0:000:00

0:00

W poniedziałek 28 listopada, na pierwszej rozprawie sąd ją utajnił — i odroczył do 20 lutego. W toku śledztwa prokuratura ustaliła, że znieważonych mogło być ponad 300 strażników granicznych – tylu zostało zawiadomionych o rozprawie. Mają prawo w niej brać jako poszkodowani. Nie stawił się nikt.

Był natomiast Piotr Maślak i jego obrońcy. Sprawa toczy się o 3 godziny jazdy w jedną stronę od miejsca zamieszkania dziennikarza, bowiem, jak wynika z dokumentów sądowych, większość ze świadków ma równie daleko do podwarszawskiego i sokólskiego sądu. Więc Sokółka jest lepsza.

Jak dowiedzieliśmy się w sokólskim sądzie w II Wydziale Karnym, dziś żaden świadek nie był przesłuchiwany.

Uchodźcy na ziemi niczyjej

W sprawie tej chodzi o Usnarz. W sierpniu 2021 roku 17-osobowa grupa uchodźców uciekających z Azji przez Białoruś utknęła tam w pasie przygranicznym. Koczowali na ziemi: Białorusini nie wpuszczali ich do siebie z powrotem, a Polacy – dalej na zachód. Tkwili uwięzieni ponad dwa miesiące. Polscy pogranicznicy nie dopuszczali do nich organizacji pomocowych, nie pozwalając nawet na interwencje wobec osób ciężko chorych i potrzebujących lekarza. Władze Rzeczypospolitej powtarzały, że ludzie ci są tylko narzędziem w ręku białoruskiego Łukaszenki i stanowią dla Polski zagrożenie.

Dowodem były m.in. pokazywane na konferencji zdjęcia pornograficzne rzekomo znalezione w telefonie jednego z uchodźców.

Przeczytaj także:

Tak się zaczął kryzys humanitarny na granicy z Białorusią. W przeciwieństwie do otwartej i przyjaznej granicy z Ukrainą tu polskie państwo pokazało wrogą twarz. Ludzie byli wypychani z powrotem i okrutnie traktowani – co dokumentowały organizacje humanitarne.

Sprawa z nadania ministra Kamińskiego

23 sierpnia 2021 na Twitterze pojawił się komentarz do tego, co działo się w Usnarzu: „Nie potrafię tego nazwać inaczej, strażnicy graniczni, którzy zabraniają dostarczyć wody i dopuścić lekarzy do uchodźców mogą sobie przyczepić naszywki SS. Tamci też wykonywali rozkazy. A jak Wam każą strzelać do uchodźców, też wykonacie rozkaz?”

Co Pan na to? - OKO.press zapytało Piotra Maślaka

“Mogę powiedzieć tyle, że w pełni zgadzam się z tą treścią” - odpowiada.

Tego dotyczy rozprawa w Sokółce. Utajniona, więc więcej o sprawie powiedzieć się nie da. Możemy tylko zajrzeć do aktu oskarżenia.

W sprawie Usnarza państwo polskie zachowało czujność do końca. Wpis na Twitterze zauważył sam minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński. Wpisem oburzone poczuły się też i poinformowały też prokuraturę: Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Straży Granicznej, Fundacja Ośrodek Monitorowania Antypolonizm oraz Fundacja Lux Veritatis Centrum Ochrony Praw Chrześcijan z siedzibą w Toruniu.

Prokuratura ustaliła dane ponad 300 pokrzywdzonych

W akcie oskarżenia prokuratura powołuje się na art. 212 Kodeksu karnego. Ten, który zniesławienie za pośrednictwem mediów pozwala karać więzieniem (do roku). Albo grzywną. A że są to przepisy karne, do gry może wejść prokurator. I wszedł.

Ten przepis to ewenement w cywilizowanym świecie. Istnieje, mimo że sam Jarosław Kaczyński wzywał do jego usunięcia. No ale było to, zanim objął władzę w Polsce.

Ta treść tweeta, który oburzył członka rządu PiS “wskazuje na zabranianie przez funkcjonariuszy Straży Granicznej dostarczenia wody i dopuszczenia lekarzy do »uchodźców« [cudzysłów od prokuratury, w akcie oskarżenia – red.] oraz sugeruje możliwość wykonania rozkazu polecającego strzelanie do wskazanych wyżej osób przebywających po białoruskiej stronie granicy i porównuje działanie Straży Granicznej do działania SS tj. Schutzstaffel – niemieckiej formacji policyjnej z okresu III Rzeszy, uznanej po zakończeniu II Wojny Światowej za organizację zbrodniczą”.

Prokuratura zgodziła się z ministrem: twitterowy wpis “pomówił polską Straż Graniczną, o postępowanie i właściwości, które mogą poniżyć tę formację w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania potrzebnego dla wykonywanej służby", a także znieważył “funkcjonariuszy Straży Granicznej pełniących służbę przy granicy w związku z wykonywaniem przez nich obowiązków ustawowych w zakresie jej ochrony” (cytat z aktu oskarżenia).

Z aktu oskarżenia wynika, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie, wydział ds. wojskowych, bardzo poważnie podeszła do sprawy — zebrała dane ponad 300 funkcjonariuszy Straży Granicznej. Powiedzieli oni jej, że czują się znieważeni — otrzymali więc status osób pokrzywdzonych. Teraz są zawiadamiani o każdej rozprawie i mogą w niej wziąć udział.

Dlaczego ci strażnicy poczuli się pomówieni? Owszem, nie dawali wody i jedzenia koczującym uchodźcom. Ale oni nie byli w Polsce, tylko kilka metrów od Polski. W strefie, która dla straży granicznej była jeszcze Białorusią: “Nie ma czegoś takiego jak »pas ziemi niczyjej«. Terytorium Polski dochodzi do linii granicy państwowej, zaś po jej przekroczeniu, od tej linii zaczyna się terytorium Białorusi”. “Z wiedzy powszechnej oraz komunikatów Straży Granicznej jednoznacznie wynikało, że te osoby są na terytorium Białorusi, zatem Piotr Maślak, w jego ocenie dokonał manipulacji stanu faktycznego”, “bowiem funkcjonariusze nie mieli możliwości podawania czegokolwiek dla osób przebywających na terytorium Białorusi" (za aktem oskarżenia).

SLAPP po polsku

Cechy ataku państwa na Piotra Maślaka — wysokość grożącej kary i dotkliwość postępowania — mają cechy SLAPP (strategic lawsuit against public participation). Czyli postępowania prawnego, w którym osoba wzięta “na celownik” nie musi zostać ukarana. Ma jednak być na tyle udręczona postępowaniem, by już więcej nie zabierała już głosu w sprawie niewygodnej dla władzy (lub dla oligarchów i wielki biznes — jak to się dzieje na Zachodzie, gdzie władza państwowa przed podobnymi atakami jest powstrzymywana przez system niezależnych instytucji demokratycznych).

W Polsce – co OKO.press ustaliło, zbierając relacje obywateli i obywatelek branych “na celownik” - proceder ten nasilił się w II połowie 2017 roku, po ogromnych protestach w obronie praworządności.

Cechą “polskiego SLAPP” jest to, że atak następuje na wyraźny sygnał z samej góry. Sama realizacja polecenia i to, jakie środki publiczne zostaną w to zaangażowane, zależy już jednak od gorliwości wykonawców. Pokazanie ponad 300 osobom wpisu na Twitterze i uczynienie ich poszkodowanymi – co zwiększa koszty sądowe (które teoretycznie sąd może przerzucić na oskarżonego) nie jest tu wyjątkiem.

Władza potrafi wydać 10 tys. złotych na próbę odzyskania zapisu monitoringu – bo jest nadzieja, że może widać na nim, kto maluje krytykujące rząd napisy na chodniku. Potrafi zlecać analizę samej farby. Wymienia płyty chodnikowe – zamiast je umyć – bo wtedy koszty “szkody” rosną i zamiast kodeksu wykroczeń można użyć kodeksu karnego, a dodatkowe koszty “naprawienia szkody” też mogą obciążyć oskarżoną (OKO.press odnotowało takie przypadki w Sierpcu, Sanoku i Przemyślu). Za napis “PiS=PZPR” można ścigać z przepisów o “propagowaniu komunizmu”, co pozwala wysłać do zatrzymania osoby podejrzewanej o ten czyn duży oddział policji, a po zatrzymaniu zrobić rewizję osobistą (tak wyglądała sprawa Elżbiety Podleśnej z Wąbrzeźna; władza dociągnęła ja do Sądu Najwyższego, by tam ostatecznie przegrać).

Charakterystyczne jest też, że świadkowie w takich sprawach – policjanci i inni przedstawiciele państwa – stają przed sądem w godzinach swojej pracy. Atakowani obywatele muszą brać wolne. Czasem takie sprawy potrafią zabrać dużą część urlopu, a dojazdy do sądu idą w tysiące kilometrów.

Więcej o tych sprawach można przeczytać w naszych raportach:

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze