Aż 17 proc. gospodarstw domowych może odczuć skutki epidemii i walki z nią już teraz. Jeśli weźmiemy pod uwagę gospodarstwa domowe pracujących, to jest to aż 25 proc. Tyle osób pracuje na umowach śmieciowych oraz w zagrożonych branżach, jak turystyka i gastronomia
Aż 17 proc. gospodarstw domowych jest zagrożonych utratą dochodu już na początku naszej walki z koronawirusem. To wniosek z analizy trójki ekonomistów centrum analiz ekonomicznych CenEA.
Ekonomiści mówią jasno: nadchodzi recesja i najwyższe od lat bezrobocie. Rząd chwalił się, że wyda 212 miliardów na pomoc dla gospodarki, przedsiębiorców i pracowników. Ale już według zapowiedzianego planu tylko 66 miliardów to potencjalne wydatki sektora finansów publicznych. Reszta to m.in. gwarancje bankowe.
Projekt ma być głosowany na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które odbędzie się najpewniej zdalnie w piątek 27 marca 2020. Tymczasem posłowie opozycji do wczoraj nie otrzymali nawet projektu zmian w ustawach. Pisała o tym posłanka Lewicy Magdalena Biejat we wtorek 24 marca na Facebooku. W środę przed południem potwierdziła w rozmowie z OKO.press – posłowie wciąż projektu nie otrzymali.
W ten sposób wzmaga się niepewność tych, którzy mogą ucierpieć ekonomicznie już w marcu oraz w kwietniu: pracowników na umowach śmieciowych, drobnych przedsiębiorców.
Eksperci CenEA przeanalizowani, kto jest najbardziej zagrożony na podstawie Badania Budżetów Gospodarstw Domowych GUS z 2018 roku. Pierwszy i najważniejszy wniosek: aż 17 proc. gospodarstw domowych jest zagrożonych utratą dochodu już na początku naszej walki z wirusem. W 5 proc. gospodarstw to ryzyko jest ocenione jako wysokie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko gospodarstwa, w których pracuje co najmniej jedna osoba, te odsetki są wyższe – odpowiednio 25 i 7 proc.
Wynika to np. z tego, że gospodarstwa emeryckie są w stabilniejszej sytuacji – ich świadczenia powinny być wypłacane tak jak dawniej.
Najbardziej narażona grupa osób to zatrudnieni na umowy inne niż umowy o pracę, którzy pracują w zamykanych w pierwszej kolejności gałęziach gospodarki. To firmy, które prowadzą działalność związaną z wyżywieniem, kulturą i rozrywką, sportem i rekreacją, zakwaterowaniem i turystyką. Tutaj obejmuje to aż 780 tys. osób.
Wśród nich większość (57 proc.) stanowią kobiety.
W tych działach gospodarki dodatkowo pracuje jeszcze 1,9 miliona osób zatrudnionych na umowę o pracę. Tutaj dysproporcja płciowa jest jeszcze większa – to w 70 proc. kobiety.
Te osoby z dnia na dzień nie tracą zatrudnienia – mają obowiązującą umowę. Jednak jeżeli sytuacja ograniczenia kontaktów międzyludzkich będzie się przedłużała, wówczas i ich mogą dosięgnąć znaczne obniżenie zarobków i bezrobocie – firmy będą upadać.
Trudno wyobrazić sobie, żeby np. małej restauracji pomogła rządowa mikropożyczka w wysokości 5 tys. złotych. Przede wszystkim pożyczka ta podlega zwrotowi, jeśli firma zwolni pracowników w ciągu 6 miesięcy, co praktycznie wyklucza właśnie restauracje z tego rodzaju pomocy. Co w zamian?
Na 117 stronach projektu ustawy (przed konsultacjami w Radzie Dialogu Społecznego i kolejnymi poprawkami, o których nie możemy wiedzieć) ani razu nie padają słowa „gastronomia”, „restauracje” i pokrewne.
Stosunkowo częściej problemy mogą mieć mieszkańcy dużych miast - taka jest specyfika zagrożonych branż. W miastach powyżej 500 tys. mieszkańców 9 proc. gospodarstw domowych osób pracujących to pracujący na umowę śmieciową lub samozatrudnieni w zagrożonych działach gospodarki.
Najwięcej osób zagrożonych szybkimi, negatywnymi konsekwencjami epidemii i nakładanych przez państwo ograniczeń, to osoby średniozamożne. Wśród gospodarstw pracujących w piątej i szóstej grupie decylowej (pierwsza to 10 proc. najuboższych, druga kolejne 10 proc. itd., dziesiąta – 10 proc. najbogatszych) ok. 30 proc. pracuje w zagrożonych sektorach gospodarki.
Nie znaczy to oczywiście, że najbiedniejsi są bezpieczni. Po pierwsze rozkład w grupach decylowych jest w miarę równomierny – między 15 a 30 proc. gospodarstw, gdzie członkowie pracują w zagrożonych sektorach gospodarki.
Po drugie – na kryzysie tracić będziemy wszyscy. Dla najbiedniejszego strata 20 proc. pensji na umowie o pracę może być groźniejsza niż dla osoby, która zarabia średnią krajową. Jeżeli w trzyosobowym gospodarstwie domowym jedna osoba zarabia pensję minimalną, wówczas według rządowej propozycji, jej pensja może zostać zmniejszona o 20 proc.
W trzyosobowym gospodarstwie domowym dałoby to spadek zarobków netto na osobę z 640 do 512 złotych.
Według danych za rok 2018 (najnowsze dostępne) to spadek poniżej granicy skrajnego ubóstwa.
Dziś ta granica jest zapewne nieco wyższa, ale wciąż będzie to niebezpieczne zbliżenie się do zagrożenia fizycznego przetrwania całej rodziny.
W podsumowaniu analizy, autorzy piszą: „fakt, iż przed tak wysokim odsetkiem rodzin rysuje się perspektywa pogorszenia sytuacji materialnej, powinien uruchomić szeroką gamę mechanizmów wsparcia ze strony polityki publicznej”.
Czy tak się stanie? Pakiet zwany przez PiS „tarczą antykryzysową” robi to w bardzo ograniczonym zakresie - nie w nim np. ani słowa o podniesieniu bardzo niskich zasiłków rodzinnych lub zasiłków dla bezrobotnych.
Możliwe formy takiego wsparcia socjalnego przedstawiliśmy m.in w tym tekście:
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku, współkierownik działu społeczno-gospodarczego (razem z Katarzyną Kojzar). Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku, współkierownik działu społeczno-gospodarczego (razem z Katarzyną Kojzar). Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze