0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Zrzut ekranu"Wiesti Niedieli"/A.JędrzejczykZrzut ekranu"Wiesti ...

Jest to klęska w rosyjskiej narracji niewystępująca, bo sprzeczna z tezą, że „Rosja zawsze wygrywa”. Dlatego odwołanie Putina trzeba docenić.

Na „zawsze zwycięską Rosję” propaganda Kremla ma dowody w postaci:

  1. podboju Ukrainy i Rzeczypospolitej w XVIII wieku,
  2. zwycięstwa nad Napoleonem,
  3. i II wojny światowej.

Te wojny zna każdy. Wojny z „ujemnym zwycięstwem” propaganda przypomina rzadziej. A są to:

  1. wojna wypowiedziana Japonii i sromotnie przegrana (1904-05),
  2. I wojna światowa (zakończona katastrofą Rosji i utratą zdobyczy w Europie),
  3. i właśnie wojna krymska (1853-56). Którą to carska Rosja także rozpoczęła „w obronie swych uzasadnionych interesów” i także z kretesem przegrała. Bo bezbronna Turcja, którą armia Mikołaja I napadła, znalazła sobie sojuszników w postaci Anglii i Francji.

Propaganda między szturmem Lizbony i porozumieniem z Ukrainą

Putinowi wojna krymska przyszła na myśl właśnie teraz, kiedy Rosja dygocze z niepokoju o stan gospodarki, zasobność portfeli, no i o los wojny.

Propaganda Kremla jest rozchybotana jak nigdy. Obiecuje poddanym Putina podbój Lizbony, a jednocześnie zakłada rozmowy pokojowe z Ukrainą. Te jednak nie są możliwe, no chyba, że stroną będzie też prezydent Trump, ale i na niego nie można liczyć. Rosji nie interesuje rozejm. Nadał chce oczywiście osiągnąć „wszystkie swoje cele w Ukrainie” (czyli ją podbić, wymienić władze i zrobić z niej swoją kolonię), ale być może nie nastąpi to teraz.

Zmianie znaczenia słowa „zwycięstwo” służy właśnie opowieść o wojnie krymskiej.

Putin sam, świadomie do niej nawiązał po swoim 4,5-godzinnym wystąpieniu 19 grudnia, w czasie którego niby to odpowiadał na pytania dziennikarzy i obywateli, ale tak naprawdę zarysowywał propagandzie nowe horyzonty.

Przeczytaj także:

Ale że z czterech i pół godziny ględzenia można nie spamiętać tego, co należy (a poza tym 72-letni Putin nie może w każdej minucie kontrolować wszystkiego, co opowiada), następnie udzielił on wywiadu swojemu wiernemu uchwytowi do mikrofonu, korespondentowi kremlowskiemu Pawłowi Zarubinowi. I tam padły słowa o wojnie krymskiej.

Nieprzypadkowo – bo potem propaganda je zaczęła powtarzać.

Historyczne skojarzenia Putina z kolegami

Zanim je zacytujemy, przypomnijmy, z czym się do tej pory kojarzyła ekipie Putina ostatnia napaść na Ukrainę.

  1. Najpierw była to powtórka z II wojny światowej – zwłaszcza że Putin zakładał, że opór stawią mu tylko nieliczni, a większość Ukraińców w trzy dni dołączy do „antyhitlerowskiej” koalicji Putina.
  2. Kiedy pochód przez Ukrainę nie okazał się tak błyskawiczny, jak zakładał Putin, jego propaganda zaczęła nawiązywać do podbojów Piotra I („zbierania ziem rosyjskich”, w postaci m.in. Estonii, Łotwy, Litwy) oraz podbojów Katarzyny II (podbój chanatu krymskiego – z czego wywodzi się odwieczne prawo Rosji do Krymu, oraz zdobycia Ukrainy na Rzeczypospolitej – z czego wywodzi się konieczność obecnej napaści na Ukrainę, na którą inaczej „na pewno” napadłaby Polska).
  3. Kiedy zwycięstw Putina nie dało się już porównywać do zwycięstw Piotra I, propaganda przypomniała sobie o I wojnie światowej. W wersji następującej: ponieważ wtedy naród nie był odpowiednio zjednoczony wokół cara, Rosja poniosła klęskę. I było to niesłychanie niesprawiedliwe, gdyż Rosja należała do koalicji państw zwycięskich w tej wojnie. A jednak musiała zrezygnować z ogromnych zdobyczy, zwłaszcza w Europie. Z czego wynikają dwa wnioski: raz – Rosja zawsze jest ofiarą, nawet jak na kogoś napada, dwa – należy się poświęcać dla zwycięstwa, więc gospodarka powinna pracować dla frontu.

A teraz mamy nawiązanie do wojny krymskiej. Którą niezwyciężona od czasów napoleońskich Rosja wywołała w 1853 roku, realizując „należne sobie” i „oczywiste” prawo do panowania nad Bosforem i Dardanelami i do kontroli miejsc świętych w Palestynie.

Słaba Turcja znalazła sobie jednak sojuszników. Skończyło się, jak się skończyło: śmiercią załamanego, ledwie 60-letniego cara Mikołaja I upokarzającym pokojem, w którym Rosja utraciła prawa do baz morskich na Morzu Czarnym.

Czyżby Putin rozważał rosyjskie klęski/zwycięstwa ujemne?

Wojna krymska pojawiła się w wywodzie Putina niespodziewanie. Wierny propagandysta zapytał, co można zrobić z tym, że odchodząca amerykańska administracja cały czas przekazuje broń Ukrainie. I co Putin miał na myśli, mówiąc na swojej konferencji o tym, że powinien był zaatakować Ukrainę wcześniej, nie w 2022 roku.

Myśl Putina ewidentnie popłynęła w stronę rosyjskich klęsk:

Powiedział, że „jeśli zobaczymy, że sytuacja zmienia się w taki sposób, że pojawiają się możliwości i perspektywy budowania relacji z innymi krajami, jesteśmy na to gotowi. Problem nie z nami, a z nimi. Ale nie ze szkodą dla interesów Federacji Rosyjskiej”.

Po czym wyjaśnił, że dla realizacji tych „interesów” czasem potrzeba więcej czasu.

I tu na całkiem nieprzygotowanego odbiorcę spadła informacja o wojnie krymskiej. Otóż Rosja uchodziła po niej – jak mówił Putin – za całkiem zmarginalizowaną i nieistotną. Obrażoną na cały świat. Ale szef carskiego MSZ wyjaśnił wtedy „Rosja się nie gniewa, Rosja się skupia” (w oryginale: „La Russie ne boude pas, elle se recueille”)

„I stopniowo, w miarę tego skupiania się Rosji, odzyskiwała ona wszystkie swoje prawa na Morzu Czarnym, wzmacniała się – i tak dalej” – pocieszał się Putin do mikrofonu Zarubina. A klęska Rosji – mówił – wyglądała inaczej po latach, bo w końcu historycy zauważyli, że była to „zerowa wojna światowa”, jako że wzięły w niej udział prawie wszystkie mocarstwa europejskie przeciwko Rosji (Putin jak zwykle się myli, wojny o zasięgu światowym zdarzały się już wcześniej, od XVIII wieku).

Potem jednak sytuacja się zmieniła. Już w czasie I wojny światowej (czyli po 60 latach) „te same kraje były sojusznikami Rosji” (chodzi o sojusz Anglii i Francji z Rosją – z czego ma wynikać nadzieja na sojusz z USA). „Wszystko się zmienia, tylko interesy pozostają niezmienione” – podsumował Putin.

Moim zdaniem Putin całkiem świadomie do zestawu opowieści, „co teraz będzie”, które mają prawo oficjalnie krążyć, dodał taką, że

  • „Rosja wygra, nawet jak przegra. Bo jak przegra, to potem wygra”.

Do zestawu tego należy też oświadczenie, że

  • „Rosja już wygrała, bo gdyby Zachód stanął do pojedynku »Oriesznik« kontra »Patriot«, to by na pewno wygrała i trafiła w ustalony cel w Kijowie”. (Putin zaproponował taki pojedynek w czasie swojego 4,5-godzinnego wystąpienia, co świat przyjął jako ponury żart i zrobił się z tego propagandowy problem. Putin bowiem wyznał kilkadziesiąt minut później, że z powodu wojny „mniej się uśmiecha i żartuje” – rzecznik Putina skorygował więc wodza, że pojedynek na rakiety nie musiałby się koniecznie odbywać w Kijowie i „propozycja ta była tylko odpowiedzią na pytanie”).
  • „Rosja nie przegrała w Syrii, nie poniosła straszliwych strat w Ukrainie i nie jest osłabiona”. Pogląd, że Rosja jest teraz słaba, przedstawił na konferencji Putina dziennikarz NBC. Dzięki temu propaganda może twierdzić, że to „zachodnie kłamstwa”. Putin powiedział, że to wszystko nieprawda. Jednocześnie jednak podsuwając kontekst wojny krymskiej, mówi aparatowi, że Rosja w perspektywie stulecia zawsze wychodzi na swoje, więc nie warto być małostkowym w ocenie jego panowania.

Sama propaganda nie musi już przyznawać się do „kosztów wojny”, bo to zrobiła za nią NBC. Może więc powolutku zaczyna informować Rosjan o prawdziwych kosztach wojny w Ukrainie. Np. mer Moskwy ni z tego, ni z owego wyznał, że w dawnych covidowych centrach Moskwy rehabilitowanych jest 600 tysięcy rannych rosyjskich żołnierzy!.

O tym, że zwycięstwo Putina należy interpretować jako „zwycięstwo ujemne”, świadczy też – podbita w wywiadzie Zarubina – wypowiedź Putina, że gdyby mógł cofnąć czas, to w 2022 roku zachowałby się inaczej. A mianowicie napadłby na Ukrainę wcześniej.

To akurat wywód równie ciekawy, jak ten o wojnie krymskiej.

Napadł Ukrainę później, niż powinien? Czy to dobrze, czy źle?

Trzymający przed Putinem mikrofon Zarubin dostał też zadanie dopytania Putina, co miał na myśli mówią, że „gdyby mógł cofnąć czas, to najazd na Ukrainę zacząłby wcześniej”.

„Lepiej by się przygotował”, odparł Putin, zwłaszcza że „zajęcie Krymu [w 2014 roku] było działaniem spontanicznym”. Tu Putin wyjaśnił, że są też zbrodnie polegające na zaniechaniu.

Zapewne wywiad miał przekonać otoczenie Trumpa do tezy, że Putin napadł na Ukrainę, bo nie miał innego wyjścia („Jesteśmy gotowi znaleźć te kompromisy, ale bez narażania naszych interesów”).

Wszystko to wygląda jednak na zagrania desperackie – Trumpa kilka dni później Putin uznał za kogoś niewiele więcej rozumiejącego od Bidena:

Tymczasem tę wypowiedź Putina można też odczytać jako dowód na nieporadność Putina na stanowisku cara. Zwłaszcza jeśli jest się rosyjskim twardogłowym. Przecież tu Putin sam przyznał się do błędu i do zaniechania. Mimo sankcji nałożonych na Rosję po „spontanicznym” zajęciu Krymu nie przygotował odpowiednio najazdu na Ukrainę i się przeliczył.

Czy nie doszło więc tu do zbrodni zaniechania?

Putin zwycięża w wojnie z poddanymi

Wielokrotnie tu pisałam, że władza, w obronie swoich interesów prowadzi wojnę na wyniszczenie z własnym społeczeństwem. Najnowszym osiągnięciem w niej jest uczynienie słowa „klęska” synonimem „zwycięstwa”, a z miliona ofiar wojny (powoli propaganda ujawnia ten rząd wielkości) zrobienie dowodów na gospodarczy rozwój Rosji i poprawę dobrobytu rodzin.

Propaganda zawiera jednak także inne dowody tego, że wojna Putina z narodem jest rzeczywiście zwycięska i to w pierwotnym znaczeniu tego słowa: naród się poddał. Jest to jednak także wielkie ujemne zwycięstwo (w innych częściach świata zwane też strzałem w stopę).

Naród bowiem nie rozróżnia już kłamstwa od prawdy i nie jest w stanie zanalizować informacji. Co zresztą fantastycznie wykorzystują Ukraińcy.

Wydzwaniają np. do Rosjan, podając się za „oficjalne organy” i domagają się podpalania urzędów i instytucji związanych z prowadzeniem wojny. Ludzie to robią, bo wierzą, że „pomogą w ten sposób państwu złapać przestępców”. Albo uwolnią bliskich od niesprawiedliwego oskarżenia lub odzyskają pieniądze wręczone na nieskuteczną łapówkę.

Temu problemowi telewizyjne “Wiesti” poświęciły 25 grudnia duży materiał

Ukraińska operacja jest zdaniem Rosjan masowa. Dziennie ukraińska siatka wykonuje... 20 mln takich połączeń za namową „oficjalnych czynników” a „napastnicy używają sprzętu, który podmienia numery na rosyjskie”. Między 18 a 26 grudnia policja odnotowała 55 prób podpaleń i wysadzania budynków administracyjnych w różnych regionach Federacji Rosyjskiej, zatrzymano 44 osoby. I tak na przykład:

  • Młoda kobieta, która 20 grudnia podpaliła bankomat w Krasnojarsku, próbowała uratować swoich rodziców przed rzekomym postępowaniem karnym.
  • Tego samego dnia młody mężczyzna rzucił koktajlem Mołotowa w wojskową komisję poborową.
  • Nauczyciel akademicki z Kurska „na polecenie oszustów” podpalił policyjny radiowóz (nie wiadomo, kiedy władze informują teraz o akcie oskarżenia przeciw niemu); grozi mu do 20 lat więzienia.
  • Telewizja zaś poświęciła reportaż 65-letniemu emerytowi, który za telefoniczną namową „władz” podpalił policyjny samochód.

W tym miejscu mogę tylko Państwa odesłać do ostatniego podcastu Andromedy – z 20-minutowym, oficjalnym filmikiem „Niechcący”.

A także do tekstu Krystyny Garbicz w OKO.press o oddolnej organizacji Ukrainy. Bo jej obywatele samodzielnie i niezależnie od siebie podejmują decyzje, które przyczyniają się do trwania ich kraju.

Ten tekst pokazuje, że – kto wie – Putin dostanie może jakiś przypis w historii Ukrainy. Jako ten, kto pchnął to państwo na Zachód i odciął od Rosji.

***

Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?

UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze