0:000:00

0:00

O wyborze na I prezesa Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej Kancelaria Prezydenta poinformowała w poniedziałek 25 maja przed południem. Decyzja o jej powołaniu nie jest zaskoczeniem. Była faworytką na to stanowisko już od 2018 roku.

W ostatnich tygodniach wyrósł jej konkurent Tomasz Demendecki, były komornik z Lublina, kojarzony z frakcją ministra Ziobry.

Ale prezydent nie zastanawiał się długo komu powierzyć kierowanie SN. W sobotę 23 maja była już gotowa lista pięciu kandydatów, a po dwóch dniach prezydent podjął decyzję.

Manowska od Ziobry do SN z nominacji nowej KRS

Powierzenie funkcji I prezesa SN Małgorzacie Manowskiej nie musi być złe w obecnej sytuacji politycznej. Jest ona sędzią z 25-letnim doświadczeniem i jej praca orzecznicza była dobrze oceniana.

Wszystko jednak zależy teraz od tego czy będzie podatna na polityczne naciski. Jeśli będzie, to SN może stać się kolejną przybudówką obecnej władzy.

Dużo też zależy od postawy sędziów SN, zwłaszcza ze starych Izb.

Małgorzata Manowska została sędzią Izby Cywilnej SN z nominacji nowej KRS w 2018 roku. Orzekanie łączyła z funkcją dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Wytykano jej, że podważa to jej niezależność, bo na to stanowisko powołał ją minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Zrobił to w styczniu 2016 roku, na początku rządów PiS.

Łączeniu tych funkcji sprzeciwiła się I prezes SN Małgorzata Gersdorf, bo prawo zakazywało sędziom SN dodatkowego zatrudnienia, poza pracą naukową i dydaktyczną. Na wniosek Kolegium sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny dla sędziów SN. W kwietniu 2020 roku rzecznik dyscyplinarny wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.

Manowska broniła się, że stanowisko szefowej KSSiP dostała w wyniku wygranego konkursu, który został ogłoszony jeszcze za czasów rządu PO. Podkreślała też, że minister sprawiedliwości delegował ją jako sędzię do KSSiP.

Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Przeczytaj także:

Manowska miała w przeszłości okres bliskiej współpracy z PiS. W pierwszym rządzie PiS od marca do listopada 2007 roku była zastępcą ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Tam też poznała Andrzeja Dudę, który był wtedy wiceministrem sprawiedliwości. Potem była sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie (skąd przeszła do SN), miała dobre wyniki stabilności orzecznictwa. Ponad 90 proc. jej wyroków było ostatecznymi. W sumie Manowska sędzią jest 25 lat. Zaczynała od praskiego sądu rejonowego w Warszawie, potem sąd okręgowy, a w 2014 roku trafiła do sądu apelacyjnego. Manowska jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji UW. Z nauką nadal ma związki. Jest profesorem prywatnej uczelni Łazarskiego.

W 2020 roku zaliczyła jednak wpadkę. W lutym w kierowanej przez nią KSSiP doszło do gigantycznego wycieku danych osobowych ponad 50 tysięcy sędziów, prokuratorów i pracowników wymiaru sprawiedliwości.

W tej sprawie prokuratura prowadzi śledztwo. Do wycieku doszło podczas przenoszenia danych ze starej platformy szkoleniowej na nową. I winna jest temu firma zewnętrzna. Wyciek obciąża jednak szefową KSSiP, która ma nad wszystkim nadzór.

Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Manowska wyciszy głos SN w obronie wolnych sądów

Z wystąpienia Manowskiej podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego wynika, że Sąd Najwyższy nie będzie już twarzą obrony niezależności sądów.

W jej wizji SN nie będzie już podważał statusu sędziów nominowanych przed nową KRS. Zapowiedziała, że podejmie działania, by zmienić uchwałę pełnego składu sędziów SN ze stycznia 2020 roku, która podważa status nowej KRS, Izby Dyscyplinarnej i sędziów powołanych przez nową KRS.

Nie będzie zabraniać sędziom zadawania pytań prejudycjalnych do TSUE, ale jest przeciwko takim pytaniom z motywów „politycznych”. Nie jest też za występowaniem sędziów w mediach.

Manowska zapowiedziała również, że nie będzie szukała zemsty i odwetu na starych sędziach SN. Tyle zapowiedzi. Pisaliśmy o tym w OKO.press.

Wiele teraz jednak zależy od tego, czy na nowym stanowisku górę weźmie jej wieloletnie doświadczenie jako dobrze ocenianego sędziego, czy też pozwoli PiS na „odbijanie SN”. W jakim to kierunku pójdzie, pokażą jej pierwsze decyzje i ewentualnie zmiany kadrowe.

A także czy będzie zgadzać się na dyscyplinarki dla starych sędziów SN. Bo takie groźby pod ich adresem padały podczas Zgromadzenia. Czas pokaże, czy będzie też inicjować dyscyplinarki dla sędziów SN wypowiadających się w mediach.

Laskowski na prezesa Izb Karnej SN

W poniedziałek 25 maja 2020 Kancelaria Prezydenta niespodziewanie poinformowała też, że prezydent powoła na prezesa Izby Karnej SN Michała Laskowskiego, rzecznika SN. Laskowski zrezygnował z funkcji rzecznika wraz z końcem kadencji Małgorzaty Gersdorf. I przez ostatnie lata był jedną z twarzy niezależnego SN.

Nominacja dla niego na prezesa Izby Karnej jest więc zaskoczeniem. Na to stanowisko było trzech kandydatów. Oprócz Laskowskiego kandydował sędzia Jarosław Grubba i Jarosław Matras. Prezydent z decyzją czekał od lutego 2020 roku. To, że powoła teraz Laskowskiego jest zaskoczeniem, bo były rzecznik SN nie ukrywał swoich krytycznych poglądów na rozwój sytuacji wokół SN. Sędzia Michał Laskowski z rozmowie z Onetem zapowiedział jednak, że zastanowi się czy przyjąć to stanowisko. Decyzję prezydenta postrzega jako próbę pokazania, że z jednej strony powoła Manowską, a z drugiej powierza stanowisko sędziemu który wypowiadał się krytycznie o "dobrej zmianie" w sądach.

Prezesem SN powinien zostać prof. Wróbel

Powołanie przez prezydenta na stanowisko I prezesa SN Małgorzaty Manowskiej jest wbrew woli Zgromadzenia sędziów SN.

Bowiem jedynym kandydatem, którego poparło Zgromadzenie był sędzia Włodzimierz Wróbel z Izby Karnej.

Dostał on 50 głosów, czyli poparła go większość sędziów SN. Jako jedynego kandydata. Manowska dostała 25 głosów.

Na sędziego Wróbla głosowali sędziowie ze starych Izb SN, którzy stoją na stanowisku – podobnie jak wielu prawników - że kandydatów na I prezesa SN przedstawia prezydentowi Zgromadzenie. To oznacza, że prezydent powinien wybierać prezesa SN spośród osób zaakceptowanych przez Zgromadzenie, czyli spośród osób, które dostały więcej niż połowę głosów.

Starzy sędziowie SN takie uprawnienie Zgromadzenia wywodzą z Konstytucji, która mówi, że to Zgromadzenie przedstawia prezydentowi kandydatów na prezesa SN.

Tymczasem PiS nie bez powodu wiele razy nowelizował ustawę o SN, by wybór następcy prezes Gersdorf był przewidywalny dla władzy. Dlatego do ustawy o SN wprowadził nowe zasady wyboru kandydatów.

W ustawie zapisano, że Zgromadzenie wybiera pięciu kandydatów. Ważny jest jednak sposób głosowania na nich – każdy sędzia ma jeden głos, ale oddaje go na jedną osobę z listy kandydatów. Dzięki temu prezydent dostał też na liście nowych sędziów SN (w sumie z Manowską było ich czterech).

A starzy sędziowie SN chcieli, by każdy kandydat był głosowany oddzielnie i by do prezydenta trafiły tylko osoby, które dostały więcej niż połowę głosów. To kryterium spełnił tylko prof. Włodzimierz Wróbel. Pisaliśmy o tym dlaczego zasady głosowania są ważne:

Nominację Manowskiej można podważać

Sędziowie ze starych Izb SN i wielu prawników uważa, że powołanie na prezesa SN Małgorzaty Manowskiej będzie można podważać. Bo Zgromadzenie, które wyłoniło kandydatów na prezesa odbyło się w wadliwej procedurze.

Wyznaczony przez prezydenta Dudę tymczasowy wykonujący obowiązki I prezesa SN Kamil Zaradkiewicz nie zgodził się bowiem na przyjęcie porządku obrad Zgromadzenia i zasad procedowania. A potem sam zmienił wyniki głosowania dotyczącego powołania komisji do liczenia głosów. Pisaliśmy o tym w OKO.press.

Zaś Aleksander Stępkowski, kolejny nominat Dudy na tymczasowego I Prezesa, podtrzymał tę wadliwą procedurę. Ponadto nie zgodził się by listę pięciu kandydatów Zgromadzenie przegłosowało w uchwale, czego domagali się starzy sędziowie SN. Stępkowski po prostu sam wysłał do prezydenta listę.

Z tych powodów procedura wyboru nowego prezesa SN jest obarczona wadami prawnymi i powołanie Manowskiej będzie można podważać. Bo gdyby szanowano reguły prezesem SN zostałby prof. Włodzimierz Wróbel, który podczas kilku posiedzeń Zgromadzenia w płomiennych mowach bronił niezależności SN.

Opublikowaliśmy w OKO.press jego wystąpienie na Zgromadzeniu:

Prezydent Duda uważa jednak, że jego uprawnienia są poza kontrolą jakiegokolwiek organu i w przypadku powoływania sędziów, a zwłaszcza prezesa SN, ma wolną rękę.

W niedzielę 24 maja mówił w wywiadzie dla TVP Info: „Prezydent może spośród nich [pięciu kandydatów – red.] wybrać całkowicie swobodnie, nie ma tutaj żadnych reguł, które prezydenta zobowiązują (...). To prezydent całkowicie swobodnie, według własnych kryteriów, wybiera i to jest jego całkowicie swobodna decyzja".

Mówił, że przy wyborze prezesa SN będzie się kierował m.in. dotychczasową postawą kandydatów, „czy te osoby otwarcie prezentowały swoje poglądy polityczne, czy też nie prezentowały tych poglądów politycznych, zwłaszcza w ostatnim czasie”. To była aluzja do sędziego Wróbla, który w ostatnich tygodniach wypowiadał się publicznie o roli SN i niezależności wymiaru sprawiedliwości.

Prezydent nie powołał go na prezesa SN wbrew woli Zgromadzenia, ale prof. Wróbel dzięki swojej postawie podczas Zgromadzenia SN przejdzie do historii jako jedna z twarzy obrony niezależnego SN. I już zaczął się angażować w publiczną dyskusję o roli wymiaru sprawiedliwości oraz w działania edukacyjne. W poniedziałek 25 maja wziął udział w lekcji WOS online z młodzieżą, którą zorganizowało stowarzyszenie sędziów Iustitia.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze