0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Wojtek Radwanski / AFPWojtek Radwanski / A...

Sprawę śmierci Izabeli z Pszczyny ujawniono pod koniec października 2021 roku, rok po wyroku TK Julii Przyłębskiej, który usuwał z ustawy z 1993 roku jedną z przesłanek do aborcji – tę mówiącą o ciężkiej chorobie płodu.

Przeczytaj także:

„Konsekwencje wyroku TK w praktyce. Pacjentka 22 tydz., bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjenta zmarła. Wstrząs septyczny” – napisała 29 października 2021 roku na Twitterze Jolanta Budzowska, radczyni prawna zajmująca się sprawami błędów medycznych.

Po kilku dniach poznaliśmy bardziej szczegółowy przebieg wydarzeń m.in. dramatyczne wiadomości, które Izabela wysyłała do rodziny:

Dobę przed śmiercią pisze: „Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć". I dalej: „W sumie może być tak, że każdej chwili dostanę sepsę. Ja jeszcze czekam na przyjęcie. Nie mam pokoju, od rana. Nie mogą nic zrobić, bo by było, że specjalnie”.

Po ujawnieniu sprawy obywatele i obywatelki wyszły na ulice polskich miast pod hasłem „Ani jednej więcej":

NFZ i Rzecznik Praw Pacjenta stwierdzili nieprawidłowości w szpitalu w Pszczynie. Po dwóch latach, w listopadzie 2023 roku prokuratura sformułowana akt oskarżenia. Opinię publiczną zbulwersował fakt, że prokuratura uznała, że sprawa nie miała żadnego związku z wyrokiem TK Przyłębskiej.

O unikaniu odpowiedzialności władz za śmierć Izabeli pisaliśmy tutaj:

17 lipca 2025 roku trzech lekarzy usłyszało wyrok. Krzysztof P. został skazany na karę roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, zakaz wykonywania zawodu na cztery lata oraz grzywnę. W przypadku Michała M. zasądzono rok i trzy miesiące więzienia i sześć lat poza zawodem. Andrzej P. usłyszał wyrok półtora roku pozbawienia wolności i zakazu wykonywania zawodu na sześć lat. Postanowienia sądu nie są prawomocne, obrońcy oskarżonych mogą się od nich odwołać.

O sprawie rozmawiamy z pełnomocniczką rodziny zmarłej Izabeli, mecenas Jolanta Budzowską.

Adekwatna kara

Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Zapadł wyrok na lekarzy, których zaniedbania doprowadziły do śmierci pani Izabeli z Pszczyny. Reprezentowała Pani rodzinę zmarłej. Czy rodzina uważa, że to sprawiedliwy wyrok?

Mecenas Jolanta Budzowska: Rodzina obawiała się, że kary, jeżeli będą bardzo niskie, zbagatelizują wagę tych tragicznych wydarzeń i nie będą adekwatne do skutku, którym była – o tym nie należy zapominać – śmierć młodej kobiety. Dlatego, chociaż te kary bez zawieszenia mogą wydawać się surowe, w ocenie rodziny są adekwatne do skali zaniechań i błędnych decyzji.

Czy można powiedzieć, że to był błąd lekarski? Pytam o to dlatego, że błąd kojarzy nam się z działaniem nieumyślnym – nieuwagą, brakiem wiedzy – a tutaj sąd wskazał na umyślność działania.

To był błąd lekarski, czyli działanie niezgodne z aktualną wiedzą medyczną. Potwierdzili to w prowadzonych postępowaniach zarówno Rzecznik Praw Pacjenta, jak i NFZ. Ubezpieczyciel szpitala zawarł ugodę z poszkodowanymi, a sąd skazał lekarzy.

Inną sprawą są przyczyny tęgo błędu. Niewiedza? Na pewno. Brak wyobraźni? Jak najbardziej.

Możemy mówić o błędzie dlatego, że rozwój sytuacji zdrowotnej u Pani Izabeli był modelowy, opisywany w podręcznikach ginekologii i położnictwa. Wiedza, jak postępować w tym przypadku, była absolutnie dostępna. Przypadek nie był skomplikowany nawet dla lekarzy szpitala o najniższej referencyjności, a dowiodły tego ustalenia wszystkich postępowań, które się w tej sprawie toczyły.

Działanie lekarzy było z tą wiedzą sprzeczne.

Jak można opisać tę modelową sytuację?

Pani Izabela zgłosiła się do szpitala z bezwodziem, zdiagnozowanym przez lekarzy. Zaczął rozwijać się stan zapalny. Wiadomo, że ten stan zapalny, jeżeli nie podejmiemy aktywnego leczenia i nie usuniemy źródła zakażenia – w tym przypadku płodu w warunkach bezwodzia – doprowadzi do sepsy, wstrząsu septycznego, w rezultacie do śmierci.

Te wydarzenia były więc do przewidzenia. Dlatego sąd przyjął tutaj umyślność w zamiarze ewentualnym. Chodzi o sytuację, w której sprawca nie chce popełnić czynu zabronionego, ale powinien dostrzegać ryzyko, wie, że taki czyn może być konsekwencją jego działań i się na to godzi.

W tej konkretnej sytuacji można to opisać tak: stan zapalny się rozwija i lekarz musi wiedzieć, czym to się skończy, ale mimo to nie działa adekwatnie do zagrożenia.

A co powinien zrobić w takiej sytuacji?

Po tym jak wyniki badań pokazały, że mamy do czynienia ze stanem zapalnym, należało, po pierwsze, zmienić antybiotykoterapię, po drugie, po szybkiej weryfikacji, że stan zapalny nadal się rozwija, zdecydować o natychmiastowej terminacji ciąży – bo to właśnie stan płodu w sytuacji bezwodzia był źródłem infekcji.

Tymczasem tutaj wszystkie decyzje zostały podjęte z opóźnieniem. Decyzja o terminacji ciąży została podjęta niemal w tym samym momencie, gdy doszło już do pełnoobjawowego wstrząsu, zatrzymania krążenia i śmierci. I, rzecz jasna, było już za późno na uratowanie życia.

Wspomniała Pani wcześniej o przyczynach popełnienia tych błędów. Czy uważa Pani, że jedną z nich mógł być wyrok TK Julii Przyłębskiej wydany rok wcześniej?

Nie mogę omawiać szczegółów sprawy, bo proces był niejawny. Mogę powiedzieć tyle, że w opinii rodziny zmarłej wyrok na pewno wpłynął na działania lekarzy. Dowodem pozaprocesowym, o którym mogę powiedzieć, była rozmowa, którą szwagierka pani Izabeli przeprowadziła z jednym z lekarzy. Lekarz powiedział jej, upraszczając: wie pani, jak jest, my nic nie możemy.

Znamy także korespondencję zmarłej z rodziną, gdy była hospitalizowana. I ta korespondencja na to wskazuje. Zakładam, że pani Izabela musiała usłyszeć coś takiego od lekarza. W normalnej sytuacji pacjentka powinna otrzymać informacje o planie leczenia. Tutaj nic takiego się nie wydarzyło, taki plan nie istniał. Jedynym planem było czekanie na obumarcie płodu, co wynika jednoznacznie z dokumentacji medycznej.

Na pewno można powiedzieć, że lekarze działali w konkretnym otoczeniu polityczno-społecznym. Słyszeli, że zaostrzono prawo, odbierali to w taki sposób, że ryzyko po terminacji ciąży jest większe i dlatego czekali.

Kobiety umierają po cichu

Czy z takimi przypadkami nie mieliśmy do czynienia także wcześniej?

Na pewno tak, później zresztą też. Nie znamy skali, bo nie były one ujawniane. W tej sytuacji brat pani Izabeli jako pierwszy faktycznie poruszył niebo i ziemię, żeby sprawę wyjaśnić i żeby winni ponieśli konsekwencje.

Często natomiast tak traumatyczna historia, jak śmierć młodej kobiety, powoduje paraliż emocjonalny w rodzinie i mało kto ma odwagę, by dochodzić sprawiedliwości. Rzadko także mamy do czynienia z tak jednoznaczną dokumentacją w postaci korespondencji Izabeli z mamą i przyjaciółką. Dzięki temu udało się pokazać, z czym mierzą się kobiety w takich sytuacjach.

Poza sprawą pani Izabeli prowadzę jeszcze dwie sprawy, w których okoliczności są niemal identyczne. Pierwsza to sprawa pani Doroty z Bochni, która zmarła w maju 2023 roku [o sprawie pisaliśmy tutaj – przyp. red.] Zawarliśmy ugodę z ubezpieczycielem, bo potwierdziły się nasze zarzuty, że doszło do błędu medycznego, co wynika także z ustaleń Rzecznika Praw Pacjenta. Sytuacja niemal identyczna jak ta z Pszczyny. W tej sprawie prokurator już też postawił zarzuty lekarzom.

Druga sprawa to przypadek pani Justyny z Wodzisławia Śląskiego. Tutaj postępowanie przygotowawcze jest jeszcze w fazie in rem [w sprawie], natomiast okoliczności są bardzo zbieżne z dwiema poprzednimi. Piąty miesiąc ciąży, sepsa, śmierć, a w tle czekanie lekarzy na obumarcie płodu.

To są sprawy znane nam, opisane, ale wiele kobiet umiera z tego samego powodu w milczeniu, nie wiemy o nich.

Wiele?

Nie mamy, rzecz jasna, statystyk i nie chcę powiedzieć, że to zjawisko masowe, ale na pewno nie są to tylko pojedyncze przypadki. Sprawa pani Izabeli była w jakimś stopniu precedensowa, a jej nagłośnienie pomogło nie tylko kobietom i ich rodzinom, ale także lekarzom.

Zdobyli nie tylko większą wiedzę medyczną, jak postępować w takich przypadkach, ale i większą pewność, czym się kierować, gdy mają podejmować decyzje wobec pacjentek. Po śmierci Izabeli ministerstwo wydało okólnik o tym, co robić w takich sytuacjach i ja sama odebrałam kilka telefonów od znajomych lekarzy, którzy się jedynie upewniali, że działania, jakie planują, są bezpieczne z prawnego punktu widzenia.

A wyrok skazujący pokazał, że postawy prezentowane przez niektórych przedstawicieli środowiska lekarskiego i ich oświadczenia, że wobec niezwolnienia lekarzy z odpowiedzialności karnej za błędy medyczne, będą leczyć wyłącznie zachowawczo, nie podejmując żadnego ryzyka, nawet gdy leży to w interesie pacjentów, są ślepym zaułkiem.

Nieuzasadniony strach przed konsekwencją zgodnych z aktualną wiedzą medyczną decyzji – jak w przypadku terminacji ciąży – nie może w żaden sposób usprawiedliwiać lekarzy.

Co można zrobić, by do takich tragedii nie dochodziło?

Na pierwszym miejscu byłaby zmiana ustawy. Na taką, która uszanuje prawo kobiet do samostanowienia, i prawo lekarzy do postępowania zgodnie z wiedzą medyczną i autonomią pacjentek. W skrócie: państwo powinno się trzymać jak najdalej od ręcznego sterowania wiedzą medyczną i prawami kobiet.

Ale to się nie wydarzy w najbliższym czasie. A skoro nie, to pomocne są stanowiska towarzystw naukowych, które doprecyzowują wymogi stawiane lekarzom zarówno w kontekście etyki zawodowej, jak i praw pacjenta. To służy pacjentom i jest istotną wskazówką dla lekarzy.

;
Na zdjęciu Magdalena Chrzczonowicz
Magdalena Chrzczonowicz

Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze