Zanim włożymy do grobu Koalicję 15 października, szukajmy pozytywnych scenariuszy. Zażądajmy otrzeźwienia i refleksji. Domagajmy się odwagi i wyobraźni. Dajmy im szansę wykupienia losu na politycznej loterii. Zwłaszcza że – paradoksalnie – triumfy prawicy mogą w tym pomóc
Stronę „100 konkretów„, na której Koalicja Obywatelska rozlicza się z wyborczych obietnic z 2023 roku, otwiera filmik z premierem Donaldem Tuskiem pod krotochwilnym hasłem „Alleluja i do przodu”. Premier wychwala osiągnięcia rządu i dla uspokojenia nastrojów wspomina o własnym zniecierpliwieniu, że pewne zmiany idą za wolno. Kończy: „Nie ma co gadać, trzeba robić swoje, będzie przyspieszenie".
Rzecz w tym, że to filmik z czasów kampanii prezydenckiej, kiedy sondaże wskazywały na prezydenta Rafała Trzaskowskiego i właściwie tylko OKO.press kasandrycznie ostrzegało od stycznia 2025, że trudno będzie wygrać przy tak złych notowaniach rządu. To tak jakby na progu szarej jesieni, na stronie IMGW wisiała prognoza na słoneczne lato.
Jako obywatel, który patrzy ze zgrozą na wynik wyborów prezydenckich i jest pełen obaw o przyszłość, czuję się filmikiem Tuska zlekceważony. Może partia uznała, że nikt już nie zagląda na 100 konkretów, bo kto by tam zwracał uwagę na kwestie programowe, skoro wielkimi krokami zbliża się Rekonstrukcja?
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Serial Rekonstrukcja robi wrażenie obrazu odklejenia polityków.
Wydawałoby się, że porażka wyborcza zobowiązuje do poważnej odpowiedzi i reakcji, która miałaby nas – połowę społeczeństwa, która nie chce rządów prawicy, z faszystowskim rysem Ad Maiorem Dei Gloriam Grzegorza Brauna – przekonać, że jest jakiś pomysł na wyjście z tej pętli.
Pomysł, który nie polega na tym, że Katarzyna Kotula przestanie być ministrą, Barbarę Nowacką zastąpi jakiś akademicki dostojnik, a koalicyjny syn marnotrawny Szymon Hołownia łaskawie zgodzi się zostać ministrem kultury (spokojnie – to tylko plotki).
Roszady personalne – rzecz śmiertelnie poważna dla samych polityczek i polityków – liczą się o tyle, o ile miałyby nieść odpowiedź na trzy pytania wykrzykiwane z połowy polskich domów, aż szyby drżą:
„Zobacz, jak wygląda rozliczenie naszych postulatów„ – głosi główne hasło na stronie „100 konkretów”, ale wprowadza ono w błąd. Konkrety były niekonkretne i wrzucane od Sasa do lasa, to fakt. Ich rozliczenie jest jednak równie nierzetelne.
Weźmy edukację. Na zielono (zrealizowany) zaznaczony jest konkret: „Podniesiemy wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 30%. Nie mniej niż 1500 zł brutto podwyżki dla nauczyciela. Wprowadzimy stały system automatycznej rewaloryzacji. Przywrócimy autonomię i prestiż zawodu nauczyciela – mniej biurokracji, większa niezależność w doborze lektur, rozszerzaniu tematów".
Jak widać, to kilka konkretów i ogólników na raz, osobliwie pomieszanych. Darujmy już Donaldowi Tuskowi, że obiecywał podwyżkę wynagrodzenia zasadniczego, a rzecz dotyczy średniego (z nadgodzinami i dodatkami).
Kluczowy jest tu zapis o „stałym systemie automatycznej rewaloryzacji". Miał dać nauczycielkom i nauczycielom poczucie bezpieczeństwa, że ich zarobki nie staną nagle w miejscu i nie zaczną tracić do średniej krajowej i płacy minimalnej.
W Sejmie ZNP złożyło obywatelski projekt powiązania nauczycielskiej wynagrodzeń w danym roku ze średnią w gospodarce w III kwartale poprzedniego roku, przy czym nauczyciel dyplomowany (a takich jest 57 proc.) miałby zarabiać 155 proc. tej średniej. To dałoby w 2025 roku dyplomowanym aż 12 651 zł, co nie wydaje się realistyczne, ale nie chodzi o konkret, lecz o mechanizm.
W 2025 dyplomowane nauczycielki zarabiają równe 10 tys., bo
rządzący wrócili do praktyki, że płace nauczycieli rosną o tyle, o ile... uznamy za właściwe.
Ministra Barbara Nowacka chciała 10 proc., minister Andrzej Domański dał 5 proc., choć oznacza to, że nauczyciele zostają z podwyżkami z tyłu za wzrostem w całej gospodarce i płacy minimalnej. Opisaliśmy to w tekście „Reforma edukacji? Bez drugiej podwyżki nauczycielskich płac o sukces będzie trudno", zamieszczając wymowny wykres:
Konkrety KO obiecywały „automatyczną rewaloryzację", a jest arbitralne dewaloryzacja.
W „100 Konkretach„ jest masa takich „kwiatków”.
Radosną zielenią bije po oczach konkret: „Odpolitycznimy i uspołecznimy media publiczne. Zlikwidujemy Radę Mediów Narodowych itd.„. Obietnica zaliczona, bo zdaniem KO „telewizja i radio spełniają misję publiczną przekazywania rzetelnych informacji, z poszanowaniem widoczności działań wszystkich interesariuszy i scen politycznych. W programach goszczą politycy wszystkich opcji politycznych”.
Nawet gdyby uznać, ze „widoczność scen politycznych" (cokolwiek to znaczy) zasługuje na seledyn, to uspołecznienie jest w stanie hibernacji, a według rządowego projektu, który czekał na prezydenta Trzaskowskiego, to nadal politycy wybierają powiększoną do 9 osób KRRiT.
A Rada Mediów Narodowych? Działa jakby nigdy nic, powołuje m.in. rady nadzorcze regionalnych komitetów radia i telewizji. Tyle że przewodniczącego Krzysztofa Czabańskiego zastąpił Wojciech Król.
Niską jakość „100 konkretów" czas zastąpić planem poprowadzenia kilku polityk, ale tym razem porządnie opisanych. Oczekiwałbym czegoś w rodzaju
programowego exposé premiera po punkcie zwrotnym, jakim był wynik wyborów prezydenckich.
Co rząd podejmuje się dowieźć, a co jest możliwe tylko warunkowo.
Niech ich nie będzie 100 (a tak naprawdę kilkaset w dziwnych zbitkach i konfiguracjach), ale 30 czy 40 konkretów na 800 dni, z harmonogramem, wskaźnikami, kosztami dla budżetu.
W tym inwestycje w gospodarce i energetyce, reforma edukacji (bo ruszyła z miejsca), dokończenie kilku programów socjalnych, polityka mieszkaniowa, wzmocnienie zachwianej linii proekologicznej i silna strona rządu, czyli polityka zagraniczna, ale może z silniejszym zaznaczeniem polskiego udziału we wspieraniu Ukrainy.
Właściwa kolejność byłaby więc raczej taka, że najpierw zadania, a potem personalia, a nie odwrotnie.
Rozliczenia nieudanej kampanii wyborczej ma nie być, bo – jak słyszymy – odpowiedzią na porażkę jest „konsolidacja i mobilizacja".
Z konsolidacją jest raczej kiepsko. Marszałkowie Szymon Hołownia i Michał Kamiński widują się po nocy z Jarosławem Kaczyńskim, a wicepremier symetrysta Władysław Kosiniak-Kamysz wybiera się na PR-ową imprezę Sławomira Mentzena przy piwie. Argumentuje: „Skoro jeździłem na Campus Polska, to mogę także...". Na Lewicy rozłam był już przed wyborami.
Mobilizacja jest tu słowem kluczowym. Ale nie chodzi o mobilizację polityków i polityczek KO, ale o mobilizację wyborców i wyborczyń, którzy w 2023 roku zabrali władzę PiS, a w 2027 roku
mają zagłosować za kolorową demokratyczną Polską, przeciwko brunatnej Poland Great Again.
Rozliczenia kampanii są potrzebne, bo doszło do spektakularnej klęski. W 2023 roku Koalicja 15 października uzbierała łącznie (w zaokrągleniu) 11,6 mln głosów, a PiS i Konfederacja 9,2 mln. Przewaga wynosiła 2,4 mln głosów.
W I turze wyborów prezydenckich 2025 roku piątka kandydatów Koalicji 15 października (licząc nawet z Adrianem Zandbergiem i Joanną Senyszyn) uzbierali 9,1 mln, a czterej kandydaci prawicy (z Markiem Jakubiakiem) – 10,1 mln, o prawie milion głosów więcej. W II turze przewaga kandydata prawicy zmalała do 370 tys., ale to wciąż oznacza utratę 2,4 mln przewagi.
Chcielibyśmy usłyszeć, kto tak naprawdę tworzył strategię wyborczą Rafała Trzaskowskiego? Dlaczego nie sięgnięto po ekspertów zewnętrznych? Jak można było nie zauważyć analogii z wyborami w 2015 roku, kiedy sondaże uśpiły sztab Bronisława Komorowskiego?
Jak można było tak skleić kandydata z rządem i premierem? OKO.press w systematycznych analizach od stycznia 2025 ostrzegało, że notowania rządu są na poziomie stanów alarmowych i Trzaskowski może przez to przegrać.
Kto wymyślił, że przy takich nastrojach Trzaskowski ma pojechać w Polskę z radosną opowieścią o kraju, w którym wszystko się cudownie udaje, a rząd prowadzi nas ku kolejnym sukcesom?
Na ile udział Donalda Tuska w kampanii był spontaniczną reakcją zaniepokojonego premiera, a na ile przemyślaną strategią?
Być może Sławomir Nitras czy Cezary Tomczyk, a może także Barbara Nowacka, którzy podobno mieli większe wpływy niż szefowa kampanii Wioletta Paprocka, powinni przedstawić swoje, jak się okazało, błędne założenia i wyciągnąć z nich wnioski.
Może wraz z obietnicą, że kolejne wybory zostawią w rękach specjalistów?
Rozliczenie jest potrzebne także po to, żeby elektorat antyprawicowy nabrał zaufania i nadziei na lepszy wynik w wyborach 2027. Inaczej pójdą do nich głównie zorganizowane oddziały rozmaitych Bąkiewiczów.
Wybory w 2023 roku wygraliśmy – my, konglomerat sił, organizacji, środowisk opozycyjnych – na opowieści, że nie chcemy żyć w państwie PiS. Wracając z Brukseli, Donald Tusk dodał do tego mobilizacyjny przekaz niezbędny w każdej rywalizacji: „Yes, we can".
Tymczasem w kampanii Trzaskowskiego zabrakło liberalnej, demokratycznej opowieści, obietnicy odważnej polityki zmian, czy postawienia tamy prawicowemu zagrożeniu, na co zresztą Trzaskowski jest zbyt kulturalny.
Wręcz przeciwnie, wybrano strategię prawicowej mimikry, czyli przejmowania konkretnych postulatów, a także właściwego prawicy sposobu myślenia, aby podkraść choćby część jej elektoratu. Stąd inicjatywa – na szczęście niezrealizowana – ograniczenia świadczeń 800 plus dla ukraińskich rodzin uchodźczych.
OKO.press ostrzegało przed fatalnym błędem, jakim było, jak to ujęła u nas Agnieszka Holland w gorzkim wywiadzie, nakładanie na Trzaskowskiego prawicowego gorsetu, który odbierał mu oddech.
Niestety, dziś premier Tusk ślizga się wciąż w tej samej koleinie.
Brak mu politycznej odwagi, a może i przekonania, żeby przeciwstawić się prawicowym obsesjom i szantażom. Podobnie jak duża część europejskiej chadecji, orientuje się na kolejne fajerwerki populistów, nacjonalistów, ksenofobów i raczkujących faszystów. Przejmuje fragmenty ich narracji, żeby nie wyszło, że jest zdrajcą Narodu.
Przywracając kontrolę na granicy z Niemcami, Tusk nie reaguje na realne zagrożenie, lecz ulega presji narodowo-konserwatywnej prawicy. Z jednej strony potępia praktyki patroli obywatelskich, ale z drugiej wzmacnia ich przekaz o fali uchodźców, tracąc okazję do przedstawienia odmiennej opowieści o otwartych granicach i korzyści, jakie Polska ma z pracy i obecności migrantów, nie tylko z Ukrainy.
Trwający wciąż spór o gdańską wystawę „Nasi chłopcy" był świetną okazją do pokazania przez premiera Kaszubę, na czym polega otwarty polski patriotyzm i jaka jest różnica między mądrą i odważną polityką historyczną, która opowiada prawdę o przeszłości, a polityką histeryczną, która wzbudza agresję w obronie domniemanej niewinności polskiego narodu.
Zamiast kontrnarracji rzecznik rządu, jak grzeczny chłopiec, który boi się łobuzów z klasy, tłumaczył, że „tytuł tej wystawy jest oczywiście z mojej perspektywy nieakceptowalny i trudno jest mi się zgodzić na tak niefortunne nazwanie ważnego tematu".
Czyli wychodzi na to, że dziadek z Wehrmachtu nie był „nasz"? Może nawet nie był dziadkiem Tuska?
Tymczasem, to właśnie tutaj kryje się nadzieja na pokonanie prawicy.
Sondaże pokazują, że efekt wyborów prezydenckich jest piorunujący. Gdyby dzisiaj wybierać Sejm, PiS (187 miejsc), razem z Konfederacją (79) i Koroną Polską Brauna (8) miałby 274 mandaty, blisko większości konstytucyjnej, a PSL i Polska 2050 są głęboko pod kreską 5 proc. W czerwcowym sondażu CBOS zaufania do polityków na czele: Andrzej Duda, za nim Mentzen i Nawrocki.
To wszystko jednak rodzi po prawej stronie pokusę przesady, arogancji i agresji.
Licytacja na obronę granic między PiS a Konfederacją i podgrzewający nastroje faszyzujący Braun, nieobliczalny Nawrocki, który będzie chciał pokazać, jak jest silny, ze wsparciem bezczelnego demagoga Sławomira Cenckiewicza, to wszystko będzie tworzyć aurę awantury, chaosu i destabilizacji. Prawica liczy na to, że w tym zamęcie zwycięży ten, kto wrzeszczy głośniej, ale może się przeliczyć.
Może pojawi się refluks w postawach społecznych. Ludzie przestraszą się takich porządków.
Innymi słowy, szansą dla sił liberalnych i demokratycznych jest prawicowy radykalizm, szczególnie w bokserskim wykonaniu naturszczyka politycznego, jakim jest Nawrocki.
Żeby jednak w przyszłości wykorzystać tę potencjalną koniunkturę, w teraźniejszości należałoby w twardych słowach nazywać po imieniu to, co robi prawica (tak jak Radosław Sikorski), nie ulegać szantażom i konsekwentnie bronić odmiennej wizji Polski.
O ile się w nią jeszcze wierzy.
Donald Tusk jako zasłużony polityk, który ma za sobą wielkie osiągnięcia w skali polskiej i globalnej, musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu wierzy w swoje premierostwo, w swój rząd i jego program, a przede wszystkim, w jakim stopniu wierzy, że z prawicą można wygrać?
W 2023 roku zaraził taką wiarą klasę polityczną, czy jednak po wyborach prezydenckich 2025 sam jej nie utracił? Jeśli tak, powinien ustąpić, bo lepsza jest destabilizacja, która może wyzwolić nowe formy i nową energię, niż stagnacja w defensywie, z której na pewno nie wyniknie nic dobrego.
Opozycja
Władza
Wybory
Grzegorz Braun
Włodzimierz Czarzasty
Andrzej Duda
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Sławomir Mentzen
Karol Nawrocki
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Konfederacja
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Donalda Tuska (drugi)
100 konkretów KO
wybory 2027
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze