0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Zanim rankiem 24 stycznia premier Mateusz Morawiecki skierował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności z konstytucją przepisów prawa, na podstawie których 23 stycznia trzy izby Sądu Najwyższego wydały przełomową uchwałę, politycy obozu rządzącego już zdążyli uznać ją za nieważną i potępić sędziów SN.

Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ocenił, że "Sąd Najwyższy procedował z rażącym naruszeniem prawa i jego tzw. "uchwała" nie powoduje żadnych skutków prawnych."

Ministerstwo Sprawiedliwości natychmiast po wydaniu przez SN uchwały opublikowało oświadczenie, w którym uznało ją za… nieważną:

„Uchwała z mocy prawa jest nieważna. Została wydana z rażącym naruszeniem prawa. Narusza art. 179, art. 180 ust.1 oraz art. 10 Konstytucji RP. Wbrew obowiązującym przepisom ustawowym Sąd Najwyższy podjął uchwałę w postępowaniu w sprawie podważenia statusu sędziów powołanych z udziałem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa” – czytamy w ministerialnym komunikacie.

OKO.press pyta autorytety prawnicze o ocenę uchwały Sądu Najwyższego. Publikowaliśmy wypowiedź prof. Ewy Łętowskiej, a także wypowiedzi dla nas prof. Michała Matczaka, dr Michała Ziółkowskiego, mec. Jakuba Wendego

Przeczytaj także:

Uchwała z mocy prawa jest nieważna. Została wydana z rażącym naruszeniem prawa. Narusza art. 179, art. 180 ust.1 oraz art. 10 Konstytucji RP. Wbrew obowiązującym przepisom ustawowym Sąd Najwyższy podjął uchwałę w postępowaniu w sprawie podważenia statusu sędziów powołanych z udziałem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa.

Postępowanie to uległo zawieszeniu z mocy prawa 22 stycznia 2020 r. z chwilą wszczęcia przed Trybunałem Konstytucyjnym sporu kompetencyjnego między SN a Sejmem i Prezydentem RP. Do czasu orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny nie wolno podejmować działań w tej sprawie. Uchwała SN jest więc z mocy prawa nieważna.

Zgodnie z Ustawą o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym wszczęcie sporu kompetencyjnego powoduje zawieszenie z mocy prawa postępowania przed Sądem Najwyższym. Wszystkie czynności Sądu w okresie zawieszenia są nieważne. Do czasu orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny nie można podejmować żadnych działań w sprawie. Strona sporu nie może sama oceniać, czy do sporu doszło. Konstytucja przyznała to uprawnienie jedynie Trybunałowi Konstytucyjnemu.

Istota sporu polega na tym, że żaden Sąd nie może badać, a tym bardziej kwestionować nominacji sędziowskich, ani ustaw regulujących statusu sędziów i sposobu wyboru kandydatów. Sąd Najwyższy nie może zatem wkraczać w kompetencje Krajowej Rady Sądownictwa, Prezydenta RP ani Sejmu, a idąc dalej, nawet Trybunału Konstytucyjnego, który sprawą KRS się już zajmował i uznał aktualne brzmienie ustawy za zgodne z konstytucją.

Postępowanie przed SN należało zawiesić także dlatego, że przed TK rozpoznawana jest sprawa dotycząca przepisu kodeksu postępowania cywilnego, którego dotyczy ta uchwała (tj. art. 379 pkt 4 kpc).

Uchwała składu trzech izb Sądu Najwyższego jako niezgodna z prawem nie wywołuje skutków prawnych. SN nie jest uprawniony do badania i oceny, czy udział w składzie sędziego sądu powszechnego, wojskowego lub Sądu Najwyższego, powołanego na stanowisko sędziego przez prezydenta RP na wniosek KRS po 2018 r., powoduje nieważność postępowania. Żaden organ, także sądowy, nie może bowiem kwestionować powołania i inwestytury sędziego.

Ponadto po wejściu w życie ustawy z 20 grudnia 2019 roku ustawy gwarantującej konstytucyjny porządek w wymiarze sprawiedliwości i usprawniającej pracę sądów, uchwała SN tym bardziej stanie się bezprzedmiotowa. Nowa ustawa usuwa bowiem pojawiające od niedawna wątpliwości dotyczące możliwości kwestionowania statusu sędziów powołanych przez Prezydenta RP. Stwierdza niedopuszczalność takich czynności, zgodnie z orzecznictwem Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz Trybunału Konstytucyjnego.

Biuro Komunikacji i Promocji Ministerstwo Sprawiedliwości

Źródło: strona Ministerstwa Sprawiedliwości

Wiceminister Sprawiedliwości Sebastian Kaleta, firmujący zmiany w sądach, zwłaszcza ustawę "kagańcową", twierdził, że "Sąd Najwyższy postawił się ponad Sejm, Prezydenta, Trybunał Konstytucyjny, konstytucję, ale przede wszystkim ponad demokrację." Zachwalał też ustawę "kagańcową", która w jego opinii "blokuje zmianę naszego ustroju z demokracji na sędziokrację."

Zastęcpa głownego rzecznika dyscyplinarnego Przemysław Radzik uderzył w podobne tony, nazywając uchwałę SN "stanowiskiem" i "bezprawną próba zmiany ustroju Rzeczypospolitej". Według Radzika "nie ma mocy wiążącej, a sędziowie kwestionujący legalność powołania innych sędziów będą ścigani dyscyplinarnie."

Europoseł Patryk Jaki, b. wiceminister sprawiedliwosci, wtórował: "Sędziowie bezczelnie łamią prawo i próbują zamienić ustrój państwa - a są jeszcze tacy, którzy im klaszczą. Nie rozumiejąc tego, że tracą wpływ na państwo, również wtedy, kiedy PiS przestanie rządzić. Bo decyzja Polaków w wyborach co zmian w sądownictwie nie będzie miała znaczenia."

Oczywiście zupełnie innego zdania niż politycy obozu rządzącego są znawcy prawa konstytucyjnego.

Prof. Piotr Mikuli: Pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości jest tragikomiczny

Dr hab. Piotr Mikuli, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego i kierownik Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Wydziału Prawa i Administracji tej uczelni, podobnie jak prof. Ewa Łętowska zwraca uwagę na dramatyczny moment, w którym znajdujemy się po wydaniu przez SN uchwały oraz reakcji instytucji państwowych:

"Rozstrzygnięcie SN jest salomonowe, bo po pierwsze, bierze pod uwagę to, że sprawy rozstrzygane przez składy sędziowskie z udziałem osób rekomendowanych przez obecną KRS są w toku.

Po drugie, zawiera rozwiązania na przyszłość w zakresie orzeczeń, które mają zapadać z ich udziałem przed sądami niższej niż SN instancji. Po trzecie wreszcie, orzeczenie wyraźnie odnosi wymogi niezawisłego sądu do samego SN.

Uchwała SN mówi jednoznacznie, że skład sędziowski w SN musi być absolutnie bez wad - co jest zrozumiałe, bo orzeczeń SN nie da się wzruszyć. Dlatego uchwała trzech izb SN z 23 stycznia ma skutek bezwzględny w stosunku do Izby Dyscyplinarnej SN.

Cieszy postawa sędziów, którzy wydali tę uchwałę - jedyną, w mojej ocenie, możliwą.

Z drugiej strony mamy natychmiastową reakcję rządu, konkretnie - Ministerstwa Sprawiedliwości. Wydało ono komunikat, w którym ocenia, ze uchwała SN jest wydana z rażącym naruszeniem prawa.

Oczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma możliwości oceny uchwały Sądu Najwyższego. To, że taki komunikat zostaje wydany pokazuje, jak groźna jest sytuacja. Pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości jest tragikomiczny, ale wydaje go instytucja państwowa. Znajdujemy się zatem w sytuacji wojny miedzy instytucjami. I nie wiadomo, do czego to doprowadzi.

Do tego obywatele i obywatelki są wprowadzani w błąd przez propagandę mediów publicznych i wielu jest nieświadomych tego, co się dzieje.

A niestety w państwie dzieje się coś strasznego. Mamy do czynienia ze stanem wojennym, co wielokrotnie przypomina nam prof. Mirosław Wyrzykowski.

Tragizm tej sytuacji polega na tym, że, jak słusznie zauważył z kolei prof. Wojciech Sadurski, ten stan wojenny nie polega na tym, ze mamy czołgi na ulicach czy setki więźniów politycznych.

To się dzieje w sposób zawiły, kroczący i dla ludzi niezorientowanych - a do tego urabianych propagandą - niezrozumiały. Większość ludzi w Polsce nie jest świadoma, że obserwujemy swoisty rozkład państwa polskiego.

Oczywiście, jest pewna nadzieja. Przytłaczająca większość sędziów nie ulega tym wszystkim naciskom. Jest taka łacińska paremia, inter arma silent Musae - pośród szczęku oręża, czyli w czasie wojen, milczą Muzy.

Jest też inna paremia: inter arma silent leges, czyli podczas wojny milczą prawa. Mówi ona, że w czasie wojny prawo można ignorować. Wydaje mi się, że rządzący dzisiaj kierują się właśnie tą maksymą.

Natomiast sędziowie polscy, pomimo zagrożeń, których jest wiele, w czasie wojny nie milczą. Starają się robić to, co do nich należy.

Ale sądy, nawet Sąd Najwyższy, nie mają możliwości wyegzekwowania podporządkowania się ich orzeczeniom bez zaangażowania aparatu władzy wykonawczej. Nie stosują przymusu. A aparat władzy wykonawczej kwestionuje wszystkie naprawcze działania sądów w całkowicie otwarty sposób. To sytuacja bezprecedensowa.

Fortel, w postaci wniosku pani Marszałkini Sejmu Elżbiety Witek do Trybunału Konstytucyjnego pokazuje, że władza wykonawcza chce mieć pretekst do kontestowania uchwały SN z 23 stycznia. Chcą utrzymywać, że uchwała nie kończy sprawy.

Ze względu na niesamowitą propagandę, nieświadomy czy umiarkowanie zainteresowany obserwator będzie musiał oceniać te argumenty obu stron.

Naszym obowiązkiem jako prawników, jako znawców prawa konstytucyjnego, jest informowanie i przekonywanie społeczeństwa, że te argumenty nie są równoważne.

Racji nie ma po środku. Rzeczywistość, akurat w tym wypadku, jest czarno-biała. Wyroków Sądu Najwyższego nie można podważać. Nie można szczuć i opluwać sędziów. Robiąc to, władza wypisuje siebie i nas nie tylko ze wspólnoty prawa Unii Europejskiej, ale z kręgu zachodniej cywilizacji.

Przełomowa uchwała Sądu Najwyższego

23 stycznia SN odpowiedział na apele o wydanie uchwały stabilizującej porządek prawny wobec rozbieżności orzeczniczych po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 roku i wyroku Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2019 roku. O konieczności podjęcia takiej uchwały na łamach OKO.press w grudniu pisali konstytucjonaliści dr Michał Ziółkowski i dr Michał Krajewski.

Uchwała trzech izb SN ma moc zasady prawnej, czyli wiąże wszystkie izby SN - również nowe, czyli Dyscyplinarną oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Najwyższych - a także ma istotne znaczenie interpretacyjne dla sądów powszechnych.

SN uznał, że obecna KRS, ze względu na sposób, w jaki została powołana, nie zapewnia, że osoba powołana z jej rekomendacji przez Prezydenta na urząd sędziego, prawidłowo obsadzi skład sądu.

Dlatego SN orzekł, że zawsze wadliwe są składy Sądu Najwyższego, w których zasiadają osoby powołane na wniosek obecnej KRS. A także, że weryfikacji mogą podlegać składy sądów powszechnych i wojskowych, w których zasiadają osoby powołane na wniosek obecnej KRS.

Prof. Ewa Łętowska wyjaśniła:

"Sąd Najwyższy bardzo mądrze ograniczył się do wskazania czysto procesowych, sądowych instrumentów oceny prawidłowości składów, oddając decyzje w ręce samych sądów. W uchwale Sąd Najwyższy odniósł się do kryteriów niezależności sądów i niezawisłości sędziów i wyraźnie kontynuuje linię z wyroku wydanego 5 grudnia 2019 roku.

SN nikomu niczego nie kazał. Nie zdyskwalifikował ustawy dyscyplinującej. Bo tego zrobić nie mógł i nie będzie mógł. Nie powiedział, że sędziowie, których z rekomendacji obecnej KRS powołał Prezydent, nie są sędziami. Powiedział, że co to są wątpliwości co do niezależności sędziów i niezawisłości sądów i jak je usuwać. I że są środki (dla stron i sądów) w procedurze sądowej, aby bronić tych zasad.

Jakie będą konsekwencje tej uchwały? – poczekamy. Może ci sędziowie sami uznają, że nie powinni wydawać wyroków. A może będziemy mieli do czynienia z dalszym konfrontacyjnym frontem?

Sąd nie wdawał się w spory kompetencyjnego. Ale nie podważa nominacji sędziowskich Prezydenta, ani nic nie każe Sejmowi. Uchwalona dziś przez Sejm ustawa dyscyplinująca nic tu nie zmienia.

Moment jest jednak dramatyczny. Bo bez współdziałania ustawodawcy, dla którego uchyla się furtka, żeby uchwalić nową ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, nie zaprowadzi się ładu. Ale to nie rola sądów, lecz ustawodawcy."
;

Udostępnij:

Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze