Z szóstki „Przyjaciół” została już piątka. Po śmierci Matthew Perry'ego – serialowego Chandlera – wracamy do kultowego serialu, żeby sprawdzić, jak zmienił telewizję. I dowiedzieć się, dlaczego – prawie 20 lat po emisji ostatniego odcinka – wciąż go oglądamy
„Nie byliśmy tylko kolegami z planu. Jesteśmy rodziną” – tak piątka aktorów znanych z „Przyjaciół” żegnała Matthew Perry'ego. Historia aktora, który przez lata walczył z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, zakończyła się bez happy endu. Zmarł 28 października 2023. Miał 54 lata.
Przyczyn śmierci nie znamy: wiadomo jedynie, że znaleziono go martwego w jacuzzi w jego posiadłości w Los Angeles. W ostatnich latach angażował się w pomoc osobom z uzależnieniem, w swojej prywatnej posiadłości stworzył ośrodek odwykowy, planował założenie fundacji. Rok temu wydał książkę „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”, w której opisał swoją własną walkę. Podkreślał:
„Wiem, że kiedy umrę, ludzie będą mówić: Przyjaciele, Przyjaciele, Przyjaciele… Ale byłoby miło, gdyby mówiąc o tak zwanych osiągnięciach, »Przyjaciele« znajdowali się daleko za tym, co robię, próbując pomóc innym ludziom”.
Jednocześnie Perry nigdy nie odcinał się od serialu. Choć przyznawał, że nie był w stanie go oglądać – nie chciał widzieć się w swoim najgorszym stanie. Nie pamiętał pracy nad częścią odcinków, na plan dojeżdżał z odwyków. W kulminacyjnym momencie 7 sezonu – kiedy jego postać Chandler żeni się z serialową Monicą – był w trakcie jednego z nich. Zagrał scenę ślubu, po czym wsiadł do samochodu, który zawiózł go z powrotem do ośrodka leczenia uzależnień.
Mimo wszystko aktorowi udało się stworzyć jedną z najbardziej ikonicznych postaci sitcomowych w historii telewizji. Stał się nieodłączną częścią trudnego do powtórzenia sukcesu, jedną z sześciu postaci, bez której „Przyjaciele” nie byliby TYMI „Przyjaciółmi”.
Tydzień po śmierci Perry'ego wracamy w OKO.press do serialu, który zmienił telewizję.
Dla tych, którzy serialu nie oglądali: „Przyjaciele” to historia szóstki dwudziestoparoletnich nowojorczyków. Mamy więc wychowaną w bogatym domu i odcinającą się od rodziców Rachel (graną przez Jennifer Aniston), robiącego naukową karierę Rossa (David Schwimmer), aktora bez sukcesów Joeya (Matt LeBlanc), hippiskę z trudną przeszłością Phoebe (Lisa Kudrow), perfekcjonistkę i szefową kuchni Monicę (Courtney Cox) oraz ironicznego, neurotycznego Chandlera (Matthew Perry).
Razem wchodzą w prawdziwą dorosłość, zmieniają pracę, szukają miłości, decydują, czy chcą mieć dzieci, żegnają najbliższych. Mieszkają w dwóch mieszkaniach naprzeciwko siebie (poza Rossem i Phoebe, którzy i tak ciągle odwiedzają resztę), a jeśli w nich nie siedzą, to piją kawę w kawiarni Central Perk, zajmując zawsze tę samą kanapę. Rozmawiają o głupotach i są ze sobą w najważniejszych momentach dwudziestoparoletniego życia.
Twórcy mówili: „To serial o tym momencie w życiu, kiedy twoi przyjaciele są twoją rodziną”.
„Przyjaciele” byli emitowani w stacji NBC przez 10 lat, od 1994 roku. To dziesięć sezonów, 236 odcinków i tygodniowa widownia licząca średnio 25-30 mln osób. Obecnie w Polsce można oglądać serial na platformie HBO Max. Po śmierci Perry'ego „Przyjaciele” znaleźli się na drugim miejscu globalnej listy najchętniej oglądanych seriali na platformie.
Co zdecydowało o sukcesie „Przyjaciół”? Przede wszystkim: prostota.
„Przyjaciele” mieli być przyjemnym serialem, bezpiecznym miejscem, do którego możemy się udać po trudnym dniu, a dodatkowo znaleźć w nim jakiś kawałek siebie. Bohaterowie przeżywają podobne rozterki do swoich rówieśników spoza ekranu – choć oczywiście serialowa rzeczywistość jest znacznie prostsza.
Joey, aktor, przez długie miesiące nie dostaje angażu w żadnym serialu czy reklamie, ale wciąż może pozwolić sobie na mieszkanie z Chandlerem w trzypokojowym apartamencie w Nowym Jorku. Rachel lubi kupować ubrania, dzięki czemu robi karierę u Ralpha Laurena. Monica z kelnerki w typowo amerykańskim barze staje się szefową kuchni w restauracji – a jednocześnie wciąż jakimś cudem ma wolne wieczory.
W serialu nie ma polityki – nikt nie zastanawia się nad wyborami prezydenckimi, temat ubezpieczeń społecznych pojawia się zaledwie dwa razy, a jedynym znakiem, że przyjaciele wiedzą, co się wydarzyło 11 września 2001 roku, jest napis „FDNY” na drzwiach mieszkania chłopaków. FDNY to skrót od New York City Fire Departament, czyli nowojorskiej straży pożarnej.
Ale „Przyjaciele” nie są po to, żeby pokazywać surową rzeczywistość. Są po to, żebyśmy uwierzyli, że wszystko będzie dobrze. Po to, żeby nas rozśmieszyć i wzruszyć.
„Wiele nocy spędziłem, leżąc na kanapie, śmiejąc się z – powiedzmy – Rossa i Phoebe debatujących nad ewolucją, albo Phoebe, Joey'a i Rossa podszywających się pod Chandlera (...) – te noce nigdy tak naprawdę nie dotyczyły komedii sytuacyjnej »Przyjaciół«. Zawsze chodziło tylko o nas – mnie i te sześć osób – i moją najwyraźniej niesłabnącą potrzebę dowiedzenia się, co robią i jak się mają, mimo że wiem to od 25 lat” – pisał w magazynie „New York Times” dziennikarz Wesley Morris.
Ceniony krytyk telewizyjny James Poniewozik już 20 lat temu zwracał uwagę w swoim tekście dla magazynu „Time”: „»Przyjaciele« to po prostu przyjemny serial komediowy: nijaki tytuł, niewinna piosenka przewodnia »I'll Be There for You«. Wszystko krzyczy, że serial woli być lubiany niż szanowany„. Jednocześnie zastanawiał się: ”A może powinniśmy przedefiniować »ważną telewizję«?".
20 lat później wiemy to na pewno: „Przyjaciele” dokonali tej redefinicji.
NBC zainteresowało się „Przyjaciółmi” w szczytowym momencie „Kronik Seinfelda” – również kultowego sitcomu, który miał być serialem „o niczym”. I rzeczywiście, w „Seinfeldzie” nie dzieje się nic konkretnego, obserwujemy po prostu życie stand-upera Jerry'ego Seinfelda i jego trójki przyjaciół. Bohaterowie – podobnie jak ci z „Przyjaciół” – randkują, zmieniają prace, przesiadują w nowojorskim mieszkaniu Jerrego i mają różne pomysły, z których zazwyczaj wynikają jakieś kłopoty. „Seinfeld” udowodnił, że historie o młodych dorosłych, którzy nie mają zbyt wielu zobowiązań, ale mają za to przyjaciół, sprzedają się dobrze.
Pod koniec lat 80. i początku lat 90. trudno było znaleźć inne seriale, które tę rzeczywistość pokazywały – sitcomy opierały się przede wszystkim na relacjach rodzinnych. Mieliśmy więc m.in. „Pełną Chatę” o wdowcu wychowującym trzy córki czy „Świat według Bundych” pokazujący w krzywym zwierciadle „typową” amerykańską rodzinę.
„Przyjaciele” i „Seinfeld” spotkali się na antenie telewizyjnej – „Kroniki...” miały swój ostatni odcinek w 1998 roku, a więc cztery lata po emisji pierwszego odcinka serialu o szóstce nowojorczyków. Dziś oba sitcomy są wymieniane wśród najbardziej kultowych w historii telewizji – choć mimo podobnego materiału wyjściowego bardzo się różnią.
Jerry i jego znajomi nie są napisani tak, żeby ich polubić – w przeciwieństwie do szóstki „Przyjaciół”. Bohaterowie „Seinfelda” od pierwszego do ostatniego odcinka żyją dość podobnym życiem, nie zmieniają swoich przyzwyczajeń, nie wyprowadzają się, nie przestają chodzić do ulubionego baru.
Tymczasem Ross, Rachel, Phoebe, Joey, Monica i Chandler dojrzewają. „Przyjaciele” stali się pierwszym serialem coming-of-age (czyli takim, który przedstawia wychodzenie z pewnego wieku, dorastanie) dla dwudziestoparolatków. Poznajemy ich, kiedy 24-letnia Rachel ucieka sprzed ołtarza, wpada na Monicę, koleżankę ze szkoły i się do niej wprowadza. Żegnamy ich, gdy w grupie są już dwa małżeństwa, troje dzieci, poważne kariery i osobne mieszkania.
Jednocześnie „Przyjaciele” mieli pokazać, że nie ma jednego przepisu na „udaną” dorosłość. Nie wmuszali widzom scenariusza przekonującego, że tylko związek heteroseksualny (choć do tego wątku wrócimy później), ślub, dom i dwójka dzieci są kluczem do szczęścia.
W serialu (jeśli ktoś nie oglądał i nie wie, jak dokładnie wygląda końcówka, może, a nawet powinien, ten fragment odpuścić) Ross i Rachel niemal do końca nie wiedzą, czy będą razem – mimo że mają już córkę. Jednocześnie Ross ma już syna z poprzedniego związku. Monica i Chandler są małżeństwem, które długo starało się o dziecko – gdy okazuje się, że to niemożliwe, decydują się na adopcję. Phoebe w ostatnim sezonie wychodzi za mąż za Mike'a (Paul Rudd), a Joey pozostaje szczęśliwym singlem. Jego wątek miał być rozwijany w spin-offie „Joey” – serial okazał się jednak klapą. Zdjęto go po dwóch sezonach.
James Poniewozik zauważył w swoim tekście z 2004 roku, że nihilizm w „Seinfeldzie” był tak dobrze zareklamowany, że krytycy prześcigali się w wyszukiwaniu głębszego znaczenia w serialowych żartach. „Kroniki Seinfelda” wpisały się więc w to, co Poniewozik nazywa „ważną telewizją”.
Tą, którą „Przyjaciele” zmienili. Udowadniając, że ważność można budować niekoniecznie na ukrytym przekazie, a na prostocie.
Tak jak bez „Seinfelda” mogło nie być „Przyjaciół”, tak bez „Przyjaciół” nie powstałyby kolejne seriale. Przykładem może być produkcja CBS „Jak poznałem waszą matkę”, dziewięciosezonowa historia pięciorga przyjaciół. Schemat podobny: mamy bohaterów przed trzydziestką, robiących karierę i spędzających czas w ulubionym barze. Przeżywamy z nimi śluby, rozstania, śmierć rodziców, przeprowadzki i zmiany pracy.
Dwa lata po emisji „Jak poznałem...”, na kanale CBS zadebiutowała „Teoria Wielkiego Podrywu” o piątce przyjaciół mieszkających w jednym bloku. W tej grupie mamy dwóch fizyków-współlokatorów, ich dwóch kolegów, również nieco dziwacznych naukowców i ich sąsiadkę, która wprowadza się do budynku na początku pierwszego sezonu.
W 2011 roku widzowie stacji FOX poznali „Jess i chłopaków” („New Girl”), historię dziewczyny, która po zerwaniu z chłopakiem szuka nowego lokum i trafia do jednego mieszkania z trzema współlokatorami. Serial okazał się sukcesem, który trwał przez siedem sezonów.
To tylko jedna strona medalu i przykłady seriali, którym się udało. Jednak takich, które próbowały czerpać z „Przyjaciół” i którym się to nie udało, było znacznie więcej.
Portal Vox w 2019 roku, przy okazji 25-lecia serialu pisał: „To po prostu dziwne, że telewizja ciągle organizuje parady samotnych dwudziesto- i trzydziestolatków, próbując skopiować program, który wyemitowano 15 lat temu (...) Większość tych seriali jest okropna. Większości z nich nie zapamiętasz, ponieważ pojawiały się i znikały tak szybko, ale telewizja wciąż próbuje je wskrzeszać”. Przykłady? „Mulaney”, mieszający „Seinfelda” z „Przyjaciółmi”, który przetrwał jeden sezon mimo znanych nazwisk w obsadzie. Albo „Przyjaciele z uniwerku” na Netflixie, którzy zostali skasowani po dwóch sezonach.
Następcy „Przyjaciół” – niezależnie od tego, czy bardziej, czy mniej udani – nie powielają (albo przynajmniej starają się nie powielać) największego błędu popełnionego przez kultowy sitcom. Mowa o homofobicznych i fatfobicznych żartach oraz braku różnorodności w obsadzie.
„Przyjaciele” są biali i hetero. Są też atrakcyjni i szczupli – choć Monica była otyłą nastolatką, co stało się tematem niezliczonych żartów. Grająca ją Courtney Cox zakładała pogrubiający strój, żeby podkreślić „komizm” sytuacji.
Kiedy Ross i Joey zasypiają na jednej kanapie, ich największą obawą po przebudzeniu jest to, że ktoś uzna ich za parę. Kiedy podczas poszukiwań niani zgłasza się mężczyzna, bohaterowie uznają, że „musi być gejem”. Ojca Chandlera, drag queen o imieniu Helen w „Przyjaciołach” gra Kathleen Turner, która po latach przyznała, że dziś nie przyjęłaby tej roli. Drag queen powinna być grana przez drag queen, wyjaśniała.
„Zaimki nie były jeszcze czymś, co rozumiałam” – mówiła w 2022 roku współtwórczyni „Przyjaciół” Marta Kauffman. „Dlatego nie nazywaliśmy tej postaci »ona«. To był błąd”.
Obiektem żartów był również homoseksualny związek byłej żony Rossa. Jednak akurat w tym wypadku twórcy wyprzedzili swoje czasy i jako pierwsi w historii sitcomów pokazali ślub dwóch kobiet.
„Przyjaciołom” oberwało się również za brak różnorodności przy dobieraniu bohaterów. Co prawda Ross przez chwilę ma ciemnoskórą dziewczynę, ale poza nią trudno znaleźć w serialu osobę, która nie jest biała. W ramach przeprosin Marta Kauffman przekazała niedawno 4 miliony dolarów wsparcia dla wydziału studiów afrykańskich i afroamerykańskich na Uniwersytecie Brandeis.
„W ciągu ostatnich kilku lat doszłam do punktu, w którym mogę niestety powiedzieć: tak, jestem tego winna. I nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Wyraźnie uczestniczyłam w systemowym rasizmie w naszej firmie. Nie byłam tego świadoma i dlatego czuję się głupio”.
Współczesny widz może zgrzytać zębami, słysząc niektóre żarty w „Przyjaciołach”. To jednak nie przeszkadza być serialowi wciąż jednym z najpopularniejszych sitcomów.
Dlaczego?
Krytycy od lat próbują odpowiedź na to pytanie. „Przyjaciele” są przecież niedzisiejsi – nie tylko jeśli chodzi o tematy do żartów. Nie mają telefonów, nie korzystają z internetu, nie wiedzą, kim jest influencer. Nie rozmawiają o katastrofie klimatycznej, nie przejmują się segregacją odpadów. To jednak nie przeszkadza. A może właśnie pomaga?
„»Przyjaciele« przypominają o czasach, kiedy życie było wesołe” – pisała w „Guardianie” dziennikarka Zoe Williams. Krytyczka Lucy Mangan pisała o „eskapizmie”, doszukując się źródła ciągłego sukcesu serialu właśnie w jego niedzisiejszości. „W końcu przyjaciele z »Przyjaciół« nie mają do czynienia z Tinderem, mediami społecznościowymi, rynkiem pracy po krachu, wzrostem czynszów ani żadnym innym stresem, z którym milenialsi wciąż desperacko próbują sobie poradzić”.
Wesley Morris w NYT określił „Przyjaciół” fantazją. Bez przestępstw, bez wykorzystywania kobiet, bez podtekstów. „Dorosłe kobiety spędzające czas z dorosłymi mężczyznami, bez potworów, których można by się bać, uciekać lub ścigać. To może wyjaśniać, dlaczego tak wielu z nas jest od tego uzależnionych”.
„Przyjaciele” byli więc i będą oglądani. Dziś, po śmierci Matthew Perry'ego, miliony widzów na całym świecie wraca do przygód szóstki nowojorczyków. Do tych niecałych trzydziestu minut w innym, prostszym świecie.
Do tej fantazji, której – być może – wszyscy trochę potrzebujemy.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze