Centralny Port Komunikacyjny ma powstać, choć może w przyszłości nosić inną nazwę. Zupełnie inaczej będzie wyglądała szybka kolej, która dowiezie pasażerów do CPK. Analizujemy zapowiedzi rządu po sześciu miesiącach pracy nad inwestycją.
Premier odkrył swoje plany w sprawie CPK. Rząd będzie kontynuował projekt budowy lotniska w Baranowie. Ta decyzja nie jest zaskoczeniem: OKO.press jako pierwsze informowało, że Tusk planuje odwrót od wcześniejszego sceptycyzmu wobec projektu.
Znacznie zmieniają się jednak plany na szybką kolej w Polsce. Premier stwierdził, że najważniejsze dla rozwoju kraju będzie skrócenie przejazdu pomiędzy najważniejszymi miastami i wyrzucił do kosza schemat „szprych”. Plan Prawa i Sprawiedliwości mówił o liniach szybkiej kolei zbiegających się w Centralnym Porcie Komunikacyjnym, z opcją szybkiego dojazdu do Warszawy. Obecny rząd odchodzi od tego pomysłu, chcąc budować kolej w sposób, który wspomoże „decentralizację” i stworzenie w Polsce „megalopolis”.
„Raz na czas pojawiają się takie fenomeny, wobec których każdemu się wydaje, że ma wyrobione zdanie. CPK była takim fenomenem” – mówił premier. Jak podkreślał, rządowy zespół chciał oddzielić kwestię CPK od wymiaru propagandy i emocji.
Najwięcej czasu rząd spędził na „oczyszczeniu z błota” projektu CPK. „Sporo osób na tym dużo zarobiło. Do tej pory CPK kosztowało 2,7 mld złotych. Symbolem niemocy i cwaniactwa stał się tunel pod Łodzią – a potrzebujemy ich dwóch, dla kolei dużych prędkości, i zwykłego. Ten drugi miał być zakończony w grudniu 2021. W grudniu 2023 roku stwierdziliśmy, że dwa lata później prace nad tym tunelem kompletnie zamarły” – przekonywał premier.
Projekt kontynuujący dokonania CPK będzie „trójskokiem w nowoczesność” – stwierdził premier. Jakie będą zmiany?
„Zmieniamy myślenie o centralistycznym układzie komunikacyjnym w Polsce” – obiecywał szef resortu infrastruktury Dariusz Klimczak. – „Każda złotówka będzie wydana rozsądnie, logicznie, z każdej wyciśniemy, ile się da” – powiedział Klimczak. Jak mówił, przejmując ministerialne stanowiska urzędnicy resortu zastali opóźnienia i brak rozsądnych planów. Nowe propozycje mają dotyczyć nie tylko portu w Baranowie, ale i stołecznych lotnisk.
„Potrzebujemy większego ruchu lotniczego. Dziś takiego ruchu nie ma, musimy go wygenerować. Musimy to zrobić między innymi przez rozwój Lotniska Chopina i Modlina, dotychczas blokowany” – stwierdził minister.
Więcej o planie budowy lotniska powiedział pełnomocnik rządu do spraw CPK Maciej Lasek. Jak stwierdził, niemal wszystkie części projektu zanotowały duże opóźnienia, a plan PiS na nowe lotnisko nazwał „studnią bez dna”.
„Ten projekt trzeba było naprawić” – mówił Lasek, zapewniając, że nad tym zadaniem resort spędził ostatnich sześć miesięcy.
Lasek przedstawił też kalendarium budowy CPK. Pozwolenie na budowę ma zostać wydane w 2026 roku. Zakończenie budowy tunelu i oddanie podziemnej stacji kolejowej pod lotniskiem ma nastąpić w 2029 roku. Zakończenie budowy lotniska planowane jest na 2031. Przeniesienie ruchu z Chopina, po czasowym podniesieniu jego przepustowości do maksymalnie 30 mln pasażerów na rok – na 2032.
„Realizm w tym projekcie to jedno z kluczowych słów” – stwierdził wiceminister infrastruktury Piotr Malepszak. – „Zależy nam na spójności całego systemu kolejowego, zgodnie z założeniami hasła »dopasuj dobrze do potrzeb«, a nie do wyimaginowanych celów, pomysłów nieopartych na liczbach i rzetelnych analizach”.
Stąd rezygnacja ze „szprych”, czyli 10 linii kolei dużej prędkości, które miały łączyć CPK nawet niewielkimi miastami takimi jak Krosno czy Giżycko. Ten układ był krytykowany przez wielu ekspertów za nadmierny centralizm, ignorowanie realnych potrzeb pasażerów oraz kosmiczne koszty. Poza deklaracją budowy portu w Baranowie to najistotniejsza z zapowiedzi rządu.
Powstanie natomiast kolejowy „igrek”, czyli linia łącząca Wrocław i Poznań z Warszawą. Wszystkie jego elementy, razem z linią KDP z Poznania do Sieradza, mają być gotowe do 2035 roku. Dzięki temu z Warszawy do Poznania i Wrocławia będzie można dojechać w 100 minut, do Łodzi – w 40 minut.
Wiceminister obiecał również dojazd w sto minut pomiędzy Warszawą a Katowicami oraz Warszawą a Krakowem, jak również z Warszawy do Trójmiasta. Dzięki modernizacji linii mają pojechać tam pociągi KDP, i to znacznie wcześniej niż w 2035 roku.
Odpowiedzialny za kolej wiceszef resortu infrastruktury zapowiedział też, że już w grudniu tego roku z Łodzi do Warszawy w 65 minut, a do Białegostoku w 90 minut. Zapowiedział też rozwój połączeń regionalnych i lokalnych, na przykład skrócenie przejazdu na linii Wrocław-Kłodzko do 60 minut.
„Ważne jest, by nie zniweczyć pracy włożonej przez CPK w kluczowe szprychy” – mówi OKO.press Michał Beim, ekspert ruchu kolejowego z Instytutu Sobieskiego. – „Te, które mogłyby być realizowane w przyszłości, powinny być zabezpieczone dokumentami planistycznymi, planami miejscowymi, by gminy miały jasność, gdzie mogą inwestować, a które miejsca są zarezerwowane pod przyszłą budowę linii KDP” – przekonuje ekspert.
Według Beima taki scenariusz mógłby dotyczyć na przykład linii kolei dużej prędkości na północ – do Bydgoszczy i Torunia, której powstanie mogłoby nastąpić za dwie lub trzy dekady.
„Gdyby rząd PO-PSL zabezpieczył tereny w taki sposób, porzucając plany kolei na linii igrek, teraz moglibyśmy szybciej przystąpić do budowy” – ocenia Beim. „Nie chcemy wskazywać definitywnie, że coś nie będzie realizowane” – mówił z kolei o możliwych do zachowania szprychach wiceminister Malepszak.
Jak dodaje Beim, niewielkimi kosztami i budową 20-30 km linii można zapewnić szybkie połączenie linii KDP i portu lotniczego z linią E20 (Poznań – Terespol). „Nawet, jeśli ruch z Poznania przeniesie się na igrek, to takie połączenie będzie kluczowe dla Kutna czy Konina, gdzie KDP nie będzie” – zauważa Beim. Podobne połączenie według specjalisty mogłaby zyskać Centralna Magistrala Kolejowa.
Rozczarowanie przyniosła prezentacja celów rządu poza „igrekiem”. Niewiele wiemy o planie przyspieszenia na nieco mniej uczęszczanych liniach. Okrągłe zdania premiera o „decentralizacji” i „megalopolis” nie pokrywały się z pomysłami przedstawionymi przez ministra Malepszaka.
W naszym „megalopolis” należy zadbać o takt połączeń i ich cenę. Wiadomo, że pasażerowie skorzystają na kolei po nowemu jedynie, jeśli będzie ona jeździć często i przystępnym kosztem. Przykładem może być Holandia, gdzie składy Intercity pomiędzy ważnymi miastami kursują co 10 minut.
Jeśli bowiem mamy stworzyć organizm ściśle połączonych ze sobą miast, to przedstawiony przez rząd plan na razie zakłada rozwój przede wszystkim Poznania, Łodzi, Wrocławia, Gdańska i Krakowa, i być może jeszcze Białegostoku. Tymczasem – przypomnijmy – Polska to 16 województw i 17 miast wojewódzkich.
Równie istotne są też połączenia lokalne. Wiceminister Malepszak wspominał o nich między innymi w kontekście połączeń autobusowych. Realizacja potężnej inwestycji i przyspieszenie na najważniejszych liniach może oznaczać, że znajdą się one na marginesie rządowych planów. Na to ryzyko wskazywaliśmy też za rządów PiS.
A co z planami lotniskowymi? Nie widać, by uległy szczególnej zmianie. Sukces mogą odtrąbić wszyscy zwolennicy projektu budowy centralnego portu w Polsce. Oznacza to, że Polska może nadal stawiać na przejęcie części ruchu tranzytowego na liniach z innych kontynentów do europejskich metropolii, USA czy Azji.
Port w Baranowie wciąż może też zapewniać nam łatwiejszy dostęp do towarów przewożonych w ładunkach cargo. Czy nam się to opłaci? Argumenty zwolenników i przeciwników projektu przedstawialiśmy już w OKO.press. Na pewno jednak dalszy rozwój lotnictwa na dalekie dystanse nie jest możliwy na Okęciu, które przy rozbudowie osiągnie maksymalnie 30 mln przepustowości pasażerskiej. Deklaracja, że port na Okęciu będzie działał także po otwarciu lotniska w Baranowie, na pewno wymaga od rządu lepszych argumentów niż te, które przedstawił Tusk. Premier mówił o „lotnisku przyszłości”, funkcjonującym na „zasadach, które dopiero powstają”. Szkoda, że uzasadnienie tej decyzji też dopiero powstaje.
Postawienie na port w Baranowie może oznaczać, że rząd patrzy na branżę lotniczą perspektywicznie. W końcu tanie linie lotnicze mogą w ciągu kolejnych dekad przestać kusić ceną, lepiej byłoby więc postawić na dalsze i droższe połączenia. Powodem będzie opodatkowanie paliwa lotniczego (dziś kupowanego bez obciążeń nałożonych przez państwa UE) i objęcie branży systemem handlu uprawnieniami do emitowania CO2. Dziś lotnictwo korzysta z przywileju puli darmowych certyfikatów.
Unia chce też skłonić linie do inwestycji w droższe paliwa syntetyczne czy domieszki biopaliw. Trudno powiedzieć, czy w takiej rzeczywistości utrzymają się Ryanair czy Wizzair. Już teraz klimatyczny dodatek do ceny biletów, wynoszący od 1 do 72 euro, zapowiedziała Lufthansa.
Dlatego trudno z przekonaniem patrzeć na hasło „blisko lotnisko”. Jeśli rząd zakłada utrzymanie lokalnych portów o niewielkim znaczeniu, jak te w Zielonej Górze, Radomiu czy Lublinie, będzie musiał liczyć się z koniecznością dopłacania do nich z publicznych środków. Już teraz zresztą do funkcjonowania przewoźników na swoich lotniskach dokładają samorządy.
Jak to jednak bywa przy takich projektach – wszystko, łącznie z terminami, budżetem, może jeszcze się zmienić. Miejmy nadzieję, że koalicja nie pójdzie w ślady swoich poprzedników i nie zainwestuje całej uwagi w jeden wielki projekt, kosztem myślenia o całości systemu transportowego.
Gospodarka
Donald Tusk
Ministerstwo Infrastruktury
Centralny Port Komunikacjny
CPK
kolej dużych prędkości
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze