0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plFot. Adam Stepien / ...

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia zakończył się dziś, 8 maja 2023, głośny proces trójki aktywistek i aktywistów oskarżonych o czynny udział w zbiegowisku i wybryk chuligański, polegający na zniszczeniu furgonetki fundacji Pro-Prawo do Życia, która od miesięcy krążyła po mieście, głosząc homofobiczne hasła.

Widżet projektu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG
Wyrok poznamy 22 maja 2023.

Prokuratura domaga się kary pozbawienia wolności na siedem miesięcy dla Małgorzaty Sz., sześciu miesięcy - dla Pawła Sz. i ograniczenia wolności dla Zuzanny M. Ordo Iuris, reprezentujące skarżących, chce, by Margot spędziła w więzieniu aż trzy lata, Paweł Sz. — rok, a Zuzanna M. — sześć miesięcy.

Do wydarzeń doszło niemal trzy lata temu, 27 czerwca 2020 roku, gdy na celowniku władz publicznych, a także machiny propagandowej znalazła się społeczność LGBT+. Komunikaty na ciężarówkach, które fundacja Mariusza Dzierżawskiego do dziś wysyła na ulice polskich miast, zrównują homoseksualność z pedofilią, straszą demoralizującymi skutkami edukacji seksualnej.

Szczepionką na nienawistny przekaz kampanii "Stop pedofilii" stały się spontaniczne, obywatelskie akcje zatrzymywania furgonetek. Tę oddolną formę sprzeciwu wobec zatruwania życia publicznego homofobią zapoczątkowała inicjatywa Stop Bzdurom.

O zniszczeniu ciężarówki dyskutował wówczas cały kraj. Szczególnie że w sierpniu 2020 jedna z biorących udział w wydarzeniach aktywistka, Małgorzata Sz. — znana jako Margot — została prewencyjnie aresztowana. Manifestacja w jej obronie, tzw. tęczowa noc, zapisała się w historii jako najbardziej jaskrawy przykład represji wobec społeczności LGBT+ w najnowszej historii Polski.

Przeczytaj także:

To było "lekceważenie porządku prawnego"

Przypomnijmy, że 27 czerwca 2020 roku na ulicę Wilczą w Warszawie, pod lewicowy squat "Syrena" podjechała ciężarówka Pro-Prawo do życia.

Według strony skarżącej, fundacji Pro-Prawo do życia, a także prokuratury, doszło wówczas do nielegalnego zbiegowiska, które wypełniało dodatkowo znamiona występku chuligańskiego. Całość miała być świadomym atakiem na członków fundacji, którzy głoszą poglądy obce oskarżonym — Małgorzacie Sz., Pawłowi Sz. i Zuzannie M.

8 maja, podczas mowy końcowej, prokurator stwierdził, że wolontariusze skrajnie prawicowej fundacji czuli się zaszczuci w związku ze "sporem światopoglądowym", który toczy się obecne w Polsce.

"Różnice światopoglądowe w odbieraniu seksualności człowieka nie mogą być powodem ataku fizycznego jednej czy drugiej strony.

Agresja nigdy nie jest usprawiedliwioną metodą prowadzenia dyskursu. Burzy porządek społeczny i może powodować nasilenie takich działań" — mówił prokurator.

Reprezentujący Pro-Prawo do życia adwokat Bartosz Lewandowski z Ordo Iuris, przekonywał sąd, że w tej sprawie oskarżeni są wręcz recydywistami. Od 13 miesięcy planowali ataki na furgonetki legalnie działającej fundacji. Kierowców, którzy prowadzili wówczas ciężarówkę i podjęli decyzję o postoju pod squatem na ul. Wilczej, przedstawiał jako ofiary medialnej nagonki. "Nie sądzimy w tej sprawie Margot, tylko oskarżonego Michała Sz. To ważne, bo wysoki sąd spotyka się z presją medialną" — mówił Lewandowski. — "Od samego początku istniała rzeczywistość zapisana w aktach sprawy i zniekształcony obraz w mediach".

Wśród tych, którzy sprawę zatrzymania Margot przedstawiali w nieprawdziwy, zmanipulowany sposób, prawnik Ordo Iuris wymienił: Helsińską Fundację Praw Człowieka, Rzecznika Praw Obywatelskich i OKO.press.

Mec. Lewandowski stwierdził, że oskarżonych pogrąża także fakt, że w toku postępowania nie wyrazili skruchy. "Trudno o większy wyraz lekceważenia dla porządku prawnego" — mówił. — "Mam wrażenie, że oskarżeni, z wyjątkiem Zuzanny M., czynili sobie z tej sprawy spektakl, zabawę". I dodał, że wyrok skazujący ma szansę wzbudzić u oskarżonych refleksję.

Głos zabrał także prezes fundacji Pro-Prawo do życia, Mariusz Dzierżawski. "Przedstawianie agresora jako ofiary to jest częsta taktyka tych, którzy atakują naszych wolontariuszy" — mówił Dzierżawski. — "Jeśli chodzi o Pawła Sz. nie ukrywał, że przemoc jest jego zdaniem uprawnioną metodą prowadzenia walki ideologicznej czy politycznej".

Dzierżawski, którego fundacja dostała pełne wsparcie prokuratury, przedstawiał siebie i swoich wolontariuszy jako uciśnionych, pokojowo działających ludzi, których celem jest organizowanie kampanii informacyjnych.

Według Dzierżawskiego oskarżeni chcą, by państwo uniemożliwiło im prowadzenia akcji, które są "niezgodne z ideologią, która ci wyznają". — "Czy napady motywowane ideologicznie mają pozostać bezkarne? Wyrok w tej sprawie będzie stanowić zachętę lub zniechęcenie dla potencjalnych wybryków".

A może obrona konieczna?

Obrona, jak i sami oskarżeni, stali na stanowisku, że wydarzenia, do których doszło w czerwcu 2020 roku, wypełniały definicję obrony koniecznej.

Aktywistom chodziło bowiem o odparcie bezprawnego zamachu na godność ludzi — osób ze społeczności LGBT+.

Nie bez znaczenia, według obrońców, był kontekst, w którym ciężarówka została zniszczona. Przypomnijmy, że chodzi o przecięcie plandeki, pomazanie tablicy rejestracyjnej sprejem, czy przecięcie opon. "Osoby LGBT+ stały się przedmiotem instrumentalnej walk politycznej i dyskryminacji, która nie tylko nie spotkała się z reakcją państwa, ale z jego aktywnym wsparciem" — mówiła mecenas Małgorzata Kosucka. I wskazywała na bezradność, której miesiącami doświadczała społeczność LGBT+ w obliczu nienawistnej propagandy.

"Oskarżona Małgorzata Sz. działając w odruchu, stanęła przeciwko tej kampanii, przeciwko znieważaniu, lżeniu, które wysłuchiwała od miesięcy" — mówiła obrończyni Margot — "Padło tu, że przemoc nie znajduje uzasadnienia; że nigdy nic dobrego z niej nie wynika. W głowie siedzą mi sufrażystki, które do przemocy się uciekały, czy Afroamerykanie (...) Działania pokojowe, edukacyjne prowadzone przez oskarżoną od miesięcy nie przynosiły skutków. W mojej ocenie nie tylko nie ponosi ona winy za zdarzenia z 27 czerwca, ale również jej działań nie należy określać jako bezprawnych — stanęła ona realnie w obronie naruszonego dobra, jakim jest godność, prawo do ochrony życia prywatnego, czy zdrowia psychicznego. Dobra te przewyższają wartość dóbr materialnych w postaci tablicy rejestracyjnej, czy plandeki".

Pełnomocniczka Zuzanny M., adwokatka Karolina Gierdal stwierdziła, że fundacja Pro-Prawo do życia wcale nie prowadzi kampanii informacyjnych. "To są czyste działania propagandowe mające na celu wyłącznie szczucie na innych ludzi. To są cynicznie stworzone komunikaty, skonstruowane w taki sposób, aby przestraszyć opinię publiczną osobami LGBT poprzez wykreowanie zagrożenia dla dzieci. Powiązanie osób LGBT+ z pedofilią, z czymś, co jest najbardziej potępiane w społeczeństwie, jest celowym działaniem. To nie jest wyrażanie poglądu. To jest czysta mowa nienawiści" — mówiła prawniczka.

Gierdal dodała, że fundacja wykorzystuje lukę w polskim prawie: brak ścigania mowy nienawiści motywowanej homofobią czy transfobią. — "Osoby LGBT funkcjonują w próżni prawnej bez jakiejkolwiek ochrony: można powiedzieć cokolwiek na nasz temat i nic się nie wydarzy".

Określeń opisujących działalność ciężarówek na sali sądowej padło wiele, ale najlepiej linię obrony oddają dwa zwroty: "awatary nienawiści" oraz "mowa nienawiści wyjeżdżająca na ulice polskich miasteczek".

Prawnicy przekonywali, że wobec całego kontekstu społeczno-politycznego, szkodliwość czynu — czyli zniszczenia samochodu oraz próba poturbowania kierowcy i wyrwania mu telefonu — jest nie tyle niska, ile żadna.

Przypominali też, że zapadł pierwszy — nieprawomocny — wyrok, który uznał odpowiedzialność Mariusza Dzierżawskiego za kampanię "Stop Pedofilii. 22 marca 2023 sąd rejonowy Gdańsk-Południe uznał, że celem tzw. homofobusów, które krążyły po ulicach polskich miast, było poniżenie i wzbudzenie nieufności wobec osób LGBT. A prezesowi zarządu fundacji wymierzył karę roku ograniczenia wolności — 20 godzin prac społecznych w miesiącu.

Kto prowokował?

Rozbieżności w ocenie sytuacji nie dotyczyły tylko kontekstu sprawy. Chodziło także o sam przebieg zdarzeń. Skarżący przekonywali, że atak na furgonetkę był zaplanowaną, świadomą akcją, której celem było zastraszenie wolontariuszy fundacji Pro-Prawo do życia. Za to obrona przekonywała, że to działacze prawicowej organizacji dopuścili się prowokacji. Mecenas Lewandowski opowiadał, że ciężarówkę zatrzymała Małgorzata Sz., która wyszła na jezdnię, uniemożliwiając samochodowi swobodny przejazd. Miała ona być prowodyrką rzekomego "ataku".

Obrona wskazywała, że to wolontariusze Pro podjęli decyzję, by stanąć na pustej wówczas ulicy. Na nagraniach z samochodu słychać, że jeden z mężczyzn krzyczy, by kierowca się zatrzymał.

— "Dawaj, dawaj, wyjdź z auta"

— "Po co mam wychodzić? Poczekajmy, niech coś zrobi".

Ludzie, którzy wyszli wówczas ze squatu, by przepędzić w swojej opinii "intruzów", wielokrotnie wzywali ich do odjazdu. Robili to w sposób mniej lub bardziej parlamentarny (padały m.in. słowa "wypierdalać"). Wolontariusze Pro-Prawo do życia nie ustępowali. Nie wyłączyli też dźwięku, zakłócając porządek głośnymi komunikatami o osobach homoseksualnych, które "gwałcą dzieci".

Według obrony liczyli oni na konfrontację.

Już po samej akcji, nagrania zarejestrowały inne rozmowy mężczyzn. "Można z tego zrobić dużą sprawę", "Poczekaj, aż coś się zadzieje". "Trzeba zrobić mocną akcję", "Można zrobić hecę, że go zlinczowali, charakteryzację zrobimy", "Nie można pomagać homoseksualistom, trzeba pójść na komendę", "Jak jesteś tutaj, to tutaj są dymy", "Chciałbym zrobić rundę honorową". Mężczyźni, którzy zeznawali, że Margot wcześniej nie znali, komentowali też w sposób obraźliwy życie seksualne aktywistki.

Teza o prowokacji znalazła też oparcie w zeznaniach świadka. W listopadzie 2022 roku przed sądem stanęła mieszkanka ul. Wilczej, która z okien swojego mieszkania przyglądała się wydarzeniom.

"W czerwcu wróciłam z Krakowa do Warszawy i musiałam pracować zdalnie. Wtedy poczułam, co przeżywają moi sąsiedzi, kiedy ta furgonetka jeździ po Wilczej. Furgonetka przejeżdżała tędy często, sama byłam zaskoczona, że nic się z tym nie da zrobić, bo przeszkadzała ona w życiu. Słychać ją przez zamknięte okna, także wtedy, gdy zakładałam zatyczki do uszu czy słuchawki wygłuszające" — zeznała kobieta.

"To nie było tak, że ludzie się rzucili na kierowcę, to była sekwencja zdarzeń.

To wydarzenie zostało odebrane tak, że osoby ze squatu zaatakowały kierowcę furgonetki" — mówiła. — "Kierowca miał kamerkę, więc [wyglądało] tak, jakby chciał się dać nagrać, że go szturchają".

Ze świątyń robią miejsce seansów nienawiści

Spośród oskarżonych głos zabrał dziś tylko Paweł Sz. Podkreślił, że w tej sprawie nie chodzi wcale o zniszczenie samochodu, ale przywilej, który przyznali sobie skarżący:

  • prawo do panowania nad przestrzenią publiczną i życiem społecznym,
  • czy wymuszania przemocą dopasowywania się do ich pseudowartości.

"Nie chodzi o skazanie nas za to konkretne zdarzenie, ale całą serię wcześniejszych zdarzeń, ktokolwiek za nie odpowiada. Chodzi o odpowiedzialność zbiorową, kozła ofiarnego, znalezienie sobie jakiejś osoby queerowej, której można dowalić" — mówił Paweł Sz.

Oskarżycielom wytykał też hipokryzję. "Przedstawiają się jako chrześcijanie, ale Jezus powiada w piśmie o takich: faryzeusze. »Wiążą ciężary wielkie nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą«. Biada wam, obłudnicy" — mówił Paweł Sz. — "Z religii czynią komercyjną imprezę, wielką zrzutkę na ich pasożytniczą działalność.

Robią ze świątyń jaskinie zbójców i miejsce seansów nienawiści".

"Moi oskarżyciele myślą, że im wolno, bo mają się za nadludzi" — kontynuował jeden z trójki oskarżonych. — "Tak bardzo bronią dzieci, ale kiedy ksiądz, biskup, papież, dzieci gwałci, molestuje albo to tuszuje, wtedy nie ma problemu, wtedy przyjmuje się specjalne uchwały ku czci, wtedy mecenas Lewandowski biegnie bronić pro bono księży pedofilów".

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze