0:000:00

0:00

„To, że nasze komary zaczęły zarażać, to jawny dowód na to, że klimat w naszym rejonie staje się coraz cieplejszy” - mówiła „Wyborczej” prof. Elżbieta Gołąb z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego w 2012 roku.

Nie jest do końca jasne, jak nicień Dirofilaria repens trafił do Polski. Mogło być tak, że w swoich organizmach przywiozły go psy, które ich opiekunowie zabrali na wakacje do takich krajów, jak Grecja, Hiszpania czy Włochy.

Jednak kluczowa dla rozprzestrzeniania się choroby jest temperatura powietrza. Dobrze to widać na mapach pokazujących ekspansję dirofilariozy na Ukrainie. W 1997 roku, kiedy wykryto pierwsze przypadki, w skali kraju było ich tylko kilka. Ale już w 2012 zachorowań było kilkaset. Najwięcej we wschodniej części kraju, gdzie średnie temperatury w lipcu wynosiły od 22 na południowym wschodzie do 19 st. C na północnym wschodzie.

Globalne ocieplenie to nie tylko zmiany temperatur i gwałtowne zjawiska atmosferyczne. To również zagrożenie dla zdrowia. Ta prawda wolno przebija się do świadomości Polaków. Dlatego OKO.press publikuje cykl artykułów o wpływie zmian klimatycznych na zdrowie Polaków. Bezpośrednią inspiracją był dla nas raport opublikowany przez Koalicję Klimatyczną i HEAL Polska – „Wpływ zmiany klimatu na zdrowie”.

Źródło: "Human dirofilariasis due to Dirofilaria repens in Ukraine, an emergent zoonosis: epidemiological report of 1465 cases", Rusłan Sałamatin i inni, Acta Parasitologica, 58(4)/2013

„Komar żyje około miesiąca. Mikrofilaria, która w nim się rozwija, potrzebuje ok. 3-4 tygodni, by zdążyć przeobrazić się w formę inwazyjną, czyli zdolną do zarażania psów, kotów i ludzi, zanim owad naturalnie umrze” - mówi OKO.press dr Rusłan Sałamatin z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. „Dlatego gorące i upalne lata – również takie, z jakimi mamy do czynienia w ostatnich latach w Polsce – i których występowanie wiąże się ze zmianą klimatyczną – sprzyjają rozprzestrzenianiu się dirofilariozy. Bo wyższe temperatury oznaczają więcej larw, które mogą zarażać” - dodaje naukowiec.

W Polsce od 2007 roku odnotowano kilkadziesiąt przypadków zarażeń Dirofilaria repens u ludzi. Czy w takim razie grozi nam epidemia dirofilariozy? Nie, na to jest jeszcze w Polsce za zimno. Ale pojawienie się tych nicieni to sygnał, że – jak mówiła prof. Gołąb „Wyborczej” - „w nasze strefy klimatyczne zaczynają wkraczać pasożyty typowe dla rejonów ciepłych”.

Robak w oku

Dorosły osobnik Dirofilaria repens przypomina białą nitkę – ma jakiś milimetr szerokości, ale może mieć nawet 15 cm długości. Przemieszcza się pod skórą, gdzie zagnieżdża się w różnych miejscach ciała. Powstają tam bolesne guzki mające od 0,5 do 2,5 cm średnicy, wokół których mogą tworzyć się stany zapalne. Jeśli nicień jest np. na nodze, to ludzie często w ogóle go nie zauważają. Zgrubienia skórne uwagę przykuwają wtedy, gdy pojawiają się na twarzy, w pobliżu oczu, czy na piersiach. W tym ostatnim przypadku często pojawia się podejrzenie, że może to być guz nowotworowy (u kobiet).

„Pół biedy, gdy pasożyt zagnieździ się na kończynie, bo jest w zasadzie niegroźny dla naszego organizmu. Ale znane są przypadki – również z Polski – wejścia nicienia pod powiekę, a nawet spojówkę oka. Wtedy istnieje ryzyko trwałego uszkodzenia narządu wzroku” - mówi dr Sałamatin.

Z Polski znany jest również przypadek zagnieżdżenia się nicienia w mosznie. Z Ukrainy – w powrózkach nasiennych u nastolatka. W obydwu sytuacjach obecność pasożyta wiązała się z bardzo silnym bólem. Autorzy cytowanego wyżej artykułu „„Dirofilarioza – Dirofilaria repens...” podają też również, że zdarzały się przypadki ulokowanie się nicienia „w głębiej położonych tkankach piersi kobiet, w płucach, jamie brzusznej, w narządach rozrodczych”.

Niebezpieczna jest również inna forma dirofilariozy – płucna - której przyczyną jest Dirofilaria immitis. Jego ofiarą padają już psy – zagnieżdża się w ich sercach. Jednak u ludzi robak lokuje się w płucach. Ten gatunek również jest obecny w Polsce, choć brak wiadomości o zarażeniach ludzi. „Doniesienia o płucnej dirofilariozie u ludzi pochodzą z Japonii, Australii, z południowo-wschodnich terenów Stanów Zjednoczonych Ameryki i, choć rzadko, także z krajów południowej Europy, jak Włochy, Grecja i Hiszpania” - piszą naukowcy w cytowanym wcześniej artykule.

Nie istnieje farmakologiczne leczenie dirofilariozy. Pasożyta usuwa się chirurgicznie.

Przeczytaj także:

Dirofilaria repens jest przede wszystkim pasożytem psów i kotów. Człowiek jest jego przypadkowym nosicielem. (Dirofilarioza – Dirofilaria repens - po raz pierwszy opisana u polskich pacjentów, „Przegląd Epidemiologiczny", nr 62/2008).

Do zarażenia potrzebne są komary z rodzajów Culex, Anopheles, bądź Aedes, które również występują w Polsce. Żerując na zarażonych zwierzętach, wraz z ich krwią zasysają tzw. mikrofilarie, czyli larwy Dirofilarii. Wewnątrz ich organizmów larwy przechodzą kolejne fazy rozwojowe, aż osiągają formę inwazyjną.

Następnie, podczas kolejnych żerowań komara, mikrofilarie przedostają się do organizmów psów, kotów i ludzi. Tam przeobrażają się w dorosłe osobniki, które są zdolne do rozrodu, w wyniku którego powstają kolejne mikrofilarie. I cały cykl się powtarza – ilustruje to poniższy

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze