0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

"Chcieli przez dziesiątki lat zniszczyć ich pamięć [Żołnierzy Wyklętych - przyp. red.], to dlatego zabijali ich skrytobójczo, to dlatego zakopywali ich bez nagrobków, poniżali ich, ubierali w faszystowskie-niemieckie mundury. Próbowali wymazać ich imiona, poniżali ich rodziny, zadając im najstraszliwsze ciosy, bo takim ciosem jest nie wiedzieć, gdzie leży twój ojciec czy mąż", mówił podczas obchodów prezydent Andrzej Duda.

Przelicytował go premier Mateusz Morawiecki: "Wasze męstwo, wasza odwaga, poświęcenie przewyższała nawet to spod Termopil. Wasza wiara, że są wartości ważniejsze od życia, wytycza azymut dla nas na przyszłość. Jeden z Żołnierzy Wyklętych, Feliks Selmanowicz pisał w liście do syna: »Wszystko co zostawiam najdroższego, najważniejszego na świecie, to Polskę i Ciebie, kiedy odchodzę w zaświaty«. I te słowa żyją. One są w nas głęboko. One pokazują, co na tym świecie jest najważniejszego. Taką żagiew wolności i prawdy właśnie przekazują nam Żołnierze Wyklęci, żołnierze walki o niepodległą Polskę".

"Dziś czcząc naszych bohaterów musimy chronić ich przed tymi, którzy chcą ryć rysy na ich pancerzach", ostrzegał wiceprezes IPN, Krzysztof Szwagrzyk. Określenie "ryć rysy" - robiło wrażenie.

"Stojąc w tym miejscu, chylimy czoła przed tymi, którzy w czasie czarnej nocy stalinizmu pozostali wierni fundamentalnym wartościom, takim, jak prawda, wolność i honor", przekonywał bez fajerwerków wicepremier Piotr Gliński.

"Oddajemy cześć i honor Żołnierze Niezłomni, którzy przez lata byli wymazywani z polskiej historii. Dziś żyjemy w wolnej i suwerennej Polsce, z dumą wspominamy wszystkich tych, którzy dzięki hartowi ducha, niezłomnej woli i przekonaniu, że tak trzeba, bili się o wolną Ojczyznę", mówił szef MON Mariusz Błaszczak.

"Pamięć o nich na zawsze miała zaginąć. Polacy na to nie pozwolili", mówiła wicepremier Beata Szydło, zupełnie bez polotu..

Obchody trwały cały dzień, premier i prezydent odwiedzali kolejne miejsca, by tam wygłosić kolejne przemówienia. W prorządowych mediach dominowały relacje z uroczystości. Wszystko w tonie martyrologiczno-patetycznym, bez śladu prawdy o tamtych dramatycznych, zarazem heroicznych i patologicznych wyborach.

Przeczytaj także:

Skąd wzięli się ci "niezłomni" vel "wyklęci", którzy w narracji PiS wypierają nawet AK?

Od historii do mitu

W 1993 roku Liga Republikańska – dziś już mało pamiętana radykalna prawicowa organizacja – zorganizowała wystawę poświęconą antykomunistycznemu podziemiu zbrojnemu po 1944 roku. I nadała jej tytuł: „Żołnierze Wyklęci”.

„To określenie dedykowane żołnierzom podziemia antykomunistycznego idealnie oddawało, tak uznawaliśmy, proces wykluczenia/wyklęcia ich dziejów, etosu i ofiary z obszaru pamięci i wrażliwości historycznej naszej wspólnoty narodowej” – pisał Grzegorz Wąsowski z Ligi Republikańskiej.

Ligę utworzyła grupa działaczy b. podziemnego NZS Uniwersytetu Warszawskiego w reakcji na zwycięstwo postkomunistów w wyborach 1993 roku. Szefem Ligi był Mariusz Kamiński, obecnie minister bez teki w rządzie Mateusza Morawieckiego i koordynator ds. służb.

Również na początku lat 90. historycy zaczęli badać – dotąd mało znaną z oczywistych powodów – historię zbrojnego podziemia antykomunistycznego. Młodzi historycy grupowali się przede wszystkim wokół dwóch postaci: Tomasza Strzembosza i Janusza Kurtyki, późniejszego prezesa IPN. Należeli do nich bardzo dziś znani badacze, jak Grzegorz Motyka czy Kazimierz Krajewski. Pracę ułatwiał dostęp do archiwów PZPR, choć najważniejsze archiwa – zbiory MSW, były trudno dostępne do lat 2000.

"Choć z tekstów części wymienionych autorów przebija wyraźna sympatia do antykomunistycznego podziemia, nie unikali oni drażliwych problemów, jak stosunek do mniejszości narodowych, mordy na cywilach czy trudne relacje pomiędzy różnymi odłamami podziemia" – wspominał tamten okres po latach prof. Rafał Wnuk, jeden z najważniejszych historyków niepodległościowej partyzantki.

Podnoszono również kwestię stopniowego degenerowania się antykomunistycznej partyzantki, która pozbawiona politycznego przywództwa i możliwości przejścia do życia cywilnego, czasami przekształcała się w bandy rabunkowe.

OKO.press szczegółowo relacjonowało marsz ku czci Romualda Rajsa "Burego", który odbył się 24 lutego 2018 w Hajnówce. Zobacz nasze teksty: Pytała Burego: „Powiedz mi, gdzieś ty zamordował mojego męża?”. Fotoreportaż OKO.press z Hajnówki

"Historycy – pisał prof. Wnuk – starali się pisać historię krytyczną i nie wchodzili w rolę kreatorów polityki pamięci czy polityki historycznej”. Tę drugą rolę w latach 90. zarezerwowała dla siebie Liga Republikańska.

„Określenie Żołnierze Wyklęci zawierało zatem nasze oskarżenie pod adresem elit opiniotwórczych III RP” – pisał Wąsowski z Ligi Republikańskiej. „Oskarżenie o pomijanie przez owe elity, w procesie odbudowy wrażliwości historycznej rodaków najważniejszego, najbardziej dramatycznego i heroicznego zarazem rozdziału z historii oporu stawianego przez naszych przodków reżimowi komunistycznemu”.

„Patriotyzm, który wyłania się z mitu żołnierzy wyklętych, to patriotyzm radykalnego antykomunizmu, bo nienawiść do komunizmu jest jego centralnym punktem” – mówił w rozmowie z OKO.press w marcu 2017 roku historyk, prof. Piotr Osęka z Instytutu Studiów Politycznych PAN.

„Ten mit ma przedstawić wypracowane w 1989 roku przy Okrągłym Stole porozumienie jako nie zasługujące na pamięć i szacunek, bo będące haniebnym kompromisem z wrogiem”.

„Żołnierze wyklęci” jako fundament

Ten sposób myślenia kontynuowała znaczna część prawicowych historyków i publicystów przez ostatnie 20 lat.

„Żołnierze Wyklęci mogą stanowić dla nas fundament ideowy i moralny, zupełnie inny niż ten założycielski w III RP”, mówił w 2016 roku wywiadzie Leszek Żebrowski, apologeta NSZ, autor książek o „wyklętych”, jeden z idoli polskich narodowców.

„Po sprawie Wałęsy widać, że ten fundament jest już zupełnie skompromitowany” – dodał, mając na myśli sprawę TW „Bolka”, która odżyła po ujawnieniu dokumentów z szafy gen. Czesława Kiszczaka w lutym 2016 roku.

Termin „żołnierze wyklęci” stał się tak pojemny, że w zasadzie stracił znaczeniową ostrość. Prof. Wnuk ubolewał w jednym z wywiadów, że określenie to „raz oznacza opór zbrojny, innym razem działalność polityczną, a niekiedy sam fakt bycia represjonowanym przez komunistyczny reżim”.

„W sensie historycznym taka grupa jak »żołnierze wyklęci« nie istniała” – powiedział prof. Wnuk.

Narodowa świętość

Wśród „wyklętych” można znaleźć np. gen. Emila Fieldorfa „Nila”, który nie był zaangażowany w powojenną konspirację, jak i mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, według publikacji IPN winnego zbrodni na ludności litewskiej w Dubinkach.

Ale do grona „niezłomnych” nie zaliczono Kazimierza Moczarskiego czy Władysława Bartoszewskiego. A przecież obydwaj do końca byli żołnierzami Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Pokazuje to arbitralność w układaniu listy „wyklętych”.

Uczynienie z „wyklętych” antytezy dla elit „okrągłostołowych” doprowadziło do ich swoistej sakralizacji.

Wszelka krytyka – w tym przywoływanie udokumentowanych zbrodni, których dopuścili się np. wspomniany „Łupaszka” czy Romuald Rajs „Bury” – jest przez część historyków i prawicowych publicystów traktowana jak zamach na narodową świętość. A to utrudnia sensowną publiczną debatę na temat podziemia antykomunistycznego i ocenę jego roli w najnowszej historii Polski.

„Bury” na koszulce

Rolę w tworzeniu w III RP kultu „wyklętych” odegrał IPN. Co prawda, Instytut prowadził śledztwa, które wskazywały na zbrodniczą działalność niektórych z „niezłomnych”. Wydawał też publikacje, które „odbrązawiały” ich mit. Ale pisane naukowym, hermetycznym językiem, znajdowały odbiorców głównie wśród specjalistów.

Do szerszego grona trafiały raczej komiksy z serii „Wilcze Tropy", które przekazywały jednoznacznie pozytywną, heroiczno-martyrologiczną legendę antykomunistycznego podziemia.

W Polsce rozpoczęła się, szczególnie wśród młodych ludzi i kibiców piłkarskich, moda na „żołnierzy wyklętych”. Na stadionach pojawiły się wielkie oprawy z wizerunkami żołnierzy, zaczęto szyć tzw. odzież patriotyczną. Powstały też filmy fabularne „Historia Roja” i „Wyklęty”.

Ale społeczna świadomość skomplikowanej rzeczywistości historycznej pierwszych powojennych lat w Polsce nadal jest dość nikła.

Ikony zamiast faktów

Badanie CBOS „Polskie podziemie antykomunistyczne w pamięci zbiorowej” z lutego 2017 roku przyniosło zaskakujące wyniki:

  • 45 proc. Polaków w ogóle nie słyszało o grupach zbrojnych walczących z władzą komunistyczną po wojnie. Spośród 55 proc., którzy słyszeli o podziemiu antykomunistycznym, jedna czwarta twierdzi „wiem mało, praktycznie nie orientuję się”, a tylko 6 proc. z tej grupy ocenia swoją wiedzę jako „dużą”;
  • tylko 31 proc. badanych, którzy deklarują wiedzę na temat powojennej partyzantki, potrafi podać konkretne nazwiska, pseudonimy lub nazwy oddziałów;
  • dość często określenie „żołnierze wyklęci” rozciągane jest także na okres wojny i okupacji (np. „Hubala”, który został zabity przez Niemców w 1940, wymienia się częściej jako „wyklętego” niż „Zagończyka”, czy „Roja”);
  • „żołnierze wyklęci” są przede wszystkim postrzegani jako symbole pewnych wartości, a dopiero w dalszej kolejności przez pryzmat swych działań – funkcjonują więc raczej jako heroiczne figury.

„Wszystkie badania społeczne pokazują, że świadomość historyczna młodego pokolenia jest dość skąpa” – mówił w 2015 roku prof. Wojciech Burszta. „Natomiast są pewne istotne dla młodzieży tematy historyczne, które traktowane są jako emblematyczne dla polskich dziejów i polskiego patriotyzmu. Oznacza to, że im mniej rzetelnej wiedzy historycznej, tym większa fascynacja wybranymi momentami polskiej historii” – dodał.

Według sondażu IPSOS dla OKO.press z września 2016 roku 61 proc. Polaków i Polek uważa, że tzw. żołnierze wyklęci to bohaterowie. Przed nimi jednak badani wybrali powstańców warszawskich, pilotów w bitwie o Anglię, Polaków ratujących Żydów i powstańców z getta warszawskiego. Za bohaterów żołnierzy wyklętych uważają przede wszystkim mężczyźni i przede wszystkim wyborcy PiS.

Szczegółowe wyniki zobacz tutaj:

Przeciwko „lumpenelitom”

Trend podchwyciło Prawo i Sprawiedliwość. „Wyklęci” stali się częścią polityki historycznej rządzącej partii.

„PiS wykorzystuje fascynację części młodzieży i np. kibiców »wyklętymi«. Ona udowadnia im ich tezę, że »narodowe odrodzenie« i »dobra zmiana« są w gruncie rzeczy odpowiedzią na potrzeby Polaków. Zwłaszcza młodego pokolenia, które otrząsa się po latach zdeprawowania i bycia oszukiwanym przez »lewicowo-liberalne lumpenelity«" – mówił OKO.press prof. Piotr Osęka.

Historyk odnosi się do sformułowania prof. Anny Pawełczyńskiej, która „lumpenelitami” nazwała establishment, jaki miał w Polsce zastąpić zdziesiątkowane przez wojnę i komunistów „prawdziwe” niepodległościowe elity. W ten sposób ludzie „wykorzenieni z kulturowego dziedzictwa, pozbawieni wrażliwości na prawdę, dobro i piękno, gotowi do służby u obcych” mieli zawłaszczyć wszystkie obszary życia społecznego i kierować nimi również po 1989 roku.

PiS potrzebował własnego mitu założycielskiego, by odciąć się od nienawistnych „elit okrągłostołowych”. „Wyklęci stali się protezą, wymyśloną zastępczą tradycją, za pomocą której PiS się uzasadnia, przedstawiając siebie jako kontynuatorów ich walki” – mówi prof. Osęka.

„Wyklęci” kontra demokracja

Jest jeszcze jeden powód, dla którego mit „wyklętych” jest dla PiS użyteczny. Opowieść o żołnierzach podziemia antykomunistycznego pozwala na łatwe podzielenie społeczeństwa i jego elit na „dobrych” i „złych”. „Tak można zbudować plemię czy klub kibica piłkarskiego, ale nie społeczeństwo otwarte.

Mit “wyklętych” jest więc antyobywatelski i szkodliwy, bo wyklucza dialog, porozumienie, bo jedyna prawidłowa i akceptowalna przez patriotę postawa to walka na śmierć i życie” – uważa prof. Wnuk.
;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze