Wciąż rośnie liczba ofiar śmiertelnych, nie spada ani liczba nowych, ani aktywnych przypadków, współczynnik R jest wyższy niż 1.0. Porównujemy Polskę z Włochami, Hiszpanią, Austrią, Czechami i Niemcami i wychodzi czarno na białym, że na otwieranie gospodarki jest za wcześnie. Czai się podejrzenie, że to otwarcie wyborcze. Rząd może zepsuć to, co osiągnął
Ostatni dzień kwietnia przyniósł 237 nowych zakażeń - najmniej w całym kwietniu, a także 20 ofiar śmiertelnych (już 5 proc. stwierdzonych zakażeń - ten wskaźnik rośnie i tak będzie nadal). Liczba ozdrowieńców wzrosła o 211, zbliżając się do liczby nowych zakażeń, ale wciąż jej nie przekraczając.
Stan rzeczy wyglądał wieczorem 30 kwietnia w Polsce tak:
Polska wkracza na drogę otwierania gospodarki i powrotu do normalności:
OKO.press regularnie informuje, że tempo epidemii w Polsce słabnie a jej skala - w porównaniu z innymi krajami - nie jest zbyt duża. W kwietniu utrzymuje się mniej więcej stały poziom nowych dziennych zakażeń (z wahaniami) - średnio 344.
Wykres przedstawiający sumę zakażeń od początku epidemii w kwietniu przybrał postać funkcji liniowej.
Obecny poziom - 12 877 oznacza podwojenie stanu z 11 kwietnia, minęło więc 19 dni. To już wolne tempo podwajania liczby zakażeń, w marcu następowało to nawet co trzy-cztery dni.
To wszystko nie oznacza, że otwieranie gospodarki w tej fazie epidemii jest bezpieczne. Żeby to ocenić sięgniemy do porównań z krajami, które także decydują się na poluzowanie ograniczeń. Krytyczna analiza jest tym bardziej potrzebna, że polskie władze forsują przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych 10 maja (ewentualnie 17 maja) i ten polityczny plan może wpływać na politykę zdrowotną ochrony przed epidemią.
Zanalizujmy więc stan epidemii w Polsce na europejskim tle.
Intensywność epidemii - liczba wszystkich zakażeń od początku jest w Polsce niewielka - 338 na milion (stan na 30 kwietnia 2020, 17:00) . Co oznacza jeden przypadek na niecałe 3000 osób.
Mniej przypadków w UE jest tylko na Węgrzech (287), w Słowacji (256) i w Grecji (247). W Rumunii (636) i Czechach (708) jest ich dwa razy więcej, ale w Hiszpanii aż 15 razy więcej (jeden przypadek na 200 osób), we Włoszech - 10 razy, w Niemczech - 6 razy, w Austrii - 5 razy.
Niewielki zasięg epidemii to jednak argument obosieczny za poluzowaniem polityki wobec COVID-19. Mniej zakażeń może bowiem wynikać właśnie z wcześnie wprowadzonych ograniczeń i społecznej dyscypliny w ich przestrzeganiu. Poluzowanie może być nie tylko okazją do dodatkowych zakażeń, ale i sygnałem, że ryzyko minęło i społeczna dyscyplina spadnie.
Poza tym, trudno tak naprawdę ocenić skalę epidemii w Polsce, bo mimo postępu robimy wciąż mało testów.
Pod względem liczby testów na milion mieszkańców Polska zajmuje - według stanu 30 kwietnia, z godz. 16:00 - piąte od końca miejsce w UE (przy czym wynik Francji jest z pewnością zaniżony; liczba 7 103 testów nie jest aktualizowana, zapowiadane jest 100 tys. testów dziennie). Polskę wyprzedziła właśnie Rumunia.
Na wykresie pominięto maleńkie Maltę (74 713 testów na milion) Luksemburg (66 708 testów), bo „wychodziły poza skalę".
Codzienna porcja testów (w czwartek 30 kwietnia - 13,5 tys.) wciąż jest daleka od deklarowanych 20-25 tys. Skuteczność testów jest przy tym dość niska: przy pomocy 338 027 próbek (wykonanych na 307 098 osobach) wykryto 12 781 zakażeń, co oznacza, że aby wykryć jedno zakażenie potrzeba 26 próbek (trzeba sprawdzić 24 osoby).
W porównaniu z krajami pierwszej europejskiej fali, które zostały zaskoczone epidemią to wskaźnik wysoki. Aby wykryć jedną zakażoną osobę trzeba wykonać:
Wyjątkiem w tej grupie są
W krajach drugiej fali wskaźniki wykrywalności są zbliżone do polskich:
Ale w krajach, które mocno postawiły na testy są znacznie większe (co oznacza, że stosowano je szerzej):
Kraje, które więcej testują, wykrywają więcej przypadków. "Pogarsza" to statystyki, ale daje skuteczniejsze narzędzia do walki z wirusem. W Polsce nawet osoby z grupy wysokiego ryzyka testowane są z opóźnieniem lub wcale. Nawet w placówkach opieki zdrowotnej (analiza tutaj).
Kluczową daną dla oceny tempa epidemii jest tzw. bazowy współczynnik reprodukcji R, czyli liczba osób, którą średnio zaraża nosiciel wirusa. Jeśli jest ona wyższa od 1, to liczba zakażonych będzie wciąż rosła. Dlatego wszystkie kraje dążą do tego, by zeszła ona poniżej 1 i od tego uzależniają otwieranie gospodarki i powrót do normalności.
Polski rząd przez półtora miesiąca epidemii nie informował opinii publicznej, jaki jest współczynnik R i jacy eksperci doradzają mu podczas epidemii. Dopiero po interwencyjnych tekstach m.in. OKO.press, i po tym, jak na nasze biurko trafiły raporty jednego z zespołów tworzących modele matematyczne epidemii dla rządu, ministerstwo zdrowia zaczęło upubliczniać ten wskaźnik, a prace zespołu pojawiły się w internecie.
Według najnowszych analiz tego zespołu (z 27.04) bazowy współczynnik reprodukcji dla Polski wynosi obecnie 1,13, czyli nadal, mimo szybkiego i konsekwentnego lockdownu, zaraża się coraz więcej i więcej osób. W przypadku innych krajów posłużymy się kalkulatorem opracowanym przez badacza z berlińskiego Uniwersytetu Humboldtów. Są to dane orientacyjne, ale nieodbiegające zbytnio od dokładniejszych badań.
Plany luzowania obostrzeń w Polsce zestawiamy z polityką kilku krajów Unii Europejskiej, które zdejmują ograniczenia w kontaktach międzyludzkich. Mają jednak ku temu solidne podstawy:
Na tych wykresach widać, jaki jest stosunek liczby ozdrowieńców do aktywnych przypadków w pięciu krajach Unii, które już się otwierają albo zamierzają otworzyć. Jak widać, Polska ma o wiele więcej zakażonych w stosunku do osób wyzdrowiałych od innych.
Z trzech krajów mocno zaatakowanych w pierwszej fali sytuacja najbezpieczniej wygląda w Niemczech, we Włoszech ryzyko jest wciąż duże. Wśród państw drugiej fali najlepiej poradziła sobie Austria.
Na kolejnych wykresach widać, jak spada liczba aktywnych przypadków w pięciu krajach Unii - wszystkich oprócz Polski, gdzie trend jest nadal wznoszący, choć krzywa się powoli wypłaszcza.
Zobaczmy po kolei, jak otwierają się kraje z wykresu i jakie mają argumenty za otwarciem. Skorzystamy tu z opracowania Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej, której specjaliści oszacowali współczynnik R dla poszczególnych państw.
1. Włochy
Pierwsze musiały stawić czoła wirusowi i zapłaciły za to największą cenę - prawie 28 tys. zgonów. Z powodu wielkich rozmiarów epidemii - już ponad 200 tys. zarejestrowanych przypadków, wprowadziły (razem z Hiszpanią) najsurowszy lockdown w Europie. Stanęły wszystkie zakłady przemysłowe, oprócz tych, które były konieczne dla funkcjonowania państwa, a ludzie mogli wychodzić na zewnątrz tylko po zakupy albo do apteki.
Według danych z Uniwersytetu Humboldtów bazowy współczynnik reprodukcji dla Włoch wynosi 0,97, liczba nowych przypadków podwaja się co 29 dni.
Ale także:
W poniedziałek premier Giuseppe Conte ogłosił, w jakich fazach kraj będzie się otwierał.
Zdaniem niektórych ekspertów, m.in. wirusologa prof. Andrei Crisantiego jest jeszcze za wcześnie na otwarcie całych Włoch - powinno się zacząć od regionów, w których jest najmniej przypadków koronawirusa.
2. Hiszpania
To kraj z największą ilością zarejestrowanych przypadków koronawirusa w Europie – 239,6 tys. Także i tam władze wprowadziły najsurowszy lockdown jak we Włoszech.
Bazowy współczynnik reprodukcji dla Hiszpanii wynosi ok. 0,98, liczba przypadków podwaja się co 25 dni.
Hiszpania zaczyna na razie od bardzo ostrożnych kroków – po ośmiu tygodniach w zamknięciu zezwoliła na wyjście z domu dzieciom, na kilka godzin dziennie i w małych grupach. I to na razie tyle – mimo wskaźników lepszych od Polski (ale daleko większej liczby przypadków).
3. Niemcy
Niemcy, które zanotowały już 162 tys. przypadków koronawirusa, są bardzo ostrożne w zniesieniu ograniczeń – mimo, że:
Bazowy współczynnik reprodukcji dla Niemiec wynosił w zeszłym tygodniu 0,71. Liczba przypadków podwaja się co 26 dni.
Kanclerz Angela Merkel dyskutuje z premierami landów, jak otwierać gospodarkę, ale bardzo uważa, żeby bazowy współczynnik reprodukcji nie przekroczył magicznej jedynki. W Niemczech otworzono sklepy do 800 m. i wprowadzono obowiązek maseczek w sklepach i komunikacji publicznej, w części landów do szkół wróciły starsze dzieci. Niemieccy eksperci ostrzegają jednak, że R znowu skoczyło do 1, co każe otwierać się ostrożniej i dyskusja polityczna na ten temat wciąż trwa.
4. Czechy
Z przykładu małych Czech chce korzystać Wielka Brytania - kanclerz skarbu Rishi Sunak pilnie studiuje czeskie rozwiązania. Bazowy współczynnik reprodukcji: 0,85, liczba przypadków podwaja się co 26 dni.
Czesi podeszli do sprawy bardzo konkretnie – jeszcze przed Wielkanocą rząd przedstawił plan powrotu do normalności w pięciu punktach, a ponieważ święta nie przyniosły wzrostu nowych przypadków, przyśpieszył cały proces.
5. Austria
Również Austriacy dobrze poradzili sobie z epidemią i są już na drodze ku normalności. Ich bazowy współczynnik reprodukcji: 0,56; liczba przypadków podwaja się co 32 dni.
Austria jako jedna z pierwszych w Europie zaczęła znosić ograniczenia:
Popatrzmy w tym kontekście na Polskę:
Poluzowanie restrykcji to zawsze obarczona ryzykiem decyzja polityczna, ale luzowanie, kiedy epidemia nie wygasa, budzi wielki niepokój. Byłoby to bezpieczniejsze, gdyby temu działaniu towarzyszyło zwiększenie liczby testów i skrupulatny wywiad epidemiologiczny. Ale na razie wykorzystujemy połowę możliwości naszych laboratoriów - możemy robić 25 tys. testów na dobę, wynik z ostatniej doby to 13,5 tys.
Dlaczego rząd jeszcze kilka dni temu mówił, że nie ma mowy o luzowaniu, a teraz ogłosił, że żłobki, przedszkola i galerie handlowe mogą zostać otwarte? Dlaczego wprowadzał pewne zasady nawet na wyrost (zamykanie parków i lasów), podkreślając, że stosuje filozofię dmuchania na zimne, a teraz nagle zmienił ton?
Czechy, Austria, Niemcy, uzależniają swoje decyzje od konkretnych analiz sytuacji i jasno to komunikują. Trudno w tej sytuacji o zaufanie do polskich władz, kiedy rodzi się podejrzenie, że otwarcie ma związek z wyborami, do których prze Prawo i Sprawiedliwość. Bo przed wyborami trzeba pokazać, iż sytuacja jest w porządku.
Szczególnie rozczarowująca jest tu postawa ministra zdrowia, który autorytet, jaki zdobył dowodząc wojną z COVID-19 inwestuje w przekonywanie opinii publicznej, że - jak to ujął Jarosław Kaczyński - „przy takim sposobie przeprowadzenia wyborów [korespondencyjnym] nie ma najmniejszego zagrożenia dla zdrowia ludzi. To wybory całkowicie bezpieczne zarówno dla tych, którzy w nich uczestniczą, jak i dla tych, którzy przy nich pracują”.
Czy będzie tak, że po 10 maja znowu zamkniemy galerie handlowe i przedszkola, tłumacząc, że pogorszyły się wskaźniki, bo za dużo chodziliśmy po sklepach, a nie, broń Boże, do skrzynek wyborczych?
Tymczasem jak podał o 22:30 worldometer na całym świecie:
Poza USA, gdzie doba przyniosła ponad 30 tys. nowych zakażeń i 2200 ofiar, epidemia rozwija się szybko w Rosji (7 tys. nowych zakażeń, łacznie już 100 tys.) i w Brazylii (6 tys. i 85 tys.). Wciąż nie radzi sobie Wielka Brytania (ponad 6 tys. nowych, 171 tys, wszystkich, prawie 27 tys. zgonów, więcej jest tylko we Włoszech - 28 tys. i USA - 64 tys.). Za to w Chinach zanotowano 4 (cztery) nowe przypadki COVID-19.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze