Nadleśniczy z Suchedniowa stracił pracę za wycinkę drzew w Puszczy Jodłowej objętej moratorium. Teraz wraca na stanowisko, bo – jak oceniają Lasy Państwowe – nie zaszkodził przyrodzie. Tymczasem przyrodnicy postulują objęcie części Puszczy rezerwatem
Rezerwat Bliżyńskie Lasy Naturalne ma mieć niecałe 3 tysiące hektarów i chronić najcenniejszy fragment Puszczy Jodłowej (nazywanej też Świętokrzyską). To bardzo rzadki w Polsce wyżynny bór jodłowy – takie lasy stanowią zaledwie 0,2 proc. powierzchni gruntów leśnych w naszym kraju. Żyją tu reliktowe gatunki, np. dzięcioł białogrzbiety czy rzadki chrząszcz, ponurek Schneidera. Można spotkać sóweczkę i wilka. Rosną jodły, buki, dęby, modrzewie i świerki, niektóre 150-letnie.
Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot zaproponowała, żeby Puszcza Jodłowa została objęta ochroną rezerwatową. Pozytywną opinię w tej sprawie wydała właśnie Regionalna Rada Ochrony Przyrody – mimo sprzeciwu zasiadających w niej leśników. Pod koniec 2024 roku Nadleśnictwo Suchedniów przeprowadziło wycinkę tuż przy projektowanym rezerwacie. Była ona niezgodna z nałożonym przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) moratorium. Za wycinkę posadę stracił nadleśniczy, który... właśnie został przywrócony na stanowisko.
Pracownia w pierwotnym wniosku proponowała, żeby rezerwat Bliżyńskie Lasy Naturalne (choć początkowo miał nazywać się Lasy Suchedniowskie) miał 3300 hektarów.
Radosław Ślusarczyk z Pracowni w rozmowie z OKO.press podkreślał, że Puszcza Jodłowa jest miejscem unikatowym w skali całego kraju. Jednym z ostatnich takich lasów. „ To wyjątkowy, cenny obszar o cechach lasu naturalnego i zbliżonego do naturalnego. Podczas rządów PIS-u były prowadzone – tak jak w całej Polsce – bardzo intensywne wycinki. Leśnicy wycięli 115 tysięcy metrów sześciennych drzew bez zatwierdzonego planu urządzenia lasu. Cięto bardzo mocno, bardzo intensywnie, szczególnie najcenniejszy starodrzew” – mówił. Podkreślał, że Puszcza Jodłowa musi być chroniona przed dalszą wycinką.
Na razie pił w nim nie słychać – dzięki ministerialnemu moratorium ze stycznia 2024, które wstrzymało wycinanie drzew na powierzchni 4,5 tys. ha Puszczy Jodłowej. Moratorium jest tymczasowe, choć nie wiemy, jak długo jeszcze potrwa – data jego zakończenia była już dwukrotnie wydłużana. MKiŚ deklaruje, że utrzyma je do momentu wypełnienia zobowiązania z umowy koalicyjnej i objęcia ochroną 20 proc. lasów w Polsce.
Pracownia podkreśla, że Puszczy Jodłowej należy się stała ochrona. Ten wniosek poparły 92 organizacje społeczne. W sierpniu 2024 roku 150 naukowców i naukowczyń podpisało list do ministry klimatu Pauliny Hennig-Kloski, postulując utworzenie rezerwatu. „Obecność na tym terenie gatunków rzadkich, chronionych, również w ramach prawa międzynarodowego, oraz reliktów lasów naturalnych (...) uzasadnia wysoką wartość przyrodniczą omawianego obszaru; takie ekosystemy należą dziś do rzadkości, warto więc ich pozostałości w odpowiedni sposób chronić” – napisali. Projekt pozytywnie zaopiniowała również Państwowa Rada Ochrony Przyrody.
Radosław Ślusarczyk podkreśla, że objęcie części Puszczy Jodłowej ochroną będzie dla gmin korzystne. Może nie tylko przyciągnąć turystów, ale również zapewni wpływy z subwencji ekologicznej. To wprowadzona w 2024 roku dopłata dla gmin, które mają na swoich terenach obszary chronione. „Trzy gminy – Bliżyn, Łączna oraz Suchedniów – na których terenie leży projektowany rezerwat Bliżyńskie Lasy Naturalne, otrzymają co roku łącznie 919 150 zł subwencji ekologicznej. A co istotne, pieniądze te samorządy mogą wykorzystać na dowolny cel” – podaje Pracownia.
Za rezerwatem jest też Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska z Kielc. Analizując propozycję Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, zmniejszyła jego powierzchnię do 2965 hektarów. „Szliśmy na kompromisy. Wyłączyliśmy tereny dawnych osad leśnych i przyległe do nich dawne deputaty rolne, a więc miejsca w jakiś sposób zagospodarowane. Tereny, gdzie testuje się różne rodzaje rębni” – wyliczał w rozmowie z kielecką „Wyborczą” Lech Buchholz z kieleckiego RDOŚ.
Przeciwko są za to myśliwi, leśnicy i gmina Bliżyn, na której terenie leży większość rezerwatu.
"To, że w projekcie się mówi o możliwości zbioru runa leśnego, nie oznacza w opinii mieszkańców, że będzie tak zawsze. Dużo złego zrobił sposób wprowadzenia moratorium 8 stycznia 2024 roku i odczucie braku posłuchu dla opinii mieszkańców. Poza tym w gminie kilkadziesiąt rodzin i kilka firm utrzymuje się z pracy w lesie. Ich obawy dotyczą braku czerpania pożytków z lasu” – mówił OKO.press wójt Mariusz Walachnia.
Leśnicy z kolei proponują alternatywę – trzy mniejsze rezerwaty zamiast jednego dużego, które w sumie zajęłyby 1000 hektarów. RDOŚ nie planuje się tą propozycją zajmować.
O opinię w sprawie propozycji Pracowni RDOŚ poprosił Regionalną Radę Ochrony Przyrody. Jej ocena nie jest wiążąca, ale dobrze widziana przy takich projektach. Leśnicy oraz myśliwy, którzy zasiadają w Radzie, zawnioskowali o wizję terenową. Radosław Ślusarczyk uważa, że był to krok, który jedynie miał opóźnić powołanie rezerwatu – wartość przyrodnicza tego miejsca została wielokrotnie już potwierdzona.
Wizja odbyła się 10 kwietnia 2025. Po niej Rada przystąpiła do głosowania: 10 głosów „za”, 6 „przeciw” i wstrzymujące się dwa.
„Wizja w terenie i głosowanie rady jest naukowym potwierdzeniem, że złożony przez Pracownię wniosek o powołanie rezerwatu jest w pełni zasadny. To korzyść dla przyrody, bo to bardzo cenny las, porównywalny z Puszczą Białowieską, ale również niemal milionowe wpływy do budżetu gmin oraz trampolina do rozwoju turystyki. Po decyzji rady czekamy teraz na zarządzenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Kielcach” – mówi Radosław Ślusarczyk.
Utworzenie rezerwatu jest już na ostatniej prostej. Przyjęto już dwa zarządzenia, które pozwolą w nowym rezerwacie zbierać runo leśne oraz poruszać się po drogach leśnych pieszo, rowerem lub konno. „Kiedy wojewoda uzgodni rezerwat i generalna dyrektor podpisze te dwa zarządzenia, rezerwat będzie funkcjonował” – mówił lokalnej TVP Lech Buchholz. Na opinię wojewody świętokrzyskiego trzeba jeszcze poczekać – choć dokumenty w sprawie powołania rezerwatu już powinny do niego trafić.
Dodatkowym wątkiem w sprawie Puszczy Jodłowej było nagłośnione przez Pracownię oraz Greenpeace złamanie zasad moratorium przez Nadleśnictwo Suchedniów. W sumie wycięto ok. 770 m³ drzew na ok. 30 hektarach, które według decyzji MKiŚ miały być wyłączone z gospodarki leśnej. Do wycinki doszło pod koniec 2024 roku, tuż przy granicy planowanego rezerwatu. Organizacje ujawniły ją w ostatnich dniach lutego.
Dyrektor Generalny LP Witold Koss tłumaczył, że wcześniej MKiŚ wydawało zgody na cięcia sanitarne na terenie, gdzie obowiązuje moratorium. „Wkradł się szum komunikacyjny, a nadleśnictwo podeszło do tego rutynowo, uznając, że skoro takie zgody były wydawane wcześniej, to można wejść na te feralne 30 hektarów i tam zrobić cięcia” – mówił.
Po interwencji społeczników postanowił jednak odwołać nadleśniczego Jacka Olesia. W komunikacie opublikowanym po tej decyzji na stronie Lasów Państwowych napisano, że „LP są zdeterminowane, by zniwelować błędy i kierować się zwiększoną wrażliwością. Działamy bowiem w myśl zasady: zero tolerancji wobec działań naruszających ochronę przyrody oraz zrównoważoną gospodarkę leśną”. Nadleśniczy został odwołany za „brak rozwagi i szczególnej wrażliwości w zarządzaniu najcenniejszymi przyrodniczo drzewostanami”.
Jak się okazuje, po ponad miesiącu od dymisji, nadleśniczy odzyskał stanowisko – po „dokonaniu ponownej analizy całości dokumentów”.
„Wykonane prace z zakresu pielęgnacji lasu zostały przeprowadzone poza granicami projektowanego rezerwatu Bliżyńskie Lasy Naturalne i nie spowodowały negatywnego oddziaływania na środowisko naturalne” – informowała w lokalnych mediach Edyta Nowicka, rzeczniczka Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Marka Józefiaka z Greenpeace. „Od początku mówiliśmy, że to pokazowa dymisja, bo wina leży w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Warszawie. Zamiast szukać kozłów ofiarnych, szefostwo Lasów musi przestać wstawiać kij w szprychy procesowi tworzenia 20 procent lasów wolnych od pił. Złamanie moratorium w Puszczy Jodłowej jest symptomem tego problemu” – mówi Józefiak. I dodaje: „Premier Donald Tusk osobiście wyznaczył Witolda Kossa na dyrektora generalnego Lasów Państwowych. Dopóki premier będzie tolerował niesubordynację szefostwa koncernu leśnego, dopóty ten proces nie ruszy z miejsca, a my nadal będziemy tracić najcenniejsze lasy”.
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Komentarze