Raz spadek zatrudnienia, raz wzrost. Od statystyków płyną do nas sprzeczne sygnały. Najnowsze badanie GUS mówi o 300 tys. miejsc pracy mniej w 2020 roku niż rok wcześniej. A jednocześnie rosną płace. Jak to możliwe? Czy już czas na optymizm? Tłumaczymy sytuację na rynku pracy
Spadek zatrudnienia aż o 300 tysięcy pracowników – czy to faktyczny obraz kryzysu ? Takiej informacji dostarcza nam najnowsze badanie GUS o rynku pracy w 2020 roku. Uważnemu czytelnikowi naszych tekstów na ten temat może jednak zapalić się lampka ostrzegawcza. Jeszcze na początku maja pisaliśmy, że według innego badania GUS mamy w czwartym kwartale 2020 roku jeden z niewielu w Europie wzrostów zatrudnienia.
O co więc chodzi, skąd ta różnica?
Mówimy o dwóch, nieco innych wskaźnikach. Wzrost mamy w Badaniu Aktywności Ekonomicznej Ludności – BAEL, tworzonym co kwartał, według międzynarodowej metodologii. Dzięki temu wyniki można porównywać między krajami.
Drugie badanie to opublikowany 17 czerwca przez GUS komunikat z badania gospodarki narodowej.
W pierwszym badaniu mamy 16,5 mln pracujących i wzrost zatrudnienia o około 50 tys. osób w stosunku do 2019 roku. W drugim – 15,8 mln pracujących i spadek o 320 tys.
Dlaczego dwa badania prowadzone przez ten sam ośrodek – GUS – dają zupełnie inne wyniki?
„W BAEL obszarem badawczym są pracownicy, ludzie. W badaniu gospodarki narodowej to przedsiębiorstwa” – tłumaczy OKO.press Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – „To bardzo szerokie badanie, ale jednak realizowane na próbie, a nie na wszystkich przedsiębiorstwach w Polsce. Firmy sprawozdają, ile ludzi zatrudniają. W przypadku dużych i średnich firm dane są dokładniejsze. W przypadku firm małych i mikro badanie wymaga więcej szacowania”.
Co ważne, taka różnica nie jest wynikiem problemów z badaniem w roku kryzysowym. Te różnice pojawiają się od lat. Za każdym razem więcej pracowników mamy w badaniu BAEL. W ciągu ostatnich pięciu lat różnica w liczbie pracowników w obu badaniach wahała się pomiędzy 371 tys. w 2019 roku a aż milionem w 2016 roku.
Skąd bierze się aż taka rozbieżność?
Andrzej Kubisiak: "Badanie gospodarki narodowej nie uwzględnia umów cywilnoprawnych. Firmy nie raportują zleceniobiorców, bo formalnie nie są to osoby przez nie zatrudnione. Pandemia nieco zmniejszyła nam liczbę osób zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych, ale różnica między oboma badaniami wciąż jest i wynosi około 300 tys. osób.
Drugim elementem jest szara strefa. Część pracowników raportuje w BAEL, że pracuje, a firmy ze zrozumiałych względów ich nie wliczają do grona swoich pracowników. I jest jeszcze trzeci powód - outsourcing, statystycznie ujęty jako "inne usługi". W BAEL mamy tu wzrost, w gospodarce narodowej go nie ma".
W maju o wzroście w BAEL rozmawialiśmy z Piotrem Lewandowskim z Instytutu Badań Strukturalnych, który zwrócił uwagę, że wzrost w BAEL utrzymał się tylko dzięki przejściu części pracowników do gorzej płatnego rolnictwa.
„Zatrudnienie w rolnictwie spada od lat – to normalny trend w miarę rozwoju gospodarki. A w 2020 roku wzrosło, ponadto przyrost zatrudnienia w rolnictwie narastał z kwartału na kwartał. To sugeruje, że mieliśmy do czynienia z mechanizmem ucieczki” – mówił nam wówczas Lewandowski.
Jeśli wziąć to pod uwagę, to w jednym badaniu widzimy zauważalny spadek, a w drugim wzrost tylko dzięki przejściu części pracowników do „gorszego” pod względem jakości zatrudnienia sektora.
Nie można więc powiedzieć, że 2020 rok na rynku pracy był tylko i wyłącznie dobry, że tarcze antykryzysowe obroniły wszystkie zagrożone miejsca pracy, jak często próbowała sugerować minister rodziny Marlena Maląg, gdy mówiła o pięciu czy sześciu milionach uratowanych miejsc pracy. W kryzysowym 2020 roku pisaliśmy dokładnie, dlaczego są to niemożliwe do weryfikacji liczby z kosmosu.
Spójrzmy jeszcze w szczegóły zatrudnienia z najnowszego badania GUS.
Spadki zatrudnienia mamy w prawie każdym sektorze, który Urząd monitoruje.
Najwyższy, ponad ośmioprocentowy spadek, nie jest zaskakujący. To sektor „zakwaterowanie i gastronomia”. Ale pracuje w nim zaledwie około 300 tys. osób. Prawie co dziesiąte miejsce pracy w restauracjach i hotelach zniknęło.
Dwuprocentowy spadek zatrudnienia w przetwórstwie przemysłowym ma już nieco inną wagę, bo to sektor, gdzie mamy prawie trzy miliony pracowników.
A jednak, pomimo kryzysu, spadku PKB o 2,8 proc. i nieznacznego spadku zatrudnienia, płace w gospodarce narodowej w 2020 roku wzrosły do średniej na poziomie 5167 złotych.
To wzrost o 5 proc. w stosunku do 2019 roku.
Andrzej Kubisiak: „Ten wzrost faktycznie wystąpił i to może być zaskakujące, ale to i tak najniższy wzrost w ostatnich latach. A dobry wynik to w dużej mierze zasługa tego, że w drugiej połowie 2020 roku duże gałęzie gospodarki, takie jak przemysł, logistyka, część handlu radziły sobie relatywnie dobrze. To tam tworzyły się nowe miejsca pracy.
Niedawno w danych zauważyliśmy też silny popyt na pracę w sektorze nowych technologii. A tam pensje są wysokie, i to pomaga budować wysoką średnią. W zeszłym roku mieliśmy gospodarkę dwóch prędkości - te sektory, o których mówiłem, dobrze się rozwijały. A w turystyce, gastronomii, hotelarstwie, kultura - tu mieliśmy zapaść.
To zaczyna się wyrównywać wraz z odmrożeniem. W PIE co miesiąc badamy nastroje przedsiębiorstw z różnych sektorów gospodarki. Po raz pierwszy w tym roku na przełomie maja i czerwca zobaczyliśmy, że usługi mają przychody i nowe zamówienia na plusie”.
Dobrą sytuację w danych w czerwcu 2021 roku zauważa też ekspert rynku pracy Łukasz Komuda:
„Co statystyka, to w miarę optymistyczna (odrabianie strat po pandemicznym 2020) lub zupełnie optymistyczna, np. nowych miejsc pracy w I kwartale 2021 roku było prawie 192 tys. Żeby znaleźć większą wartość, trzeba się cofnąć aż dwa lata - do I kwartału 2019 roku. Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw rośnie (trzeba się cofnąć do samiuśkiego początku pandemii, czyli marca 2020 roku, żeby znaleźć większą liczbę), zaś wynagrodzenie w tym sektorze wzrosło w maju o 10,1 proc”.
Komuda podkreśla jednak, że z hurraoptymizmem należy się jeszcze wstrzymać. „Warto zwrócić uwagę, że z bezrobociem jeszcze nie jest całkiem różowo - bo względem maja 2020 roku mamy wzrost o 0,1 pkt proc.
Ale ogólnie jest lepiej, niż chyba ktokolwiek przypuszczał” – podkreśla ekspert.
Oficjalne prognozy rządowe rzeczywiście pokazują, że bezrobocie będzie spadać powoli, a w zasadzie zatrzymamy się na obecnym poziomie na dłużej. W założeniach budżetu na 2022 rok czytamy, że w obecnym roku skończymy z 6 proc. rejestrowanego bezrobocia (w maju 2021 to 6,1 proc.), a w 2022 będzie to 5,8 proc. W marcu 2020 roku było to 5,4 proc. Na taki poziom przyjdzie nam trochę poczekać.
Skoro jednak płace rosły niezależnie od spadku PKB i od wyższego bezrobocia, to może możemy się już szykować na powrót bardzo dynamicznego wzrostu płac? W 2018 i 2019 roku rosły one o ponad 7 procent rocznie.
Andrzej Kubisiak: "Jesteśmy dziś na etapie, który już znamy z ubiegłego roku, czyli odmrażania gospodarki i odroczonego popytu. Część firm próbuje nadrabiać stracony czas, a te, które miały dobrą koniunkturę, mogą działać dalej i ją kontynuować. Ale nie spodziewam się, żeby płace w tym roku bardzo wystrzeliły w górę, wzrosty o ponad 10 proc. np. maj 2020 do maja 2021 to anomalie statystyczne, wynikające ze słabych wyników rok temu, czyli niskiej bazy. A firmy planują budżety kadrowe na koniec roku, a przecież w czwartym kwartale 2020 walczyliśmy z drugą falą, więc założenia mogły być pesymistyczne. Przyspieszenie płacowe może nastąpić w kolejnym roku, jeżeli pod koniec obecnego sytuacja będzie dobra”.
W każdym razie – lato i odwrót epidemii to dla gospodarki dobry czas. Wracamy do restauracji, wyjeżdżamy na wakacje. Wszyscy chcą zapomnieć o czasach ograniczeń i nie zastanawiać się, co mogą zrobić, a czego nie. Potrzebujemy normalności i z niej korzystamy. Warto też zastanowić się jednak, gdzie leżą zagrożenia dla rynku pracy.
Łukasz Komuda: „Mój niepokój wiąże się z końcówką tego roku i początkiem kolejnego. Wtedy dowiemy się ile miejsc pracy nie uratowały pożyczki z PFR - właśnie mija rok od ich przyznania pierwszym podmiotom, a dochodzi jeszcze dla większości pracowników 3-miesięczny okres wypowiedzenia.
Może jednak nie będzie tak źle - przyjmując, że część najsilniej doświadczonych podmiotów zaczyna powoli rozkręcać aktywność do poziomu sprzed pandemii. Rynek pracy prócz demografii (co roku tracimy ćwierć miliona osób w wieku produkcyjnym, czyli 20 tys. miesięcznie!) osłania także utrudnienie napływu pracowników z Ukrainy (z uwagi na utrudnienia związane z przekraczaniem granicy). Ich mniejsza obecność w Polsce przynajmniej częściowo przekłada się na więcej miejsc pracy dla Polaków - szczególnie tych o niższych kwalifikacjach, bo większość gastarbeiterów z różnych powodów ląduje głównie w zawodach, które nie wymagają wysokich kwalifikacji.
W ubiegłym roku ubyło nie tylko pracowników przyjeżdżających wahadłowo na półrocze w ramach oświadczeń pracodawców o powierzeniu zatrudnienia cudzoziemcowi.
Po raz pierwszy od lat spadła nam liczba zezwoleń na pracę dla cudzoziemców - o 9 proc. (38 tys.)
- o te starają się częściej pracownicy o średnich i wysokich kwalifikacjach.
Jeśli na przełomie lat 2021/22 nie nastąpi żadne widoczne tąpnięcie i będzie widać pozytywne wyniki w tabelkach ze wskaźnikami makroekonomicznymi - to może oznaczać, że demografia skutecznie osłania nas nawet przed spowolnieniem w globalnej czy europejskiej gospodarce (przynosząc oczywiście lawinę wyzwań na przyszłość, bo starzejące się społeczeństwo to powód do zmartwienia, a nie radości). Wtedy trzeba będzie zacząć jeszcze silniej domagać się systemowych reform, które będą sprzyjać zwiększeniu aktywności zawodowej Polaków po pięćdziesiątce, kobiet, osób z niepełnosprawnościami, nie wspominając o piętrowym wyzwaniu jakim jest niska dzietność”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze