Moskwa ogłosiła, że o ataku nic nie wie. Atak powietrzny był „tylko na Lwów”. A Polska nie ma żadnego dowodu na to, że to były drony z Rosji. Propaganda Kremla ujawniła też marzenie Moskwy: żeby chwalony przez nią Karol Nawrocki zarządził konsultacje z władzami rosyjskimi
„Przywódcy UE i NATO codziennie oskarżają Rosję o prowokacje. Najczęściej nawet nie próbując przedstawić żadnych argumentów” – powiedział na codziennej konferencji prasowej rzecznik Putina Pieskow. Tę wersję Moskwa rozprzestrzeniała w sieci. Agencja TASS pracowicie przepisywała do depeszy anonimowe polskie komentarze z X o tym, że „drony na pewno były ukraińskie” i że jest to ukraiński spisek mający wciągnąć Polskę do wojny.
Nie ma lepszego dowodu, że anonimowe komentarze wyprodukowano/zainspirowano w Rosji.
Wersję ukraińskiego spisku propaganda Kremla przygotowała zresztą i rozpowszechniała od wielu dni. I wydaje się, że lekko zaskoczyło ją, że prezydent Karol Nawrocki nie kupił tej wersji, mimo deklarowanej antyukraińskości – o której propaganda opowiadała w ostatnich dniach w kółko.
Polska oficjalnie uznała, że padła ofiarą ataku ze strony Rosji. Wobec tego propaganda Kremla zaczęła tworzyć nowy przekaz. Że nic nie wiadomo i nie ma dowodów na odpowiedzialność Rosji.
Chargé d'affaires rosyjskiej ambasady w Warszawie Andriej Ordasz odezwał się pierwszy: „Polska nie przedstawiła żadnych dowodów na rosyjskie pochodzenie dronów zestrzelonych nad krajem”. „Wiemy jedno – te drony leciały z Ukrainy”.
Senator Władimir Dżabarow w telewizji Rossija 24: „Incydent wygląda na prowokację ze strony Ukrainy, mającą na celu wciągnięcie Warszawy w konflikt z Rosją”.
Ukraiński zdrajca, były premier Azarow, zamotał w moskiewskim radiu jeszcze bardziej: drony znalezione w Polsce muszą być ukraińskie. Ale Ukraina mogła im sfałszować etykiety na rosyjskie.
Wieczorem „publicyści telewizyjni” zaczęli opowiadać, że atak dronowy jest „prowokacją gliwicką” Ukrainy. Komentatorzy się przy tym zaplątali, bo prowokacja gliwicka z 1939 roku miała uzasadnić napaść Niemiec na Polskę. Na kogo chciałaby napadać Ukraina, organizując niby-rosyjski atak na Polskę?
Chodziło jednak przede wszystkim o motanie i zaciemnianie. Cytowany przez agencje RIA Nowosti niejaki Gorbaczow z Sewastopola, nazywany „ekspertem” pouczył Polskę: „Strona polska powinna ostrożniej formułować zarzuty dotyczące incydentu z dronami. Po pierwsze, nie można twierdzić, że są to rosyjskie drony, skoro nie ma dowodów, w tym w postaci szczątków, potwierdzających ich produkcję w Rosji. Bez jednoznacznych dowodów oświadczenie strony polskiej jest ogólnikowe i jedynie po raz kolejny potwierdza ich antyrosyjskie nastawienie. Po drugie incydent z dronami mógł być albo prowokacją ze strony władz w Kijowie, albo konsekwencją działania ukraińskiego systemu walki elektronicznej, który mógł spowodować awarię techniczną lub nawet przekierować drony lecące w kierunku celów wojskowych Sił Zbrojnych Ukrainy na terytorium Polski”.
Tę wersję – że nic nie wiadomo – także podjęła rosyjska telewizja. I chyba nie było zbiegiem okoliczności, że propaganda Kremla tego samego dnia przypomniała sobie sprawę rosyjskiego mordu na obywatelach Ukrainy w Buczy wiosną 2022 roku. Przedstawiciele Rosji w ONZ zażądali wycofania się z oskarżenia Rosji o tę zbrodnię. Bo „też nie ma na to dowodów”. Według Moskwy „nie można wykluczyć”, że zamordowani w Buczy zabili się sami, zabiło ich na złość Rosji ukraińskie wojsko, albo wszystko było inscenizacją z udziałem manekinów (te wersje w kółko są powtarzane w rosyjskim przekazie i zostały przypomniane także dziś).
Po południu pojawił się oficjalny komunikat rosyjskiego MON. A potem MSZ. Oba podkreślały gotowość Moskwy do „konsultacji” z Polską. Co byłoby rzeczą niesłychaną – ale Moskwa najwyraźniej miała nadzieję, że prezydent Nawrocki ze swoim BBN na to pójdzie.
Najpierw rosyjski MON, jak gdyby nigdy nic, ogłosił, że strzelał, ale w Ukrainę, w tym celował w środek wielkiego miasta, jakim jest Lwów.
„Rosyjskie Siły Zbrojne zaatakowały ukraińskie przedsiębiorstwa przemysłu obronnego w obwodach iwanofrankowskim, chmielnickim, żytomierskim, a także w Winnicy i Lwowie. Na terytorium Polski nie planowano żadnych celów do zniszczenia. Zasięg bezzałogowych statków powietrznych, które rzekomo przekroczyły granicę z Polską, nie przekracza 700 km. Ministerstwo stwierdziło jednak, że jest gotowe na konsultacje ze stroną polską w tej sprawie”.
To samo powtórzyło rosyjskie MSZ i też zgłosiło gotowość do konsultacji. („Mimo oczywistej bezpodstawności insynuacji płynących z Warszawy, w celu pełnego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji wszystkim stronom zainteresowanym zapobieżeniem dalszej eskalacji sytuacji, Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej jest gotowe przeprowadzić konsultacje w tej sprawie z Ministerstwem Obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji ze swojej strony również jest gotowe włączyć się w te prace”).
Zaproszenie do rozmów o tym, co Rosja zbombardowała, jest zagraniem rosyjskiej dyplomacji stosowanym od momentu, gdy z Kremlem postanowił negocjować Donald Trump. Taktyka ta polega na grzęźnięciu w szczegółach i przeciąganiu „rozmów”. Trump się na to nabrał. Kreml chyba liczył, że zrobi to też Nawrocki:
„Jeśli Nawrocki rzeczywiście chce bronić polskiego interesu, powinien nakazać konsultacje z Rosją”
– powiedział komentator flagowego programu propagandowego „60 minut”.
Ujawnione w komunikatach szczegóły każą podejrzewać, że o taktykę bezsensownego konsultowania tu chodzi, bo żadne szczegóły w już podanej przez Moskwę oficjalnej wersji się nie zgadzają. Jeśli Rosja sobie ostrzeliwała miasta w zachodniej Ukrainie dronami o zasięgu do 700 km, to skąd strzelała? Z najbliższego miejsca w Rosji jest do Lwowa ponad 600 km, ale w linii prostej i przy założeniu, że drony startowały znad samej granicy.
Bliżej jest tylko z Białorusi. Ta jednak w oficjalnym komunikacje podała rano, że widziała drony nadlatujące ze strony Ukrainy i ostrzegała przed nimi Polskę. Kiedy Polska podała, że drony nadleciały z Białorusi, ta wydała kolejny komunikat: że drony przyleciały do Polski z Białorusi, ale leciały z Ukrainy. I że Białoruś je zestrzeliwała. czyli jedne drony leciały z Białorusi, inne – na Białoruś i Łukaszenka się w tym wszystkim połapał?
Dlaczego jednak Rosja zakładała, że organizując masowy atak na Ukrainę, uda się jej także oskarżyć Ukrainę o atak na Polskę?
Wersję o ukraińskich dronach atakujących Polskę propaganda Kremla wymyśliła sobie jakiś czas temu. I powtarza, że Ukraina chce wciągnąć kolejne kraje do wojny. Putin opowiada, że wraz z końcem wojny władzę straci prezydent Zełenski, więc zależy mu na podtrzymaniu konfliktu (swoją drogą to poruszające, w jaki sposób propaganda Kremla projektuje własne lęki na świat: to Putin nie może zakończyć wojny w Ukrainie bez ostatecznego zwycięstwa Rosji, jeśli chce zachować tron i życie. Tego uczy rosyjskie elity historia Rosji).
Od rozmów z Trumpem na Alasce 15 sierpnia Kreml powtarza też, że porozumienie pokojowe na warunkach Rosji jest w Ukrainie w zasięgu ręki. Już zostałoby zawarte, gdyby nie sprzeciw Ukrainy i europejskich przywódców.
Od dwóch tygodni propaganda ma na celowniku Polskę i polskich przywódców.
Chwaliła wielokrotnie Karola Nawrockiego za to, że sprzymierzył się z Trumpem, jest antyukraiński i skonfliktowany z proeuropejskim Tuskiem. Regularnie powtarzała też informację o występie youtubowym ex-prezydenta Dudy. Pytany przez polskiego dziennikarza o incydent w Przewodowie trzy lata temu, podzielił się refleksją o tym, jak „czuł”, że Ukraina zamierza wciągnąć Polskę do wojny.
Jak widać, do tej pory i Duda, i Nawrocki powtarzali obecne w propagandzie Kremla argumenty.
Musimy pamiętać o dwóch rzeczach:
Skończyło się to wyraźnym wzrostem antyukraińskich nastrojów w Polsce, co w OKO.press opisała Anna Mierzyńska.
Przy czym, o ile przez długi czas propaganda Kremla skupiała się na wyimaginowanych „krzywdach” Rosji, której Ukraina „zagroziła”, to teraz rozprzestrzenia po świecie wersję, że Ukraina zagraża wszystkim, nie tylko Rosji.
Zagraża mianowicie „rosyjskojęzycznej ludności” w samej Ukrainie.
Słowakom i Węgrom też „zagraża”, odcinając ich od taniej rosyjskiej ropy z rurociągu „Przyjaźń”.
A Polakom to już szczególnie zagraża – mordując ich w 1943 roku na Wołyniu (stały, eksponowany wątek w propagandzie), a obecnie – wykorzystując polskie świadczenia społeczne (opisując antyukraińskie działania prezydenta Nowrockiego propaganda pozwoliła sobie nawet na wstrząsającą w kontekście rosyjskim informację, że zablokowane przez Nawrockiego wsparcie dla ukraińskich dzieci wynosi w Polsce 200 euro, czyli rosyjską średnią pensję).
Ukraina nie jest też odpowiednio wdzięczna za pomoc – toteż propaganda Kremla zacytowała dziś, by dalej się niosło, komentarz publicysty Łukasza Warzechy o niewdzięczności Ukrainy (Polska „nie może sobie pozwolić na dalsze wspieranie bezrobotnych i unikających płacenia podatków Ukraińców mieszkających w Polsce”).
Bombardowana takim przekazem polska opinia publiczna powinna była zdaniem Moskwy udać, że Ukraina „wciąga Polskę do wojny” – i nie przestraszyć się atakiem ze strony Rosji. Czy tak będzie?
W czwartym roku pełnoskalowej wojny sytuacja Rosji staje się coraz trudniejsza. Ataki ukraińskie niszczą jej gospodarkę i – co ważniejsze – propagandową opowieść o wojnie. Która jest albo „operacją specjalną” albo „wojną Rosji z całym światem”. Ale nie może być przegrywaną wojną z Ukrainą
Kiedy my zajmowaliśmy się kilkunastu dronami nad Polską, Moskwa musiała przyznać, że w nocy „zestrzeliła 122 ukraińskie drony nad Rosją”. Ukraina krok po kroku niszczy zaopatrzenie Rosji w paliwo, atakując rafinerie i ropociągi. Propaganda Kremla ukrywa ten fakt, podaje za to ciągle dementi, że „to nieprawda, że są jakiekolwiek kłopoty z benzyną”. Ludzie stoją więc w kolejkach, których oficjalnie nie ma. Putin ogłosił, że w Rosji nie ma recesji, więc propaganda mówi o „planowym schłodzeniu gospodarki”, a minister finansów – że rozsądek wymaga pesymizmu przy projektowaniu budżetu.
Rosja, jak wynika z jej propagandy, jest na krawędzi. I kąsa.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN. Blokuje je Rosja.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze