier Tusk stwierdził: "Wiem, że to się spotka z krytyką organizacji broniących praw obywatelskich. Ale nie sądzę, by wobec takich indywiduów można było stosować nazwę >>człowiek<<". I zapowiedział wprowadzenie kastracji chemicznej jako elementu wyroku w sprawach dotyczących pedofilii.
W gazetach słusznie załamywano ręce, że to standardy niespotykane w cywilizowanym świecie, ale Tusk niewiele sobie z tego robił, zakładając, że zwycięstwa w wyborach nie dadzą mu publicyści, tylko wyborcy. Podobny wymiar miała "wojna z dopalaczami" z 2010 roku, prowadzona, jak mówił ówczesny premier, nawet na granicy prawa, czy zainaugurowana rok później tzw. wojna z kibolami.
Tusk wyczuwający nastroje społeczne i z wyrachowaniem wykorzystujący je do budowania opowieści politycznej, w starciu z PiS, który doprowadził tę metodę do ponurej perfekcji, mógłby być dla opozycji atutem.
Wreszcie nie wystawiałaby szachistów do walki na ringu z osiłkiem wspomaganym przez nielegalny doping.
Jako szef Rady Europejskiej przez dwie kadencje Tusk przez kilka lat grał w pierwszej lidze światowej polityki. Przebywał w krajach, które mają sprawiedliwsze systemy podatkowe, więcej praw człowieka, lepszą jakość życia i debatę publiczną na wyższym poziomie niż w Polsce. Uproszczając, żył tam, gdzie liberalizm ekonomiczny nie oznacza pogardy dla "roszczeniowych nierobów", a konserwatyzm nie idzie w parze z wrogością wobec grup mniejszościowych.
Tusk zawsze dobrze rozumiał aspiracje cywilizacyjne różnych warstw klasy średniej, jako jeden z jej przedstawicieli czuł, czego pożąda, a czego się wstydzi. Stąd nacisk na budowę autostrad, stadionów, czy inwestycje w prestiżowe pendolino. Ten model modernizacyjny z lat 2007-2015 był wielokrotnie później krytykowany, ale w swoim czasie odpowiadał na potrzeby stworzenia zachodniego, europejskiego imaginarium w polskiej rzeczywistości kilka lat po wejściu do Unii Europejskiej.
Teraz Donald Tusk wie na pewno, czym Europa naprawdę jest. Pytanie, czy nadal dobrze wyczuwa, o czym marzy większość polskiego społeczeństwa i czy potrafi na te potrzeby odpowiedzieć. Czy jego powrót będzie oznaczał wejście do gry kopii polityka sprzed dekady, czy jego udoskonalonej wersji. Czy będzie chciał być "starym Tuskiem", czy polskim Joe Bidenem, który wygranej z Trumpem nie potraktował jako okazji do restauracji tego, co było, ale jako szansę na taką zmianę rzeczywistości, by postawić na dłużej tamę prawicowemu populizmowi.
To na pewno zaleta Tuska z punktu widzenia interesu samej Platformy Obywatelskiej. Niekoniecznie prowadzi do sukcesu opozycji, ale na pewno wzmacnia PO. Wiele osób, które zwątpiło już w Platformę i nie znalazło innego miejsca na scenie, odczuwa teraz autentyczną radość i przypływ nadziei.
Wejście do gry byłego premiera to sygnał dla wielkiej mobilizacji zwolenników Platformy. Znak, że na planszy pojawił się gracz najpotężniejszy, więc nadchodzi ostateczne starcie między armiami Śródziemia i Saurona. Albo zwycięży dobro, albo zło. Wóz albo przewóz, innych bitew nie będzie, a nadchodząca jest o wszystko.
Kłopot w tym, że identyczny sygnał dostaną zwolennicy PiS. Natomiast umiarkowani wyborcy, dziś raczej zgrupowani w różnych partiach opozycyjnych, głównie w Polsce 2050 Szymona Hołowni, mogą stracić zainteresowanie tego rodzaju rozgrywką.
I tak dochodzimy do wad Donalda Tuska.
W II turze lipcowych 2020 wyborów prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego głosowało 10 018 263 osoby (na Andrzeja Dudę o 422 385 więcej). Poprzednio w wyborach prezydenckich 10 mln padło tylko raz (10,6 mln Lecha Wałęsy w 1990 roku). Jak pisaliśmy, przegrał o Radom - gdyby 211 193 osoby zagłosowały odwrotnie, byłby prezydentem, a tylu mniej więcej mieszkańców liczy Radom.
Co więcej, Trzaskowski wygrał aż w 10 województwach i tylko wysokie poparcie Dudy w dawnym zaborze rosyjskim (ale już bez Mazowsza) uratowało prezydenturę PiS. Ta porażka była sukcesem Trzaskowskiego. Zostawiła niedosyt, poczucie niedokończonego zadania, a jednocześnie dała nadzieję, że następnym razem się uda.
W kampanii był żarliwy, ale nie agresywny i nie nadęty. Bywał lekki, nawet dowcipny, rósł z wiecu na wiec. "Program miał – bądźmy szczerzy – żaden, coś tam ogłoszono na dwa dni przed I turą" - pisaliśmy. "Niepoważne, ale to się (niestety) w tej kampanii nie liczyło. Pod koniec pożyczył trochę idei od Hołowni.
Trzaskowski nie miał programu z wizją Polski, ale dla wielu sam stał się tą wizją".
W sondażach zaufania do polityków Trzaskowski ściga się z Morawieckim, Dudą (z racji funkcji mają przewagę) i Hołownią. W czerwcowym badaniu CBOS był czwarty (ufało mu 36 proc., nie ufało 40 proc.), bijąc na głowę Budkę (17 proc. do 44 proc.). W czerwcowym IBRiS uzyskał 41 proc. zaufania, tyle samo co Morawiecki i Duda, ale oni mieli wyższe odsetki braku zaufania (Duda nawet 51 proc.). Zaufanie nie musi przekładać się na poparcie polityczne (niezapomniany Jacek Kuroń był tu liderem, ale w wyborach prezydenckich 1995 uzyskał ledwie 9 proc. głosów), ale lepiej mieć lidera, który cieszy się zaufaniem niż takiego, komu większość nie ufa.
Jest sporo rozczarowanych do Platformy osób, które "wierzą w Tuska i kochają go", ale w szerszej społecznej skali należy do kategorii raczej nie lubianych. Trzaskowski - odwrotnie.
W kampanii prezydenckiej Trzaskowski - pomimo wygibasów ideowych w stylu Platformy, która boi się własnego cienia - pokazał, że chce Polski nowocześniejszej, bardziej otwartej, europejskiej. Na Paradzie Równości w Warszawie 2021 wystąpił w zwykłej koszuli w kratkę, serdecznie witał się ze wszystkimi. Wiarygodnie zabrzmiały słowa: "Tutaj bije serce uśmiechniętej Polski, otwartej Polski".
W marcu 2019 Kaczyński krzyczał na gejów i lesbijki "Wara od naszych dzieci", w lutym 2019 Trzaskowski podpisał jako pierwszy w Polsce deklarację wsparcia mniejszości LGBT, coś w rodzaju warszawskiej "Strefy wolnej od homofobii".
Marzenie o Polsce otwartej wyraża też Małgorzata Trzaskowska, która 1 czerwca złożyła dzieciom takie życzenia: "Abyście budowały przyszłość w kraju uśmiechniętym, otwartym, zielonym, gdzie nie musicie protestować przeciwko opresyjnej i nieuczciwej władzy i niszczeniu środowiska a prezydent nie jest obciachem- po prostu w normalnym, nowoczesnym europejskim kraju".
To nie był przypadek, że w II turze wyborów prezydenckich Trzaskowski wziął 74 proc. głosów oddanych zagranicą.
W 2001 roku w niesamowitej rozmowie Moniki Olejnik z Tadeuszem Mazowieckim i Tuskiem po jego odejściu z Unii Wolności, Tusk wytykał partii, którą zdradził, że przez sześć lat nie była w stanie sformułować programu. Drwił: „Rutyna polskiej polityki polega na powtarzaniu nieustannych banałów, które dla nikogo nie są przekonujące”. Gdyby doszło do walki na całego, Trzaskowski mógłby to samo powiedzieć Platformie i Tuskowi, który o polskich sprawach - jak do tej pory - mówi bez wyobraźni, bez szerszego kontekstu, skupiając się na "waleniu w PiS". Trochę za mało na zarysowanie wizji przyszłości.
To wydaje się potrójnie ważne. Po pierwsze, po prostu - Trzaskowski jest nie tylko politykiem partyjnym. Ma jakiś inny "zawód", ma się do czego odwołać. Gdy mówi o edukacji, krytykując Lex Czarnek, widać, że wie, o czym mówi. "Szkoła ma mnóstwo problemów, ale rządzący próbują ją upartyjnić, próbują wprowadzić indoktrynację. Zamiast szkoły, która uczy otwartych postaw, samodzielnego myślenia, chcą sformować uczniów. Nie ma na to naszej zgody. Chcemy szkoły społecznej, nowoczesnej, takiej, która uczy myślenia".
Jako prezydent największego w Polsce miasta poprowadził kampanię wyborczą, rozbijając kandydata prawicy Patryka Jakiego w I turze: 57 proc. do 29 proc.
Politycznie daje mu to dodatkowy grunt, czy kontekst polityczny, co pokazał podpisując w grudniu 2018 Pakt Wolnych Miast z prezydentami Budapesztu, Pragi i Bratysławy (w dodatku na "uniwersytecie Sorosa"). Zadeklarowali wspólne starania o fundusze UE, lobbing w interesie miast, dzielenie się doświadczeniami, a także sprzeciw wobec prawicowego populizmu, zgodnie z wartościami UE i ideą społeczeństwa otwartego. OKO.press skojarzyło się to z ideą "burmistrzów rządzących światem" Benjamina Barbera czy Richarda Floridy koncepcją „klasy kreatywnej”, która rozwija w metropoliach nowe technologie, stawiając na talent i tolerancję (trzy T). Trzaskowski nie potrafi wykorzystać tego nurtu, ale potencjał ma tu ogromny.
Samorządowość Trzaskowskiego stwarza po trzecie szanse na polityczny zysk, z którego Platforma nie umiała do tej pory korzystać. Jak mówił OKO.press prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak: "Niejednokrotnie wystawialiśmy przecież, zupełnie bez sensu, naszego kandydata do walki z niezależnym, popularnym i lubianym samorządowcem. Nasz kandydat oczywiście przegrywał i przy okazji następowało załamanie zaufania". Platforma z Trzaskowskim na czele mogłaby odejść od partyjniactwa na rzecz współpracy jak równy z równym z samorządami.
Wygląda na młodszego niż jest (w styczniu 2021 skończył 49 lat), ale odmładza go luźniejszy styl i... dzieci (12 i 17 lat). W wojnie o prawa kobiet rodzina Trzaskowskich stanęła w jednym szeregu z protestującymi przeciwko władzy państwa PiS i Kościoła katolickiego. "Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet, gdy protestowali niepełnosprawni czy mamy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Dlatego nie wysłałam Stasia na komunię i nasze dzieci nie chodzą już na religię. Widzę też, że wielu znajomych wokół nas zerwało relacje z Kościołem. A ci, którzy je utrzymują, robią to często tylko z powodu presji starszego pokolenia" - mówiła Małgorzata Trzaskowska.
5 maja 2021 Trzaskowski ogłosił start projektu „Campus Polska Przyszłości”. Na przełomie lipca i sierpnia do Olsztyna na tydzień ma przyjechać tysiąc osób do 35. roku życia. Mieszkania, edukacja, kryzys klimatyczny – o tym mają dyskutować.
W sieci pojawiają się spoty Trzaskowskiego z młodzieżą. Na Twitterze i Facebooku wiceprzewodniczący PO udostępnia zdjęcia i nagrania. Dziewczyna w skórzanej kurtce ramonesce, chłopak w morelowej bomberce, zieleń i rozmowy twarzą w twarz. To inny przekaz niż codzienne komunikaty wizualne PO. Tam partyjne igrzyska, sejmowa sceneria, garnitury i garsonki, znana mantra o tym, że PiS niszczy Polskę. Tutaj: niebieskie i różowe leżaki, maseczki z napisem „Campus Polska przyszłości” i hasło „zaprojektujemy lepsze jutro” - pisała w OKO.press Agata Szczęśniak.
Trzaskowski jako twarz Platformy dałby jej szanse na odzyskanie poparcia młodych. W kwietniowym 2021 sondażu Ipsos dla OKO.press w kategorii 18-29 lat największe poparcie uzyskała Konfederacja (33 proc., głównie męskich głosów), przed Polską 2050 (26 proc.) i Lewicą (głównie kobiece głosy - 22 proc.). "PO-PiS" był na samym końcu, Platforma - 9 proc. Marna pociecha, że PiS szorował po dnie - 2 proc.
Dla Platformy Rafał Trzaskowski może oznaczać wyjście poza anty-PiS jako główną, jeśli nie jedyną, odpowiedź polityczną.
Wariant wojny po powrocie Donalda Tuska złośliwie recenzował Szymon Hołownia: "Powtarzanie schematu walki między PO i PiS nie powinno już zajmować Polaków, a polityka powinna iść do przodu. Inaczej będziemy wciąż obserwować, jak dziadek ze szwagrem okładają się w zatęchłym pokoju”.
Trzaskowski, który potrafił chwalić elementy polityki społecznej PiS i nie ma w sobie zawziętości Tuska, miałby szanse wyjść poza atmosferę kłótni w toksycznej rodzinie. Co nie znaczy aprobaty dla łamania demokracji czy populistycznej propagandy władzy.
Wejście Tuska do codziennej politycznej gry na krajowym podwórku automatycznie wzbudza na nowo personalny spór między nim a szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Ten konflikt ciągnie się już szesnasty rok.
Osoby, które pierwszy raz pójdą głosować w 2023 roku, w chwili jego rozpoczęcia nie były jeszcze na świecie.
Nie trzeba być wobec tego przesadnie przenikliwym, by stwierdzić, że walka Tusk-Kaczyński może się okazać dla młodych obywateli niezbyt pociągająca.
Zapewne sam Tusk zdaje sobie z tego sprawę, niewykluczone również, że jeśli dojdzie jednak do porozumienia i współpracy z Trzaskowskim, prezydent Warszawy będzie miał za zadanie "obsługiwać" właśnie młodszych wyborców. Ale logika masowych mediów w dobie internetu (jak również po prostu logika polityczna) jest nieubłagana: jeśli do walki wchodzi mistrz wagi ciężkiej, na walki w niższych wagach nikt nie zwraca uwagi.
Tusk na czele Platformy oznacza, że będziemy żyli jego bitwą z prezesem PiS, a zarumienieni z emocji obserwatorzy zastygną w oczekiwaniu na ostateczny nokaut.
To może oznaczać np. wzmocnienie Konfederacji. Ktoś będzie musiał zagospodarować wyborców znudzonych starym sporem, a konfederaci, którzy jednocześnie nie są PiS-em i zarazem wizerunkowo (w przeciwieństwie do Polski 2050 i Lewicy) mocno różnią się od PO, mogą stać się naturalnym wyborem. Taki obrót spraw nie pomoże demokracji liberalnej w Polsce.
Sondaż Ipsos dla OKO.press z października 2019 r. pokazał, że aż 44 proc. wyborców "zdecydowanie" odrzuca możliwość głosowania na Donalda Tuska, gdyby starował na prezydenta, a kolejne 15 proc. odrzuca taki wybór "raczej". To łącznie dawało 59 proc. elektoratu negatywnego byłego premiera, najwięcej z sześciorga sprawdzanych przez nas kandydatów i stawiało jego ewentualną walkę o prezydenturę pod znakiem zapytania. Jak wiemy, ostatecznie Tusk na starcie z Andrzejem Dudą w 2020 roku się nie zdecydował.
Od tamtego czasu minęły prawie dwa lata, zmieniła się sytuacja, Prawo i Sprawiedliwość jest dużo słabsze niż wtedy. Nieudaczna walka z pandemią i wyrok antyaborcyjny Trybunału Przyłębskiej sprawiły, że władza ogniskuje negatywne emocje również tych obywateli, którzy wcześniej pozostawali życzliwi - niemal 60 proc. badanych w sondażu Ipsos deklaruje, że nigdy w życiu nie zagłosuje na PiS.
W ostatnim (czerwiec 2021) sondażu zaufania do polityków pracowni IBRiS, Donaldowi Tuskowi ufa 33 proc. badanych, brak zaufania deklaruje natomiast 50 proc. Były premier i szef Rady Europejskiej wciąż budzi więc nieufność, może nawet lęk, wśród połowy Polaków. To istotna przeszkoda - dla porównania Rafałowi Trzaskowskiemu ufa 41 proc. badanych, nie ufa - 42 proc. Z drugiej strony Jarosław Kaczyński budzi nieufność 59 proc. badanych, co nie przeszkadza jego partii być liderem sondaży.
Inna sprawa, że wybory parlamentarne radykalnie różnią się od prezydenckich - w tych pierwszych 40 proc. poparcia to dla PO wynik marzeń, w tych drugich - druzgocąca klęska w drugiej turze. Niskie notowania Tuska są więc wadą, ale nie stanowią przeszkody, która uniemożliwia udany powrotu do polityki.
Cieniem na rządach Donalda Tuska położył się światowy kryzys gospodarczy z 2008 roku. Mimo opowieści o Polsce jako zielonej wyspie, państwie, którego jako jedynego w Europie nie dotknęła kryzysowa recesja, tąpnięcie gospodarcze przełożyło się na poziom życia obywateli. W 2013 roku skrajne ubóstwo sięgało w Polsce 7,4 proc, w 2017, drugim roku rządów PiS, spadło do 4,3 proc.
Za Tuska rozpleniły się umowy śmieciowe, które stały się dla pracodawców receptą na kryzys. Pomysł wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej, która miała ukrócić stan nazywany nawet przez liberalnych publicystów "płacową hańbą" (np. w branży ochroniarskiej), przyszedł dopiero w 2015 roku, gdy rządziła już Ewa Kopacz.
Część negatywnych konsekwencji rządów Tuska to oczywiście wynik światowego kryzysu, ale nie zmienia to faktu, że w pamięci milionów obywateli ich ówczesne kłopoty mają twarz byłego premiera. A jeśli nawet powoli o tym zapominają, propaganda mediów narodowych wnet to im przypomni. Kto wie, czy to nie jeden z największych deficytów Tuska w roli lidera.
Jego młodsi koledzy i koleżanki zawsze mogą powiedzieć, że wtedy nie rządzili albo zajmowali pomniejsze stanowiska. Tusk nie. Jak głosił stary slogan Platformy, ponosi "pełną odpowiedzialność" - i za rzeczy dobre i za te złe. A pamięć społeczna jest nieco wredna: wybiórcza, tendencyjna, złośliwa. Błędem byłoby to lekceważyć.
To spekulacja, ponieważ nie wiemy, jaką agendę programową i ładunek emocjonalny wniesie do rozgrywek politycznych Donald Tusk, ale można zakładać, że jego wejście na planszę raczej utrudni niż ułatwi ewentualne porozumienie partii opozycyjnych.
Bo Tusk na czele Platformy oznacza niechybną polaryzację polityczną wzdłuż osi PiS-PO, co w sposób naturalny osłabia pozostałe partie po stronie opozycyjnej. Polska 2050 i Lewica będę miały dwie drogi ucieczki z tej pułapki: albo oddać się pod władzę Tuska, albo odróżnić od niego za wszelką cenę. A ponieważ nie wydaje się, żeby Hołownia czy Zandberg byli skłonni podporządkować się Platformie (zwłaszcza wtedy, jeśli jej liderem jest Tusk), walka polityczna może się zaostrzyć.
Szymon Hołownia z góry zdystansował się od Tuska na konferencji prasowej pod Sejmem w piątek 2 lipca: "W powrocie Tuska słowo »powrót« jest kluczowe. Wracamy, a powinniśmy iść do przodu. Czy oni mają pomysł, jak tym zarządzać, żebyśmy nie wrócili do tej polaryzacji, która już sześć razy skończyła się wygraną PiS?".
Tak złośliwie można odtworzyć jego polityczną osobowość. Do wyborów prezydenckich 2021, gdzie wypadł tak dobrze, nie zgłosił swej kandydatury - to Jacek Jaśkowiak walczył z wysuniętą przez partyjny establishment Małgorzatą Kidawą-Błońską (tu analiza). Po wyborach 2020 nie posłuchał głosów zachęty, by przejąć władzę w Platformie lub stworzyć nową siłę polityczną. O kandydowaniu na lidera PO zaczął mówić dopiero, gdy powrót zapowiedział Donald Tusk.
Trzaskowskiemu brakuje determinacji, tej cechy polityków, którzy do końca i na 100 procent są gotowi walczyć o władzę. Jest jakby zbyt dobrze wychowany, za delikatny, zbyt inteligencki.
20 lat temu Tusk wyrwał się z panteonu wielkich postaci zgromadzonych w Unii Wolności.
Trzaskowski ma do czynienia z formacją zmęczoną - najpierw rządzeniem, a potem serią kolejnych porażek wyborczych. Uprawienia polityki to nie tylko wiece i wywiady (gdzie czuje się swobodnie), ale także dogadywanie się, a czasem wymuszanie przywództwa. W ramach Platformy wymagałoby to ogromnej mobilizacji. Zacytujmy ponownie Jacka Jaśkowiaka: "Trzeba zasuwać! To jedyna recepta. Partia to nie ZBoWiD – nie możemy żyć wspomnieniami kombatanckimi o starych dobrych czasach. Niedawno na spotkaniu u jednego z polityków-założycieli Platformy, w kółko słyszałem opowieści o tym, jaki to kiedyś był entuzjazm… Dla nas to jest ostatni moment na zmianę. Przed nami trzy lata ciężkiej pracy, którą trzeba zacząć już dzisiaj".
Wydawało się po wyborach 2020, że Rafał Trzaskowski rozpocznie polityczny marsz. Dopiero w połowie października 2020 ogłosił jednak powstanie Ruchu Wspólna Polska, wcześniej spędził urlop z rodziną. To zapewne nie był dobry moment na zadbania o work life balance...
Plany Ruchu były jednak ambitne: zbieranie podpisów pod projektami ustaw, jakaś wizja związku zawodowego, otwarcie na inne środowiska pod hasłem "Przestańmy myśleć co nas dzieli, zacznijmy myśleć o tym co nas łączy". Kilka miesięcy później okazało się, że nie łączy nas prawie nic - a szumnie zapowiadany ruch jest w powijakach, zabrakło nawet życzeń z okazji Nowego Roku. Okolicznością łagodzącą była pandemia, ale z drugiej strony otwierała ona ogromną przestrzeń dla działań w sieci.
Inicjatywa "CAMPUS Polska Przyszłości" (o której była mowa wyżej), pokazuje, że być może coś z idei "ruchu Trzaskowskiego" uda się ocalić, ale wrażenie zlekceważenia własnej obietnicy pozostało.
„Platforma Obywatelska jest złodziejem nadziei. Udają, że coś się dzieje, mało z tego wynika" – komentował zapowiedzi powstania ruchu wokół Rafała Trzaskowskiego i odnowy partii przez Borysa Budkę – jeden z rozmówców Agaty Szczęśniak. - Nie ma nic gorszego niż zawiedzione nadzieje wyborców”.
Pytanie, dlaczego tak jest. Czy Rafałowi Trzaskowskiemu brakuje determinacji, co opisaliśmy wyżej jako postawę "Nie chcę, ale mogę"?
Odpowiedź może być prostsza, brakuje mu... czasu. Przecież gdyby poważnie myślał o przewodzeniu sile zdolnej wygrać krajowe wybory, musiałby bez dwóch zdań zrezygnować z prezydentury w Warszawie. Widać, że nie ma na to ochoty. Poza tym byłoby to ryzykowne politycznie i dla niego samego, i dla Platformy. Dla Warszawy zresztą też.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze