0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. STRINGER / AFPFot. STRINGER / AFP

Na zdjęciu: Żołnierze grupy Wagnera siedzą na czołgu na ulicy w Rostowie nad Donem, 24 czerwca 2023.

W poniedziałek 26 czerwca rano zadzwoniła dziennikarka jednego z portali informacyjnych. Akurat smażyłem jajecznicę. W jednej ręce trzymałem skwierczącą patelnię, w drugiej telefon. Sympatyczny głos w słuchawce zadał rozbrajająco proste pytanie: kto stoi za Prigożynem? Odruchowo odpowiedziałem, że nie wiem. Bo skąd mam wiedzieć takie rzeczy?

Portal potrzebował jednak tzw. eksperta na już. Bo temat gorący. Zacząłem więc dukać w słuchawkę, że w tej chwili to trudno powiedzieć, że za wcześnie, że trzeba poczekać, to nie takie proste, nie takie oczywiste. Ewentualnie można by pochylić się nad tym, co twierdzi na ten temat rosyjskojęzyczny komentariat. Głos w słuchawce na to, że to bardzo dobre wyjście. Poważnym tonem zacząłem więc relacjonować, co mi się przewinęło przed oczami w ciągu pamiętnego weekendu.

Przez kilka minut serfowałem na fali bezpiecznej oczywistości, rozwodząc się nad tym, że rosyjskojęzyczny komentariat twierdzi, że za Prigożynem ktoś stoi albo nie stoi. Facet nigdy nie był antysystemowcem i zawsze wysługiwał się tzw. kolektywnemu Putinowi. Teoretycznie stać lub nie stać mógł za nim więc prawie każdy z najwyższych pięter establishmentowych wież.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

Kto stał za Prigożynem?

Kiedyś prawdopodobnie pośrednią kuratelę sprawowali nad nim bracia Kowalczukowie [Jurij, miliarder i magnat medialny, Michaił – fizyk-szarlatan, wierzący, że Zachód pracuje nad „bombą genetyczną”, która wyeliminuje np. tylko Rosjan – red]. Trzymał się blisko z generałem Władimirem Aleksiejewem, współtwórcą grupy Wagnera, za którym z kolei, jak wieść niesie, kryje się szef Rady Bezpieczeństwa RF Nikołaj Patruszew. Ale kto konkretnie mógł go podpuścić, żeby wykręcił taki numer?

A może Prigożyn dostał ataku wielkościowych urojeń? I uwidziało mu się, że jest przybyłym z Elby Napoleonem, na którego widok wojsko wpadło w entuzjazm i na hura pomaszerowało za nim do Paryża? Ale w ostatniej chwili ochłonął, przestraszył się i uciekł. Nie wiem. Kto wie, może w minioną sobotę, aż do późnego popołudnia nikt, z Prigożynem włącznie, nie kontrolował rozpędzonej watahy.

Jeśli jednak ktoś rzeczywiście stał za Prigożynem, to pewnie chciał osłabić Putina. I to się udało.

Bo okazało się, że geopolityczny macho jest w istocie przestraszonym starszym panem, który nie kontroluje resortów siłowych we własnym kraju. Wojsko i policja, delikatnie rzecz ujmując, nie rwały się w ubiegłą sobotę do pacyfikowania pędzącej w kierunku stolicy kolumny zabijaków. Jeśli wagnerowcy nie zatrzymaliby się o około dwie godziny jazdy od Moskwy, tylko dodali gazu, to niewykluczone, że wyhamowaliby dopiero pod Wieżą Spasską na Kremlu.

Bo kto by im w tym przeszkodził? OMON i Rosgwardia pod wodzą gamoniowatego Wiktora Zołotowa? Glanowanie studentów w sile dziesięciu na jednego to nie to samo co walki uliczne z zaprawionymi w boju najemnikami i zekami. Po wszystkim apatyczny naród z obojętnością machnąłby ręką na los ukochanego przywódcy.

Rozmowa się skończyła. Niedługo potem przeczytałem na portalu, że twierdzę coś, czego tak do końca nie twierdziłem. Wyszło trochę bez sensu, ale za to brzmiało efektownie. Najważniejsze, że w trakcie rozmowy nie przypaliłem jajecznicy. Wypiłem więc drugą kawę i wyszedłem z internetu, żeby zabrać się do pracy. Mimo wszystko jedna myśl nie dawała mi spokoju. Co my, prości ludzie, tak naprawdę zobaczyliśmy w poprzedni weekend?

Czy rzeczywiście była to próba zamachu stanu? Reality show? Mieszanka gatunków political fiction i kina wojennego? Cover legendarnego serialu „Bandycki Petersburg”? Dwudniowy festiwal hard performance’u i sztuki memicznej?

A może wszystko po trochu.

Przeczytaj także:

Cwaniak z leningradzkiego bazaru

Zacznijmy od serialu gangsterskiego. Akcja zawiązuje się w schyłkowym okresie istnienia ZSRR. Podczas pobytu w więzieniu leningradzki cwaniak Żenia Prigożyn idzie na współpracę z tzw. organami. Upadek ZSRR otwiera przed nim nowe możliwości. Na jednym z największych bazarów w centrum Petersburga cwaniak przejmuje kilka budek z hot dogami i czeburekami. Wciąż wiedzie mu się jako tako. Ma jednak głowę na karku. Wykorzystuje więzienne układy, a znajomość z kilkoma dawnymi kagiebesznikami, którzy teraz sprawują kontrolę nad miastem, pozwala mu wskoczyć na wyższe piętro.

Po heroicznej dekadzie lat dziewięćdziesiątych klan leningradzkich czekistów, szemranych biznesmenów i bankierów przejmuje władzę w państwie. Cwaniak z leningradzkiego bazaru stopniowo zdobywa zaufanie szefów, którzy zlecają mu coraz poważniejsze zadania. Jego oficjalny biznes cateringowy rozwija się znakomicie. Cwaniak podaje do stołu najważniejszym ludziom w państwie, w tym samemu głównodowodzącemu. Zostaje zauważony w mediach i zyskuje efektowny przydomek „kucharz Putina”.

Zarządzana przez niego firma Konkord zaczyna zarabiać krocie na dostawie żywności dla wojska.

W drugiej dekadzie XXI wieku staje się właścicielem holdingu medialnego, a należąca do niego Agencja Badań Internetowych (Agientstwo Internietowych Issliednowanij), znana szerzej jako „farma trolli”, zostaje posądzona m.in. o ingerowanie w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku. Globalny prestiż Prigożyna rośnie, czego świadectwem jest stopniowe wpadanie na listy sankcji od Waszyngtonu przez Unię Europejską aż po Australię i Japonię. Polityczny komentariat, chcąc zaakcentować swoje insajderskie znawstwo, coraz częściej z namaszczeniem wymawia wykreowaną przez media ksywkę „kucharz Putina”.

W międzyczasie zaufany chłopak z bazaru otrzymuje bodaj najbardziej lukratywne zadanie w karierze – zarządzanie prywatną firmą wojskową. Firma, której patronują kremlowscy siłowicy dorabia się komiksowej, groźnie brzmiącej nazwy „grupa Wagnera”. A najemnicy w służbie dworu hulają po świecie. Od Afryki przez Syrię po Donbas. Prigożyn zajmuje się finansami i sprawami organizacyjnymi. Wojaczką kieruje niejaki Dmitrij Utkin, prywatnie fan Heinricha Himmlera, nazistowskich tatuaży, swastyk i emblematów SS. Utkin umie być profesjonalistą. Żydowskie pochodzenie Prigożyna nie przeszkadza mu we współpracy. Jak powiadają mocni faceci w gangsterskich filmach i geopolitycznych podcastach – business is business.

Gdzie moja amunicja?!

Przedostatni sezon serialu zaczyna się wczesną wiosną 2022 roku. Rosyjskie wojsko bohatersko ucieka spod Kijowa. Do akcji wkracza Prigożyn i grupa Wagnera. Najemnicy i werbowani w więzieniach wyrokowcy stają się najbardziej skuteczną formacją rosyjską. Biorą udział w zdobyciu Siewierodoniecka i Łysyczańska. Prigożyn coraz częściej bryluje w internecie; poucza i obsztorcowuje kadrowych dowódców wojskowych.

Od około roku internetowy lud może śledzić konflikt „kucharza Putina” z ministerstwem obrony. Kucharz kreuje się na archetypowego polowego wodza rodem z bohaterskich ruskich bylin [tradycyjnych ruskich pieśni opiewających czyny bohaterów – red.] i wojennych filmów o szorstkich, ale uczciwych oficerach frontowych. Potem wagnerowcy zdobywają Sołedar i skupiają na sobie uwagę podczas wielomiesięcznej epopei walk o Bachmut.

Dzięki udziałowi w wojnie Prigożyn stał się jednym z czołowych dostarczycieli internetowego kontentu.

Najpopularniejszym wyprodukowanym przez niego tematem jest tasiemcowy konflikt z szefem sztabu generałem Walerijem Gierasimowem i ministrem obrony Siergiejem Szojgu. Wrzaski Prigożyna („Szojgu! Gierasimow! Gdzie moja amunicja?!”) zamieniają się w jeden z najbardziej bekowych wirali czasów wojny.

Powaga miesza się z groteską, śmierć z karnawałem. Memiczna beka z tysiącami ludzi posyłanymi na ubój. O tytuł naczelnego błazna specjalnej operacji wojennej Prigożyn zawzięcie konkuruje z samym Ramzanem Kadyrowem.

W tym samym czasie wagnerowcy przestają być grupą najemników stojącą jedynie na straży krwawych zagranicznych biznesów kremlowskich szefów, głównie związanych ze złożami naturalnymi. Prigożyn awansuje do rangi autonomicznego podmiotu polityki wewnętrznej w quasi mafijnym państwie rosyjskim. Lgną do niego najbardziej twardogłowi wojskowi szowiniści (jak generałowie Siergiej Surowikin czy Michaił Mizincew). Pozwala sobie na coraz większą bezczelność.

To oczywiście wcześniej czy później musiało wywołać reakcję najbardziej zagrożonej grupy zgromadzonej wokół ministerstwa obrony.

Szojgu i Gierasimow wpadli na pomysł, że zmuszą wagnerowców do zalegalizowania się. (Przypomnijmy o kolejnym absurdzie, do którego wszyscy przywykli – istnienie prywatnych firm wojskowych służących interesom władzy jest niezgodne rosyjskim prawem). W lipcu 2023 roku najemnicy Wagnera mieli podpisać kontrakty z ministerstwem obrony. Ponadto Prigożyn miał obawiać się doniesień, że planują ponoć go aresztować, a nawet „zneutralizować”.

Jeśli awantura jest nieunikniona, bij pierwszy

Kucharz odsiedział swoje w więzieniu, a karierę zaczynał od rozbójniczych wymuszeń, przekrętów i kradzieży. Nic dziwnego, że kombinacje ministerstwa obrony mógł odebrać jako próbę przejęcia jego biznesu i aktywów przez konkurencyjny gang. A jeśli tak, to z punktu widzenia bandyckiej logiki przygotowania i rozpoczęcie „puczu” były całkowicie racjonalnie.

Jak za dawnych bazarowych czasów Prigożyn zebrał swoich chłopaków i ruszył nałomotać wrogiej ekipie.

Kierował się przy tym pradawną uliczną mądrością głoszącą, że „kiedy awantura jest nieunikniona, bij pierwszy”, którą kilka lat temu publicznie wyartykułował Władimir Władimirowicz, tłumacząc niuanse polityki zagranicznej.

Warto w tym kontekście pamiętać, że Prigożyn nigdy nie wspominał, że chce obalać szefa wszystkich szefów, ani tym bardziej że zamierza przejmować władzę w państwie. Cały czas powtarzał, że zależy mu jedynie na wyeliminowaniu Szojgu i Gierasimowa, którzy mu po prostu brużdżą.

Czego byśmy dziś nie mówili o wielkiej politycznej szachownicy, „kremlowskich wieżach”, spiskach, pałacowych intrygach i czym tam jeszcze, to do pewnego momentu sytuacja rozwijała się w stylu żulerskich porachunków na petersburskich bazarach.

Zapachniało rewolucją i zakąską

Byłoby jednak grubą nieprzyzwoitością, gdybyśmy udawali, że nie poczuliśmy odrobiny chwytającego za serce rewolucyjnego patosu. I nie usłyszeliśmy gromkich słów rwących się ze szczerej żołnierskiej piersi. Niedługo przed wybiciem godziny X Prigożyn nagrał i wrzucił do internetu przemowę, w której w prostych słowach wytłumaczył, jak jest. Nie ograniczył się do poniżania ministra obrony Szojgu i szefa sztabu Gierasimowa, do czego wszyscy zdążyli już przywyknąć. Zamachnął się na świętość i podważył kanoniczną egzegezę początków specjalnej wojennej operacji.

Bezczelnie ogłosił, że na przełomie 2021 i 2022 roku nikt nie zamierzał atakować Donbasu. Mało tego, nikt w ciągu ostatniej dekady nie bombardował go z terenu Ukrainy. Potępił samowolkę urzędników, korupcyjne układy sięgające najwyższych kręgów władzy, wysysające ostatnie soki z upadłego regionu. Rzucił prosto i po męsku: „Nie my rozpętaliśmy tę pedalską wojnę”. O to oskarżył bliżej nieokreślonych oligarchów chcących bogacić się na krwi narodu.

Niedługo potem, tym razem w roli ludowego mściciela z młotem sprawiedliwości w ręku, oznajmił, że wyrusza na czele swoich chłopców porachować się z Szojgu i Geirasimowem. A przy okazji z innymi złodziejami i kłamcami. Zapachniało rewolucją. Męskim oddechem, tytoniem, zakąską i spalinami buchającymi z rur wydechowych wozów pancernych. W nocy z 23 na 24 czerwca 2023 kolumna wagnerowców wjechała do Rostowa nad Donem.

W ciągu dnia wagnerowcy ogłosili zajęcie sztabu Południowego Okręgu Wojskowego, czyli faktycznie centrum dowodzenia południowo-wschodnim frontem wojny. Tajemnicą poliszynela było to, że najprawdopodobniej zajęli również lotnisko w Millerowie, gdzie bazowały wojskowe samoloty Su-24 i Su-25. Po świecie rozniosła się niepotwierdzona wieść, że nocą z Rostowa uciekli Szojgu i Gierasimow, którzy mieli być już gotowi do aresztowania Prigożyna.

Miejscowa policja zniknęła z ulic, a w ponad milionowym mieście pies z kulawą nogą nie wyszedł demonstrować w obronie porządku i władzy państwowej. Pod budynkiem sztabu zebrała się za to niewielka grupka gapiów zabawiających się kręceniem filmików i cykaniem selfiaków z uwijającymi się po ulicach wagnerowcami.

Tryumfujący „kucharz” znowu zabrał się za produkowanie internetowego kontentu. Na jednym z wrzuconych do sieci filmików upokorzył generałów Aleksiejewa i Jewkurowa. Wyglądało to dość żałośnie. Prigożyn rozsiadł się między dwoma zafrasowanymi wojskowymi ubranymi w niechlujne kamuflaże, wyglądającymi bardziej na emerytowanych grzybiarzy niż generałów niezwyciężonej putinowskiej armady. I na oczach globalnej internetowej gawiedzi natarł im uszu.

Putin poczuł się poniżony i odebrał to jako osobistą zdradę. Został ośmieszony przed całym światem. Osobisty kucharz, chcąc albo nie, zakwestionował jego monopol na decydowanie o tym, kto w danym momencie powinien dostać plaskacza i kto komu powinien płacić i za co.

W świecie bandyckich hierarchii czegoś takiego nie można wybaczyć.

Wagnerowcy zdemontowali sakralne dekoracje silnego autorytarnego państwa, odsłaniając quasi mafijny system stworzony przez średniej rangi czekistów, przebranych w garnitury aferzystów i dawnych ulicznych opryszków.

W sobotę około południa Putin wystąpił z oświadczeniem. Starał się być groźny. Mówił o zdradzie narodu, konsekwencjach i karach. Wizerunkowo wypadł fatalnie. Zachowywał się nerwowo i niepewnie, a zaraz potem zniknął na ponad dobę, Po jego przemowie prokuratura otworzyła sprawę karną przeciwko Prigożynowi.

W tamtym czasie zaprawieni w boju najemnicy i wypuszczeni z więzień przestępcy rozhulali się na całego. Zdążyli zestrzelić kilka śmigłowców i samolot sztabowy. Czoło kolumny wagnerowców minęło Woroneż, a w internecie pojawiły się żołdackie pogróżki pod adresem samego Putina.

Konwój na miarę ich możliwości

W sobotę 24 czerwca zamiast Netflixa czy HBO ciekawiej było odpalić któryś z wielu streamów relacjonujących na bieżąco rajd wagnerowców na Moskwę. Uzbrojeni po zęby awanturnicy pokonywali kolejne kilometry autostrady M4. Po drodze wybuchały palby. Pojawiały się nagrania rozbitych blokad, ostrzelanych samochodów i dymów buchających nad płonącymi składami z paliwem.

Wodzireje z internetowych kanałów informacyjnych w podnieceniu aktualizowali liczbę zestrzelonych wojskowych śmigłowców i kilometrów dzielących kolumnę zrewoltowanych najemników od stolicy. A wszystko okraszano coraz to nowymi nagraniami pędzących po autostradzie tirów z ciężkim sprzętem na lawetach, ciężarówek, samochodów i autobusów z wagnerowcami.

Filmowi koneserzy mogli dopatrzeć się w tych obrazach urywków legendarnego filmu „Konwój” w reżyserii Sama Peckinpah, opowieści o charyzmatycznym kierowcy ciężarówki i awanturniku „Gumowym Kaczorze”, który popadł w kolejny konflikt z prawem. Jego samotna ucieczka przed policyjnym pościgiem przerodziła się potężny bunt kierowców ciężarówek. Mówiąc w skrócie to tzw. kultowa opowieść o wolności, drodze, buncie i pędzącej przez świat bez jasno określonego celu kolumnie potężnych osiemnastokołowców. A do tego miłość i dzika romantyka.

I tu niestety musimy wrócić do rzeczywistości, która nie była tak piękna, jak hollywoodzkie kino drogi. Bo ubiegłotygodniowej autostradowej rebelii nie przewodził „Gumowy Kaczor”, w którego wcielił się młody Kris Kristofferson z romantyczną Melissą, graną przez piękną Ali MacGrow, u boku, tylko podstarzały Prigożyn w parze psychopatycznym naziolem Utkinem.

Konwój wagnerowców przeleciał już przez obwód lipiecki. Zaczęły się pojawiać doniesienia o minowaniu mostów na trasie M4 i szerowane na cały świat filmiki pokazujące przygotowania do obrony Moskwy. Na drogach wjazdowych do stolicy stawiano posterunki, sypano wały ziemne i ustawiano barykady z ciężarówek. Tzw. eksperci na niezliczonych kanałach informacyjnych prześcigali się w kreśleniu scenariuszy dalszych wydarzeń.

Achmat – siła! I bilokacja

W międzyczasie do akcji włączył się naczelny militarny performer i zbanowany król TikToka, Ramzan Kadyrow. Jego dżygici również ruszyli w drogę, by stanąć oko w oko z pozostałymi w Rostowie wagnerowcami. A przede wszystkim zrobić własne fotki i filmiki. No więc można było również podziwiać, jak jadą kadyrowcy. Jadą ciężarówkami. Jadą na pick-upach. Jadą na wozach pancernych. Jadą i jadą. Są już pod Rostowem. Zaraz wjadą do miasta, ale póki co stoją w korku. Czas mija, a korek ani drgnie.

Wtem ni z tego, ni z owego kadyrowcy spod Rostowa teleportują się w okolice Moskwy. A może to jacyś inni kadyrowcy? Trudno się połapać. Tak czy owak, ci nowi kadyrowcy już nie stoją w korku, tylko pilnują mostu. Są filmiki, na których prezentują nienagannie wymodelowane brody i wygrażają zdrajcom. Pohukują „Ahmat – siła!” Pohukują sami do siebie i do telefonów, bo na moście oprócz nich nikogo nie ma.

Tymczasem światłowodami płynęły już informacje ucieczce Putina. Pojawiają się mapki z Flightradar pokazujące rzekomo trasę lotu prezydenckiego samolotu. Ponoć zabrał na pokład swojego samolotu premiera Miszustina. Co może znaczyć? Czy Miszustin jest po jego stronie i Putin chciał go ratować? Czy może Putin mu nie ufa i boi się zostawić go samego w Moskwie, do której lada chwila wjadą wagnerowcy? Na kanałach na Telegramie łączonych z wagnerowcami mnożą się coraz ostrzejsze pogróżki pod adresem oligarchów i groźby ataku na establishmentowe osiedle na moskiewskiej Rublowce.

Po południu konwój zbliża się już do Moskwy. Jeszcze tylko 250 kilometrów. Jeszcze 200 kilometrów. W relacjach na żywo ukazują się dokładne wyliczenia, o której godzinie puczyści zmiotą pierwsze posterunki na wjeździe do stolicy, a której godzinie będą już w centrum miasta. Komentatorzy są już o krok od podawania nazwiska nowego ministra obrony. A nawet następcy Putina.

Wielki finał i informacyjny ul

Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spada informacja, że Prigożyn właśnie ogłosił koniec rajdu. Bo przemyślał sprawę i już. Poza tym właśnie zadzwonił do niego Łukaszenka i pogadał z nim jak Sasza z Żenią. Sasza wytłumaczył Żeni, że narobił siary. Ale sprawa jest do odkręcenia. Poważni ludzie obiecują, że prokuratura nie będzie się czepiać i Szojgu dostanie wypowiedzenie. A dla chłopaków będzie amnestia. Po drodze zbili sześć śmigłowców, samolot sztabowy naszpikowany elektroniką i postrzelali trochę po rosgwardiejcach. Żaden problem. Postrzelali, to postrzelali, nie ma z czego robić dramy. Na koniec Sasza zaprosił Żenię w gości na Białoruś.

Publika poczuła jednak drobne rozczarowanie. No i co teraz? Nie będzie wybuchów na Placu Czerwonym? Gwałtów i szabru na Rublowce? Ludowych trybunałów i strzałów z Aurory? A przecież już zaczęto porównywać Prigożyna do legendarnych kozackich buntowników Stieńki Razina i Jemieliana Pugaczowa, do czerwonego kombryga Grigorija Kotowskiego, a nawet do samego Trockiego. A tu bęc i zabawa skończona. Ludowy mściciel zrobił publikę w bambuko. Zamiast urządzić na Kremlu powtórkę ze zdobywania Pałacu Zimowego, postanowił pojechać do Łukaszenki na szaszłyki.

W sobotę 24 czerwca wieczorem dociekania zdezorientowanego komentariatu przypominały trochę rozterki Homka z „Lata Muminków”, któremu wydawało się, że poszedł do spiżarni po dżem. Nie widział jednak, że tak naprawdę nie chodzi po normalnym domu, tylko po opuszczonym teatrze. Schody prowadziły go donikąd i ni stąd, ni zowąd kończyły się w powietrzu. Wszystko wokół bałamuciło go pięknymi kolorami, ale udawało coś, czym nie jest. Skrzypce nie miały strun, pudełka dna, książki się nie otwierały, a kwiaty były papierowe. W końcu umęczony Homek zrezygnował z poszukiwań i popadł w melancholię.

W odróżnieniu od Homka internetowy komentariat nie wypadł z roli. W niedzielę już z większym wigorem, gadające głowy z youtuba zaczęły dociekać – co się tak naprawdę wydarzyło? Z zapałem zaczęto snuć domysły, kto stoi Prigożynem. Albo kto za nim nie stoi. W najdrobniejszych szczegółach analizowano, co w sobotę robili przedstawiciele kremlowskiej wierchuszki. Gdzie byli? Co mówili? A kto nic nie mówił? A jak nie nic mówił, to dlaczego nie mówił? O czym milczał? Kto obok kogo stał? Kto obok kogo nie stał?

I tak już od tygodnia buzuje informacyjny ul. Rzucamy się za każdą nową informacją. Biegniemy za każdym nowym szczegółem. Nie wiemy, co jest prawdą, co jest zaplanowaną dezinformacją, a co kolejną erupcją przypadkowego bałaganu. Nawiasem mówiąc, nie ignorowałbym bałaganu. Chaos ma większą siłę sprawczą, niż mogłoby się zdawać. Być może ubiegłotygodniowe przedstawienie zdekonspirowało tajemnicę tajemnic:

oni naprawdę mogą mieć tam niezły bajzel, którego nikt nie ogarnia.

Póki co, chyba najbardziej wyczerpująca analizę zaistniałej sytuacji przedstawił stary stołeczny złodziej, niejaki Grisza Moskowskij:

„Wczoraj obrońcy Rosji postanowili przejąć władzę w Rosji. Dlatego obrońcy Rosji pobiegli zabijać innych obrońców Rosji. Ale ci ich zabili. No i bohater Rosji Prigożyn pobiegł zabić bohatera Rosji Szojgu. I przez to bohater Rosji Kadyrow pobiegł zabić bohatera Rosji Prigożyna. A do tego bohater Rosji Bortnikow wytoczył sprawę karną bohaterowi Rosji Prigożynowi. Ale ją zamknął. Bo najgłówniejszy bohater Rosji – Putin – najpierw oświadczył, że zdrajcy Rosji zostaną ukarani, a potem oświadczył, że nie zostaną. Bo wszyscy mają w dupie tych obrońców, którzy już zostali zabici. Najważniejsze, że wszyscy pozostali obrońcy i bohaterzy są w porządku. I można dalej być dumnym z tego, jakich Rosja ma bohaterskich zasrańców”.

Wkrótce Grisza Moskowskij został przyłapany na tym, że sam tego nie wymyślił. Znalazł ten tekst na Twitterze i przeczytał go przed kamerką jako własny. Co zrobić, tak działa copypaste. Znalezione niekradzione.

Zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Z pewnością ciąg dalszy nastąpi.

;
Na zdjęciu Albert Jawłowski
Albert Jawłowski

Adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW, badacz terenowy, pisarz. Autor książek, m.in.: „Milczący lama. Buriacja na pograniczu światów" i „Miasto biesów. Czekając na powrót cara".

Komentarze