0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Stêpień / Agencja GazetaMarcin Stêpień / Age...

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Mniejszościowy rząd nie jest w stanie zdobyć szerszego poparcia dla części ustaw - nawet jeśli od nich zależy zdrowie i bezpieczeństwo obywateli.

Ale jest to nie byle jaki rząd mniejszościowy, bo rząd mniejszościowy w demokracji nieliberalnej, czy też autokracji wyborczej. Czyli rząd, którego nie wspiera kultura polityczna wytwarzana przez niezależne od władzy instytucje. Władza je zniszczyła, gdy miała znaczącą większość. Uważała, że tak będzie wiecznie.

“Pokazaliśmy, że spokojnie wtedy, gdy będziemy tego potrzebowali, to wygramy głosowanie w Sejmie” – objaśnił sens głosowania ustawy o TVN wicemarszałek Terlecki.

Jak pamiętamy, ustawa przeszła przed Bożym Narodzeniem po zwołaniu komisji SMS-em, bez regulaminowego wyprzedzenia, kiedy na sali sejmowej zmobilizowała się koalicja. Przyszli też normalnie zajęci gdzie indziej posłowie-ministrowie.

Napięli się i wygrali – a potem prezydent wszystko zawetował.

“Jak będziemy potrzebowali, to wygramy” - to, jak się okazuje, był główny powód całej grudniowej awantury o TVN i PiS-owskiej kampanii promocyjnej dla tej prywatnej stacji: chodziło o pokazanie, że rząd ma jeszcze ciągle większość.

Ma, ale nie zawsze – nie jest np. w stanie uchwalić ustaw covidowych. I tu się kryje odpowiedź na pytanie, dlaczego ONI nic nie robią, choć idzie na nas piąta fala - omikron.

Przeczytaj także:

Nie robią, bo nie mogą

Nie ze strachu, że stracą w sondażach - ale po prostu fizycznie nie mogą. Nie są w stanie zbudować wokół tych projektów normalnej sejmowej większości. Mechanizmy, które w normalnej liberalnej demokracji wspierałyby taki proces, nie działają, bo PiS je rozwalił.

Na czym polega problem?

Żeby stworzyć skuteczny system przeciwdziałania pandemii, trzeba umocować go w ustawach. Zarządzanie pandemią przy pomocy rozporządzeń rządu okazało się nieskuteczne. Prawnicy ostrzegali przed tym od samego początku. Takie nakazy i zakazy są po prostu niekonstytucyjne i sądy musiały uchylać kary wydawane na ich podstawie.

Bardzo wyraźnie napisał to Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek w raporcie o pandemii opublikowanym 30 grudnia 2021.

Ale żeby zmienić prawo, rząd musi mieć w parlamencie większość do tych ustaw – a tego nie umie zrobić. Nie jest w stanie przekonać rebeliantów w szeregach koalicji rządowej, a przekonać do tego opozycji nie może.

Kiedy robią "wysłuchanie publiczne" w sprawie projektu ustawy o sprawdzaniu zaszczepienia pracowników, Konfederacja i antyszczepionkowcy je torpedują - a nikt nie wspiera. Opisaliśmy to tu:

Załamał się cały parlamentarny system współpracy, oparty na zaufaniu i przekonaniu, że władza się zmienia, a problemy obywateli trzeba rozwiązywać.

Nowy etap: mamy rząd mniejszościowy w demokracji nieliberalnej

To nowość w dziejach Polski, choć z rządami mniejszościowymi mieliśmy do czynienia nie raz.

Rząd mniejszościowy to taki, za którym nie stoi większość, ale w parlamencie nie ma też innej większości, która mogłaby wyłonić własny rząd. Rząd mniejszościowy jest w stanie przeprowadzać ustawy przez parlament budując wokół konkretnych tematów koalicje.

Ale może to robić, o ile partnerzy mają do siebie zaufanie. To jest jednak możliwe dzięki sieci niezależnych instytucji, które kontrolują i zapewniają równowagę systemu. A te PiS rozwalił. Zrobił to, gdy w parlamencie dysponował znaczącą przewagą. I te niezależne instytucje mu przeszkadzały.

Nie przewidział momentu, kiedy sama ich obecność mogłaby mu pomóc.

Kaczyński nie przewidział

Na czym to polega?

  • Po pierwsze musi być Trybunał Konstytucyjny niezależny od rządzących. To daje poczucie bezpieczeństwa opozycji. Nawet jeśli w projekcie, do którego rząd szuka większości, są jakieś pułapki, których na pierwszy rzut oka nie widać, to w razie czego TK zareaguje.
  • Można liczyć na RPO, który pilnuje swej bezstronności i ma prawo skarżenia przepisów do TK (ale TK musi być niezależny, inaczej to nie ma sensu).
  • Kontrolerzy NIK patrzą władzy na ręce.
  • No i są sądy - z Sądem Najwyższym i Naczelnym Sądem Administracyjnym.
  • I jeszcze są media – i te niezależne i państwowe, tworzące przestrzeń do debaty, wyjaśniania, na czym polega problem.

Nawet jeśli to wszystko jest zawodne i koślawe (zwłaszcza media, bo taki ich los), to w sumie mamy cały ekosystem wsparcia i korekty. Dzięki temu w miarę pewnie można wspierać władzę w konkretnych sprawach – nawet jeśli generalnie z tą władzą się nie zgadza.

Nieustanne, mozolne i często męczące uzgadnianie tworzy kulturę polityczną, w której porozumienie w konkretnych sprawach jest możliwe.

Jak mniejszościowe rządy zbierały większość

20 lat temu mniejszościowy rząd Jerzego Buzka (prawicowa AWS, po zerwaniu koalicji z Unią Wolności), od czerwca 2000 do sierpnia 2001 przeprowadził przez Sejm około 80 ustaw, w tym takie, które mogły budzić kontrowersje:

  • ustawę o ochronie praw lokatorów,
  • Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia,
  • ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa
  • oraz Prawo o ustroju sądów powszechnych.

Głosowania w trzecim czytaniu w przy tej ostatniej ustawie trwały w Sejmie ponad godzinę, poprawka za poprawką, a ostatecznie za ustawa przeszła głosami całego Sejmu (87 proc. posłów rządzącej AWS i także 87 proc. opozycyjnego SLD, 68 proc. posłów z byłego koalicyjnego klubu Unii Wolności, 80 proc. posłów z PSL

i 100 proc. posłów ROP-Porozumienia Centrum (za głosowali Ludwik Dorn, Jarosław Kaczyński, Jan Olszewski i Wojciech Włodarczyk).

Mniejszościowy był od momentu powołania tzw. drugi rząd Belki (SLD). Od czerwca 2004 do października 2005 przyjął 280 ustaw. Średnio - 16 miesięcznie. A były to np. takie ustawy:

  • o finansach publicznych,
  • o obrocie instrumentami finansowymi,
  • o nadzorze nad rynkiem kapitałowym,
  • o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie,
  • o przeciwdziałaniu narkomanii,
  • o prokuratorii generalnej skarbu państwa,
  • o działalności lobbingowej,
  • prawo o szkolnictwie wyższym,
  • prawo o adwokaturze.
  • A także ustawa o przeprowadzaniu konkursów na stanowiska kierowników centralnych urzędów administracji rządowej itp. itd. - wszystko widać w Dzienniku Ustaw.
Ustawa o konkursach w administracji przeszła 280 głosami, w tym tylko 140 samego SLD,

a do tego 5 z PiS (PO była w całości przeciw), 25 z PSL, 25 z Samoobrony, 26 z SdPL, 10 z LPR, 9 z Unii Pracy.

Jak to było możliwe?

Odpowiedzią może być przyjęta wtedy ustawa ważna dla opozycji, ale nie dla władzy - o ustanowieniu dnia 31 sierpnia Dniem Solidarności i Wolności. Też jest na liście ustaw z czasów Belki. Za było 122 posłów SLD, 49 z PO, 44 z PiS, 35 z PSL, 29 z SdPL, 20 z Samoobrony, 23 z LPR

PiS miał od zawsze inną taktykę. Brał większość, a nie ucierał poparcia. Dwa mniejszościowe rządy (Marcinkiewicza 2005-2006 i Kaczyńskiego w 2007) niewiele zdołały zrobić. Marcinkiewicz zdobył poparcie dla ustawy o powołaniu CBA (ale przecież w tamtych czasach wszyscy chcieli walczyć z korupcją, a mało kto sobie mógł wyobrazić, w co się wyrodzi ta instytucja, i ustawa przeszła znaczną większością), osamotniony latem 2007 Kaczyński przeprowadził przez Sejm tuż przed przedterminowymi wyborami takie ustawy jak np.

Trzeba sobie jasno uświadomić: te ustawy musiały mieć poparcie opozycji, bo rząd nie miał większości (podane wyżej linki prowadzą do wyników głosowań).

Czy teraz to możliwe?

Czasem jeszcze tak. Np. prawo o ruchu drogowym z większymi karami dla piratów przeszło, bo większa część klasy politycznej uznała, że to potrzebne. Przeszły ustawy o murze nadgranicznym i “wyjątkowym stanie wyjątkowym” - ale tu już pod wpływem emocjonalnego szantażu i antyuchodźczej histerii. To zaś są krótkotrwałe dopalacze.

Żeby przeprowadzić ustawy ratujące przed covidem, potrzeba więcej.

Potrzeba zaufania:

  • że regulamin Sejmu będzie respektowany a poprawki opozycji nie zostaną wyrzucone do śmieci en bloc,
  • że uwagi legislatorów zostaną porządnie potraktowane,
  • że będą konsultacje i odpowiedzi na uwagi zgłoszone w konsultacjach,
  • że telewizja i radio rządowe nie będą szczuć na opozycję, a jej szef będzie przestrzegał przepisów sanitarnych – tak jak wymagamy tego od innych.

Bez zaufania można coś tylko rozwalić i uchwalić słomiane nic

Żeby uwolnić Krajowy Plan Odbudowy, przydałby się niezależny TK. Wtedy można byłoby powiedzieć Zbigniewowi Ziobrze, że ma świetne pomysły z ostatecznym wyrzuceniem do kosza ustawy prawo o ustroju sądów powszechnych i zbudowaniem od nowa sądów i prokuratury.

Ale to ogromny projekt, wymaga trzymania się wszystkich etapów właściwych dla dobrej legislacji, bo i bez tego TK może taką ustawę zakwestionować. Tak że najpierw skupmy się na Izbie Dyscyplinarnej, usuńmy ją, weźmy pieniądze z Unii, a potem się zobaczy.

Jak widać - ani opozycja nie uwierzy, ani władza nie może korzystać z tych narzędzi do poskromienia sojuszników. Bo ich już nie ma.

Rząd mniejszościowy w obecnym wydaniu jest w stanie przeprowadzić w parlamencie wielkie słomiane, ideologiczne projekty – typu lex TVN, mur na granicy. Być może będzie w stanie rozwalić edukację przy pomocy Lex Czarnek. Ale nie jest w stanie zarządzać - rozwiązywać realnych problemów takich jak pandemia.

  • Premier z kolegami muszą lżyć lidera opozycji – bo dla mniejszościowego rządu w demokracji nieliberalnej ważniejsza jest wewnętrzna spójność obozu, a nie realny wpływ na rzeczywistość.
  • Telewizja rządowa musi kłamać w żywe oczy i nazywać białe czarnym, bo ważniejsza jest pozycja prezesa TVP w układzie władzy niż misja publiczna (misja? jaka misja?). Opinia publiczna nie jest w stanie zrozumieć stawki, o jaką chodzi. Jeśli komuś nie podoba się TVP, nie ogląda jej.
  • Pozostaje mobilizacja klubu i szantaż wobec niepokornych – albo dawanie lukratywnych posad. Reszty narzędzi prowadzenia polityki już nie ma.

Wymontowane zostały bezpieczniki – bo przeszkadzały, kiedy było dobrze. I Jarosław Kaczyński słusznie teraz mówi, że w zasadzie nic nie może. Ma prawie połowę posłów (a czasami ciut ponad) i sondażowe poparcie w granicach 1/3 - ale to za mało. Nie ma dialogu i współdziałania - tylko wojna, którą PiS wywołał.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze