0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marcin Stepien / Agencja Wyborcza.plFot. Marcin Stepien ...

"Myślałam, że to będzie czas dla dzieci. Pierwszy świadomy sakrament, duchowe przeżycie. A jest awantura", mówi Ewa, mama uczennicy trzeciej klasy Szkoły Podstawowej w 60-tysięcznym polskim miasteczku.

Jej córka miała wybór: chodzić na lekcje religii i przystąpić do pierwszej komunii lub odpuścić. Wybrała to, co 99 proc. klasy. "Bardzo się cieszyła, że zrobi to z koleżankami: będzie miała sukienkę, ważną uroczystość, nowe doświadczenie. Dziś jestem pewna, że nie ma pojęcia, w czym i po co bierze udział. Czeka, aż to wszystko się skończy i będzie mogła wypisać się z lekcji religii", mówi Ewa.

Kościół nie poświęca dzieciom uwagi

Dokumenty Episkopatu dokładnie regulują, jak powinna wyglądać droga do pierwszej spowiedzi i komunii. "Katecheza parafialna przygotowująca do sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii powinna mieć charakter duchowy", czytamy.

Dziecko jest zobowiązane uczestniczyć w niedzielnych mszach, a także nabożeństwach związanych z rokiem liturgicznym. Musi też uczęszczać na lekcje religii, które powinny być poświęcone przygotowaniu do spowiedzi, a także Eucharystii. "Należy omówić istotę tych sakramentów, obrzędy oraz ich znaczenie egzystencjalne. Jest to także czas na omówienie szczegółowych zagadnień dotyczących przebiegu dnia pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej", wskazują dokumenty Episkopatu Polski.

Jak to wygląda w praktyce?

Jesienią ksiądz proboszcz, przez katechetę, przekazał dzieciom różańce i modlitewniki, tzw. książeczki do pierwszej komunii. Na lekcjach religii dzieci uczą się co prawda dziesięciu przykazań, ale tak jak tabliczki mnożenia. "Wkuwają, piszą sprawdzian, dostają piątkę lub dwóję i tyle", opowiada Ewa.

Przeczytaj także:

Obecność na niedzielnych mszach, czy świętach liturgicznych nie jest sprawdzana. "Jeśli dzieciom nie towarzyszą rodzice, nie mają szans na wsparcie. Katechety nie ma, proboszcz dzieci nie zna. Oprócz mnie i córki na msze przychodzą dwie, czy trzy inne osoby, w sumie z dwóch klas. Garstka. A jak już są, to wychodzą w trakcie - znudzeni, bo nikt nie poświęca im uwagi", mówi.

Święto dzieci, czy interes proboszcza?

"Księdzu zależy na czymś zupełnie innym", wyjaśnia Ewa. "W lutym z pretensjami upomniał się, byśmy zwrócili mu pieniądze za różańce i książeczki. Niby to nieduża kwota, po 30 zł, ale wcześniej nie było o tym mowy".

Na kolejnym spotkaniu, które miało być katechezą dla rodziców, proboszcz opowiadał o dodatkowych wymaganiach. "Chciał, żeby dzieci miały takie same stroje.

Nie pytał nas o zdanie, nie liczył się naszymi budżetami,

nie pomyślał, że część z nas ma starsze dzieci, po których zostały nam ubrania", opowiada Ewa.

"Poinstruował nas, że co prawda możemy wybrać firmę dekorującą, ale tylko jedna wie, jak ksiądz lubi mieć ustrojony kościół. Mówił, że wymaga sprzątania i to nie tylko sali, ale całego budynku i terenu wokół. I woli, żebyśmy nie zamawiali zewnętrznej firmy, jak rodzice rok temu, bo mu się nie podobało. Stwierdził, że jest nas dużo, więc w jeden dzień sami sobie poradzimy".

O tym, że ksiądz lubi "się rządzić", Ewa wiedziała wcześniej. "Krążą historie po parafii, jak to rodzice kilka lat temu musieli mu przygotować podjazd: samodzielnie wyplewić kostkę z mchu. Rok temu księdzu nie podobało się, że była zewnętrzna firma, bo robiła tylko to, za co rodzice zapłacili, a nie to, co ksiądz sobie życzył", opowiada kobieta.

Musi być tak, jak ksiądz chce

W połowie marca ksiądz przekazał katechecie kartkę z listą nazwisk. Znaleźli się na niej uczniowie i uczennice, którzy nie mają jednolitych strojów. Z kartką katecheta przyszedł do wychowawczyni.

"Poszedł na skargę na nasze dzieci. Powiedział, że proboszcz stawia sprawę jasno: kto nie będzie miał właściwego stroju, nie podejdzie do pierwszej komunii. A może w ogóle termin trzeba przełożyć, skoro my się go nie słuchamy", opowiada Ewa.

"Koszt ubrania to 600-700 zł. Wydać tyle pieniędzy na raz to dla nas bardzo duże obciążenie.

W dużych miastach mówi się, że rodzice robią z komunii miniwesela, huczne imprezy. To nie jest jednak rzeczywistość mniejszych miasteczek. Ze względu na sytuację finansową, wiele rodzin zrezygnowało w tym roku z organizacji obiadów w restauracjach. Moja córka nie zażyczyła sobie wcale quada, jak piszą niektóre gazety, tylko sztalugę. Za to ksiądz, zupełnie bezrefleksyjnie, każe nam sięgać do kieszeni. Podejrzewam, że chodzi o to, by zarobiła firma, która szyje sukienki i alby. Tylko że to jest skandal".

Do uroczystości zostały mniej niż dwa miesiące, a dzieci są przerażone.

"Córka przyszła z koleżanką do domu, mówiły, że boją się iść do spowiedzi.

Będą musiały obcej osobie opowiadać intymne dla siebie historie, np. dlaczego nie słuchają mamy, dlaczego się kłócą. Nikt ich, oczywiście, do tego nie przygotował. Potem słyszą, że być może w ogóle do pierwszej komunii nie dojdzie, bo część dzieci ma niewłaściwe stroje. Czy to jest normalne? Ja, rodzic, próbuję tłumaczyć dziecku, że to ważne wydarzenie religijne, a ksiądz to ośmiesza, mówiąc wciąż o sukienkach", opowiada Ewa.

To, co wypada, już nie wystarczy, żeby zatrzymać odpływ wiernych

Co roku do pierwszej komunii przystępuje kilkaset tysięcy dzieci w Polsce. W danych Instytutu Statystyki Kościoła katolickiego wynika, że w 2021 roku było to aż 331 744 osoby. Wzrost w porównaniu do poprzednich lat wynika głównie z odłożonych uroczystości czasów pandemii.

"Takim miasteczkom, jak naszemu, mentalnością jest bliżej do wsi. Tu wciąż sporo ludzi robi to, co wypada. A wypada posłać dziecko na lekcje religii, czy do komunii.

Tyle że także u nas ten system się powoli załamuje", mówi Ewa.

Do trzeciej klasy szkoły podstawowej obecność na szkolnej katechezie jest niemal stuprocentowa. Po komunii odpada średnio 1/3 uczniów i uczennic. Po bierzmowaniu zostaje mniej niż połowa.

"Widzę to po starszych dzieciakach w rodzinie. Szkoła średnia to koniec kontaktu z religią i Kościołem. Młodym ludziom zwyczajnie szkoda na to czasu", opowiada Ewa. "Ale małe dzieci, takie jak moja córka, nie musiałyby odchodzić. Proboszcz, taki jak nasz, zwyczajnie je zniechęca. Kościół kojarzy się córce tylko ze stresem", dodaje.

Z danych Episkopatu wynika, że w 2021 roku na lekcje religii uczęszczało 82,4 proc. wszystkich uczniów i uczennic w kraju. Deklaracje uczestnictwa w szkolnej katechezie wśród uczniów szkół ponadpodstawowych bada też CBOS. W 2010 roku, aż 93 proc. badanych w wieku 17-19 lat uczęszczało na lekcje religii.

W 2018 roku ten odsetek spadł do 70 proc., a w 2022 — do 54 proc.

Przemiany te znajdują potwierdzenie w danych udostępnianych przez samorządy. Rekord pobił Wrocław, którego władze przekazały, że w szkołach ponadpodstawowych na religię chodzi zaledwie 18,5 proc. uczniów i uczennic.

Trend sekularyzacyjny widać też na wcześniejszych etapach edukacji, szczególnie w największych miastach. Z danych stołecznego magistratu wynika, że w 2022 roku na lekcje religii w Warszawie uczęszczało:

  • w klasach 1-4: od 70 do 77 proc. uczniów;
  • w klasach 5-8 od 49 do 66 proc.;
  • w liceach: 29 procent uczniów,
  • w szkołach branżowych: 23 procent.

W sondażu CBOS zastrzeżono, że zmiana ma nie tylko charakter generacyjny — zależy też od miejsca zamieszkania. Krzywa spadku jest jednak podobna dla miast powyżej 500 tys. i poniżej 50 tys. mieszkańców. Różni je początkowy pułap deklarujących się jako praktykujący regularnie, w mniejszych miejscowościach był on po prostu wyższy niż w największych polskich miastach.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze