0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Protesty rolników z 2024 roku rozlały się po całej Unii Europejskiej. Przyczyniły się zarówno do dużych zmian w europarlamencie, który skręcił w prawą stronę, jak i osłabienia proponowanych zmian w polityce rolnej. Choć od tego czasu mija rok, a protesty ucichły, nie oznacza to, że problemy rolników zostały rozwiązane. Jest wręcz przeciwnie – ich sytuacja wciąż jest bardzo zła, a zagrożenia zdają się piętrzyć.

By lepiej zrozumieć ich sytuację, obawy, problemy i nadzieje, pracownia More in Common Polska postanowiła wsłuchać się w głos samych zainteresowanych. Wnioski z rozmów z ponad 600 rolnikami zebrano w raporcie „Dumni i niewysłuchani”.

OKO.press ujawnia je jako pierwsze.

Polski rolnik jest zmęczony

Choć problemy rolników różnią się w zależności od wielkości gospodarstwa, rodzaju upraw czy sposobu prowadzenia działalności, zauważalna jest pewna „wspólnota doświadczeń”. I tak rolnicy czują się dumni (57 proc. wskazań) ze swojej pracy i cenią niezależność (57 proc.), którą daje im praca na roli.

W badaniu zapytano rolników m.in. o uczucia związane z przyszłością ich gospodarstwa

„Lubię swoją pracę, inaczej bym tego nie robił. Nie ma takiej monotonii. Dużo różnych dziedzin się mieści w rolnictwie. Jakieś środki, maszynami się operuje, trzeba być ekonomistą, a czasami księgowym” – mówi 28-letni Marcin, który prowadzi ekologiczne gospodarstwo roślinne.

Jednocześnie aż 70 proc. rolników przyznaje, że czuje się zmęczona, a 62 proc. – pozostawiona sama sobie. Tylko mniej niż jedna trzecia rolników uważa, że jest wysłuchana i doceniana. Większość z nich nie ma też poczucia, że jest szanowana przez społeczeństwo, co może rodzić frustrację i gniew.

Drożej i niepewnie

Na to wszystko nakładają się coraz większe wyzwania. W otwartym pytaniu o najważniejsze problemy gospodarstw rolnicy wskazali na kilka głównych trudności. Po pierwsze są to niskie ceny płacone przez dystrybutorów i supermarkety (18 proc.), których przyczyną mogą być nieuczciwe praktyki handlowe, zmuszające rolników do sprzedaży produktów poniżej kosztów produkcji. Kolejnym ważnym wyzwaniem jest wzrost kosztów produkcji (16 proc.) w tym cen nawozów, paliwa i pasz, a także spadek lub stagnacja dochodów (13 proc.).

Przeczytaj także:

„Mam wrażenie, że dobry okres w rolnictwie mamy za sobą. Teraz trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby wyjść na swoje. Jest ciężko i raczej nie będzie łatwo” – ocenia 63-letni Roman, który prowadzi konwencjonalne gospodarstwo zwierzęce.

„Jeżeli rolnik musi sprzedać towar poniżej kosztów, to automatycznie nie kupi innych produktów. To całkowicie zdestabilizowało cały rynek” – dodaje 39-letni rolnik zajmujący się uprawą roślin.

Do tego dochodzi presja wynikająca z regulacji unijnych i międzynarodowej konkurencji, w tym importu taniej żywności niespełniającej unijnych norm. „Jadę siać nawóz, muszę zapisać, które pole było obsiane, jaka dawka, który dzień. Wszystkie zabiegi agrotechniczne czy orka muszą być zapisane w systemie” – narzeka na nadmiar biurokracji 51-letni Kazimierz, właściciel gospodarstwa roślinnego.

„Odczuwamy oddech chociażby Ukrainy, która dysponuje dużo lepszymi zasobami ziemi, dużo wyższej jakości, która przekłada się na to, że nie trzeba tam stosować aż takiej ilości nawozów, tamtejsze ziemie są dużo bardziej urodzajne” – ocenia 63-letni Roman.

Klimat to też problem

Co ważne, na trzecim miejscu wśród trudności wymienianych przez samych rolników znalazły się konsekwencje zmiany klimatu i niepożądane zjawiska przyrodnicze. Czyli m.in. susza, przymrozki, fale upałów, powodzie i zmiana okresu wegetacyjnego.

Na podstawie zebranych danych More in Common oceniło, że w ubiegłym roku tylko 19 proc. rolników nie poniosło strat. Resztę podzielono na dwie grupy. Pierwszą stanowią ci, którzy zanotowali straty spowodowane czynnikami ekonomicznymi, takimi jak wzrost kosztów energii, nawozów i paliw oraz spadek cen produktów rolnych. Powody te wskazało odpowiednio 41 i 35 proc. ankietowanych.

Drugą grupę stanowią straty związane właśnie z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, do których przyczynił się m.in. kryzys klimatyczny i środowiskowy.

„Susza przyniosła straty ponad jednej trzeciej polskich gospodarstw (38 proc.), powódź dotknęła 16 proc. gospodarstw, a inne niepożądane zjawiska pogodowe, takie jak burze, gradobicia czy przymrozki, spowodowały straty w 10 proc. gospodarstw. Dodatkowo, 5 proc. gospodarstw ucierpiało z powodu zakaźnych chorób zwierząt” – wylicza pracownia badawcza.

Rolnik obwinia polityka

Zapytani o winnych problemów, z którymi boryka się polskie rolnictwo, respondenci spontanicznie, niemal jednogłośnie, wskazują na polityków. Przede wszystkim obwiniają o to władze krajowe – rząd, ministerstwo rolnictwa i premiera wskazuje 41 proc. rolników. Na drugim miejscu jest zaś Unia Europejska, którą wskazało jednak o wiele mniej, bo 17 proc. osób. Warto zauważyć, że 3 proc. rolników nie obwinia żadnej osoby ani instytucji. Za źródło swoich problemów uznaje zmianę klimatu.

„Niezależnie od wielkości, typu gospodarstwa czy obszaru działalności, rolnicy są zgodni: ich głos nie jest brany pod uwagę przez władze przy podejmowaniu decyzji dotyczących rolnictwa. Uważa tak dwie trzecie polskich rolników i rolniczek” – czytamy w raporcie.

„Dla mnie ci ludzie, co tam są, powinni wszyscy wylecieć. W Ministerstwie Rolnictwa powinien pracować człowiek, który się na tym zna. Tam pracują ludzie bez wiedzy rolniczej” – oburza się 30-letnia Anna, która prowadzi hodowlę zwierząt.

„To jest próba narzucenia gospodarowania rolnikowi, który zna się lepiej na tym, co robi, przez ludzi z Unii. Mam wrażenie, że to są ludzie, którzy tak naprawdę patrzą na cyfry, na koszty i próbują zrobić coś, co będzie korzystne dla nich, ale nie dla nas, rolników” – uważa Roman.

„Nie podoba się nam, rolnikom, że gdy Donald Tusk został premierem, kiedy rolnicy protestowali, to zostali potraktowani jak powietrze. Nie było dialogu, nie było rozmów w ogóle” – tłumaczy 44-letni Michał utrzymujący się z uprawy roślin. „Nie chcemy nie wiadomo ile, ale chcemy być godnie traktowani ze względu na swoją pracę” – dodaje.

Rolnicy bez sprzymierzeńca?

Jeden z najbardziej niepokojących wniosków z badania jest taki, że rolnicy nie widzą na polskiej scenie żadnego swojego sprzymierzeńca.

„Czują się zdani tylko na siebie. Znaczna część z nich nie ma już zaufania do władz, być może dlatego, że już zbyt wiele razy zostali zawiedzeni. Wszystko to prowadzi do poczucia zmęczenia, frustracji, a często także problemów ze zdrowiem” – stwierdzono w raporcie.

Wielu rolników czuje się przepracowanych, przytłoczonych pracą. Jednocześnie nie mają wrażenia, by społeczeństwo doceniało ich wysiłek i szanowało ich pracę. Twierdzą, że choć w wyobrażeniu społeczeństwa „żyją z dotacji”, to w rzeczywistości wielu z nich ma poważne trudności finansowe, a dotacje są trudne do zdobycia z powodu nadmiernej biurokracji. A jeżeli uda się je zdobyć, to często nawet nie wystarczają, by pokryć straty.

Pracownia More in Common podkreśla przy tym, że obietnice o ograniczeniu zielonej transformacji nie odpowiadają na główne problemy. Wyzwania, które wymagają pilnej interwencji władz, to zdaniem samych zainteresowanych przede wszystkim nieuczciwe praktyki handlowe (zmuszające do sprzedaży produktów poniżej kosztów produkcji), wzrost kosztów produkcji, a także susza i inne problemy wynikające z kryzysu klimatycznego i środowiskowego.

Protestów będzie więcej

Wniosek autorów raportu? Należy się spodziewać, że rolnicy wyjdą na ulice jeszcze wiele razy.

„Rolnicy w Polsce odczuwają rosnącą frustrację, ponieważ czują się osamotnieni w walce z kryzysem ekonomicznym, nieuczciwymi praktykami handlowymi i skutkami zmiany klimatu. Czują, że ich interesy nie są skutecznie bronione ani przez rząd, ani Unię Europejską, media czy polityków. Wielokrotnie zawiedzeni, tracą zaufanie do instytucji i mają poczucie, że mogą liczyć tylko na siebie. Tymczasem sytuacja rolnictwa to problem, który dotyczy nas wszystkich. Od niego zależy bezpieczeństwo żywnościowe kraju” – mówi w rozmowie z OKO.press Maria Wittels, badaczka More in Common Polska i autorka raportu.

Czy polski rolnik chce być w UE?

Rolnicy mocno krytykują Unię za reakcję na ubiegłoroczne protesty, a ich poziom niezadowolenia jest podobny do tego, jaki odczuwają względem władz krajowych czy samorządowych.

Mimo to stosunek do samej obecności Polski we wspólnocie jest już mieszany. 38 proc. uważa, że jest to korzystne dla polskiego rolnictwa. 36 proc., że nie. UE najwięcej sprzymierzeńców ma wśród właścicieli gospodarstw o średniej i mniejszej wielkości, a najmniej u tych, którzy zarządzają dużymi gospodarstwami (powyżej 50 ha).

Co ciekawe, 47 proc. właścicieli gospodarstw ekologicznych dostrzega korzyści z bycia w UE, a 20 proc. ocenia to negatywnie. W przypadku gospodarstw konwencjonalnych odsetki te są wręcz odwrotne – 33 proc. osób z tej grupy widzi głównie korzyści, a 40 proc. głównie wady z obecności Polski we wspólnocie.

Rolnicy podkreślają, że na początku członkostwa w Unii dostrzegali większe korzyści, które pozwoliły na modernizację wsi, jednak obecnie odczuwają coraz więcej obciążeń.

Transformacja? Konieczność, ale…

Polski rolnik ma również mieszane uczucia względem transformacji sektora rolnego, którą wymusza dostosowanie do zmiany klimatu i kryzysu środowiskowego. Mimo to największy odsetek badanych – 40 proc. – widzi w transformacji konieczność, którą należy się zająć. Tu również rolnicy ekologiczni są po przeciwnej stronie niż rolnicy konwencjonalni. Większość tych pierwszych postrzega transformację jako szansę. Znacząca część tych drugich – jako zagrożenie.

„Transformacja jest szansą dla takich małych gospodarzy. Gdyby małe gospodarstwa miały zapewniony odbiór produktów ekologicznych w takiej cenie, żeby im się opłaciło produkować. Tylko żeby ktoś to docenił. Odbiór właśnie tu, na rynku lokalnym, blisko. Bo ekologiczne to nie są te zakonserwowane, nie są te piękne i błyszczące...” – mówi 44-letni Michał.

Inaczej widzi to 57-letni Piotr, który również prowadzi gospodarstwo roślinne. „Transformacja jest zagrożeniem akurat dla nas, rolników, bo to jeszcze będzie wymagało jakichś większych nakładów, więcej pracy, a nie dostaniemy z tego pieniędzy. Oprysk na hektar trwa pół godziny, a mechaniczne zwalczanie chwastów będzie trwało 4 godziny” – uważa.

Pracownia zauważa przy tym, że na podstawy rolników wpływa nie tylko wielkość czy gospodarstwa, lecz również wykształcenie. „Wpływ wykształcenia rolniczego jest także widoczny – osoby z wykształceniem wyższym rolniczym rzadziej postrzegają transformację jako zagrożenie (19 proc.), częściej natomiast obawiają się jej osoby bez wykształcenia rolniczego (35 proc.)” – odnotowuje More in Common.

Rolnik nie wierzy, że przetrwa

Autorzy raportu zauważają, że skutkiem ubiegłorocznych protestów było spowolnienie tempa transformacji sektora rolniczego i osłabienie woli politycznej w tym zakresie.

„Tymczasem bez skutecznej ochrony klimatu polskie gospodarstwa nie mają szans poradzić sobie z rosnącymi problemami spowodowanymi m.in ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Aby zwiększyć odporność rolnictwa na zmianę klimatu i problemy wynikające z degradacji środowiska, musi ono zmienić model zarządzania na bardziej zrównoważony” – tłumaczy w opracowaniu jego autorka, Maria Wittels.

Według niej odpowiedzią decydentów na protesty powinno być więc przede wszystkim zrozumienie sytuacji rolników i wyzwań, z jakimi się mierzą.

„Bez tego transformacja rolnictwa nie ma szans powodzenia. Jeśli sami rolnicy nie zostaną w nią zaangażowani, ich gospodarstwa nie staną się bardziej zrównoważone. Rolnicy muszą być traktowani jako podmiot, a nie przedmiot zmian” – komentuje ekspertka.

To naprawdę ważne, bo zła sytuacja rolnictwa może długoterminowo zagrażać bezpieczeństwu żywnościowemu Polski. Jak wynika z badania, jedynie 42 proc. rolników uważa, że ich gospodarstwo będzie działać za 10 lat. 27 proc. uważa, że nie (reszta nie wie).

Zapytano również o to, czy rolnicy utrzymają swoje gospodarstwa przez dekadę

Zamknięcia działalności obawiają się przede wszystkim mniejsze gospodarstwa – tylko 29 proc. z nich wierzy, że będzie działać za dekadę. Przedstawiciele małych gospodarstw wiążą też największe nadzieje z tym, że ich potomstwo przejmie od nich pałeczkę.

„Szczerze powiedziawszy nie myślę o przyszłości. Swojemu potomstwu uświadamiam, by na rolnictwo nie liczyli i żyli własnym życiem” – przyznaje 43-letni Grzegorz zajmujący się hodowlą zwierząt.

Ekologiczny optymista

Najbardziej pozytywnie nastawieni wobec jutra są właściciele dużych gospodarstw, ale także rolnicy ekologiczni. W to, że będą działać za dekadę, wierzy 66 proc. przedstawicieli gospodarstw ekologicznych, ale zaledwie 32 proc. gospodarstw konwencjonalnych.

„Optymizm, zwłaszcza wśród właścicieli gospodarstw ekologicznych, przekłada się na przekonanie, że praca rolnika może być dobrą przyszłością dla kolejnych pokoleń. Aż 71 proc. rolników ekologicznych zadeklarowało, że gdyby ich dziecko lub inny młody członek rodziny chciał zostać rolnikiem, zachęcaliby go do tego. Wśród rolników konwencjonalnych ten odsetek jest znacznie niższy – wynosi jedynie 45 proc.” – wylicza More in Common.

I podsumowuje, że przejście na rolnictwo ekologiczne może być opłacalną ścieżką dla rolników szukających stabilniejszej przyszłości. „Rolnicy ekologiczni wydają się bardziej zadowoleni ze swojej pracy, spokojniejsi o przyszłość. Z większym optymizmem patrzą na kolejne lata” – napisano w raporcie „Dumni i niewysłuchani”.

Badanie podzielono na dwie części. W pierwszej (październik-grudzień 2024) przeprowadzono rozmowy telefoniczne i na żywo z grupą 600 rolników, których odpowiedzi uwzględniono w ankiecie. W drugiej (luty 2025) przeprowadzono 12 wywiadów pogłębionych z właścicielami różnego rodzaju gospodarstw.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”

Komentarze