W poniedziałek 10 stycznia 2022 Polska przekazała Komisji Europejskiej wyjaśnienia w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Pismo ma związek z naliczanymi karami dziennymi w wysokości miliona euro, o których 27 października 2021 zdecydował TSUE w związku z niezastosowaniem się przez polski rząd do wyroku z 14 lipca 2021. Do dziś kara łącznie wynosi już 73 miliony euro. Polski rząd nie zapłacił jeszcze ani złotówki, nie zlikwidował również Izby.
W piątek 14 stycznia Reuters poinformował, że w piśmie znalazły się zapewnienia, że rząd pracuje nad rozwiązaniem Izby Dyscyplinarnej.
W piśmie Andrzeja Sadosia, stałego Przedstawiciela Polski w UE wskazano, że Pierwsza Prezes SN nie przekazuje już spraw do ID. Zapowiedziano także, że rozwiązanie izby wiąże się z potrzebą reformy systemu, na co potrzeba czasu.
Rząd prosi zatem Komisję o wstrzymanie się z wysyłaniem wezwań do zapłaty do czasu wprowadzenia zmian.
Członek Komisji, z którym rozmawiała agencja, stwierdził jednak, że argumenty polskiego rządu są nieprzekonujące. KE ma zatem w najbliższych dniach wysłać wezwanie do zapłaty.
Trudno się dziwić — nie jest tajemnicą, że Izba Dyscyplinarna wciąż orzeka. Tylko 5 stycznia zawiesiła oraz obcięła uposażenie sędziemu Krzysztofowi Chmielewskiemu z Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędzia Chmielewski, powołując się na orzeczenia TSUE, ETPCz oraz SN, wyłączył w grudniu 2021 z orzekania sędzię, w której procesie nominacji uczestniczyła nowa upolityczniona KRS. Naruszył on tym samym przepisy tzw. ustawy kagańcowej.
Konsekwencje finansowe
Prośba Polski dotyczyła ściągalności kar, nie samego ich naliczania. Procedura stosowana przez UE polega bowiem na wysłaniu państwu członkowskiemu wezwania do zapłaty. W piśmie określony jest termin na uiszczenie kary. Gdy termin ten zostanie przekroczony, Komisja — zgodnie z wewnętrznymi przepisami — potrąca taką kwotę z najbliższej transzy należnej państwu. Podstawą prawną takiego potrącenia jest decyzja Komisji z 8 kwietnia 2010 w sprawie wewnętrznej procedury egzekwowania należności.
Zgodnie z artykułami 27 i 29 decyzji Komisja ma prawo dokonać takiego potrącenia, jeśli państwo nie ureguluje płatności w ciągu piętnastu dni po notyfikacji listu ostrzegawczego – „cała kwota ryczałtu obok kary pieniężnej wraz z odsetkami jest potrącona w całości lub w ratach ze świadczeń pieniężnych należnych państwu członkowskiemu”.
„W literaturze są pewne wątpliwości, czy takie potrącenie jest możliwe. W szczególności wskazuje się, że brak jest wyraźnej podstawy prawnej dla Komisji do potrącania należności. Moim zdaniem skuteczność systemowa prawa UE zakłada, że instytucje powinny móc egzekwować przestrzeganie reguł przez państwa członkowskie i art. 260 TFUE należy odczytywać w ten sposób, że jeżeli państwo nie płaci, to Komisja może potrącić. Wcześniej to była akademicka dyskusja. Po prostu do tej pory nie zdarzył się przypadek, by jakieś państwo zignorowało nakładane przez TSUE kary” – wyjaśniał w listopadzie w OKO.press dr hab. Piotr Bogdanowicz z Katedry Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Już niedługo na naszych oczach dojdzie do takiego potrącenia — w sprawie Turowa. Kary dzienne w wysokości 500 tysięcy euro naliczane są od 20 września. Obecnie wynoszą one już 58 milionów euro, czyli 274 miliony złotych (stan na 15 stycznia). Polski rząd ich oczywiście nie płaci. Komisja pierwsze wezwanie do zapłaty wysłała 8 listopada. Do tej pory rząd Polski otrzymał już trzy takie wezwania, a także został poinformowany o naliczanych odsetkach.
Ostateczny termin na opłacenie pierwszej transzy kar mija 18 stycznia. W tym tygodniu Bloomberg poinformował, że KE szykuje się do potrącenia, które nastąpi w najbliższym dniach lub tygodniach.
Urzędnik w Komisji powiedział brukselskiej korespondentce RMF FM, że po 18 stycznia zapadnie decyzja, z którego projektu ściągnąć należność. Będzie musiała to być wysoka płatność, bo KE zamierza odjąć 15 mln kary i 30 tys. euro odsetek. Urzędnik zapewniał jednak, że „bezpośredni beneficjanci w Polsce na tym nie stracą”.
Warto przypomnieć, że to sprawa precedensowa — nigdy wcześniej w historii UE żadne państwo nie uchyliło się od wykonania orzeczenia, w którym zasądzono kary finansowe. Nigdy też Komisja nie musiała używać procedury potrącenia.
Solidarna Polska nadal stoi okoniem
Choć narracja PiS-u o tym, że TSUE bezprawnie ingeruje w polski system sądowniczy pozostaje niezmienna, zarówno premier, jak i prezes partii deklarowali publicznie, że Izba zostanie zlikwidowana. W przypadku Turowa stawką, a zarazem realną stratą finansową są po prostu kary. Inaczej przedstawia się sprawa dotycząca systemu dyscyplinowania. To nie tylko kary, ale także wstrzymywanie wypłat z Funduszu Odbudowy.
Z ostatniego sondażu Ipsosa dla OKO.press wynika, że aż 56 proc. Polaków obwinia rząd za brak miliardów euro z Funduszu Odbudowy UE. Winę po stronie Komisji, czy opozycji widzą przede wszystkim wyborcy PiS. Nawet elektorat eurosceptycznej Konfederacji wskazuje przede wszystkim polski rząd.
O ile w przypadku Turowa rząd może mówić o bezpieczeństwie energetycznym i ratowaniu miejsc pracy, o tyle narażanie się na kary w zamian za utrzymywanie Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym może nie być tak łatwe do wizerunkowego ogrania.
Przeszkodą w poradzeniu sobie z problemem w postaci Izby jest jednak Solidarna Polska. Ziobro publicznie twierdzi, że na likwidację ID nie można się zgodzić, ponieważ oznaczałoby to, że po ulicach chodzić będą wolno sędziowie-gwałciciele, sędziowie-złodzieje i sędziowie-piraci drogowi.
„Polskie państwo nie może ulegać bezprawiu. Zarówno w sprawie Turowa, jak i w sprawie zmian w sądownictwie Polska nie może i nie powinna zapłacić ani złotówki” – zapowiadał minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro już 28 października, dzień po ogłoszeniu kar za Izbę Dyscyplinarną.
15 listopada złożył także wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją dwóch przepisów dotyczących środków tymczasowych – artykułu 279 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej oraz artykułu 39 Statutu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Choć o tym, by nie płacić kar zasądzonych przez TSUE, ale czekać aż Komisja sama je sobie potrąci z wypłat, mówią wprost wszyscy politycy Zjednoczonej Prawicy, to ze strony polityków Solidarnej Polski słychać jednak jeszcze bardziej buńczuczne zapowiedzi. Niejednokrotnie sugerowano, że skoro rząd uważa kary za bezprawne, to nie tylko nie powinien ich płacić, ale do tego – po potrąceniu zastosowanym przez KE – polski rząd powinien sobie odliczyć tę kwotę od wpłacanej do budżetu składki.
Takie działanie byłoby oczywiście nowym, bardzo poważnym naruszeniem traktatów.
Minister sprawiedliwości(sic) natchnął mnie wspaniałym pomysłem na rozwiązanie moich problemów z ZUS: nie zapłacę ani grosza. Ani złotówki, znaczy się. Niech mnie po sądach ciągną. Powołam się na jego autorytet.
Wprowadzanie reform trwało kilka dni. Projekt wpływał do Sejmu, w ciągu jednego czy dwóch dni był przegłosowany, trafiał do Senatu, tam czasem w tym samym dniu, czasem w następnym zapadała decyzja o niewnoszeniu poprawek i po kolejnych kilku czy kilkunastu godzinach Prezydent mógł podpisać ustawę.
A teraz już ponad pół roku udają, że pracują nad poprawkami do reformy i jakoś cały czas się nie udaje.
Opozycja w pierwszej kadencji PiS-u ostrzegała, że dalsze demolowanie kolejnych struktur sądownictwa odbije się w przyszłości na ograniczeniu w przekazywaniu funduszy z UE. Jaka była reakcja rządu każdy wie. Kompletna olewka. Unia słała listy, wyrażała zaniepokojenia, a po PiS-ie to spływało. Musiało dojść do zupełnej demolki na każdej płaszczyźnie polityki żeby PiS przekonał się, że żarty ze strony UE się skończyły.
To było do przewidzenia. Sekretarzyk Marowieckiego mówi: "Możemy ponieść ten koszt." Jasne, że ten "bilans ponoszenia kosztów" nie dotyczy władzy, ona się wyżywi. A Matousz Marowiecki zaczyna skomleć. Hahahaha! "Weto albo śmierć!" Hahahahaha! Krajowo, bankster-łgarz kreuje się na obrońcę zwykłych ludzi, ignorowanych przez "bogate elity". Oczywiście, nie te "elity", co nieruchomości po spekulancku sobie nachapały jak pan "premier", co na konferencję ze związkowcami w Jaworznie boi się stawić. Kto takim wierzy, ten dopiero jest oderwany od rzeczywistości i idzie za takimi w przepaść.
W żadnym piśmie rząd RP nie "prosił" eurobiurokratów o zawieszenie kar za to czy tamto. "Kary" są nałożone bezprawnie i w takiej sytuacji "proszenie" o cokolwiek byłoby absurdem.
A tak swoją drogą to pora już pakować manatki i zabierać się z tego czerwono-tęczowego kołchozu. Za drogo uczestnictwo w tej zabawie zaczyna nas kosztować. Nie ma tu czego szukać…
To pa! Kieruj się na północny wschód.