Morawiecki pochwalił się spotkaniem z ludźmi „mediów”, na którym „nie było trudnych pytań”. Sprawdziliśmy. To dlatego, że na spotkaniu nie było ani jednego dziennikarza, który mógłby zadać trudne pytania, tylko sami propagandziści albo pracownicy mediów pokornych wobec władzy
25 września premier Mateusz Morawiecki zamieścił na Twitterze wpis z fotografią, na której siedzi na którejś ze stacji Orlenu w gronie grupy osób. To krótka przerwa w trasie jego kampanijnego autobusu. Podpis „Kawka i sękacz z mediami :) nie ma trudnych pytań! Jedziemy dalej”.
Pod tweetem ironiczne wpisy. „A gdzie media?” albo „Doradcy nie są od zadawania pytań”, docinki o tym, że to „obdzwonieni” i o „wazelinie” na spotkaniu. Zaciekawiło nas, co to za media premier zaprasza na takie spotkania. Jacy to dziennikarze mogą mu zadawać pytania, a on – w domyśle – na nie odpowiada? Bo „nie ma trudnych pytań”. Tymczasem na konferencjach z udziałem dziennikarzy patrzących rządowi na ręce, Morawiecki wyślizguje się od niewygodnych pytań, ignoruje je albo wręcz jego pracownicy wyłączają pytającym mikrofony.
Sprawdziliśmy, jak bardzo „niezależne” są media, których dziennikarze mają tak dobry dostęp do premiera, że mogą z nim przegryzać ciastka na Orlenie. Dla ułatwienia ponumerowaliśmy osoby widoczne na zdjęciu opublikowanym przez Morawieckiego.
Najbliżej premiera siedzi Paula Jakubik – jeszcze niedawno licealistka, 2 lata temu rozpoczęła studia – prawo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jednej z głównych katolicko-teologicznych kuźni młodych kadr PiS.
Z jej profilu na LinkedIn można wywnioskować, że ma już spore doświadczenie. Tyle tylko, że to doświadczenie związane wyłącznie z PiS i kontrolowanymi przez tę partię instytucjami i spółkami skarbu państwa. Zaczęła w Kancelarii Premiera Rady Ministrów (3 miesiące.) i NASK (2 miesiące). Potem pracowała w Totalizatorze Sportowym (pół roku). Tuż po liceum już zasiadła w zarządzie Stowarzyszenia „Dla Polski – Ruch" Adama Andruszkiewicza. To stowarzyszenie nacjonalisty, któremu PiS dał funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Cyfryzacji, by przeciągnąć na swoją stronę prawicowych radykałów. Jego organizacje garściami czerpią z publicznych pieniędzy. Zaskakujące jest, że na stronach Fundacji Jakubik nie jest wymieniona jako członek zarządu.
I najlepsze – według LinkedIn obecnie Paula Jakubik pracuje w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Cyberbezpieczeństwa… w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
A zatem jest podwładną premiera.
Jakubik PiS wciągnął już w I klasie liceum, do Parlamentu Młodych partia transferowała ją w II klasie. Czym sobie na to zasłużyła? Lokalny portal ze Szczecinka – stamtąd pochodzi – pisał, że dostała się do Sejmu Dzieci i Młodzieży po tym, jak „wykonała zadanie konkursowe, które następnie było szczegółowo oceniane”. Co ciekawe, już wtedy serwis Szczecinek.com – zaskakująco chętnie piszący o tej nastolatce – zastanawiał się, „czy będziemy mieli premier ze Szczecinka?”. Całkiem na serio.
Znajdujemy sporo zdjęć Jakubik w sieci. Na wielu z nich jest w towarzystwie… premiera Morawieckiego. Zawsze uśmiechnięta, on także. Typowe sweet focie. Także z Andrzejem Dudą, Jarosławem Kaczyńskim, Dominikiem Tarczyńskim, Andruszkiewiczem.
O tym, że jest pracownikiem mediów nie ma słowa w jej LinkedIn. Ale znajdujemy ją w kampanijnych materiałach z mikrofonem w dłoni – zadającą pytania premierowi. W kampanijnym autobusie pyta na przykład o jego „największe marzenie”. Gdy Morawiecki w wielkich słowach odpowiada, wywiad zamienia się w propagandowy spot wyborczy w formie udawanego wywiadu. Z głównymi tezami PiS-u: Polska silna, bezpieczna, z niskim wiekiem emerytalnym i bez głodowych stawek wynagrodzenia oraz niebezpiecznych imigrantów.
Nieco wcześniej, w innej scenerii, ale w trakcie tego samego wyjazdu, Jakubik zadała premierowi kilka pytań, które innym przedstawicielom IV władzy nie przyszłyby do głowy: „Buty eleganckie czy sportowe?”, „Taniec czy różaniec?”, „Śniadanie w domu czy w pracy?”. Wywiad opublikowano na twitterowym profilu premiera jako materiał kampanijny.
W styczniu – gdy już według jej LinkedIn była w KPRM – pytała premiera, czy był kiedyś na pielgrzymce. Widać ją też na zdjęciach z relacji tego wydarzenia w TVP Info.
W mediach również zdarzało jej się występować:
Lidia Lemaniak jeszcze w 2015 roku – jak pisał Super Express – była dermokonsultantką w aptece. I fascynowała się piłkarzem Kubą Błaszczykowskim. Wystartowała w konkursie na najładniejszą dziewczynę plaż warszawskich. I tak znalazła się pierwszy raz w mediach – na ostatniej stronie Super Expressu. Gdy partia Kaczyńskiego przejęła władzę, Lemaniak – już jesienią/ zimą 2016 roku – trafiła do mediów kontrolowanych przez rządzących. Najpierw TV Republika, potem Niezalezna.pl i „Gazeta Polska Codziennie”. Została – jak sama pisze – „dziennikarką polityczną”.
Wszystkie te tytuły uprawiają tak siermiężną propagandę, że ich zasięgi kurczyły się, aż stały się wręcz marginalne. Oglądalność TV Republika wyrażano w promilach, a obecnie wynosi ona 0,11 proc.; GPC mimo wielomilionowych zastrzyków finansowych ze spółek skarbu państwa i instytucji rządowych 2022 rok zakończyła stratą ponad 2 mln zł.
Nie dziwi więc transfer Lemaniak do tytułów Grupa Polska Press przejętych przez PKN Orlen w 2020 roku.
Tutaj też robi to, co robiła wcześniej w tytułach kontrolowanych przez PiS – uprawia propagandę rządową. Przeglądając jej twórczość na stronach PolskaTimes.pl (obecnie i.pl) można mieć wrażenie, że to biuletyn PiS. Rozmówcami Lemaniak są prawie wyłącznie politycy partii rządzącej (np. od 19 lipca 2022 do 6 sierpnia: Janusz Kowalski, Wojciech Skurkiewicz, Artur Soboń, Anna Moskwa, Magdalena Rzeczkowska, Mariusz Błaszczak, Jarosław Kaczyński). Jak mówi jeden z byłych pracowników Polski The Times – „to wywiady przeprowadzane na kolanach”. Rozmowy Lemaniak są zazwyczaj ripostą na krytykę płynącą z innych mediów lub suflują aktualny przekaz Nowogrodzkiej – w zdecydowanie nieskalanej jakimikolwiek trudnymi pytaniami formie. Dla przykładu – od 24 do 25 września 2023 Lemaniak opublikowała na portalu i.pl aż 3 teksty z ministrem Piotrem Glińskim w roli głównej, z krytycznymi wypowiedziami wobec opozycji. Próżno szukać próby uzyskania odpowiedzi na te zarzuty ze strony oskarżanych.
W portalowej twórczości Lemaniak Politycy PiS są pokazywani w dobrym świetle, zaś ci z PO – dokładnie odwrotnie. Tusk to „polityk skompromitowany, symbol języka nienawiści”, który „zrobi to, co każą mu Niemcy”, a Trzaskowski nie radzi sobie z inwestycjami w stolicy. Film Holland jest „antypolski”, to „ojkofobiczna produkcja”, która „zdobyłaby nagrodę w Mińsku” – to powtarzane przekazy dnia, jakie dostają do rozpowszechniania posłowie, senatorowie i media PiSu. Jota w jotę.
Nr 3 to Piotr Witkowski – reporter z Polsat News. Pytamy go, czy na tym spotkaniu z premierem padły jakieś trudne pytania. Waha się, co uznać za trudne. „Były pytania dotyczące kontroli granicy polsko-niemieckiej, która została przez Niemców zapowiedziana. Ale to był bardzo krótki przystanek, przerwa techniczna na kilka minut, więc tylko small talk – trudno nawet mówić o atmosferze do zadawania trudnych pytań – tłumaczy reporter.
Witkowski jest od dawna oddelegowany do relacjonowania tego, co robi i mówi premier. „Przyspawany do premiera” – tak mi mówią byli pracownicy tej stacji. Czy zadaje premierowi trudne pytania? „Chyba pan żartuje?” prycha jego kolega. I uzupełnia, że Witkowski nawet nie może ich zadawać. Stacje Grupy Polsat Plus, należące do jednego z najbogatszych Polaków Zygmunta Solorza, od co najmniej 5 lat – czyli od przejęcia sterów informacji przez Dorotę Gawryluk – sprzyjają rządzącym. Pisał o tym branżowy magazyn PRESS. Dwa lata temu polityczne naciski na dziennikarzy spowodowały odpływ rasowych reporterów z Polsatu.
Jakie naciski? Gdy tematem był Polski Ład, reporterka „Wydarzeń” – głównego dziennika Polsatu – dostała „prikaz”, by każdą wypowiedź opozycji kontrować setką Morawieckiego. Gdy stwierdziła, że w takim razie w materiale znajdzie się aż 8 setek premiera, wydawca stwierdził, że „tak ma być” – opisywał PRESS.
„Gdy próbowałem zadać trudne pytanie premierowi na temat kryzysu na granicy, pani z KPRM powiedziała, że nie ma już pytań. Uparłem się. Za chwilę miałem telefon od zastępcy Gawryluk, że nie ma pytań i mam się wycofać z kolejki” – opisuje nasz rozmówca z Polsatu.
„Na spotkaniach z premierem tylko dwie stacje – jak mówi nam stały bywalec takich meetingów – dają sobie ustawiać kadry przez pracowników KPRM, aby premier dobrze w nich wypadł. To TVP i… Polsat właśnie.
Współpraca Polsatu z rządem PiS w uprawianiu „miękkiej propagandy” (określenie Romana Imielskiego, wicenaczelnego „Gazety Wyborczej”), przeszczepiana do innych mediów uchodzących za „wolne”, zyskała wśród medioznawców swoje określenie – polsatyzacji. To przemilczanie lub prześlizgiwanie się po niewygodnych dla władzy tematach. Korzystna prezentacja rządzących i łagodne traktowanie nawet najbardziej oczywistych ich przewin. W zamian za ogromne wpływy i zasięgi. Z budżetów reklamowych spółek skarbu państwa stacje Polsatu dostają więcej pieniędzy niż nawet TVP. A redaktorzy i pracownicy Grupy Polsat Plus prawie w ogóle nie biorą udziału w protestach mediów i dziennikarzy.
Kiedy 1,5 roku temu pytałem rzecznika Polsatu o 5 afer rządu, jakie wykryli dziennikarze Polsatu, nie wymienił ani jednej. Teraz zapytałem, czy reporterzy Polsat News zadają trudne pytania premierowi Morawieckiemu, a jeśli tak, to prosiłem o przykłady z ostatniego tygodnia lub dwóch. „Pan tak na poważnie?” odpisał Tomasz Matwiejczuk.
Pod nr 1 jest Grzegorz Bruszewski z Polskiej Agencji Prasowej. Nie chce rozmawiać z OKO.press. „Nie jestem upoważniony” tłumaczy.
PAP to w pełni kontrolowane przez PiS medium – w radzie programowej i nadzorczej są byli posłowie i fanatycznie wierni ludzie PiS (jak Maciej Świrski). PAP uprawia propagandę na rzecz partii, tylko w sposób nieco subtelniejszy niż TVP. Kilkanaścioro obecnych i byłych pracowników PAP opowiedziało mi o upolitycznieniu tej instytucji w czasach „dobrej zmiany”.
Co robi PAP? Depesze, które nie spodobają się komuś w PiS, są wycofywane, albo cenzurowane, zanim się ukażą, lub ich publikacja jest przewlekana. Tematy niewygodne dla rządzących są blokowane albo mocno marginalizowane. Wygumkowuje się nawet nieprawomyślne zdjęcia. Na fotkach PAP-u ze słynnego Marszu Równości w Białymstoku w 2019 roku nie zobaczysz wściekłych nacjonalistów, którzy kopali uczestników i rzucali w nich kamieniami i fekaliami. Uczestnicy natomiast są radośni i uśmiechnięci – a nie przerażeni.
Ludzie PiS także mają być przez fotoreporterów PAP ładnie przedstawiani. Każda konferencja posłów, wojewodów, a nawet radnych PiS musi być w PAP opisana, zwłaszcza jeśli jest poświęcona „sukcesom” partii. Powstaje więc nawet po kilka depesz z jednej konferencji. Łamana jest kluczowa zasada dziennikarstwa – miejsce na opinię drugiej strony. W depeszach PAP albo brak opinii opozycji, albo to zdanie członków PiS ma dominować.
W PAP nie przeczytasz zbyt wiele o mailach ze skrzynki min. Dworczyka ujawnianych regularnie przez Poufną Rozmowę. Są ignorowane. To o tyle zrozumiałe, że kilka z tych maili ujawniło, jak usłużny wobec partii jest prezes PAP Wojciech Surmacz. Na prośbę z KPRM wysłał „sprytnego dziennikarza” na wywiad – ustawkę z Andrzejem Dudą. Doradzał premierowi przy pozycjonowaniu go w mediach zagranicznych, chwalił się wynikami w tym zakresie. Politycy PIS pisali o wspólnych, propagandowych działaniach z Surmaczem…
Nieprawomyślni dziennikarze są wyrzucani z PAP lub sami odchodzą. Niektórzy dostają do podpisania zakaz mówienia o tym, co dzieje się w agencji. Za jego złamanie grozi 10 tys. zł kary. Ich miejsca zajmują ludzie z propagandowych mediów PiS, szkoły Rydzyka, czy z brukowców – bez zasad, za to z giętkimi kręgosłupami. Jeden z pracowników PAP powiedział mi: „ja się czuję jakbym pracował w jaczejce, albo szulerni”. Inny: „PAP nie jest już agencją prasową. To patologiczne skrzyżowanie systemu dystrybucji informacji prasowych rządu z tłumaczeniami z zagranicy”.
Jednego z widocznych ludzi „mediów” – nr 2 – nie udało nam się zidentyfikować z imienia i nazwiska. Jeszcze. Nie zna go żaden z uczestników spotkania, z którymi rozmawialiśmy ani dziennikarze polityczni (i nie tylko), do których się zwracaliśmy. „Może to jakiś polityk?” – zastanawiał się Grzegorz Bruszkowski. Nie rozpoznali go też internauci, mimo ponad 35 tys. wyświetleń tweeta i posta w tej sprawie. Jego twarz przewija się w mediach kontrolowanych przez PiS: TV Republika, „Gazetę Polską”, Radio Opole, Radio Lublin czy Fundacji Służba Niepodległej i Wojskach Ochrony Terytorialnej. Postaramy się ustalić personalia i tego człowieka „mediów” o jakże uprzywilejowanej pozycji.
Na takie przejażdżki kampanijnym autobusem, jak ta, z której tweetował premier, nie są zapraszani dziennikarze z mediów, które zadają przedstawicielom trudne pytania. Zapytaliśmy o to troje reporterów politycznych z różnych redakcji – żadne z nich nie zostało uhonorowane możliwością zadawania pytań premierowi w podobnych okolicznościach.
Maciej Knapik – reporter Faktów „TVN” – dziwi się i nie wie, czemu go nie zaproszono. „A chciałbym tam siedzieć z innymi. Zapytałbym premiera o aferę wizową, nasze stosunki z EU, brak pieniędzy z KPO, majątek pani Morawieckiej – mówi. Wielokrotnie wyłączano mu mikrofon na konferencjach PiS czy premiera, odbierano mu głos. Tylko ostatnio wydarzyło się to 2 razy.
Justyna Dobrosz-Oracz z „Gazety Wyborczej” też żałuje: „Codziennie mam setki pytań do premiera, których zadać nie mogę”.
Roch Kowalski z RMF FM już nie ma złudzeń. „Chodzenie na tego typu eventy ma średni sens. Po to są właśnie robione, by była taka sweet focia i hasło, że nie boimy się trudnych pytań. To tylko grzanie się w świetle reflektorów i dziennikarzy. Nic innego”.
Dziennikarka polityczna OKO.press Agata Szczęśniak całkiem niedawno odwiedziła konwencję Prawa i Sprawiedliwości w Końskich. Razem z innymi reporterami niezależnych mediów trafiła tam do przygotowanego przez organizatorów... kojca.
Kawy ani sękacza w kojcu nie podawano.
PS. Jeśli znasz personalia osoby nr 2, proszę o maila na adres [email protected]
Władza
Wybory
Mateusz Morawiecki
Prawo i Sprawiedliwość
autobus kampanijny
kampania wyborcza
PAP
Polsat
wybory 2023
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze