W trakcie robót w lesie pod Pińczowem zniszczono sześć bobrowych tam. Bez wymaganej zgody, wbrew prawu. Prace zlecił miejscowy zespół parków krajobrazowych, a pieniądze na ten cel pochodziły z unijnego dofinansowania. „To błąd, który nie powinien się wydarzyć” – przyznaje dyrekcja zespołu
„ALARM! Nielegalne niszczenie tam” – napisało w mediach społecznościowych Stowarzyszenie Nasz Bóbr. W cennym olszowym lesie w pobliżu Młodzaw Dużych (woj. świętokrzyskie) koparka rozjechała pięć bobrowych tam. Kilka dni później jeszcze jedną. Zleceniodawcą prac był Zespół Świętokrzyskich i Nadnidziańskich Parków Krajobrazowych.
Sprawa trafiła na policję, zajmuje się nią Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Kielcach, a nawet Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
„Ręce mi opadły, przyznaję. Projekt »renaturyzacji« doliny Nidy realizowany przez zespół parków krajobrazowych woj. świętokrzyskiego jest dowodem na to, że mamy gigantyczną robotę do zrobienia w obszarze edukacji i dobrych praktyk” – napisał na Facebooku wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała.
Las, o którym mowa, leży na terenie Nadleśnictwa Pińczów, w dolinie Nidy. To podmokły, cenny przyrodniczo teren.
„Ten kompleks leśny oprócz bobrów jest miejscem bytowania bielika, bociana czarnego, żurawia, dzięcioła zielonosiwego, czarnego i białoszyjego oraz poczwarówki jajowatej, kumaka nizinnego, traszki grzebieniastej i innych płazów. Jako jeden z nielicznych kompleksów łęgów w dolinie Nidy obszar ten jest także na »shadow list« proponowanych rezerwatów Klubu Przyrodników i nie ma w nim miejsca na koparki” – pisze Stowarzyszenie Nasz Bóbr.
Zespół Świętokrzyskich i Nadnidziańskich Parków Krajobrazowych (ZŚiNPK) prowadzi w nim prace w ramach projektu współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Jego nazwa to: „Odtworzenie sieci alei wierzbowo-lipowych oraz ochrona czynna owadów poprzez przywrócenie integralności siedlisk i zachowanie bioróżnorodności”. „Kwota przeznaczona na poprawę warunków hydrologicznych lasu łęgowego to 1 457 341,89 zł” – podaje ZŚiNPK.
Na początku listopada Zespół Parków Krajobrazowych zwrócił się do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Kielcach o pozwolenie na zniszczenie czterech bobrowych tam. „Zbudowane przez bobry tamy na cieku wodnym w obrębie lasu łęgowego w Młodzawach Dużych doprowadziły do znacznego podniesienia poziomu wód gruntowych oraz długotrwałego zalewania siedliska. Sytuacja ta powoduje realne zagrożenie dla integralności ekosystemu łęgowego oraz dla zachowania jego wartości przyrodniczej” – argumentowano we wniosku.
Dalej czytamy: „Tamy bobrowe blokują drożność cieku i możliwości migracji organizmów wodnych, powodują zamulanie i stagnację wody, sprzyjają procesom beztlenowym i eutrofizacji. Usunięcie tamy pozwoli na przywrócenie naturalnej dynamiki przepływu, kluczowej dla jakości i różnorodności biologicznej cieku”.
Dyrektor parków poprosił również o „nadanie niniejszej sprawie priorytetowego charakteru”.
Bobry w Polsce są objęte ochroną częściową – co oznacza, że odstrzał i rozbiórka tam są możliwe, ale wymagana jest zgoda.
RDOŚ jej nie udzielił. „W dniu 5.12.2025 r. zostało skierowane wezwanie do uzupełnienia ww. wniosku. Dotychczas nie wpłynęło takie uzupełnienie” – podaje wicedyrektor kieleckiego RDOŚ Lech Buchholz w mailu do OKO.press.
Tamy zostały więc rozebrane nielegalnie.
„Dowiedzieliśmy się, że wniosek o niszczenie tam trafił do RDOŚ. Stowarzyszenie zawnioskowało o dołączenie w charakterze strony do tego postępowania” – relacjonuje w rozmowie z OKO.press Jacek Morawski, który działa w Stowarzyszeniu Nasz Bóbr.
„Kiedy pojechałem do lasu, żeby sprawdzić, jaka jest sytuacja, okazało się, że koparki już poszły w ruch. Zaczęły się prace melioracyjne na rowie tak zwanym opaskowym, który otacza część kompleksu i na którym znajdowały się bobrowe tamy. To trudny teren, podmokły, mało kto tam się pojawia. Zgody na niszczenie tam ZŚiNPK jeszcze nie uzyskał, więc tego dnia zawiadomiłem o całym incydencie policję. Przyjechała dzień później, żeby zobaczyć, co się stało” – opowiada.
Zgłoszone zostało zniszczenie pięciu tam i naruszenie szóstej. Na części cieku objętego pracami było w sumie osiem tam. Jacek Morawski dodaje, że wykonawca złożył zeznania na policji, wiedział o braku zgody, a mimo tego po czterech dniach, 9 grudnia – została zniszczona jeszcze jedna tama, w innej części tego kompleksu leśnego. Po raz kolejny zawiadomiono w tej sprawie policję.
Stowarzyszenie Nasz Bóbr alarmuje, że opadająca wskutek zniszczenia tam woda odsłoniła także wejścia do nor. To powoduje zagrożenie dla bobrzych rodzin, których schronienia stają się dostępne dla drapieżników. Do zniszczenia tam doszło w okresie ochronnym, kiedy nie wydaje się pozwoleń na rozbieranie tam, bo bobry są zajęte przygotowaniami do zimy. „Teraz muszą się zająć odbudowywaniem tam, żeby wejścia do nor znowu znalazły się pod wodą i były funkcjonalne. Będą to robić w czasie, kiedy powinny zajmować się magazynowaniem pożywienia na zimę” – mówi Jacek Morawski. Takie działania mogą zmniejszyć szanse na przetrwanie zimy przez całą bobrzą rodzinę.
„Bobrom zawdzięczamy odtwarzanie naturalnej retencji. Robią to za darmo i lepiej niż człowiek” – mówił w rozmowie z OKO.press w 2022 roku biolog dr Andrzej Czech. „A do tego ich konstrukcje są przyjazne dla środowiska. Bobry budują tamy na małych rzekach. Im mniejszy ciek, tym lepiej dla bobrów. Mają większą kontrolę nad nim. Tak kształtują rozlewisko, żeby mieć bezpieczne dojście do żerowiska. Efekt jest fenomenalny. Po pierwsze mamy retencję, czyli zatrzymywanie wody. Po drugie mamy oczyszczanie wody. Znajdujące się w niej zawiesiny osadzają się w bobrowych stawach".
Dalej wyjaśniał: „To, co robi bóbr, jest darmowe. Ten gryzoń nie potrzebuje dofinansowania. Swoje konstrukcje zazwyczaj buduje w miejscach, które nie są wykorzystywane gospodarczo. Po trzecie: taki staw bobrowy zwiększa bioróżnorodność”.
Całą rozmowę można przeczytać tutaj:
Na miejsce pojechał również hydrolog Piotr Bednarek z Fundacji Wolne Rzeki. Nakręcił w lesie film, który można obejrzeć poniżej:
„Jesteśmy przy bobrowej tamie na rowie okalającym ten cały las. Jest to stary rów, istnieje tutaj od pewnie kilkudziesięciu lat i dzięki temu, że bobry zrobiły na nim tamę, woda się w tym lesie rozlewa” – mówi na nagraniu.
„Ta tama była naruszona, ale jak widzicie, bobry ją naprawiły, odbudowały i poziom wody został utrzymany. No ale ona została tylko naruszona. [Dalsza] tama nie miała tyle szczęścia. Tydzień temu, na początku grudnia, koparka przyjechała i bobrową tamę rozwaliła, zdemolowała razem z przekopaniem tego rowu na całej jego długości” – pokazywał.
Podkreślił: „W ramach projektu renaturyzacji niszczenie bobrowych tam, przekopywanie rowów zupełnie jest nieakceptowalne”.
Bednarek relacjonuje, że prace związane z niszczeniem tam to niejedyne, które Zespół Świętokrzyskich i Nadnidziańskich Parków Krajobrazowych prowadził w lesie w Młodzawach. Pod koniec 2024 roku zakończył się tam projekt renaturyzacyjny Life4Delta, również finansowany ze środków unijnych. Wybudowano w jego trakcie cztery betonowe zastawki i oczyszczono rowy. „My byśmy, jako Wolne Rzeki w życiu na to nie wpadli, żeby zrenaturyzować betonem” – ironizuje Bednarek. Na jego nagraniu widać prosty rów płynący przez las, z oczyszczonymi z roślin brzegami.
Zapytaliśmy Zespół Świętokrzyskich i Nadnidziańskich Parków Krajobrazowych o zniszczenie tam i renaturyzację lasu w Młodzawach.
„Po przeprowadzonej inwentaryzacji obszaru prowadzenia prac stwierdzono obecność tam bobrowych. Niezwłocznie wystąpiono z odpowiednim wnioskiem do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Kielcach o wydanie decyzji na ich usunięcie. Pomimo braku przedmiotowej decyzji, wykonawca bez wiedzy Zespołu dokonał zniszczenia tam bobrowych. Sprawa jest przedmiotem postępowania prowadzonego przez Policję, a Wykonawca przyznał się do dokonanego czynu i dobrowolnie poddał się karze” – pisze w mailu dr Kalina Adamczyk, kierowniczka projektu „Odtworzenie sieci alei wierzbowo-lipowych...”.
Do redakcji OKO.press przesłano również stanowisko ZŚiNPK, w którym czytamy: „Zdajemy sobie sprawę, że to błąd, który nie powinien się wydarzyć. Za tę sytuację przepraszamy”. Zespół podaje, że żaden bóbr nie ucierpiał. Zwierzęta już odbudowują tamy. Całe stanowisko można znaleźć TUTAJ.
Na pytanie, czy prowadzone prace renaturyzacyjne doprowadzą do osuszenia lasu, dr Adamczyk odpowiada:
„Działania nie mają charakteru »odwadniania« w rozumieniu osuszania terenu, lecz polegają na regulacji stosunków wodnych w celu ochrony siedlisk przyrodniczych. W przeszłości nieprawidłowe funkcjonowanie systemu wodnego doprowadziło do niekorzystnych zmian siedliskowych (m.in. przekształcania łęgów w olsy). Celem obecnych prac jest umożliwienie obniżenia zbyt wysokiego i długotrwale zalegającego poziomu wody stagnującej na powierzchni oraz zapewnienie jej prawidłowego, poziomego przemieszczania się w glebie, przy jednoczesnym zabezpieczeniu dopływu wody do cennych przyrodniczo stawów ze względu na ich ogromną rolę przyrodniczą, zwłaszcza w utrzymaniu populacji płazów i ptaków. W związku z nieprzewidywalnymi zjawiskami pogodowymi, które występują w ostatnich latach, system ten umożliwia natychmiastową reakcję: zarówno odwadnianie, jak i nawadnianie w całym systemie, stąd potrzeba utrzymania istniejących rowów we właściwym stanie i budowania zastawek”.
RDOŚ informuje, że „nie zostały wniesione żadne uwagi w sprawie realizacji” Life4Delta (czyli tej, w której trakcie budowano betonowe zastawki). Podkreśla jednak, że wydając decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla zakończonego w 2024 roku projektu, nałożył na ZŚiNPK „m.in. warunek dotyczący zapewnienia nadzoru przyrodniczego na etapie prowadzenia prac, oraz stosowania się do jego wskazań”. Zespół podaje, że prace i ich skutki były monitorowane przez Instytut Ochrony Przyrody PAN.
„Według mnie trudno mówić o nawodnieniu, kiedy obniżamy poziom wód powierzchniowych i gruntowych. W terenie widziałem, jak te rowy odwadniają las” – komentuje w rozmowie z OKO.press Piotr Bednarek.
„Zespół tłumaczy, że jest to ochrona łęgów jesionowo-olszowych, siedliska Natura 2000 – i faktycznie, jeśli będziemy kurczowo trzymać się faktu, że 20 lat temu było w tym miejscu właśnie takie siedlisko, te prace są zasadne. Ale dlaczego nie odnosimy się do tego, co było 100 lat temu, kiedy cała dolina Nidy była bagnem? Melioracja, kopanie rowów to było główne przekształcenie, które tam wystąpiło. W tym wypadku renaturyzację traktuje się jako powrót do momentu, kiedy ten las był najsuchszy. W kontekście sytuacji wodnej w Polsce kurczowe trzymanie się tego, że siedlisko ma być identyczne, jak w najsuchszym okresie w historii, to to nie jest ochrona przyrody. Tak, jakbyśmy wybetonowali kawałek trawnika, bo 30 lat temu w tym miejscu był beton” – porównuje.
Jak podkreśla Bednarek, renaturyzacja nie powinna polegać na kopaniu nowych rowów. ZŚiNPK tłumaczy jednak w swoim stanowisku: „Nie kopiemy nowych rowów. Czyścimy rowy istniejące tu od dziesięcioleci, prowadzone po dawnych śladach właśnie po to, aby ograniczyć ingerencję w las”.
Hydrolog odpowiada: „W projekcie budowlanym jest napisane, że to są nowe rowy. W terenie na żywo widać, że w tym momencie nie ma tam żadnych rowów – ich wykopywanie to jest ogromne przekształcenie krajobrazu”.
Głos w sprawie zabrał też zespół naukowców z Centrum Ochrony Mokradeł. „Dla obeznanego w siedliskach podmokłych przyrodnika wystarczy rzut oka na udostępnione przez Wolne Rzeki materiały, by zorientować się, że mamy do czynienia z łęgiem źródliskowym (zwanym też olsem źródliskowym), który rzeczywiście jest siedliskiem chronionym Dyrektywą Siedliskową (91E0-4), ale warunkiem jego dobrego funkcjonowania jest wysoki poziom wody. Łęg źródliskowy, jak sama nazwa wskazuje, jest miejscem wypływu wód podziemnych, a ich skanalizowanie poprzez wykopanie rowu jest po prostu zniszczeniem siedliska” – piszą eksperci.
Podkreślają, że istnieje w tym miejscu rowu – niezależnie, czy był tam już wcześniej, czy został wykopany teraz – jest zupełnie nieuzasadnione. „Fakt, że rów ten istniał wcześniej i uległ wypłyceniu, częściowemu unicestwieniu dzięki działalności bobrów, pokazuje, nie jest argumentem za jego przywróceniem. Wprost przeciwnie: jeśli przyroda dała radę, choć częściowo, odtworzyć się po niegdysiejszej degradacji, powinniśmy jej w tym pomagać, a nie przeszkadzać” – czytamy.
Po zgłoszeniu niszczenia bobrowych tam 17 grudnia odbyła się kilkugodzinna wizja lokalna z udziałem społeczników, RDOŚ, ZŚiNPK oraz pracowników resortu klimatu.
„Przeszliśmy się przez miejsca, gdzie prowadzono prace, pokazałem trzy jeszcze istniejące tamy. Dyskutowaliśmy o tym, czy te prace w ogóle powinny się odbyć, o zasadności całego projektu, i czy konieczne są działania odwadniające i nawadniające las” – mówi Jacek Morawski. „Ja nie jestem hydrologiem. Mogę tylko powiedzieć, że bobrów się nie powinno przeganiać z miejsc bytowania w tym cennym lesie i niszczyć im domów, zwłaszcza w okresie zimowym” – dodaje.
Po wizji lokalnej do Młodzaw pojechała również ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska. „Takie błędy nie mogą się powtarzać” – napisała później na Facebooku. Jak relacjonuje, na miejscu już widać efekt zniszczenia tam. „Poniżej ostatniej tamy zamiast głębokiej na ponad 1,5 metra wody mamy płytki ciek na dnie rowu” – pisze ministra. Jak dodaje, poprzedni stan „powinien zostać przywrócony, a jeżeli nie będzie to możliwe, podjęte będą działania naprawcze”.
Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska kontroluje zgody wydane w 2023 roku na dalsze prace w tym lesie.
RDOŚ po zgłoszeniu nieprawidłowości przez Stowarzyszenie Nasz Bóbr nakazał „wstrzymanie prowadzonych prac i poinformowanie dyrekcji o podjętych działaniach”. Raport w tej sprawie jeszcze nie trafił do kieleckiej dyrekcji.
Sprawa trafiła już do Sądu Rejonowego w Pińczowie.
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Komentarze