0:000:00

0:00

Od kilku dni temat zmian klimatycznych nie schodzi z czołówek mediów, przynajmniej tych światowych. Nie tylko z powodu rekordowych upałów w Europie – prawie 49°C na Sycylii – ale także ze względu na poniedziałkowy (z 8 sierpnia) raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), który wykazał czarno na białym, że to człowiek odpowiedzialny jest za ocieplanie się Ziemi. Co gorsza, raport – który jest podsumowaniem najnowszej wiedzy klimatologicznej – pokazuje, że ocieplenie przyspiesza, a my mamy coraz mniej czasu na jego spowolnienie do stosunkowo bezpiecznego poziomu poniżej 2°C w stosunku do epoki przedprzemysłowej.

OKO.press rozmawia z Piotrem Florkiem, polskim klimatologiem pracującym w brytyjskim MetOffice, o tym, co zawiera raport, jak należy go rozumieć i jakie jest jego znaczenie.

Wojciech Kość, OKO.press: Czym jest poniedziałkowy raport IPCC?

Piotr Florek: Głównym celem IPCC jest cykliczne podsumowanie stanu wiedzy naukowej na temat globalnego ocieplenia, jego przyczyn i związanych z nim mechanizmów, możliwości zapobiegania przyszłej zmianie klimatu oraz adaptacji do tych skutków, których uniknąć się nie da. Jest to ogromny, interdyscyplinarny temat i aby ułatwić jego analizę, podzielono go na trzy oddzielne, choć powiązane dziedziny, którymi zajmują się trzy osobne grupy robocze.

W poniedziałek ukazał się raport - wraz z tzw. streszczeniem dla decydentów - podsumowujący pracę pierwszej z tych grup. Poświęcony jest wyłącznie naukowym kwestiom związanym ze zmianą klimatu i jego fizycznym aspektom. W przyszłym roku, w lutym i marcu, ukażą się natomiast raporty poświęcone "ludzkiej" stronie problemu: to znaczy skutkom zmiany klimatu, które odczuwamy i będziemy odczuwać jako cywilizacja, oraz związanym z nim problemom ekonomicznym, społecznym i politycznym.

Na co powinniśmy przede wszystkim zwrócić uwagę w raporcie?

Główne naukowe przesłanie raportu brzmi: zmiana klimatu będzie postępować wraz z trwającymi emisjami gazów cieplarnianych. Jest to dobra wiadomość, bo oznacza że wielu (choć nie wszystkich) skutków możemy uniknąć, redukując emisję do zera. Z tego samego powodu jest to również zła wiadomość, ponieważ dopóki emisji gazów cieplarnianych nie zredukujemy do zera, dopóty będziemy doświadczać coraz gorszych skutków globalnego ocieplenia.

Ponieważ w najbliższym czasie nie zapowiada się, aby ludzkość przestała emitować gazy cieplarniane, raport IPCC zawiera niestety głównie przewidywania negatywnych efektów zmiany klimatu, powiązanych z kolejnymi progami osiągniętego globalnego ocieplenia. Chodzi o wzrastającą częstość występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych takich jak fale upałów albo gwałtownych opadów deszczu; dalsze topnienie lodowców górskich i lądolodów, wzrost poziomu wszechoceanu i jego zakwaszanie. A także - niewielkie, ale istniejące - ryzyko takich katastrofalnych zmian jak zahamowanie cyrkulacji termohalinowej na Atlantyku.

O tej ostatniej mówi się, że "rozpada się". Czym ona jest i jakie skutki może mieć jej zahamowanie? Czy możemy odczuć je w Polsce?

Atlantycka cyrkulacja termohalinowa, przez oceanografów znana pod akronimem AMOC, a przez media nazywana uparcie "Golfsztromem", albo co gorsza "Golfsztormem", to część globalnego obiegu wody oceanicznej, napędzanej różnicami temperatur i zasolenia. Wiadomo, że mechanizm tej cyrkulacji może działać na kilka różnych sposobów i w każdym z nich prądy oceaniczne inaczej rozprowadzają ciepło po całej planecie. Teoretyczną konsekwencją wzrostu ilości gazów cieplarnianych w atmosferze jest spowolnienie AMOC, aż do załamania się cyrkulacji.

Przeczytaj także:

Według niektórych danych obserwacyjnych to spowolnienie już obserwujemy, choć jak zauważa IPCC, cyrkulacja atlantycka charakteryzuje się dużą zmiennością, nie jest więc oczywiste, czy w tym przypadku obserwujemy skutki zmian klimatu, czy raczej kapryśną oceaniczną "pogodę". Naukowcy z IPCC oceniają też ryzyko całkowitego zahamowania AMOC w XXI wieku jako niewielkie, choć zwiększające się wraz z postępującym globalnym ociepleniem. Hipotetycznym skutkiem zahamowania AMOC byłoby natomiast znaczne ochłodzenie dużych obszarów półkuli północnej, szczególnie dotkliwe w krajach skandynawskich. Od razu trzeba tutaj zastrzec, że byłoby to ochłodzenie względem klimatu planety, która i tak byłaby dużo cieplejsza niż dzisiaj.

Wróćmy do zmian klimatu, o których mówi raport IPCC. O ile wzrosła temperatura i w jakim tempie postępuje to ocieplenie?

Krótka odpowiedź brzmi: globalnie jest około 1,1 stopnia cieplej niż półtora wieku temu i ocieplenie zwiększa się w tempie 0,2 stopnia na dekadę. Jak zauważa IPCC, najbliższy nam okres z porównywalnym poziomem ocieplenia znaleźć można dopiero 125 tysięcy lat temu, w czasie poprzedniego interglacjału, a tempo w jakim ociepla się obecnie planeta jest najszybsze od co najmniej 2000 lat.

Co raport IPCC mówi nam o prawdopodobieństwie ocieplenia o 1,5°C i 2°C? Jakie są scenariusze wzrostu temperatury w roku 2100?

Ekstrapolując obecną sytuację w oparciu o te dwie podane przed chwilą liczby: obecne, obliczone dla dekady 2011-2020, globalne ocieplenie 1,1 stopnia względem czasów przedprzemysłowych, oraz tempo ocieplenia 0,2 stopnia na dekadę, widać że próg półtora stopnia osiągniemy przed 2040 rokiem. Do zbliżonych wniosków IPCC doszło analizując symulacje modeli klimatu dla niedalekiej przyszłości, oraz szacując wielkość pozostałego tzw. budżetu węglowego. Uniknięcie przekroczenia progu półtora stopnia jest więc raczej nieuniknione przy obecnej trajektorii emisji gazów cieplarnianych.

Co do progu 2°C, piłka jest dalej w grze, choć uniknięcie jego przekroczenia wymagać będzie trwałej redukcji emisji gazów cieplarnianych większej, niż ta wynikająca z dotychczasowych deklaracji państw świata.

Jak wspomniałem, ocieplenie w dłuższej perspektywie zależeć będzie od naszych działań. Możliwościom ograniczenia zmiany klimatu dokładniej przyjrzy się raport trzeciej grupy roboczej IPCC w przyszłym roku. Raport poniedziałkowy traktuje tę kwestię bardziej abstrakcyjnie: jeśli wyemitujemy określoną ilość gazów cieplarnianych, klimat ociepli się o ileś stopni Celsjusza. W bardzo zgrubnym zarysie, przy szybkiej i zdecydowanej redukcji emisji do zera w połowie wieku przechodzącej w aktywne wyciąganie dwutlenku węgla z atmosfery po roku 2050 - osiągniemy ocieplenie w okolicy 2 stopni ponad poziomem przedprzemysłowym.

A co jeśli do tej redukcji nie dojdzie albo będzie powolna?

W scenariuszu gdy z redukcją się nie spieszymy, a emisje stabilizują się na poziomie niewiele wyższym od obecnego i zaczynamy je zmniejszać dopiero w drugiej połowie XXI wieku, próg 2°C jest zdecydowanie przekroczony i globalne ocieplenie może sięgnąć ponad 3°C. W scenariuszach bez redukcji emisji globalne ocieplenie pod koniec wieku będzie jeszcze silniejsze, osiągając co najmniej 4°C.

Nawet 4°C dla laika nie brzmi szczególnie groźnie. Co oznaczałby wzrost średniej temperatury globu właśnie o tyle?

W perspektywie końca XXI wieku, bezpośrednie i zauważalne dla wszystkich skutki globalnego ocieplenia o 4°C to przede wszystkim fale upałów rekordowo wysokimi temperaturami maksymalnymi niemal każdego lata. Innym ważnym i bardzo odczuwalnym skutkiem byłby wzrost częstości najbardziej intensywnych opadów, które trudno jest precyzyjnie przewidzieć i do których trudno jest się zaadaptować, jak pokazały niedawne powodzie w Niemczech. Plus 4°C oznacza też całkowitą utratę wielu lodowców górskich, a w dłuższej, milenijnej perspektywie, także co najmniej częściowe stopnienie lądolodu Grenlandii, z poziomem oceanów wzrastającym o kilkanaście metrów.

Jednym z najpopularniejszych mitów na temat zmian klimatu jest ich rzekoma cykliczność, na którą człowiek nie ma wpływu. Co na ten temat mówi raport IPCC?

Cały trzeci rozdział raportu IPCC poświęcony jest analizie wpływu czynników naturalnych i tych związanych z ludzką działalnością na klimat. W przypadku zmian temperatury, gdzie ten wpływ najłatwiej zmierzyć, efekty tej "cykliczności" (a tak naprawdę wewnętrznej zmienności systemu klimatycznego która niekoniecznie musi być rzeczywiście cykliczna), jest oszacowany w przedziale -0,2°C do +0,2°C globalnie w ciągu ostatnich 150 lat. Wpływ wahań aktywności słonecznej i erupcji wulkanów to zaledwie plus-minus 0,1°C.

Wpływ wszystkich czynników związanych z człowiekiem, a więc przede wszystkim gazów cieplarnianych, częściowo kompensowanych chłodzącym wpływem drobnych cząstek zanieczyszczeń powietrza, tzw. aerozoli, to około 1,1 stopnia.

W ostatnim czasie człowiek miał więc dominujący wpływ na klimat i jest to jeden z powodów dla których niektórzy geolodzy chcą wydzielić z czwartorzędu nową epokę geologiczna, antropocen.

Jak wyliczono ów wpływ wewnętrznej zmienności klimatu, wahań aktywności. słonecznej, wulkanów i wreszcie człowieka?

W raporcie IPCC to oszacowanie jest wynikiem syntezy wyników dwóch rodzajów badań. Część szacunków wykonano metodami tzw. detekcji i atrybucji, gdzie najpierw oblicza się teoretyczny wpływ jaki na klimat mają różne czynniki: gazy cieplarniane, aktywność Słońca, wulkany itd. Ten wpływ można sobie wyobrazić jako mapy przewidywanego wzrostu temperatury w przestrzeni i czasie, które następnie porównuje się z mapą rzeczywistego ocieplenia, i na tej podstawie określa wkład tych różnych czynników.

Druga grupa metod opiera się bezpośrednio o analizę tzw. wymuszeń radiacyjnych, czyli zmian przepływu promieniowania widzialnego, nadfioletowego i podczerwonego przez atmosferę. Przykładowo, wzrost aktywności słonecznej powinien spowodować wzrost ilości promieniowania w określonym zakresie widma elektromagnetycznego, od nadfioletu po bliską podczerwień. Natomiast wzrost zawartości gazów cieplarnianych przede wszystkim w dalszej podczerwieni. Ich sumaryczny wpływ można z dużą dokładnością obliczyć i na tej podstawie określić o ile zmieniła się ilość energii docierającej do Ziemi albo uciekającej w kosmos. A z tego dalej można oszacować, o ile powinna się ocieplić planeta.

Okazuje się, że obie metody dają bardzo podobny wynik: 1,1°C względem poziomu z drugiej połowy XIX wieku.

Brytyjski dziennik „The Guardian” opublikował niedawno tekst na podstawie przecieku jednego z przyszłorocznych raportów IPCC, o których wspomniałeś wcześniej. Z tekstu wynika, że za przeciekiem stoją naukowcy z samego IPCC, którzy obawiają się, że końcowa wersja raportu zostanie rozwodniona. Czy te obawy są uzasadnione?

To dłuższy temat, a tak naprawdę kilka, ale spróbuję odpowiedzieć.

To prawda, że streszczenie dla decydentów jest akceptowane zdanie po zdaniu przez wszystkie rządy podczas sesji akceptacyjnej i różne delegacje zgłaszają wtedy poprawki i zastrzeżenia. Zdecydowana większość z nich ma na celu poprawę tekstu, który, trzeba o tym pamiętać, jest próbą skondensowania często setek stron naukowych analiz do kilku akapitów, które mogą być zrozumiane przez niespecjalistów.

Niektóre poprawki faktycznie można podejrzewać, że mają na celu osłabienie wymowy raportu, albo zdjęcie (postrzeganej) odpowiedzialności z niektórych państw czy ich grup. Ale po pierwsze, ostateczny głos zawsze należy do naukowców-autorów raportu. Po drugie, proces akceptacji SPM nie ma wpływu na treść pełnego raportu poza drobiazgami redakcyjnymi, czy uzgodnieniem terminologii.

Dodam, że wszystkie materiały związane z tworzeniem raportów: wersje brudnopisowe, komentarze i sugestie poprawek, wersja sprzed akceptacji rządów, wersja po akceptacji rządów… i tak dalej - wszystko to będzie udostępnione w internecie przez IPCC.

Oddzielną kwestią jest to, że gdy wychodzi nowy raport IPCC, uwaga świata, mediów i polityków zawsze koncentruje się na tym, co mówi pierwsza grupa robocza, a raporty grup drugiej i trzeciej, które tak naprawdę powinny być dla wszystkich ważniejsze, nie wzbudzają takiego zainteresowania. I dyskusja o tym czy faktycznie powinny ukazywać się w takiej kolejności i w takich odstępach czasu trwa od wielu lat. Ale nie można oczekiwać że IPCC będzie wstrzymywać publikację ukończonego raportu pierwszej grupy roboczej przez rok. Z raportu tego korzystać będą głównie naukowcy i oni nie powinni zostać odcięci od tego źródła informacji.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze