0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Dziś (27 września) kończą się pięciodniowe pseudoreferenda ogłoszone przez Rosjan na okupowanych ziemiach Ukrainy – i mające poprzedzać ich aneksję przez Federację Rosyjską. Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden nazwał je „oszustwem”, demokratyczny świat uznaje je zaś za hucpę mającą legitymizować w oczach Rosjan próbę zagarnięcia przez Moskwę części terytorium Ukrainy.

Dla Kremla są one jednak kolejnym narzędziem prowadzenia wojny – po które sięgnięto w momencie, gdy zawiodły te tradycyjne narzędzia w postaci czołgów, pocisków rakietowych i artylerii. I gdy rosyjska armia przestawała dawać sobie radę na froncie. Pseudoreferenda należą – w pełni zgodnie z rosyjską hybrydową tzw. doktryną Gierasimowa – do tak zwanych niewojskowych metod prowadzenia wojny – uzupełniających albo i zastępujących środki militarne. To dlatego ogłoszono je niemal równolegle z „częściową mobilizacją” w Rosji – i także dlatego towarzyszy im sformułowany przez Władimira Putina nuklearny szantaż wobec Ukrainy.

Pseuodoreferenda przeprowadzane są w okupowanych częściach obwodów ługańskiego, donieckiego, chersońskiego i zaporoskiego. Od momentu, w którym Ukraińcom udało się wyzwolić niewielki fragment obwodu ługańskiego w rejonie miejscowości Biłohoriwka na zachód od Łysyczańska, żaden z tych czterech obwodów nie znajduje się już pod kontrolą Rosjan w swych pełnych granicach administracyjnych. Przez pierwsze pół roku wojny Kreml dążył natomiast do tego, by najpierw podbić całość terytoriów tych czterech obwodów – do ostatniej wioski, a następnie zorganizować tam „referenda” dopiero po „uspokojeniu nastrojów”. A zatem po stłumieniu wszelkiego oporu, przeprowadzeniu „filtracji” w oparciu o utworzony na okupowanych ziemiach system obozów koncentracyjnych i wytężonej pracy propagandzistów i agitatatorów na odcinku zbiorowego prania mózgów pozostałych tam mieszkańców.

Dlaczego teraz?

Rosjanom nigdy nie udało się tego osiągnąć. Stąd też pierwotne – jeszcze wiosenne – terminy pseudoreferendów były wielokrotnie przekładane. I tak by zapewne było jeszcze długo, gdyby nie ukraińska ofensywa rozpoczęta w ostatnich dniach sierpnia najpierw w obwodzie chersońskim a potem 6 września w obwodzie charkowskim. Błyskawiczne i spektakularne postępy Ukraińców zmieniły obraz wojny i uświadomiły Moskwie, że szala zwycięstwa zaczęła się gwałtownie przechylać. Ukraina przejęła w wyniku ofensywy inicjatywę strategiczną w tej wojnie – zaś stan rosyjskich rezerw ludzkich i sprzętowych nie dawał Rosji szansy na szybkie odwrócenie tej sytuacji.

Pseudoreferenda zwołano w ubiegły wtorek z zaledwie trzydniowym wyprzedzeniem. Dzień później rosyjski dyktator Władimir Putin wystąpił z orędziem, w którym ogłosił „częściową mobilizację” i zagroził Ukrainie użyciem broni atomowej, w wypadku podjęcia próby odzyskania okupowanych terytoriów. Ta koincydencja nie jest przypadkowa. Pseudoreferenda są wstępem do aneksji okupowanych ziem Ukrainy. Aneksja ma zaś być pretekstem do sięgnięcia po nuklearny straszak w imię obrony „integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej”. Z kolei „częściowa mobilizacja” ma dać Rosji zastrzyk rekrutów, pozwalający na podtrzymanie sypiącej się pod ukraińską presją machiny wojennej.

Jak przebiegają pseudoreferenda?

Wynik referendów jest znany z góry i będzie z grubsza zgodny z „sondażami” opublikowanymi przez rosyjską machinę propagandową w dniu ich ogłoszenia. Wejście Donieckiej Republiki Ludowej do Federacji Rosyjskiej popiera 94 procent mieszkańców tego samozwańczego parapaństwa, wejście Ługańskiej Republiki Ludowej – 93 procent - wynika z opublikowanego przez rosyjską państwową agencję RIA „badania” autorstwa Krymskiego Republikańskiego Instytutu Badań Politycznych i Socjologicznych (RIPSI). W obwodzie zaporoskim gotowych głosować za przyłączeniem do Rosji ma być 87 proc. aktywnych wyborczo mieszkańców, zaś w obwodzie chersońskim 80 procent.

Rosyjska propaganda urządziła cały teatr dotyczący „procesu wyborczego” w pseudoreferendach. Pomysłowość propagandzistów i okupacyjnych urzędników przekroczyła tu wszelkie granice groteski.

W niedzielę 25 września podano „dane o frekwencji” w Siewierodoniecku, Rubiżnem i Łysyczańsku – miała ona trzeciego dnia głosowania wynosić od 41 do 46 procent.

Martwe dusze w martwych miastach

Problem w tym, że w zrujnowanym Siewierodoniecku, w którym przed wybuchem wojny mieszkało ok. 100 tysięcy ludzi, po ekstremalnie ciężkich walkach o miasto pozostało jedynie kilka tysięcy mieszkańców (najwyższe szacunki mówią o ok. 10 tysiącach). Rubiżne z kolei było polem nieprzerwanej bitwy miejskiej przez około 3 miesięcy – Rosjanie używali tam nie tylko artylerii, ale i termobarycznych wyrzutni TOS-1A, bomb fosforowych oraz pojazdów do zdalnego rozminowywania Ur-77, które stosowano do wyburzania całych kwartałów budynków. Nie ma wiarygodnych danych na temat tego, czy przez ten czas ktoś nadal próbował tam mieszkać – jednak w momencie przez Rosjan Rubiżne było uznawane za kompletnie wyludnione

W Łysyczańsku (niecałe 100 tysięcy mieszkańców przed wybuchem wojny) po ewakuacji ukraińskiej armii pozostało najwyżej kilkanaście tysięcy osób.

Są inne równie uderzające przykłady. Na przykład w niemal doszczętnie zrównanej z ziemią przez rosyjski ostrzał miejscowości Nowotoszkiwśkie w obwodzie ługańskim, która przed wojną liczyła ok. 2000 mieszkańców, pozostało jedynie około dziesięciorga z nich. Jednak i tam odbywa się referendum – którego finalne wyniki "frekwencyjne” sięgną zapewne ok 90 procent.

Gigantyczne zmiany w liczbie ludności i jej strukturze społecznej zaszły też w rejonach znacznie mniej dotkniętych działaniami wojennymi niż strefa frontu w Donbasie. Ukraiński (i w pełni lojalny wobec swojego kraju) mer Melitopola Iwan Fedorow ocenia, że po inwazji ze 150 tysięcy mieszkańców miasta pozostało najwyżej 60 tysięcy. Sposób prowadzenia przez Rosjan głosowania opisał na Telegramie tak: "Trzymając pod lufami automatów i grożąc ludności Rosjanie usiłują wyprodukować coś na kształt frekwencji na pseudoreferendum".

W Starobielsku i co najmniej kilku innych miastach obwodu ługańskiego głosowanie odbywało się w obecności uzbrojonych w broń automatyczną ludzi – informował szef ukraińskiej administracji obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj. W obwodzie chersońskim mobilne „komisje wyborcze” poruszały się natomiast w obstawie… najemników z Grupy Wagnera, co zresztą można było zobaczyć w rosyjskiej telewizji państwowej. Podobną rolę pełnili też rosgwardziści.

View post on Twitter

Z obwodu zaporoskiego docierały z kolei doniesienia o przypadkach uwięzienia osób, które zagłosowały w pseudoreferendum na „nie”.

Co będzie działo się po pseudoreferendach?

Gdy tylko zakończy się to „święto rosyjskiej demokracji”, jakim są pseudoreferenda, ustawami o aneksji okupowanych ziem Ukrainy zajmie się rosyjska Duma Państwowa. Najczęściej wskazywanym przez media terminem, w którym Władimir Putin może oficjalnie ogłosić aneksję jest najbliższy piątek (30 września) – naszym zdaniem może się to jednak zdarzyć także dopiero na początku następnego tygodnia.

Nie jest jasne, jakie są administracyjne plany Kremla związane z okupowanymi ziemiami Ukrainy. Według jednej z wersji ma powstać tzw. Krymski okręg federalny Federacji Rosyjskiej – obejmujący wszystkie okupowane ziemie Ukrainy łącznie z Krymem i terenami pseudorepublik utworzonych przez separatystów w Donbasie. Na zarządcę tej współczesnej rosyjskiej wersji „Generalnego Gubernatorstwa” z okresu II wojny światowej typowany jest Dmitrij Rogozin – były wicepremier, szef Roskosmosu i lider satelickiej wobec Kremla ultranacjonalistycznej partii Rodina. Byłby to dziewiąty taki okręg w FR. Nieco inna wersja mówi, że Rosjanie zamierzają jeden obwód z ziem Donbasu i drugi – taurydzki – z Krymu, i okupowanych części Zaporoża i Chersońszczyzny – nie wyklucza to jednak utworzenia nadrzędnego wobec obwodów okręgu federalnego. Jeszcze inna wersja mówi o czterech lub pięciu obwodach – donieckim, ługańskim, krymskim i albo chersońskim i zaporoskim, albo jednym – chersońsko-zaporoskim nazwanym taurydzkim.

Co najistotniejsze z punktu widzenia przebiegu działań wojennych, to oczywiście fakt, że wraz z momentem ogłoszenia aneksji nastąpi pełne uruchomienie popartego nuklearnymi groźbami ultimatum sformułowanego przez Putina pod adresem Ukrainy. To od tego momentu bowiem Rosja ma zamiar – wbrew stanowisku całego demokratycznego świata – uważać okupowane ziemie za część swojego terytorium. Tego terytorium, na którego „naruszenie” przez Ukrainę Putin zamierza reagować z pomocą „wszelkich dostępnych środków”.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze