0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Atta KENARE / AFPFoto Atta KENARE / A...

Nagranie viralowo rozeszło się po sieci. Uliczny band gra jeden z powszechnie znanych rockowych standardów zespołu White Stripes. Tłum gapiów przez chwilę słucha w skupieniu, w końcu daje się ponieść pulsującemu riffowi, by w kulminacyjnym momencie szaleńczo machać głowami w rytm muzyki. Długie włosy kobiet unoszą się na wietrze. W dodatku na basie także wymiata dziewczyna, a wszystko dzieje się w Teheranie, stolicy kraju kojarzonego raczej z surowym islamskim prawem i obowiązkowym hidżabem. Zaskakujące?

Nikogo, kto odwiedził Iran po protestach z 2022 roku, gdy ludzie masowo wyszli na ulice, by wyrazić sprzeciw wobec polityki rządu, taki widok jednak nie dziwi. Odrzucenie hidżabu to dziś najczęstszy sposób demonstrowania obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Zachodni komentatorzy z satysfakcją odnotowują, że teherańskie kobiety ignorują przepisy i pokazują coraz więcej włosów. W optyce europejskich i amerykańskich mediów to widoczny znak powolnego rozkładu islamskiego reżimu. Rząd nie panuje nad ulicą, jego archaiczne przepisy nie mają znaczenia. W Iranie takie praktyki powtarzają się cyklicznie: w zależności od koniunktury politycznej społeczeństwo testuje, na ile może sobie pozwolić.

Przeczytaj także:

Dwie sprzeczne rzeczywistości

Irańczycy już dawno nauczyli się balansować między tym, co zakazane, a tym, co dozwolone. Przed laty masowo montowali anteny satelitarne, później powszechnie zaczęli korzystać z VPN-ów, by mieć dostęp do stron zakazanych przez reżim islamistyczny. Państwo w odpowiedzi ustanawia wtedy nowe, coraz surowsze przepisy, które z każdym miesiącem coraz mniej osób traktuje poważnie, aż stają się martwą literą. Ostatnio, w ramach ustępstw, zezwolono kobietom prowadzić skutery. Robiły to oczywiście od lat, tyle że nielegalnie (i bez hidżabu). W Iranie niby wszystko zakazane, a jednak możliwe.

Poza otwartą krytyką władz.

W październiku Iran ustanowił ponury rekord – 258 egzekucji kary śmierci. Według organizacji HRANA od początku roku wykonano wyroki na blisko 1500 osobach. Oficjalnie skazywano głównie za zabójstwa i przestępstwa narkotykowe, choć wśród ofiar znajdują się także opozycjoniści – jak 67-letnia Zahra Szahbaz Tabari, uznana winną za organizowanie antyrządowych demonstracji i rzekome związki z Mudżahedinami Ludowymi.

Inni przeciwnicy reżimu padają ofiarą „samobójstwa”. Jak 27-letni Omid Sarlak, znaleziony z przestrzeloną głową. Dzień po publikacji nagrania, na którym podpala zdjęcie ajatollaha Chameneiego.

Podziemna scena. Czy w Iranie jest miejsce na niezależną kulturę?

Dotarłem do muzyków z viralowego nagrania, ale nie zgodzili się na wywiad. Krótki moment chwały, jaką zapewnił im internet, szybko stał się źródłem kłopotów, bo przecież wzbudził zainteresowanie nie tylko mediów. Jeden z nich napisał na Instagramie, że zawiesza uliczne granie.

W tym samym czasie, 7 listopada, w Teheranie miało miejsce uroczyste odsłonięcie pomnika szacha Szapura I. Klęczący przed jego koniem cesarz Rzymu, Walerian, ma symbolicznie pokazać dominację kulturową starożytnego narodu irańskiego nad Zachodem. Uroczystości towarzyszyły darmowe koncerty pod gołym niebem: orkiestra symfoniczna i pięcioro irańskich gwiazdorów pop. Impreza na ulicy? Pewnie, byle pod kuratelą władzy.

Publiczne występy bez pozwolenia są zakazane, ale wielu artystów to ignoruje. W kontrze do muzyki patriotycznej kwitnie scena podziemna-dekadencka. Jej przykładem jest zespół The Lashes. Grają ostry punk rock, reprezentując wraz z półtora tysiącem followersów na Instagramie prawdziwy, irański underground. Koncertują w małych klubach, prywatnych mieszkaniach i na ulicach, co często kończy się interwencją policji.

O związki muzyki z polityką pytam Arasza, ich lidera. „Punk zawsze był muzyką buntu, ale naszym celem nigdy nie było wywołanie rebelii” – odpisuje. „Prawdziwa zmiana nie nadejdzie dzięki walce czy rzucaniu koktajli Mołotowa, tylko przez edukację, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. To wymaga cierpliwości”.

Nie dla cenzury

Arasz zapewnia, że The Lashes wolą grać na ulicy niż się „sprzedać”, czyli ubiegać się o licencję Ministerstwa Kultury i Przewodnictwa Islamskiego. „Jeśli chcesz grać profesjonalnie, musisz oddawać swoje teksty do cenzury. W naszym przypadku to wykluczone” – dodaje.

Z pewnością cenzura najsilniej dotyka kobiety.

Po rewolucji islamskiej całkowicie zakazano im tworzenia muzyki. Z czasem część przepisów złagodzono, pozwalając im na występy wyłącznie dla żeńskiej publiczności (by „nie prowokować” mężczyzn). Później zgodzono się na śpiewanie przed mieszanym audytorium, ale tylko w chórach i zespołach, co w praktyce daje furtkę do naginania prawa.

Rok temu wokalistka Parasto Ahmadi nagrała koncert na tle malowniczego karawanseraju i opublikowała go w internecie. Występowała z zespołem, ale bez hidżabu, więc po kilku tygodniach została aresztowana. Wypuszczono ją za kaucją jedynie dzięki medialnemu wsparciu.

Aktualna polityka hidżabowa

W listopadzie 2024 roku irański Madżles (irański parlament) przegłosował „ustawę o czystości i hidżabie”, znacząco zaostrzającą obowiązujące ograniczenia dotyczące ubioru i zakrywania włosów przez kobiety. Za złamanie ich po raz pierwszy grozi grzywna w wysokości 5 milionów tomanów (około 175 złotych). Recydywa skutkuje wyższymi karami, włącznie z więzieniem lub odesłaniem do ośrodka psychiatrycznego. Pięć milionów to około jedna czwarta przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Dla porównania kierowca, który przekracza prędkość, zapłaci pół miliona.

W dużych miastach zainstalowano 15 tysięcy kamer drogowych, które rejestrują twarze kierowców i tablice pojazdu. Zakupiona od Chińskiej Republiki Ludowej technologia pozwala automatycznie wysyłać SMS – nie tylko do podejrzewanych o złamanie prawa kobiet, ale też spokrewnionych z nimi mężczyzn: „Szanowny Panie, informujemy, że pańska córka przebywała dziś w centrum Isfahanu i nie przestrzegała zasad obowiązkowego ubioru. Prosimy o podjęcie działań w celu dostosowania się do prawa i poprawienia jej okrycia”.

Państwo zakłada, że mężowie i ojcowie zdyscyplinują żony i córki, zanim wezmą się za to funkcjonariusze. W ten sposób Iran stał się nie tylko teokratyczną, lecz i technokratyczną dyktaturą, która kontroluje obywateli poprzez esemesowe komunikaty w stylu „Mamy cię na oku”.

Sama technologia jest zresztą wadliwa — przeciwny jej stosowaniu jest nawet prezydent Masud Pezeszkian. A wśród najbardziej kontrowersyjnych pomysłów, ostatecznie odrzuconych pod naciskiem bardziej liberalnych deputowanych, było odbieranie prawa jazdy kobietom trzykrotnie przyłapanym w samochodzie bez chusty. Ale przede wszystkim jest zawodna – bywało i tak, że esemesa z pogróżkami za brak chusty otrzymywali długowłosi mężczyźni.

Rząd zamyka również kawiarnie i restauracje, w których klientki uporczywie nie zakrywają włosów. Tabliczki z nakazem zakładania hidżabu są tam powszechne, jak informacje o zakazie palenia w krajach Zachodu. Obostrzeń dużo, ale coraz więcej kobiet nic sobie z tego nie robi, a wiele podobnego mandatu nigdy nie płaciło.

Problemy z egzekwowaniem prawa

W każdym większym irańskim mieście działa urząd ds. Promocji Cnoty i Zapobiegania Złu. I regularnie zwiększa swoje kadry. Teherański oddział ma od przyszłego roku liczyć aż 80 tys. pracowników, w tym wolontariuszki, które stoją przy wejściach do metra i zatrzymują kobiety, jeśli ich hidżab budzi zastrzeżenia.

„I co wtedy?” — pytam Simin, dwudziestopięcioletnią studentkę grafiki. „Nic. Zaczepiali mnie kilka razy, kazali poprawić chustę, którą i tak zaraz zsuwałam z głowy. Nigdy nie zostałam aresztowana ani nie zapłaciłam mandatu, nie spotkało to też żadnej z moich znajomych. Choć oczywiście sama ich obecność jest stresująca”.

Może po prostu miały szczęście. Na pewno zabrakło go Żinie Amini (w zachodnich mediach zwykle określanej jako Mahsa – to jej oficjalne, perskie imie; Żina była jednak Kurdyjką i tak nazywali ją jej znajomi i rodzina) czy Aramicie Gerawant, zmarłej po uderzeniu przez strażnika w metrze. Brutalne interwencje wciąż się zdarzają, choć z władza ostrożnie korzysta z represji z obawy przed obywatelskim sprzeciwem, do którego może dojść zwłaszcza w liberalnych enklawach, takich jak Teheran.

Ryba psuje się od głowy

Bywa jednak, że przepisy ignorują nawet elity polityczne. Ali Szamchani, były sekretarz irańskiej rady bezpieczeństwa narodowego i jeden z bliższych doradców Przywódcy, należy do grupy osób, na które Izrael „polował” podczas 12-dniowej wojny. Przeżył tylko dlatego, że w dniu planowanego nalotu nie było go w domu.

W kwietniu 2024 r. Szamchani wyprawił wesele swojej córce. Impreza w niczym nie przypominała tradycyjnego perskiego ślubu z ciężkimi kolorowymi strojami, ludową muzyką. Było, owszem, na bogato, ale w zachodnim stylu: panna młoda miała odkrytą głowę, ubrana była w białą suknię z głębokim dekoltem.

Nagranie z imprezy wyciekło dopiero ponad rok później, budząc wściekłość Irańczyków. Konserwatyści krytykowali Szachmaniego za zły przykład. Inni – za hipokryzję i przepych, zwłaszcza że coraz więcej osób z trudem wiąże koniec z końcem. „Naprawdę się wkurzyłem” – pisze mi Sohrab z Karadżu. – „Nam zakazują zabaw, nie pozwalają na normalne życie, każą siedzieć cicho, nosić hidżab, pamiętać o męczennikach. A oni co?”.

Powiązana z Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej gazeta Dżawan broniła Szamchaniego, przekonując, że była to prywatna uroczystość i „nie powinno się oceniać czyichś osobistych postaw etycznych i obyczajowych”. Podkreślano też, że podczas wesela nie było alkoholu ani „moralnego zepsucia”.

Dżawad, przyjaciel z Isfahanu, którego zapytałem o skandal ślubny, odpowiedział przysłowiem: „Kiedy coś się psuje, posypujemy to solą. Oj biada, kiedy sól jest zepsuta”.

„Chcemy po prostu żyć”

Za każdym razem, gdy w Iranie dochodzi do protestów o hidżab, media społecznościowe wypełniają się nagraniami emigrantów nawołujących rodaków w kraju do buntu. Niedawno emigracyjna telewizja Iran International opublikowała nagranie: na jednej ze stacji teherańskiego metra dwóch mężczyzn w mundurach wojskowych trzymało flagę przedrewolucyjnego Iranu z lwem. Z głośników leciało przemówienie ostatniego szacha, a oni wzywali do buntu przeciwko islamskiej republice.

Przechodnie zareagowali jednak obojętnie. Jeden młody chłopak podszedł i próbował wyrwać im flagę. Doszło do awantury, a po chwili obaj „żołnierze” zostali zatrzymani przez służby — co się z nimi stało dalej, nie wiadomo. Przeciwnicy reżimu twierdzą, że byli to prawdziwi wojskowi. Zwolennicy systemu, ale też Irańczycy niechętni powrotowi monarchii, uznali całą scenę za prowokację Mossadu.

„Wam w zachodnich demokracjach łatwo głosić radykalne pomysły. Ale my chcemy po prostu żyć” – mówi mi Kaveh, mieszkaniec Teheranu, który kilka razy lądował w więzieniu za udział w demonstracjach. Część Irańczyków, nawet krytycznych wobec państwa, zachowuje sceptycyzm wobec apeli irańskiej diaspory na Zachodzie. Choćby dlatego, że wiedzą jakimi represjami takie bunty się kończą.

Czy hidżab broni praw kobiet?

Trudno o bardziej dobitny przykład rozejścia się oczekiwań między krajami zachodnimi a islamskimi, jak hidżab. Dla zachodniego laika to symbol piekła kobiet, przed którym wolny świat powinien je ratować. Tymczasem w optyce islamu hidżab jest wyzwoleniem: dzięki niemu kobiety przestają być traktowane jak obiekt seksualny, mogą skupić się na nauce (Iranki stanowią ponad 70 proc. studentów kierunków inżynieryjnych) lub pracy (także w sektorze nuklearnym).

Irańska propaganda lubi przypominać, że gdy przed laty szach Reza Szah zakazał noszenia hidżabu, naruszył prawa kobiet wierzących, które właśnie wtedy nie chciały wychodzić z domów.

„Kobiety zostały zdegenerowane w świecie i kulturze zachodniej. […] Uważa się [tam], że kobieta jest bezwartościowa bez makijażu. To największa zniewaga wobec kobiet. My posiadamy własne, mocne argumenty w kwestii praw kobiet” – to cytat z jednego z wykładów dzisiejszego przywódcy Alego Chameneiego.

Z europejskiej perspektywy jego „troska” o prawa kobiet budzi zażenowanie, ale ajatollah wcale nie żartuje. W opinii rządzących mułłów to właśnie Iran dba naprawdę o prawa kobiet. I tylko interpretuje je inaczej. Co z tego, że pozbawia je prawa wyboru w kwestii tego, co chcą nosić na głowie?

Rewolucja islamska – zwrot modernistyczny, choć konserwatywny

W środowiskach emigracyjnych wciąż pokutuje też przekonanie, że rewolucja 1979 r. była wymierzona w modernizację kraju. Tyle że większość Irańczyków protestowała wtedy przeciwko dyktatorskiej władzy szacha i ogromnym nierównościom społecznym, do jakich ona doprowadziła. Była rewoltą na wskroś modernistyczną – skierowaną przeciwko jednej tylko wersji nowoczesności, którą pisarz Dżalal Al-e Ahmad określał mianem Qarbzadegi (porażenie/zatrucie Zachodem) a nie powrotem do przeszłości.

W rewolucji tej, oprócz konserwatywnego duchowieństwa, brały też udział kobiety, nacjonaliści oraz wykształceni w Paryżu lewicowi intelektualiści czytający Camusa i Sartre’a, i dokonujący zaskakującej syntezy marksizmu z islamizmem, która na nowo zdefiniowała rolę „szyickiej kobiety” w służbie rewolucji.

Dziś społeczeństwo irańskie znacząco różni się od tego, jakie wymarzyli sobie ojcowie rewolucji, a z pewnością jest coraz mniej religijne – to choćby efekt powszechnie dostępnych mediów społecznościowych, przybliżających młodym Irańczykom społeczeństwa zachodnie i odsuwających ich od meczetu. Nakaz hidżabu jest dla nich farsą. Irańscy oficjele mogliby już dawno go znieść, ale wbrew woli społeczeństwa, chcą utrzymywać fasadę powszechnej religijności Irańczyków. By kraj dalej mógł się nazywać Republiką Islamską.

Nikt nie chce jednak dziś wracać do czasów sprzed 1979 roku. Młodzi patrzą wprzód. Statystyczny Irańczyk ma dziś 32 lata, więc o reżimie szacha i rewolucji islamskiej wie mniej więcej tyle, co przedstawiciel generacji Z w Polsce o komunizmie. Dla niego to zbiór mitów, które zna z opowieści rodziców i propagandowych przekazów.

Za starymi czasami najbardziej tęskni emigracja i jej media, na przykład internetowa telewizja Manoto, przekonująca młodych Irańczyków, że „najlepiej nam było za szacha”.

Sondaże i statystyki

Ilu zatem Irańczyków faktycznie popiera islamską republikę? Zachodnie media sugerują czasami, że system jest już na krawędzi rozpadu. Często cytowane są wyniki sondaży pracowni Gamaan. Ostatnie przeprowadziła ona po zakończeniu 12-dniowej wojny z Izraelem.

Mówią one, że ponad 40 proc. Irańczyków obwinia za jej wybuch własny rząd a niechęć do niego przeważa nad wrogim stosunkiem do Izraela. Sondaż przeprowadzono drogą internetową, wśród użytkowników popularnego w Iranie VPN Psiphon (chroniącego prywatność, dzięki wirtualnej zmianie lokalizacji logowania). Wzięło w nim udział ponad 30 tys. osób.

Ośrodek Gamaan podkreśla, że tradycyjne sondaże, zwłaszcza te kontrolowane przez rząd, mogą ukrywać głosy przeciwników Islamskiej Republiki, obawiających się konsekwencji. W 2019 r., w czasie najbardziej intensywnych protestów od czasu rewolucji islamskiej, Gamman objął badaniem 200 tys. Irańczyków (również przez internet), wykazując, że 79 proc. społeczeństwa sprzeciwia się systemowi, a 68 proc. nie zamierza głosować w kolejnych wyborach, nie widząc możliwości reform.

Rok później Gamaan przeprowadził kolejny sondaż na 50 tys. osób: prawie 8 proc. deklarowało wyznanie zaratusztrian, ponad 9 proc. ateizm, a 22 proc. nie przyznało się do żadnej religii. W większościowo szyickim kraju tylko 32 proc. respondentów uznało się za szyitów.

Wyniki te nie mają prawa być miarodajne. Sondaże przeprowadzane są przez Internet, z pomocą VPN, a więc technologii, do której wielu Irańczyków, zwłaszcza starszych i konserwatywnych, nie ma dostępu. W badaniach bierze też udział sporo respondentów mieszkających poza krajem (w najsłynniejszym sondażu z 2019 r. ich odsetek sięgał 10 proc.).

Dziś trudno w Iranie o wiarygodne badania socjologiczne.

Wybory prezydenckie i nadzieja na zmiany

Być może najbardziej wiarygodnym, choć też mającym swoje ograniczenia badaniem opinii mogą być wybory prezydenckie.

Niegdyś Irańczycy chodzili na nie tłumnie, ale po sfałszowanych wyborach 2009 r. wielu zaczęło je bojkotować, straciwszy nadzieję na możliwość reform. Ostatnie odbyły się w 2024 r., po śmierci Ebrahima Raisiego w wypadku helikoptera. Jak zwykle Rada Strażników Rewolucji nie dopuściła do startu większości kandydatów, którzy domagali się zbyt śmiałych zmian w państwie.

Wobec tego w pierwszej turze frekwencja nie osiągnęła nawet 40 proc. z ponad 60 mln wyborców. Ostatecznie jednak, w drugiej turze urosła do prawie 50 proc. i wygrał je umiarkowany reformista Masud Pezeszkian, zwolennik „dobrowolnego hidżabu” i poluzowania stosunków z Zachodem.

Zdobył ponad 16 mln głosów, być może od ludzi, którzy jeszcze wierzą w reformę państwa, a może część Irańczyków uznała go za „mniejsze zło”, skoro jego oponentem był twardy zwolennik Islamskiej Republiki, konserwatywny nacjonalista Sajed Dżalili (ten otrzymał 13,5 mln głosów).

Co to wszystko oznacza?

Że przynajmniej jedna czwarta wyborców popiera reżim bezwarunkowo. To szeroka grupa ludzi, która z funkcjonowania systemu czerpie korzyści – prestiżowe i materialne. Niektórzy mogą wręcz uważa, że ich rząd jest za mało islamski, a zbyt mało stanowczy wobec zachodu.

To wciąż wystarczający fundament by irańska władza utrzymała się na powierzchni. Zwłaszcza w teokratycznym ustroju Welajat-e Faqih (władza najwyższego rangą duhownego w oczekiwaniu na powrót 12. imama), gdzie nawet najbardziej liberalny prezydent kraju niewiele może zrobić. Każda ważniejsza decyzja Madżlesu (parlamentu) musi zostać zatwierdzona przez przywódcę – rahbara (ajatollaha Chameneiego, Najwyższego Przywódcę Republiki Islamskiej) i jego Radę Strażników Konstytucji Islamskiej Republiki.

Dla wielu osób suwerenność i bezpieczeństwo kraju są dziś ważniejsze od praw kobiet. Z tego względu są w stanie nadal akceptować dyktatorską władzę. Irański reżim wykazuje zdolności adaptacyjne nawet w warunkach coraz bardziej laicyzującego się społeczeństwa. Wystarczy, by islam pozostał fundamentem, ale najważniejszym spoiwem pozostał stary, dobry nacjonalizm, coraz liczniejsze odwołania do starożytnej historii i sny o dawnej potędze perskiego imperium.

Problem na problemie

Jaka będzie przyszłość Iranu? Rządy Pezaszkiana nie sprawiły, że Irańczykom żyje się lepiej. Niedawna wojna z Izraelem ujawniła słabość państwa w zakresie reagowania kryzysowego, za to wzmocniła nastroje nacjonalistyczne.

Do tego co dziesiąty mieszkaniec kraju nie ma pracy, sfrustrowanych jest wielu więcej. Sytuacja ekonomiczna się nie poprawia, inflacja przekracza 45 proc., w skrajnym ubóstwie żyje 24 mln ludzi, bezprecedensowa susza sprawiła, że bankrutuje system energetyczny i wodociągowy.

W ostatnim czasie prezydent ostrzegł, że jeśli sytuacja się nie poprawi, konieczna może stać się ewakuacja stolicy. Jeśli władzy nie zrzuci z tronu demografia, zrobią to zmiany klimatyczne.

Bunt kobiet przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu jest z pewnością aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale nie oznacza od razu rewolucji przeciw władzy, jak chciałyby go widzieć środowiska emigracyjne na Zachodzie. Co najwyżej pokazuje zmiany w nowym pokoleniu Irańczyków, co najlepiej widać to w liberalnym, północnym Teheranie. Tam gdzie najszybciej zachodzi proces sekularyzacji. Z punktu widzenia współczesnego Irańczyka hidżab jest też coraz częściej zasłoną, którą próbuje się przykryć problemy kraju i społeczeństwa.

;
Maciej Augustyn

Kulturoznawca i student iranistyki. Miłośnik autostopu i wszystkiego co na wschód od Polski. Wolontariusz i powsinoga z potrzeby serca.

Komentarze