Sędzia Włodzimierz Wróbel powinien zostać nowym prezesem SN, gdyby w Polsce przestrzegano procedur i Konstytucji. Ale nowym prezesem zostanie albo Małgorzata Manowska, b. zastępczyni ministra Zbigniewa Ziobry, albo Tomasz Demendecki broniony przez hejterów z Kasta Watch lub ku zaskoczeniu wszystkich Leszek Bosek
Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego zakończyło obrady mające na celu wybór pięciu kandydatów, spośród których prezydent Andrzej Duda wybierze nowego prezesa SN. W sobotę 23 maja wieczorem sędziowie głosowali na listę 10 kandydatów na kandydatów. Przed godz. 19:00 ogłoszono wyniki.
Głosowało 95 z 99 sędziów SN. Większość głosów na Zgromadzeniu mają sędziowie, starych Izb SN, których jest 56. Nowi sędziowie powołani przez nową, wybraną w niekonstytucyjny sposób KRS są w mniejszości. Jest ich 43.
Głosowanie wygrał sędzia prof. Włodzimierz Wróbel z Izby Karnej. Dostał 50 głosów i jako jedyny kandydat na prezesa SN ma poparcie Zgromadzenia, bo dostał głosy większości sędziów biorących udział w Zgromadzeniu. To na niego głosowali prawie wszyscy „starzy” sędziowie SN. Był ich kandydatem.
Na liście, która trafi do prezydenta Andrzeja Dudy, znalazło się jeszcze 4 nowych sędziów SN. To:
Teraz lista trafi do prezydenta i od niego zależy, kto zostanie następcą prezes SN Małgorzaty Gersdorf.
Największe szanse na objęcie schedy po prezes Gersdorf ma Małgorzata Manowska, sędzia z dużym doświadczeniem i z dobrymi ocenami pracy.
W 2007 roku była zastępczynią ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. W 2015, jeszcze za rządów koalicji PO-PSL, wygrała konkurs na szefową Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Nominację wręczył jej już minister Ziobro, gdy PiS znowu przejął władzę w Polsce po wygrany w 2015 roku wyborach.
Manowska dyrektorem KSSiP była również, gdy dostała nominację od nowej KRS do Sądu Najwyższego. Z tego powodu weszła w konflikt z prezes SN Małgorzatą Gersdorf. Jej nazwisko jako nowego prezesa SN pojawia się od kilku lat. Jej sylwetkę opisaliśmy w OKO.press.
Ale w ostatnim czasie do gry po schedę po prezes Gersdorf niespodziewanie wszedł Tomasz Demendecki, profesor z UMCS były komornik z Lublina. Demendecki miał postępowanie dyscyplinarne, które zostało umorzone. Jest kojarzony z frakcją Ziobry – sam potwierdził, że jest kolegą ze studiów byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, który pożegnał się z resortem po wybuchu afery hejterskiej.
Demendeckiego bierze w obronę hejterski profil Kasta Watch na Twitterze, który jest blisko resortu sprawiedliwości. Profil ten atakuje zaś Manowską, co powiedziała sama kandydatka podczas wysłuchania na Zgromadzeniu sędziów SN.
To z tych dwóch nazwisk prezydent najpewniej wybierze nowego prezesa SN. Jeśli postawi na Manowską, będzie to oznaczało, że PiS nie chce takiej rewolucji w SN jak w Trybunale Konstytucyjnym, który pod przewodnictwem prezes Juli Przyłębskiej stał się mało znaczącym organem, wydającym wyroki zazwyczaj po myśli władzy.
Manowska mówiła podczas wysłuchania w SN, że nie będzie szukała zemsty i odwetu. Jest też wieloletnią sędzią i przede wszystkim prawnikiem.
Ale w jej wizji SN nie będzie już podważał statusu sędziów nominowanych przed nową KRS. Jeśli to ona zostanie prezesem SN, podejmie działania, by zmienić uchwałę pełnego składu sędziów SN ze stycznia 2020 roku, która podważa status nowej KRS, Izby Dyscyplinarnej i sędziów powołanych przez nową KRS. Nie będzie zabraniać sędziom zadawania pytań prejudycjalnych do TSUE, ale nie jest za występowaniem sędziów w mediach.
Jeśli prezydent postawi na Tomasza Demendeckiego to może oznaczać, że będzie ostrzejszy kurs w SN. Wszak wiąże się go z frakcją Ziobry. Ale Demendecki jako prezes SN to na razie nie wiadoma. To naukowiec, zwolennik prymatu Konstytucji nad prawem unijnym i zwolennik przestrzegania wyroków podporządkowanego obozowi władzy Trybunału Konstytucyjnego.
Prezydent będzie mógł też postawić na Leszka Boska, byłego prezesa Prokuratorii Generalnej za czasów PiS. On by łączył stary i nowy SN. Bosek nie jest bez szans. Choć dostał mało głosów, to jego nazwisko było na giełdzie nazwisk na nowego prezesa. I powierzenie mu sterów SN byłoby sygnałem, że nie ma scenariusza siłowego przejęcia SN. Bosek byłby najbardziej koncyliacyjnym prezesem spośród nowych sędziów SN. Jest jeszcze sędzia Joanna Misztal-Konecka, która dostała dwa głosy. To profesor KUL.
Taki wybór kandydatów na następcę prezes Małgorzaty Gersdorf, który został właśnie zrealizowany na Zgromadzeniu sędziów SN, został zaplanowany przez PiS dużo wcześniej. Po to właśnie partia Kaczyńskiego wiele razy nowelizowała ustawę o SN, by nie było przypadku w obsadzie tego stanowiska.
SN to najważniejszy sąd w Polsce, który bronił się przed atakami władzy i w ostatnich latach bronił niezależności sądów. Dawał wsparcie dla liniowych sędziów z sądów powszechnych.
Dla PiS zdobycie tego sądu jest więc symboliczne. Bo przejęcie kontroli nad SN otworzy mu drogę do ostatecznego podporządkowania trzeciej władzy, czyli sądów.
Dlatego PiS w ustawie o SN napisał pod siebie zasady wyboru nowego prezesa SN, by prezydent mógł wybrać na następcę Gersdorf kogoś z nowych sędziów. I ten scenariusz się realizuje. Pomogli go wdrożyć tymczasowi prezesi SN wyznaczeni przez prezydenta Dudę.
Kamil Zaradkiewicz, który zwołał Zgromadzenie, nie poradził sobie z jego prowadzeniem. Nie przyjął porządku obrad i zasad procedowania, sam zmienił wynik głosowania dotyczącego składu komisji, która z kolei miała liczyć głosy w wyborach członków komisji skrutacyjnej. Po tym fakcie zrezygnował z tej funkcji.
Zaradkiewicza zastąpił Aleksander Stępkowski, założyciel prawicowego Ordo Iuris. Stępkowski przez cały czas zachowywał się na Zgromadzeniu grzecznie i koncyliacyjnie, ale realizował jednak scenariusz rozpoczęty przez Zaradkiewicza. Czyli podtrzymał wadliwe procedury, choć prawnicy i sędziowie ostrzegali, że przez to wybór nowego prezesa SN będzie można podważać. Stępkowski nie przyjął porządku obrad, nie powtórzył procedury wyboru komisji skrutacyjnej.
Wreszcie nie zgodził się, żeby kandydatów na prezesa SN przedstawiło prezydentowi Zgromadzenie. Tego chcieli starzy sędziowie SN, powołując się na Konstytucję, która mówi w artykule 183, że to Zgromadzenie przedstawia kandydatów prezydentowi.
Stępkowski w sobotę 23 maja odrzucił jednak ich wniosek o to, żeby Zgromadzenie przyjęło uchwałę, w której wskaże kandydatów na prezesa SN. Stępkowski uznał, że uchwała jest niedopuszczalna.
Powołał się na nowelizowaną przez PiS ustawę o SN - mówi ona, że kandydatów przedstawia przewodniczący Zgromadzenia, czyli on.
Uchwała Zgromadzenia, jak i wcześniej wnioskowany przez starych sędziów SN wniosek o porządek obrad oraz ustalenie zasad procedowania mają znaczenie.
Bo jeśli kandydatów przedstawiłoby Zgromadzenie, nowym prezesem SN zostałby sędzia Włodzimierz Wróbel. To on w głosowaniu w sobotę 23 maja dostał najwięcej głosów i tylko on miał poparcie większości sędziów Zgromadzenia.
Starzy sędziowie SN powołując się na Konstytucję uważają bowiem, że prezydent powinien dostać listę kandydatów, ale tylko takich, których poparło więcej niż połowa sędziów ze Zgromadzenia. Czyli kandydatów, którzy są zaakceptowani przez Zgromadzenie. A teraz dostał do wyboru nawet kandydatów, którzy mają małe poparcie sędziów (dostali po 2, 4 głosy).
To dlatego prowadzący Zgromadzenie tymczasowi prezesi SN blokowali wszystkie wnioski starych sędziów SN. Nie chcieli dopuścić, by na każdego kandydata głosowano oddzielnie i każdy musiałby dostać więcej niż połowę głosów. W sobotę głosowano według prawa, które PiS zapisał w ustawie o SN – każdy sędzia miał tylko jeden głos i mógł oddać go tylko na jedną osobę z listy kandydatów. Taki sposób głosowania zapisano celowo, by prezydent mógł dostać do wyboru nowych sędziów SN.
Sędzia Włodzimierz Wróbel, prof. z Uniwersytetu Jagiellońskiego, nadal ma szanse na zostanie prezesem SN, choć jest mało prawdopodobne, by prezydent nominował właśnie jego.
Ale sędzia Wróbel i tak przejdzie do historii jako twarz obrony niezależności Sądu Najwyższego oraz walki, by na jego czele nie pojawił się polityczny nominat. Długo będą pamiętane jego płomienne mowy.
W sobotę mówił, że starzy sędziowie SN nie odejdą teraz, ale nadal będą orzekać zgodnie z prawem, aż do czasu ewentualnego ich wyrzucenia po dyscyplinarkach. W piątek 22 maja wygłosił zaś przejmującą mowę, w obronie SN:
Inni sędziowie ze starych Izb też pokazali na Zgromadzeniu, że będą bronić niezależnego SN. W sobotę wstali z ław - w ten symboliczny sposób pokazali, że chcą, by kandydatów na prezesa SN wskazało w uchwale Zgromadzenie.
Zapamiętane będą też odważne wystąpienia sędziów Marty Romańskiej, Piotra Prusinowskiego oraz innych, którzy upominali się o zasady na Zgromadzeniu, m.in. sędziego Bohdana Bieńka, sędziego Krzysztofa Rączki, czy byłego rzecznika SN, sędziego Michała Laskowskiego.
W sobotę wieczorem, po zakończeniu obrad Zgromadzenia grupa 50 starych sędziów SN zebrała się w holu SN i wydała oświadczenie, w którym zaapelowała do prezydenta o namysł przed podjęciem decyzji. Podkreślali, że wybór prezesa spośród kandydatów wyłonionych w wadliwej procedurze nie przyczyni się do umacniania praworządności w Polsce i uderzy w zaufanie do SN. Bo wybór nowego prezesa z powodu sposobu procedowania na Zgromadzeniu będzie można podważać, zaś jego pozycja z tego powodu będzie słaba. - W ostatnich dniach mieliśmy w Sądzie Najwyższym do czynienia z wydarzeniami, których formalnym celem było wyłonienie pięciu kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. W rzeczywistości, jak się wydaje, chodziło o to, by w gronie kandydatów znalazła się osoba, co do której już przed posiedzeniem Zgromadzenia Ogólnego decydenci uznali, że powinna zajmować to stanowisko - mówił w imieniu 50 sędziów były rzecznik SN Michał Laskowski. Dodał, że brak uchwały Zgromadzenia o którą wnioskowali starzy sędziowie SN oznacza, że procedura wyboru kandydatów nie została zakończona, więc nie można powołać nowego prezesa SN.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze