Prezes NIK Marian Banaś pozbywa się starych pracowników Izby. Tworzy zespół wiernych mu współpracowników, m.in. podwładnych jeszcze z ministerstwa finansów oraz policjantów, którzy odeszli ze służby za rządów PiS. Społecznym doradcą prezesa został jego syn - Jakub
Wybrany w ubiegłym roku na prezesa NIK Marian Banaś prowadzi w Izbie kadrową rewolucję. Według jego zwolenników - robi porządek i obcina przywileje starej, leniwej kadry. Według przeciwników rujnuje instytucję i wprowadza ludzi bez kwalifikacji, których podstawową cechą jest wierność prezesowi.
Przeciwnicy są przekonani, że Banaś szykuje wierną mu grupę, by udowodnić niezależność od PiS i tym samym zrewanżować się za to, jak potraktowano go w ubiegłym roku, po ujawnieniu przez dziennikarzy Superwizjera TVN, że w należącej do niego kamienicy w Krakowie ludzie związani z tamtejszym półświatkiem prowadzili hotel z pokojami na godziny, a w jego oświadczeniach majątkowych nie wszystko się zgadzało.
PiS chciał wówczas odejścia Banasia z NIK. Od tego czasu Izba przeprowadziła kilka kontroli niewygodnych dla obecnie rządzących, co w tym obozie odebrano jako próbę rewanżu.
„To nie jest będzie żadna zemsta na PiS, tylko realne, wnikliwe i rzetelne kontrole” - przekonują zwolennicy prezesa NIK. Ich zdaniem Banaś to państwowiec, który szanuje publiczne pieniądze i nie zamierza pobłażać nieprawidłowościom niezależnie od tego, kto do nich dopuszcza.
Na początku urzędowania w NIK Marian Banaś nie podejmował raptownych decyzji kadrowych. Przez kilka miesięcy robił przegląd stanowisk oraz związanych z nimi obowiązków i przywilejów.
W ostatnich tygodniach zaczął działać bardziej zdecydowanie. Złożył do marszałek wniosek o odwołanie dyrektora generalnego Izby Andrzeja Stycznia. To człowiek przyjęty do NIK za prezesury Krzysztofa Kwiatkowskiego. Jak ustaliło OKO.press, ostatnio decyzją Banasia został pozbawiony wielu przywilejów. Odebrano mu samochód służbowy, który miał do prywatnej dyspozycji, a także obcięto przeszło 3 tys. zł dodatku z pensji, które otrzymywał za prace przy komisjach oceniających oświadczenia majątkowe.
„Po prostu skończyły się czasy lenistwa, a ten Pan bardzo rzadko bywał w pracy” - tłumaczą zwolennicy Banasia w NIK. Sam Styczeń odmówił nam rozmowy.
Według naszych informacji, samochód stracił też Marek Cur, jeden z radców prezesa.
Przez wiele lat NIK uważana była za jedno z najlepszych i najbardziej stabilnych miejsc pracy w administracji państwowej. Trudno było zostać z niej wyrzuconym czy zdegradowanym, ale też najpierw trudno było w niej dostać pracę. Każdy kontroler musiał przejść rekrutację w czterech etapach - test wiedzy, test językowy, test psychologiczny, a w końcu rozmowę kwalifikacyjną. Teraz, według naszych źródeł, została sama rozmowa, której przebiegu nie sposób zweryfikować.
„To bardziej konkurs piękności niż kompetencji” - mówią byli pracownicy NIK.
Jak ujawniła „Rzeczpospolita”, Banaś wymienił już 13 z 16 dyrektorów departamentów NIK. Dotąd kandydatów na stanowiska dyrektorskie wyłaniano w konkursach, spośród pracowników Izby. Teraz dyrektorami zostają ludzie bez stażu w NIK.
W najbliższym otoczeniu prezesa Banasia w ostatnich miesiącach pojawili się m.in. jego byli współpracownicy z czasów pracy w ministerstwie finansów oraz kilku byłych policjantów, którzy odeszli ze służby w czasie rządów PiS.
Jednym z nowozatrudnionych ex-policjantów jest Janusz Pawelczyk, były komendant policji w Ostrołęce, a później szef pionu bezpieczeństwa w Pekao SA - gdzie doradcą zarządu był wówczas Jakub Banaś, syn Mariana Banasia. Stąd w NIK panuje przekonanie, że Pawelczyk został ściągnięty do pracy w Izbie przez Banasia juniora.
Wśród byłych policjantów są też znający się ze wspólnej służby w policji z Pawelczykiem Dariusz Błachnia, obecnie p.o. dyrektora Biura Organizacyjnego NIK oraz wcześniej nie współpracujący z nimi Piotr Byra, były wicekomendant stołecznej policji, obecnie p.o. dyrektora Biura Gospodarczego Izby.
Obaj odeszli ze służby w policji po wewnętrznych walkach i są bardzo krytyczni wobec działań obecnego Komendanta Głównego Policji Jarosława Szymczyka. Mają wiedzę o różnych mniejszych i większych nieprawidłowościach w swojej dawnej formacji. Chcą udowodnić, że pozbyto się ich nie przez brak kompetencji, ale polityczne gry.
„Tajemnicą poliszynela jest, że są rozżaleni na PiS” - mówią zgodnie nasze źródła.
Błachnia był szefem policyjnych kadr w Radomiu, a potem zastępcą dyrektora kadr w Komendzie Głównej Policji. Pracował m.in. przy zmianach dotyczących naboru. Na tym tle powstał w komendzie konflikt. Błachnia zarzucał komendantowi Szymczykowi, że wprowadza w błąd posłów i ministrów. Odszedł ze służby, ale sprawa skończyła się w sądzie. Teraz sprawy naboru mają zostać skontrolowane przez NIK.
Planów dotyczących kontroli w policji jest z resztą więcej. „Dużo wątpliwości budzą wydatki, jak choćby ostatnio unieważniony przetarg na system Tetra, który policji zaczęła już przeprowadzać „metodą faktów dokonanych”, choć było jasne, że sąd uzna to za działanie bezprawne” - mówi nam nasze źródło.
Grono najbliższych współpracowników Banasia w NIK uzupełnia Piotr Walczak - do niedawna szef Krajowej Administracji Skarbowej (służby stworzonej przez Banasia za czasów jego pracy w ministerstwie finansów), dziś radca prezesa NIK oraz Michał Jędrzejczyk, kiedyś asystent Banasia, obecnie p.o. dyrektora Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Publicznego NIK.
Dziwna i zagadkowa jest rola jaką odgrywa w NIK Jakub Banaś. W ostatnich dniach media, m.in. dziennik.pl i RMF informowały, że często pojawia się on w siedzibie Izby. W dwóch niezależnych źródłach usłyszeliśmy, że chętnie kontaktuje się z mediami i przekonuje o słuszności działań ojca.
Kilka miesięcy temu Banaś junior był razem z ojcem bohaterem doniesień mediów dotyczących krakowskiej kamienicy. Kilka lat temu to on zajmował się kamienicą i zorganizował w niej hotel. Potem - już za rządów PiS - trafił do spółek Skarbu Państwa. Najpierw został prezesem spółki Maskpol należącej do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a potem był pełnomocnikiem zarządu „zrepolonizowanego” Pekao SA. Z tej funkcji został odwołany w grudniu 2019 roku, po burzy wokół ojca. Zniknął wówczas na chwilę ze sceny publicznej.
Ale kilka miesięcy po objęciu przez jego ojca funkcji prezesa NIK, zaczął coraz częściej pojawiać się w Izbie. Miał tam być widziany jeszcze w ubiegłym tygodniu i przedstawiać się jako społeczny doradca szefa NIK, który chce dbać o bezpieczeństwo ojca.
Niedawno Izba podała w internecie informację o powołaniu zespołu takich doradców, ale nie wymieniła jego składu.
Sam Jakub Banaś w rozmowie z OKO.press potwierdził, że jest społecznym doradcą prezesa NIK, ale odmówił podania szczegółów, uzasadniając, że jest osobą prywatną.
„To dziwny i kontrowersyjny człowiek. Bardzo pewny siebie, wręcz bezczelny” - mówią nasi informatorzy i potwierdzają plotki, o tym, że młody Banaś szarogęsi się w izbie i obawiają się jego niekontrolowanych działań.
W Izbie jest jedno mieszkanie do dyspozycji prezesa i właśnie tam miano widywać Banasia juniora spotykającego się z najbardziej zaufanym gronem nowych pracowników nazywanych „policyjnym desantem”.
Otwarte pozostaje pytanie, jaką strategię przyjmie Banaś na 4 kolejne lata swojej prezesury w NIK. Czy jedynie stworzy w Izbie spokojną przystań dla swoich wieloletnich współpracowników i zwolenników, czy też będzie chciał udowodnić, że Izba jest niezależną od PiS instytucją i będzie kontrolować poczynania obozu rządzącego.
Do tej pory najgroźniejsze dla PiS kontrole dotyczyły finansów NBP i TVP oraz ministerstwa zdrowia, o którego zakupach pisały media przez ostatnie tygodnie kampanii.
Szczególnie podejrzanie wyglądają zakupy maseczek od instruktora narciarstwa, znajomego Łukasza Szumowskiego i jego brata oraz zakup respiratorów od firmy E&K. NIK już wcześniej zaczął sprawdzać działalność Agencji Rezerw Materiałowych i to jak była przygotowana na pandemię.
W NBP kontrolerzy sprawdzają wydatki na pensje, o których głośno było, gdy media ujawniły gigantyczne zarobki dwóch asystentek prezesa banku.
Z kolei na potrzebę sprawdzenia, skąd się wziął duży wzrost kosztów produkcji TVP wskazywał m.in. Juliusz Braun, członek Rady Mediów Narodowych. „Należy sprawdzić racjonalność wydatkowania tych środków. Koszt niektórych seriali jest dziś niekiedy dwukrotnie, a nawet trzykrotnie wyższy niż seriali produkowanych 4-5 lat temu. Czy przekłada się to na wzrost widowni lub efekt artystyczny albo edukacyjny? Warto też rzetelnie ocenić racjonalność wszystkich wydatków na zakup praw sportowych” - wyliczał w rozmowie z Wirtualnymi Mediami.
Wygląda na to, że kontrolerzy skorzystali z jego podpowiedzi. Według naszych informacji pracują w Agencji Kreacji Filmu i Serialu i wnikliwie sprawdzają faktury i koszty jakie TVP poniosła na seriale. TVP na ten temat milczy.
Niebezpieczna dla PiS jest zakończona kontrola działalności Beaty Kempy, która jako minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów miała zajmować się pomocą uchodźcom w rejonach konfliktów w Północnej Afryce. Kempa korzystała z silnej pozycji politycznej jako protegowana Zbigniewa Ziobro i swoje decyzje podejmowała arbitralnie, bez konsultacji z MSZ. Osoby uczestniczące w procesie niesienia pomocy nie kryją, że transparentność tego, jak wydawano pieniądze pozostawiała wiele do życzenia.
Jak ustaliło OKO.press, kontrolerzy NIK przygotowali notatkę, w której wskazali na konkretne punkty kontroli działalności Kempy, na które chciał wpływać wiceprezes NIK Tadeusz Dziuba. Onet ujawnił też pismo jednego z dyrektorów departamentu, który miał skarżyć się na naciski. Dziuba miał żądać informowania na bieżąco o ustaleniach kontroli i wywierać presję na kontrolerów. Banaś złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury na swojego zastępcę, zarzucając mu przekroczenie uprawnień.
Wśród pracowników NIK duże wrażenie zrobił ostatni wpis na Twitterze, w którym przekazano podziękowania posłom opozycji Dariuszowi Jońskiemu i Michałowi Szczerbie za informacje, jakie zbierali w sprawie zakupów Ministerstwa Zdrowia podczas pandemii.
Posłowie wykryli, że do Polski nie dotarły zakupione przez resort respiratory i domagają się gruntownego skontrolowania procedur zakupowych. Materiały, które otrzymali z resortu anieśli do NIK. „To dowód na zaufanie jakim cieszy się Izba i broniący jej niezależności Prezes Marian Banaś. Wkrótce Prezes podejmie decyzję o terminie i zakresie kontroli #niezaleznyNIK” - napisano na oficjalnym koncie Izby na Twitterze.
Jak ustaliło OKO.press, Marian Banaś z uwagą podchodzi również do wniosków kierowanych przez polityków opozycji innymi drogami. „Byłem zaskoczony, kiedy odpisał na pierwszego maila. Przesyłam mu kilka sugestii i odpisywał osobiście, że bardzo mi za nie dziękuje” - mówi nam jeden z polityków lewicy.
Opozycja wiąże więc z Banasiem duże nadzieje - licząc na niezależne i gruntowne kontrole instytucji, w których rządzi PiS.
Pracownicy NIK do deklaracji niezależności podchodzą z rezerwą. „Niech pan nie wierzy w hasztag niezależny NIK, bo na pierwszym miejscu jest interes klanu Banasiów i polityczna walka o władze jakiej jeszcze w naszej instytucji nie było” - mówią.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Komentarze