0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Wyborcza.plFot. Arkadiusz Stank...

Rząd z wewnętrznych motywacji politycznych naraził na szwank nasze stosunki z Ukrainą. Wprowadził jednostronne, niezgodne z unijnym prawem ograniczenia importu tamtejszych produktów rolnych. Jak rolnicy zareagowali deklarację Jarosław Kaczyński z 15 kwietnia?

"W sobotę wśród rolników było zadowolenie i euforia" - mówi nam prezes zarządu Pomorskiej Izby Rolniczej Wiesław Burzyński. - "Ale następne informacje, a szczególnie ta o porozumieniu o tranzycie, są już dla nas niepokojące. Jeżeli miałyby to być transporty na naszą południową lub zachodnią granicę, to nie ma problemu. Ale jeśli ma to być transportowane do naszych portów, to mamy problem. Dziś mamy pełne magazyny nie tylko swojego zboża, ale też zboża ukraińskiego. Tymczasem nasze porty nie są tak wydajne”.

Wieczorem 18 kwietnia doszło do porozumienia między Polską i Ukrainą w sprawie tranzytu ukraińskich produktów rolnych przez Polskę, w tym pszenicy.

Minister: porty podołają. Rolnicy: nieprawda

„Zdolności polskich portów są wystarczające, by rozładować zboże przywożone z Ukrainy” – mówił w Polskim Radiu 24 19 kwietnia rano minister infrastruktury Marek Gróbarczyk.

„Nieprawda” – mówi stanowczo Wiesław Burzyński – „Znam możliwości przeładunkowe naszych portów trójmiejskich. Wiem, że nasze porty są w stanie wyeksportować dodatkowo najwyżej około miliona ton pszenicy w tym roku. Nic więcej.

Polska eksportuje 5-7 mln ton pszenicy w ciągu roku, można to ewentualnie zwiększyć o milion ton, nie więcej. Takie informacje otrzymałem od administratorów portów w Gdańsku i Gdyni.

Burzyński mówi nam, że od trzech lat przekonuje różne ministerstwa, o stworzenie dodatkowych możliwości przeładunkowych na polskim nabrzeżu.

„Są takie możliwości, jest Port Północny w Gdańsku, który ma dodatkowe możliwości. Ale nic się przez te lata nie wydarzyło. Dlatego obawiamy się, że towar z Ukrainy utrudni eksport naszego zboża” – przekonuje.

Cena pszenicy jak przed wojną

Z opowieści, którą sprzedaje nam Jarosław Kaczyński, można by wysnuć wniosek, że cena zboża jest obecnie znacznie niższa niż przed wojną czy też przed pandemią. Tymczasem to nieprawda. Weźmy ceny pszenicy. W skupach w ostatnich miesiącach spadają, są na nieco niższym poziomie niż tuż przed wybuchem wojny.

Ale pszenica jest droższa niż przez większość 2021 roku.

Rolnicy argumentują, że obecność ukraińskiej pszenicy w Polsce obniża psuje rynek i obniża ceny, przez co rolnicy tracą. Czy to prawda? Nie da się dokładnie określić, jaka byłaby cena pszenicy w Polsce, gdyby nie zeszłoroczne otwarcie na ukraińskie produkty rolne i zniesienie ceł. Ale faktem jest, że ceny w Polsce są bardzo bliskie tym z giełdy w Paryżu. Innymi słowy: są dyktowane przede wszystkim przez globalny rynek i globalne trendy.

Spójrzmy na wykres porównujący cenę pszenicy w Polsce i na giełdzie w Paryżu:

Obie linie są niemal identyczne. Pokazuje to, że jeden europejski rynek zachowuje się spójnie i ceny w różnych zakątkach Unii Europejskiej różnią się tylko nieznacznie. Jeden rynek oznacza też, że zwiększona podaż pszenicy w Polsce przez obecność ukraińskiej pszenicy w Polsce może mieć wpływ na ceny w całej Europie, a nie tylko w Polsce.

Jaki jest wpływ ukraińskich zbóż na ceny w Polsce?

Dotychczasowe ekspertyzy wskazują jednak na to, że wpływ ten jest niewielki.

„Analiza cen skupu kukurydzy i pszenicy w okresie marzec-październik 2022 roku pokazuje, że w województwach: lubelskim, podlaskim i podkarpackim wpływ wojny w Ukrainie był stosunkowo niewielki” – mówił w styczniu 2023 roku dla PAP dr Wiesław Łopaciuk z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.

Łopaciuk stwierdził też, że „wpływ ukraińskiego importu na spadek cen zbóż w Polsce był w znacznym stopniu skorelowany ze spadkiem światowych cen i sezonowym spadkiem w Polsce po zbiorach”.

Ile jest w Polsce ukraińskiej pszenicy?

Ile właściwie ukraińskiego zboża jest w Polsce? To trudne pytanie, na które nikt nie zna precyzyjnych odpowiedzi. Burzyński oraz inny przedsiębiorca rolny, z którym rozmawialiśmy, wymieniają zgodnie dwie skrajne liczby – minimalny szacunek to 3 mln ton, górny (skrajnie mało prawdopodobny) – 10 mln ton.

Rynek jest też zaburzany przez osoby, które próbują grać ceną pszenicy. Wielu przedsiębiorców niechętnie sprzedawało swoje produkty, gdy ceny rosły jak szalone zaraz po lutym 2022 roku. W marcu cena pszenicy na chwilę przekroczyła dwa tysiące złotych za tonę. Drożej nie było, choć niektórzy liczyli, że cena jeszcze wzrośnie. Niektórzy duzi producenci są w stanie przechowywać swoje zbiory ponad rok, czekając na lepsze ceny.

Gra na wyższe ceny miała swoje podstawy. Latem zeszłego roku istniało niebezpieczeństwo, że eksport przez Morze Czarne w stronę Turcji pozostanie zablokowany na dłużej, co byłoby dla Ukrainy tragedią i windowałoby ceny pszenicy w górę. Ale 22 lipca udało się podpisać negocjowane przez ONZ i prezydenta Turcji Recepa Tayipa Erdoğana porozumienie: Rosja zgodziła się na przewożenie zboża ukraińskiego z portów Morza Czarnego. Ceny zaczęły spadać. Część przedsiębiorców, licząc potencjalne zyski, porównuje jednak ceny nie do tych sprzed wojny, ale do tych z wiosny 2022 roku, gdy tona pszenicy kosztowała około 1600-1700 złotych.

Przeczytaj także:

Wyższe koszty

Rolnicy mają jednak jeszcze jeden argument za dopłatami, który nie jest bezpośrednio związany z pszenicą z Ukrainy. Chodzi o znacznie wyższe koszty produkcji rolnej niż przed inwazją Rosji na Ukrainę z lutego 2022 roku.

Burzyński: „Przed wojną nawozy kosztowały 1000-1200 złotych. Jesienią, gdy wielu rolników zaopatruje się na kolejny rok, ceny dobijały do 5 tys. złotych. Litr oleju napędowego kosztował pięć złotych, nie osiem. Zdrożały różne środki do ochrony roślin, maszyny rolnicze są droższe o jakieś 30 proc., wzrosły koszty pracy. Dlatego skup pszenicy za 1400 złotych za tonę wydaje się nam adekwatną ceną. Bo dzisiejsze 1000 złotych to nie jest to samo 1000 złotych za tonę, co przed wojną.

Myślę, że 1100 złotych może być dziś progiem opłacalności dla produkcji pszenicy”.

Inny rolnik, z którym rozmawialiśmy, ma nieco inne spojrzenie na kwestię cen i dopłat. Właściciel kilkusethektarowego gospodarstwa oraz skupu pszenicy (nie chciał występować w tekście pod nazwiskiem) nie potrafi podać jednej liczby, która byłaby progiem opłacalności dla pszenicy w danym momencie, ponieważ uważa, że może on się różnic w zależności od wielkości gospodarstwa, decyzji podjętych w zeszłym roku (ile i kiedy sprzedać, kiedy kupić nawozy).

Ale jest przekonany, że obecna rynkowa cena pszenicy nie oznacza bankructw rolników, a jedynie niższe zyski, szczególnie wśród dużych producentów.

Zakaz tranzytu mógł pomóc rozładować porty

Żaden z naszych rozmówców nie potrafi podać uzasadnienia dla ceny skupu, którą podał Jarosław Kaczyński – 1400 złotych. Obaj zgadzają się też, że zakaz tranzytu mógł pomóc w odkorkowaniu polskich portów.

Już po trzech dniach od wprowadzenia zakazu władza cofnęła tę decyzję (niezgodną z prawem UE) w zakresie tranzytu.

"Transporty mogą wjechać do Polski pod konwojem, zaplombowane, mają dotrzeć do portów, ale kto w tych portach rozładuje zboże?" – mówiła dla OKO.press się Joanna Solska, dziennikarka "Polityki" specjalizująca się w rolnictwie - "Z tym jest problem i firmy, polskie czy ukraińskie, które chcą to zboże przesyłać dalej wiedzą, że nasze porty są zakorkowane. Nikt nie będzie płacił, żeby stać w kolejce do portu. W sprawie przepustowości nic się nie zmieniło, sytuacja wciąż jest trudna".

Dopłaty — konieczne czy nie?

Przedsiębiorca rolny, z którym rozmawialiśmy, uważa, że większość rolników poradziłoby sobie bez zakazu importu z Ukrainy i bez dopłat. Innego zdania jest Wiesław Burzyński. Tak przedstawia scenariusz bez dopłat:

"Rolnictwo zacznie zjadać swój własny ogon. Nie starczy środków na odnowienie produkcji, nie będzie pieniędzy na inwestycje. Czyli zamiast typowych ośmiu ton z hektara spadniemy może nawet do pięciu ton z hektara. Dotknie to wszystkie gospodarstwa, ale najciężej będą miały gospodarstwa mniejsze”.

Burzyński jest zadowolony z propozycji dopłat przy skupie pszenicy. Ale uważa, że rolnicy potrzebują więcej pomocy.

„Rząd zaproponował dopłaty do skupu po 15 kwietnia. Dlaczego nie wyrównać też tym, którzy sprzedali w pszenicę w ostatnich miesiącach? Obawiali się, że obrót zbożem będzie przyblokowany i sprzedawali na szybko, czasem w panice. Wyrównanie powinno nastąpić dla producentów od grudnia ubiegłego roku - to stanowisko całego samorządu rolniczego. Tymczasem problemów jest mnóstwo. Rząd nie mówi nic o ewentualnej pomocy producentom rzepaku. My uważamy, że jest ona konieczna”.

Motywacja polityczna

Podsumujmy.

  • Cena pszenicy w skupach może być dla rolników problemem, ale nie jest znacząco niższa niż przed wojną.
  • Obecność ukraińskiej pszenicy w Polsce nie obniża znacząco jej ceny.
  • Rząd przez lata nie zrobił niewiele, by zwiększyć przepustowość polskich portów i nasze możliwości eksportowe.

Co jest więc główną motywacją w zakazie importu produktów rolnych z Ukrainy?

"Posunięcia naszego rządu trudno wytłumaczyć, bo są niezgodne z prawem i z logiką. Ale są zgodne z logiką wyborczą. PiS musi odzyskać głosy wsi i jest gotów zapłacić za to każdą cenę" – oceniała w OKO.press Joanna Solska.

„Jeśli patrzeć na geografię protestów rolniczych, widać ich znaczącą koncentrację w południowo-wschodniej Polsce. Ten region dostarcza znacząca część poparcia dla PiS. Stąd opanowanie kryzysu zbożowego jest dla Jarosława Kaczyńskiego tak ważne” – mówił z kolei w wywiadzie dla OKO.press socjolog Jerzy Bartkowski.

Rządzący są w niewygodnym dla nich położeniu. Potrzebują poparcia rolników, by nie zepsuć swojego poparcia na wsi i na wschodzie, czyli tam, gdzie PiS od lat jest zdecydowanie najchętniej wybieraną partią. Rolnicy z pewnością to wiedzą i naciskają na rząd w kolejnych sprawach. Na wspieraniu rolnictwa traci nasza pozycja najsilniejszego sojusznika Ukrainy.

Wiesław Burzyński uważa, że rolnicy popierają wsparcie dla Ukrainy.

„Ale ta pomoc powinna być rozsądna. Jeśli mamy być gotowi, by pomagać Ukrainie długofalowo, to nie możemy wyłożyć naszej gospodarki rolnej w ciągu roku. Bo wtedy nie będziemy mieli za co Ukrainie pomagać. Myślę, że Ukrainie też nie zależy na tym, byśmy nie mogli jej pomagać".

Rolnikom pomoże też UE. 19 kwietnia szefowa KE Ursula von der Leyen odpowiedziała na skierowany do niej list premierów pięciu państw graniczących z Ukrainą w sprawie nadmiernego napływu zbóż i innych produktów rolnych z Ukrainy. 100 milionów euro - tyle Komisja przeznaczy na drugi pakiet pomocy dla rolników z Polski, Węgier, Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze