W Łodzi gazetę wydaje biblioteka, we Wrocławiu miejska spółka, w Lublinie – Kancelaria Prezydenta Miasta siłami swojego biura prasowego. Swoją własną gazetę ma już większość polskich gmin, powiatów i województw. Ministerstwo Kultury chce zakazać takich wydawnictw
Gdy mieszkańcy Lublina wyjmują ze skrzynek pierwszy numer nowego wydawnictwa, medialny krajobraz miasta wygląda inaczej niż dziś. Jest marzec 2021 roku. PKN Orlen dopiero finalizuje transakcję z Polska Press – jeszcze nie wymienił naczelnych kilkunastu regionalnych dzienników, w tym w redakcji „Kuriera Lubelskiego”. W „Dzienniku Wschodnim” jeszcze nie rządzą deweloperzy, a lokalny oddział „Gazety Wyborczej” liczy kilku, a nie tylko jednego dziennikarza.
Zdjęcie u góry pokazuje jeszcze jedną zmianę: to kiosk „Ruchu” w Lublinie w 2020 roku. W 2024 roku właściciel sieci kiosków, Orlen, zrezygnował z kolportowania prasy przez kioski. A potem je zlikwidował. Fot. Jakub Orzechowski Agencja / Wyborcza.pl
Gazetowy papier, dużo zdjęć, chwytliwe tytuły. Urząd Miasta tłumaczy, że to odpowiedź na „zmieniający się rynek mediów”, a prezydent Lublina Krzysztof Żuk (PO) zapewnia na łamach, że chodzi o „rzetelnie informowanie o najważniejszych decyzjach oraz działaniach podejmowanych przez władze”. Nakład tytułu Lublin.eu robi wrażenie – 120 tys. egzemplarzy. Wydawana przez miasto gazeta jest bezpłatna i regularnie, co miesiąc, dostarczana do skrzynek pocztowych mieszkańców. A tych jest 320 tysięcy. Wydawanie ratuszowej gazety będzie ich kosztować 250 tys. zł rocznie.
Dwa miesiące później w ślady Żuka idzie rządząca Łodzią Hanna Zdanowska (PO). Pierwszy numer Łódź.pl ukazuje się w maju 2021 roku. Wydawcą jest Miejska Biblioteka Publiczna, a władze miasta ten niemały wydatek (3 mln zł rocznie) tłumaczą „potrzebą dotarcia z informacjami do seniorów”. Nakład sporo mniejszy niż w Lublinie, bo 50 tys. egz. (w okresie przedwyborczym będzie wrastać dwukrotnie), ale za to częstotliwość imponująca. Ratuszowa gazetka będzie się ukazywać trzy razy w tygodniu, a kolportażem zajmie się 250 punktów.
Ale i Żuk, i Zdanowska, wiele mogliby się nauczyć od Jacka Sutryka. Wrocław.pl to nie tylko papierowe wydawnictwo, którego nakład wzrasta w zależności od kalendarza wyborczego i pory roku (wydanie świąteczne to nawet 200 tys. egz.). Miejski portal coraz bardziej przypomina komercyjne portale informacyjne – są clickbajtowe tytuły i klikalne tematy. „Najświeższe wiadomości z Wrocławia” serwuje miejska spółka – Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej. W redakcji portalu pracuje aż jedenaście osób, a przy papierowym wydaniu trzy. W tym roku będzie to kosztować 7,48 mln zł
„Wrocław.pl. to przykład sztandarowy. Tam czarno na białym widać, po co to wszystko jest” – mówi Andrzej Andrysiak z „Gazety Radomszczańskiej” i prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. – „W dniu zatrzymania przez CBA prezydenta Jacka Sutryka, gdy ten news był czołówką większości wszystkich portali, tam ta informacja też była, ale na 7. czy 8. miejscu. I w większości składała się z zapewnień prezydenta o jego niewinności. Właśnie temu służą media samorządowe – zakłamywaniu rzeczywistości” – mówi dziennikarz.
W 2021 roku Watchdog Polska publikuje raport „O czym szumią gazety władzy?”.
Na 1546 urzędów, do których organizacja zwróciła się z prośbą o udostępnienie informacji publicznej (i otrzymała odpowiedź) 832 zadeklarowało prowadzenie gazet.
W roku przejęcia sieci regionalnych gazet przez państwowy koncern paliwowy swoje dane („Ruch Wydawniczy w liczbach”) publikuje też Biblioteka Narodowa. Wynika z nich, że w całej Polsce ukazuje się 728 tytułów lokalnych (o 35 mniej niż rok wcześniej). Tych wydawanych przez urzędy lub podległe im instytucje jest już 868.
„Jest źle” – nie ma wątpliwości red. Andrysiak. I dodaje:
„Najgłośniejsze przykłady to te z dużych miast, choć to w tych małych dzieją się najgorsze rzeczy”.
„Panorama Trzebnicka” ma od 40 do 48 stron, ukazuje się co dwa tygodnie w nakładzie 8-10 tys. egzemplarzy. „Wszystkich domostw w gminie jest ok. 5 tysięcy. To prawie dwie gazety na jedną rodzinę” – wylicza Daniel Długosz, redaktor naczelny „Nowej Gazety Trzebnickiej”, niezależnego lokalnego wydawnictwa, jak sam przyznaje „ostatniego kamyka w bucie burmistrza”.
Długosz nie ukrywa, że trudno o ogłoszeniodawców konkurować z darmową gazetą dostarczaną pod drzwi każdego domu. I nie chodzi tylko o dumpingowe ceny reklam. „Niektórzy przedsiębiorcy przyznają, że wcale tych ogłoszeń nie potrzebują, ale coś gminie sprzedają albo starają się o warunki zabudowy, więc wolą mieć dobre układy z burmistrzem. Mieliśmy też sygnały, że do nas boją się dać ogłoszenia czy reklamy, bo burmistrz źle na to patrzy”.
„Panorama Trzebnicka” to zarejestrowany tytuł prasowy. Wydawcą Gminny Ośrodek Kultury i Sportu, ale w rzeczywistości biuro redakcji mieści się w magistracie. Gazetę redagują urzędnicy i widać, że wkładają w to całe serce. W ostatnim marcowym numerze naliczyliśmy 30 zdjęć burmistrza. Marek Długozima jest też bohaterem zdecydowanej większości tekstów. Chwali się budową drogi, montażem wiertni, certyfikatem dla Punktu Informacji Turystycznej. Wygłasza okolicznościowe przemówienia – na noworocznym koncercie i na patriotycznym wiecu.
Na kolejnych stronach gazeta skrupulatnie relacjonuje komu i za co burmistrz dziękuje przy okazji różnych uroczystości oraz kto i za co mu dziękuje.
„Jedna wielka kraina miodem i mlekiem płynąca” – ironizuje red. Długosz. Ale nie zawsze tak jest. Burmistrz ma nawet na swoim koncie wyrok – półtora roku temu wrocławski sąd uznał go za winnego naruszenia dóbr osobistych jednego z radnych. Poszło o to, co Długozima napisał w rubryce „Subiektywnym okiem burmistrza”.
„Długozima rządzi gminą od 2006 roku. Gdy pierwszy raz szedł do wyborów, jeszcze w barwach PO, to z hasłami likwidacji tego wydawnictwa. I rzeczywiście, dwa czy trzy lata gazeta się nie ukazywała. Ale potem skonfliktował się ze swoimi radnymi i gazetę przywrócił. Bo ona jest głównie po to, by niszczyć. Przeciwników politycznych burmistrza, ale też nas dziennikarzy czy ludzi działających w różnych stowarzyszeniach. Bardziej jaskrawego przypadku takiej patologii chyba w Polsce nie ma – podsumowuje naczelny Nowej Gazety Trzebnickiej.
Posiedzenie sejmowych komisji (kultury i środków przekazu oraz samorządu terytorialnego) trwa blisko cztery godziny. Sala jest pełna, głos zabierają stowarzyszenia wydawców i organizacje pozarządowe, które od lat alarmują o problemie. I przez lata odbijały się od ściany. Dopiero w połowie zeszłego roku w resorcie kultury rozpoczęły się prace na rządowym zakazem prowadzenia mediów przez samorządy (w nowej ustawie medialnej). Ma to związek z wdrożeniem w Polsce Europejskiego Aktu o Wolności Mediów (EMFA).
Na komisji licznie stawiają się też samorządowcy. Nerwowo reagują na słowa o propagandzie, ocieplaniu wizerunku władz, wykorzystywaniu samorządowych mediów w kampaniach wyborczych.
Przekonują, że taka prasa „buduje poczucie lokalnej wspólnoty”, „pobudza aktywność społeczną”, „wzmacnia tożsamość”, „edukuje”, „wypełnia białe plamy” i przeciwdziała „wykluczeniu informacyjnemu olbrzymiej grupy mieszkańców”.
Najcięższą artylerię wytacza Unia Metropolii Polskich. Organizacja zrzeszająca 12 największych polskich miast zamówiła ekspertyzę u prof. Patrycji Szostok-Nowackiej z Uniwersytetu Śląskiego.
„Na większości rynków żaden tytuł, by się nie utrzymał. Nawet gdybyśmy zlikwidowali prasę samorządową” – stwierdza obecna na posiedzeniu komisji autorka ekspertyzy. Podkreśla, że „jedynie wydawnictwa bezpłatne docierają do wszystkich”. „Z perspektywy budowania społeczeństwa obywatelskiego to kluczowe” – przekonuje.
Z najnowszych badań prof. Szostok-Nowackiej wynika, że dziś własną prasę wydaje już 58,5 proc. jednostek samorządu terytorialnego – o 4 proc. więcej niż przed dekadą. A za pióro coraz częściej chwytają urzędnicy, a rzadziej zatrudnieniu w tym celu dziennikarze. Ale mimo to – zdaniem medioznawczyni – „pisma samorządowe nie są tworzone przez przedstawicieli władz, którzy tylko w nielicznych tytułach wchodzą w skład kolegiów redakcyjnych lub piszą teksty”. Z przeprowadzonego w 2022 roku badania płynie jeszcze jeden wniosek – bezpłatna prasa samorządowa jest „bardziej poczytna” niż ta komercyjna.
„Tu nie chodzi o konkurencję. Tu chodzi o demokrację” – tłumaczy Andrysiak. Dziennikarz Roku 2024 w konkursie Grand Press samorządowe media nazywa wprost: patologią i softpropagandą. „My nie chcemy Rosji, my chcemy Zachodu. Samorządy weszły w sferę stricte wydawniczą, ale wcale nie chodzi o informowanie. Zwykle przecież samorządówki powstają tam, gdzie są silne tytuły prasowe. Chodzi o wypchnięcie z rynku tych, którzy patrzą władzy na ręce. Propaganda niszczy demokrację".
Ubiegłoroczne wybory samorządowe Żuk w Lublinie i Zdanowska w Łodzi wygrywają już w pierwszej turze. Dla obojga to już czwarta kadencja w prezydenckim gabinecie. Jacek Sutryk i Marek Długozima również utrzymują władzę. Prezydent Wrocławia wygrywa drugą turę, a burmistrz Trzebnicy powtórne głosowanie w jednej z obwodowych komisji wyborczych (wrocławski sąd zdecydował o powtórzeniu wyborów w komisji, której członkiem była siostra burmistrza).
Do kolejnych wyborów jeszcze cztery lata. Ale w gazetce Lublin.eu, która do skrzynek lublinian trafia w pierwszym tygodniu marca, zdjęcie Krzysztofa Żuka jest na co drugiej stronie. Prezydent przekonuje, że „dbanie o miejską zieleń to jeden z priorytetów” miasta. Na kolejnych stronach wręcza nagrody najlepszym studentom i sportowcom.
O tym, jak wielką siłę władza widzi w zadrukowanym papierze, w naszej lokalnej redakcji mogliśmy przekonać się już kilka tygodni wcześniej. Gdy próbujemy ustawić na miejskim deptaku trójnóg z papierowym wydaniem Jawnego Lublina (niezależny tytuł prasowy prowadzony przez lokalny watchdog – Fundację Wolności) miejscy urzędnicy ostatecznie zgody nie wydają. Nasze artykuły uznają za treści „ewidentnie reklamowe”. Po telefonach urzędników z lubelskiego Ratusza ekspozycja musi też zniknąć z chodnika, którym zarządza nie miejska, ale marszałkowska instytucja. Prezentowane na trójnogu efekty naszego dziennikarskiego śledztwa (udowodniliśmy, że pięć radnych klubu Krzysztofa Żuka mieszka na stałe poza Lublinem, więc powinny stracić mandaty) doczekały się nawet szeregu skarg. Na Jawny Lublin klub prezydenckich radnych poskarżył się do Rady Etyki Mediów i wszystkich grantodawców Fundacji Wolności. Granty, to obok dobrowolnych wpłat i 1,5 proc., to jedyne źródła utrzymania redakcji Jawnego Lublina.
Aktualizacjia 21.03.2025: Dopiero po publikacji tekstu otrzymaliśmy odpowiedź na pytanie o poziom zatrudnienia i koszty wydawania portalu Wrocław.pl. Artykuł został uzupełniony o tę informację.
Od kwietnia 2023 redaktor naczelna portalu jawnylublin.pl, wcześniej przez 18 lat w Dzienniku Wschodnim. Tegoroczna laureatka nagród w konkursie SGL Local Press w kategoriach dziennikarstwo śledcze i dziennikarstwo specjalistyczne.
Od kwietnia 2023 redaktor naczelna portalu jawnylublin.pl, wcześniej przez 18 lat w Dzienniku Wschodnim. Tegoroczna laureatka nagród w konkursie SGL Local Press w kategoriach dziennikarstwo śledcze i dziennikarstwo specjalistyczne.
Komentarze