0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Wyborcza.plArkadiusz Stankiewic...

PiS-owska większość odebrała już immunitet Joannie Scheuring-Wielgus z Nowej Lewicy. A teraz z komisji regulaminowej wyszedł wniosek o odebranie immunitetu posłance Monice Falej z Nowej Lewicy (na zdjęciu u góry - w czasie protestu kobiet w Olsztynie 16 listopada 2020)

Sprawa dotyczy przyklejenia plakatu Strajku Kobiet na drzwiach biura posłów PiS i Konfederacji w Iławie 7 listopada 2020 roku.

Dwa lata temu – z użyciem plastra przezroczystego.

Wniosek o ściganie złożyła iławska policja, Prokurator Generalny ją błyskawicznie poparł - ale prawie dwa lata wniosek przeleżał się w Sejmie. Wszystko wskazuje na to, że zajęcie się nim to element nowej strategii obozu władzy i przygotowań do wyborów.

Sama sprawa jest wykroczeniowa: o naruszenie przepisów art. 63a Kodeksu wykroczeń. Zakazuje on wieszania ogłoszeń w miejscu do tego nieprzeznaczonym albo bez zgody zarządzającego. Złamanie przepisu grozi grzywną.

“Chciałam zaznaczyć, że art. 63a został wprowadzony do kodeksu wykroczeń sześć dni po zniesieniu stanu wojennego [w 1982 roku - red]. Celem regulacji była penalizacja protestów przeciwko władzy, a zatem chodziło głównie o walkę polityczną i zwalczanie opozycji. Dla odmiany dziś ratio legis przepisu ogranicza się do ochrony prawa własności porządku publicznego, rozumianego jako estetyka miejsca publicznego, i nie powinien służyć absolutnie do ścigania osób, które wyrażają określone poglądy dotyczące spraw publicznych" - przypomniała Monika Falej na posiedzeniu komisji refulaminowej, która zajęła się jej immunitetem 14 listopada 2022.

Ale sprawa jest jeszcze ciekawsza – nie o powtórkę ze stanu wojennego tu tylko chodzi.

“PiS dorabia sobie nową martyrologię i daje wyraźny sygnał: swoich będziemy bronić”

- mówi OKO.press posłanka Falej.

Na celowniku

Z art. 63 a Kodeksu wykroczeń od jesieni 2017 roku władza ściga aktywistki i aktywistów w całym kraju: za napisy (zmywalną farbą) na chodnikach, za wylewanie sztucznej krwi w czasie happeningów dotyczących praw kobiet, za naklejanie plakatów na drzwiach biur posłów PiS - np. ze słynnym palcem Joanny Lichockiej - albo plakatów Strajku Kobiet. Za krytykujące władze transparenty zawieszane na obiektach publicznych (opisujemy to w OKO.press w serii “Na celowniku”).

Policja kieruje sprawę do sądu, jeśli zna aktywistkę i nie musi jej legitymować

Jeśli nie zna, legitymuje i może zaproponować mandat; dopiero po odmowie jego przyjęcia sprawa idzie do sądu.

Ten może wydać wyrok nakazowy (bez rozprawy, na podstawie notatki policji - jeśli uzna, że sprawa nie budzi wątpliwości). Jest to na ogół albo umorzenie albo 100-200 złotych mandatu. Jeśli człowiek złoży zażalenie na taki wyrok, sprawa trafia na rozprawę. I tu na ogół kończy się uniewinnieniem, ale często rozpraw jest kilka. Uniewinnienie może być orzeczone w pierwszej albo w drugiej instancji. Albo ostatecznie przed Sądem Najwyższym - jak sprawa napisu PiS=PZPR, który Elżbieta Podleśna namalowała na biurze posła PiS Krzysztofa Czabańskiego (skądinąd byłego członka PZPR) w Wąbrzeźnie.

To są masowe postepowania.

Wygląda to tak, jakby nasza władza miała naprawdę dużo czasu i pieniędzy, by zajmować się napisami, po których nie ma już śladu.

Zamach na PiS taśmą klejącą

To, jak policja ścigała protestujące kobiety w Iławie jesienią 2020 roku, także opisywaliśmy już w OKO.press. Relacjonowała to nam iławska liderka protestu, wówczas członkini zarządu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Dominika Kasprowicz.

Organizowała protesty od 2016 roku i policja dobrze ją znała - po jej zgłoszeniach policja asekurowała kolejne zgromadzenia w Iławie.

Po “wyroku” TK Przyłębskiej z 22 października 2022 wszystko się zmieniło.

Kasprowicz nie było wtedy w Iławie - protest zrobił się oddolnie i spanikowani policjanci zadzwonili po pomoc (“Wracałam z protestów w Warszawie, planowałam w Iławie blokadę rond i ulic na poniedziałek, bo tak było w rozpisce. A tu dzwonią do mnie z Komendy Wojewódzkiej w Olsztynie, co ja wyrabiam, bo na Facebooku organizuje się gigantyczny protest, zgłosiło się na wydarzenie kilkanaście tysięcy ludzi” - relacjonowała). Wyglądało na to, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Na ulice wyszedł ogromny tłum, maszerował w stronę iławskiego kościoła, obstawionego przez straż kościelną, złożoną m.in. przez młodych mężczyzn ze środowiska kibicowskiego.

Kasprowicz mówi jednak, że do niczego nie doszło - protestujące minęły kościół przekonane przez nią, że warto iść pod szpital i podziękować lekarkom i pielęgniarkom za pracę w pandemii.

Ani ona ani inne aktywistki tego nie widziały, ale my teraz wiemy: Jarosław Kaczyński, ówczesny wicepremier ds. bezpieczeństwa, zaraz po wybuchu protestów 23 października 2020 zażądał, by policja uznała je za nielegalne i siłowo je rozpędziła. Już 25 października, w pierwszą niedzielę protestów, mieli użyć siły - ale sprzeciwił się temu szef MSW Mariusz Kamiński i komendant główny Policji Jarosław Szymczyk (“Gazeta Wyborcza” napisała o tym 9 listopada 2020).

Musiało jednak w czasie tego weekendu dojść do jakiegoś nowego "kompromisu aborcyjnego" między wicepremierem a ministrem i komendantem.

Bo od tego momentu policja co prawda zgromadzeń nie rozpędzała siłą, ale zaczęła robić sprawy lokalnym aktywistkom. Na masową skalę.

Dominikę Kasprowicz spotkało to w Iławie: od poniedziałku 26 października policja robiła jej sprawy za każdy dzień protestów osobno, i to rozbijane na osobne paragrafy Kodeksu wykroczeń. Żeby sąd miał więcej roboty.

Policja, jakby realizując odgórne wytyczne, atakowała w całej Polsce przede wszystkim osoby, które już znała z aktywności obywatelskiej, bo np. jeszcze przed Wielkim Strajkiem Kobiet zgłaszały się do niej jako organizatorki protestów i happeningów. Miała ich dane – nie musiała łowić w tłumie.

Tylko Marta Lempart – liderka OSK nie była ścigana. Co też opowiedziała OKO.press: "Bo jestem znana, więc policja ma zakaz. Polityczny zakaz wynikający z tego, że w moim przypadku byłby dym".

Akcja solidarnościowa kobiet

Dwa tygodnie po rozpoczęciu szykan policyjnych do Iławy przyjechała posłanka Monika Falej i Marta Lempart – by razem z Kasprowicz powiesić plakat Strajku na biurze posłów PiS i Konfederacji. Bo to przecież posłowie tych klubów stali za wnioskiem do TK, by zaostrzyć przepisy aborcyjne. Ale akcja miała też pokazać, że policja nie broni praworządności, ale szykanuje lokalne liderki.

Trzy kobiety stanęły razem. Pocięły plaster i przykleiły plakat. Teoria targetowania została potwierdzona: z trójki kobiet policja zainteresowała się tylko Kasprowicz.

Lempart i Falej zareagowały natychmiast pokazując, że i one biorą udział w akcji. Policjanci zignorowali Lempart, ale przyjęli dokumenty Falej. I zobaczyli, że mają do czynienia z parlamentarzystką.

Komendant policji w Iławie wniosek o uchylenie jej immunitetu podpisał i przesłał do Komendy Głównej. Ta natychmiast (16 grudnia 2020) - do Prokuratora Generalnego, który wniosek poparł. I od początku 2021 r. leżał on sobie w Sejmie.

Kobieta stawia lampką pod kartonowym napisem "Nigdy nie będziesz szła sama
Monika Falej w czasie protestu pod budynkiem TK 26 stycznia 2022 po śmierci Agnieszki z Częstochowy. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Sąd osądził sprawę plastra

Tymczasem Dominika Kasprowicz miała w Iławie kolejną z licznych swoich spraw wykroczeniowych za wielodniowe protesty w obronie praw kobiet. Tę w sprawie plakatu z 7 listopada 2020.

Takie sprawy toczą się w sądach powoli – wiele z nich w całej Polsce nadal trwa. Kasprowicz miała szczęście, bo w jej sprawie dotyczącej plakatu na biurze posłów PiS i Konferederacji zapadł już wyrok.

Sąd przesłuchał policjantów, którzy opowiedzieli o niebudzącym wątpliwości fakcie naruszenia art. 63a Kw scotchem, a potem Dominikę Kasprowicz. Ta powiedziała, że kobietom nie dano innej możliwości wyrażenia swoich opinii na temat prawa, które je dotyczy - skorzystała więc z jedynej szansy na przekazanie swojej opinii parlamentarzystom.

Protokolantka sądowa zapisała takie słowa Kasprowicz:

Nie zgadzam się z tym, że zorganizowałam nielegalne zgromadzenia, ponieważ były one legalne, spontaniczne i wydarzyły się w odpowiedzi na wydanie przez pseudotrybunał Julii Przyłębskiej pseudowyroku dotyczącego aborcji w Polsce.

Sam fakt skierowania zarzutów przez policję uważam za przejaw represji politycznych i nękania mnie jako aktywistki. Jeśli chodzi o tę ostatnią sprawę o naklejanie plakatów na drzwi siedziby PiS i Konfederacji, to był to protest polityczny mający na celu pokazanie tego, że Polski system nęka pojedyncze lokalne aktywistki, natomiast nie ściga głównych liderek strajku. Ta akcja była zorganizowana, aby mnie wesprzeć, na ten protest specjalnie przyjechała z Warszawy Marta Lempart liderka «Strajku kobie » i posłanka lewicy z Olsztyna Monika Falej. Chodziło o to, żeby pokazać ze lokalne aktywistki są ścigane za to, za co policja i prokuratora nie ściga popularnych w mediach aktywistek. Dlatego wszystkie przyklejałyśmy plakaty, żeby pokazać która będzie za to z nas ścigana i karana”.

12 kwietnia 2022 sąd uniewinnił Kasprowicz. Wyrok jest już prawomocny:

“Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej: Sąd Rejonowy w Iławie obwinioną Dominikę Kasprowicz uniewinnia od wszystkich zarzucanych jej czynów. Na podstawie art. 119 §2 kodeku postępowania w sprawach o wykroczenia koszty postępowania ponosi Skarb Państwa”.

A po siedmiu miesiącach tą samą sprawą zajęła się sejmowa Komisja Regulaminowa. 14 listopada uznała, że sprawa współtnącej taśmę przezroczystą posłanki Moniki Falej wymaga zbadania przez sąd, dlatego należy uchylić jej immunitet.

Posłanka Falej: broniłam atakowanej współobywatelki

Na posiedzeniu komisji oprócz posłanki Falej zabrał głos gospodarz zaatakowanego taśmą biura poselskiego, wiceprzewodniczący Zbigniew Babalski z PiS. Jest więc pokrzywdzony atakiem scotchem – ale uznał za stosowne brać udział w tej sprawie, bo formalnie sprawę zgłosiła ją policja, a nie on.

Falej tłumaczyła komisji, że wzięła udział w akcji, by przeciwdziałać nękaniu Dominiki Kasprowicz (“Akcja stanowiła uprawniony protest przeciwko targetowaniu i represjonowaniu konkretnych aktywistycznych osób”). Mówiła też, że protest nie spowodował żadnych szkód, a ona wykonywała mandat posła w obronie obywateli.

W odpowiedzi Babalski przedstawił nową narrację PiS:

“Tu nie chodzi o nas, posłów. Ale w biurze pracują ludzie i oni się boją. Kobiety też tam pracują i prosiły o reakcję, bo bały się, że być może dojdzie do agresji. Doskonale wie pani [zwraca się do posłanki Falej], że działała Pani wbrew prawu, bo nie wolno wieszać plakatu bez zgody właściciela”.

“Pani mówi, że ta osoba była nękana? [tak Babalski mówi o Dominice Kasprowicz] Przecież poszliście pod kościół, chcieliście zaatakować kościół, księża i ludzie bronili dojścia do kościoła. Przecież to są fakty, to jest opisane. Śmieszne, prawda?”

Monika Falej odpowiada: Nieprawdziwe.

Wersja PiS: bronimy kobiet i kościołów

Więc Babalski wyjmuje sejmowego ipada i pokazuje na nim zdjęcia straży kościelnej przed kościołem w Iławie.

To charakterystyczne – dowodem napaści na kościół są zdjęcia gotowej do akcji straży. Najwyraźniej nawet gorliwa iławska policja nie była w stanie dostarczyć niczego innego. Protestujący kościół minęli, tak, jak to opowiedziała Kasprowicz. Ale poseł, nieobecny w owych dniach w Iławie, gorąco w wersję o ataku wierzy – tak jak wierzył w nią Jarosław Kaczyński, wzywający 27 października 2020 do obrony kościołów.

Dalej Babalski [pokazując inne zdjęcia z protestu w Iławie]:

"Na tym plakacie było napisane «Stop faszyzacji życia publicznego w Polsce». To znaczy, że ja i moi pracownicy w tym biurze uprawiamy faszyzację życia publicznego. Państwo się dziwicie, że pracownicy się bali, bo nie wiedzieli, jak mają postąpić w biały dzień?”.

“Mało mieliśmy tragedii do tej pory w niektórych biurach? Do mnie wtargnął człowiek, kopał w drzwi, oczywiście było zgłoszenie na policję. Wtargnął, kopał drzwi, uszkodził, powiedzmy, ściany na korytarzu. Czy to nie jest jakieś przyzwolenie? O ile pani poseł Monika Falej tylko taśmą przykleiła i postawiła kartonik z napisem – nie będę cytował, co tam było napisane – to inni mogą sobie pomyśleć, że jeśli wolno tak, to może i można mocniej. Kobieta siedzi w biurze, słyszy krzyk na korytarzu i kopanie w drzwi, nie była zamknięta na klucz. Było to dużo później po tym zdarzeniu, które miało miejsce w listopadzie 2020 roku. Pani poseł, ja się nie godzę na takie postępowanie” - tłumaczy Babalski.

I tak Komisja Regulaminowa Sejmu doszła do wniosku, że immunitet posłanki Falej powinno się uchylić. Żeby jeździła do sądu w Iławie - tak jak inni obywatele – na kolejne przesłuchania policjantów. By złożyła przed sądem wyjaśnienia tak jak Dominika Kasprowicz. I by ten sam sąd ocenił jej czyn. Czyli zajął się tą samą sprawą raz jeszcze - skoro formalnie można z tego zrobić nową sprawę.

Monika Falej: PiS pokazuje, że będzie bronić swoich

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Po co oni to robią? Rozumiem panikę PiS dwa lata temu – protesty kobiet ich zaskoczyły. Ale teraz?

Monika Falej: Myślę, że żeby pokazać swoim wyborcom, jak bronią swoich. I że mają moralną wyższość. Budują też sobie martyrologiczne wersje życiorysów. Stąd linia argumentacji posła Babalskiego. On jest liderem PiS w regionie, a drugi poseł, który ma biuro w Iławie, Leonard Krasulski jest w bliskich relacjach z Jarosławem Kaczyńskim. Więc to nie jest przypadek.

Że zaatakowali Strajk Kobiet i inne obywatelskie protesty, i że zrobili to teraz?

Musiała zapaść decyzja polityczna, by karać aktywistki, ale także posłanki - i procedować wbrew zdrowemu rozsądkowi, wszelkim regułom. Nie bacząc na koszty. Na tym samym posiedzeniu poparli wniosek o uchylenie immunitetu posłanki Gabrieli Lenartowicz (KO) za wsparcie 18 sierpnia 2020 protestu pracowników transgranicznych (przepisy covidowe uniemożliwiały im pracę i życie). Zarzut – przechodzenie na pasach na czerwonym świetle. I próbowali to samo zrobić posłance Magdalenie Filiks (KO) za udział w wieszaniu transparentu anty-Czarnkowego. Czyli art. 63a, tak jak w moi przypadku.

Te wnioski leżały przecież w Sejmie prawie dwa lata i nagle rozpoczęło się postępowanie. Ja dostałam 6 dni na przygotowanie się - włączając to długi weekend z Dniem Niepodległości.

Pani sprawa prawdopodobnie upadnie w sądzie.

Poddam się procedurze, tak jak stanowi prawo. Na własnej skórze zobaczę, jak to jest - przez co przechodzą aktywiści i aktywistki w Polsce ścigani sprawami wykroczeniowymi za korzystanie z wolności słowa i zgromadzeń.

W tej sprawie zdumiewa mnie niedbalstwo policji. Przedstawiciele Komendy Głównej na posiedzeniu komisji nie mieli pojęcia, że ta sprawa była już oceniana przez sąd. Policja nie znała finału sprawy Dominiki Kasprowicz, choć sama ją zainicjowała.

Policjantka z Komendy Głównej na posiedzeniu komisji nie wiedziała też, że tego dnia w Iławie była Marta Lempart. I że policjanci jej nie wylegitymowali. W przypadku wniosku o zawieszenie immunitetu posłanki Magdaleny Filiks nie wiedzieli, że są nagrania pokazujące, jak policja używa przemocy wobec posłanki. I że te nagrania ma sama Policja.

Sprawa Magdaleny Filiks

Tu OKO musi dodać od siebie: sprawa posłanki Filiks (KO) rozpatrywana na tym samym posiedzeniu komisji jest rzeczywiście zdumiewająca. Dotyczy ona protestu z 14 października 2020 roku, powieszenia na wiadukcie w Szczecinie wymalowanego na płótnie napisu “Czarnek jest wrogiem edukacji”. 10 listopada 2020 policja skierowała wniosek o uchylenie immunitetu, bo twierdziła, że posłanka Filiks brała w tym udział.

Wniosek czekał więc dwa lata, aż zajęła się nim komisja regulaminowa. Ale sprawę musiała odroczyć, bo Filiks pokazała dokumenty, w tym pisma policyjne, z których wynika, że policja kłamie.

Nie wieszała transparentu, tylko obserwowała to i nagrywała. I nagle, bez słowa doskoczyli do niej policjanci z bronią palną. Bez słowa wymierzyli w nią i trzymali na muszce. Potem, żeby przeszkodzić jej w nagrywaniu, jeden z policjantów popchnął ją z tyłu, tak że komórka wypadła jej z ręki. Jest mało prawdopodobne, by policjanci nie wiedzieli z kim mają do czynienia - posłanka znana jest z publicznej aktywności w Szczecinie.

Filiks złożyła skargę na działanie policji – ta zaczęła się mętnie tłumaczyć, że miała doniesienia o napadzie z bronią w okolicy.

Procedura wyjaśniania tej sprawy trwała już, kiedy (realizując już w czasie protestów kobiet "kompromisowe" polecenie Kaczyńskiego i policyjnej “góry”?) policja szczecińska słała wniosek o uchylenie immunitetu do Komendy Głównej.

I ta nie dowiedziała się przez dwa lata, że sprawa szczecińska jest bardzo poważna - ale ze względu na działania policji, a nie posłanki. Spanikowana przedstawicielka Komendy Głównej przyznała teraz w Sejmie, że "musi to sprawdzić”.

Posłanka Monika Falej: To wszystko pokazuje, co się stało z Policją. Ta władza z policjantów wyciąga najgorsze rzeczy. Przez 30 lat Policja zmieniła wizerunek – a teraz to wszystko legło w gruzach. Nie sprawdzają faktów, nie trzymają się procedur. Dają się wykorzystywać PiS jako posłańcy do przekazania aparatowi wiadomości:

“Chronimy swoich. I wykorzystamy do tego cały system, nie bacząc na koszty”.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze