0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Paweł Kubicki jest profesorem SGH, kierownikiem Katedry Polityki Społecznej w Szkole Głównej Handlowej, współpracownikiem wielu organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z niepełnosprawnościami. Specjalizuje się w badaniach polityki publicznej, w szczególności wobec niepełnosprawności i starości.

Oto jego analiza polityki obecnego rządu w naszym cyklu „Widzę to tak”, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik..

Zacznijmy od kluczowej oczywistości, czyli obiektywnie trudnej sytuacji budżetowej polskiego rządu. Jeśli do już deficytowych wydatków z lat minionych dołożyło się kolejne 2% PKB na zbrojenia i obniżyło podatki oraz zwiększyło inne wydatki przy relatywnie niewielkiej zmianie wpływów, to siłą rzeczy deficyt musiał gwałtownie wzrosnąć i przyspieszyć.

Drugą oczywistością jest kontekst polityczny, czyli prezydent, który obiecuje, że nie zatwierdzi żadnych dodatkowych podatków i sam licytuje się na kolejne ulgi. Na podobnym stanowisku względem możliwości dokonywania reform fiskalnych stoi obecna trzecia siła polityczna, jaką jest Konfederacja, z którą rządzący walczą o elektorat.

Mając to na uwadze, należy się spodziewać, że rekomendacje eksperckie, wskazujące na możliwe działania pozwalające ograniczyć deficyt, nie spotkają się z uznaniem władz i mają małe szanse na wdrożenie. Tym bardziej że na jednym z pierwszych miejsc jest stopniowe podwyższenie, a przynajmniej zrównanie, wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn na poziomie 65 lat.

Prawa człowieka? Marne widoki

Jeśli nie odważne podwyżki podatków i solidny przegląd strony wydatkowej, to może chociaż postęp w zakresie praw człowieka i tematów mało kosztownych finansowo, ale wpływających na życie społeczne?

Tu też trudno spodziewać się przełomu. Choć jest szansa na wprowadzenie okrojonej ustawy o związkach partnerskich, to chyba należy się już pożegnać z poruszaniem tematyki aborcyjnej. Niespecjalnie też należy liczyć na wzmocnienie praw kobiet, osób LGBT czy aktywniejszą walkę z przemocą.

Ale i na mniej radykalne, a wpływające na jakość życia społecznego zmiany, jak ogólnokrajowy nocny zakaz sprzedaży alkoholu, czy ambitniejsze działania na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatycznym.

Krótko mówiąc, światopoglądowo ten rząd też raczej się nie wychyli, czemu poza polityczną opozycją nie sprzyjają też niektórzy koalicjanci, ale i międzynarodowy klimat polityczny, którego uosobieniem jest prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump.

Skoro nie ma raczej mowy o próbie zagrania o wyborców nowymi i siłą rzeczy kosztownymi programami, uporządkowaniem sytuacji finansowej państwa ani śmiałymi zmianami światopoglądowymi, to co pozostaje?

Wybranie najbezpieczniejszej politycznie ścieżki działania, która pozwoli rządowi utrzymać żelazny elektorat oraz koalicję. Niestety dziś trudno liczyć na więcej.

Przeczytaj także:

Zawiedzione nadzieje

Nie ma więc co liczyć na rozbudowaną formę bonu senioralnego czy gruntowną zmianę systemu opieki długoterminowej; pozostają jedynie niewielkie szanse na zmiany systemu orzecznictwa osób z niepełnosprawnościami czy sensowną wersję asystencji osobistej, która od dłuższego czasu czeka w rządowej poczekalni.

Nie zmieni się specjalnie sytuacja nauczycieli, i to niezależnie, czy mówimy o tych podległych ministerstwu edukacji narodowej, czy o szkolnictwie wyższym. Podobnie zresztą na przełom nie mają co liczyć np. pracownicy socjalni czy, patrząc szerzej, cały sektor publiczny.

Symbolicznie obecną sytuację, gdzie nie promuje się nowych i zgodnych z Konwencją o Prawach Osób z Niepełnosprawnościami rozwiązań, np. w zakresie deinstytucjonalizacji podsumowano w ramach zbliżającego się Kongresu Osób z Niepełnosprawnościami jako „Prawa w odwrocie”. Zresztą podobny odwrót w zakresie praw człowieka można dostrzec w kontekście polityki migracyjnej, co jednak nie jest specjalnością polską, ale raczej ogólnoeuropejskim nowym standardem.

W przypadku wielu grup społecznych można mówić nie tyle o odwrocie ile o zawiedzionych nadziejach i dalszej stagnacji.

I może warto podkreślić te zawiedzione nadzieje i oczekiwania, bo one sprawiają, że poszczególne działania, które przyniosły pozytywne zmiany, przechodzą bez echa albo postrzegane są raczej jako wyrównanie strat – jak zeszłoroczne podwyżki dla sfery budżetowej i nauczycieli, które pozwoliły dogonić inflację.

Rząd spodziewanych porażek

Co to oznacza w perspektywie nadchodzącego 2026 roku i wyborów parlamentarnych w 2027 roku ?

Sądzę, że będziemy mieli do czynienia z rządem spodziewanych porażek, który zamiast profilaktyki i działań rozwojowych skupi się na gaszeniu polityczno-medialnych pożarów i łataniu systemowych luk.

Taki sposób rządzenia siłą rzeczy będzie powodował, że wiele spraw ważnych, ale mało nagłośnionych, nie będzie podejmowanych. Wygrywać będą zaś te, które skutecznie zostaną wprowadzone na agendę polityczną i medialną, a rząd będzie je chciał stamtąd relatywnie szybko zdjąć.

Spodziewanym przykładem są tutaj protesty górnicze i wydatkowanie kolejnych grubych miliardów dla branży, w której zarobki należą do najwyższych, i na którą i tak przeznaczamy nieproporcjonalnie dużo środków z budżetu państwa.

Na fundusze mogą też liczyć tematy modne oraz takie, które, choć kosztują dużo, to są na tyle eksperckie i niszowe, że trudno je ocenić. Do wydatków modnych i ważnych, którymi warto się pochwalić, będą należały te powiązane ze sztuczną inteligencją. Do wydatków, których skalę trudno oszacować, należą zaś zbrojenia. Te ostatnie zaspokajają też jedną z najważniejszych potrzeb człowieka, jaką jest poczucie bezpieczeństwa.

Z drugiej strony ucierpią te wydatki, które dobrze znamy i jesteśmy w stanie łatwo policzyć, a każdy z nas zna osobę, która na wsparcie „nie zasługuje”. Zaliczyłbym tu 800 zł na dziecko, ale i szerzej – jakiekolwiek wsparcie dla migrantów. Mieszczą się tu kwestie związane z zasiłkami dla bezrobotnych, szeroko rozumianą pomocą społeczną czy waloryzacją progów dochodowych.

Ten ostatni przykład jest o tyle dobry, że dotyka jeszcze jednej istotnej kwestii, czyli możliwości dokonywania oszczędności nie poprzez cięcia, ale przez brak podjęcia jakiejś decyzji – w tym przypadku o waloryzacji kryteriów czy wysokości świadczeń.

Nieoczywiste zalety klinczu

Przekłada się to na sytuację, w której spodziewanym efektem działań politycznych będzie wyborcza porażka obecnego rządu, ale koszty dochodzenia do tej porażki nie będą rozłożone równomiernie.

Grupy silne, potrafiące przykuć zainteresowanie mediów czy polityków, będą mogły uzyskać korzystne dla siebie rozwiązania. Ale grupy słabsze – w szczególności te wykluczone krzyżowo, podlegające wielorakiej dyskryminacji i pozostające poza radarem społecznym i medialnym, czyli potocznie mówiąc zmarginalizowane – nie będą miały na to większych szans.

Nie będzie to oznaczać jakiejś szczególnie złej woli odpowiednich ministrów, ale dosyć oczywistą konsekwencję wspomnianej na samym początku gry o bardzo ograniczone zasoby. Bez zmiany tych fundamentów każdy rząd, także ten przychodzący po 2027 roku, będzie ponosił porażki rozwojowe, choć konsekwencje tych porażek mogą być inaczej rozłożone. Być może zatem, mimo mojego pesymizmu i raczej negatywnej oceny zdolności do sprawnego rządzenia obecnych władz, po 2027 roku przyjdzie mi za nimi zatęsknić.

Tęsknota opierałaby się wtedy na prostej konstatacji:

choć obecny rząd nie ma już specjalnie przestrzeni na znaczące pozytywne zmiany, to koalicyjny klincz i niełatwe współżycie z prezydentem sprawiają, że nie ma też możliwości podejmowania działań głupich i szkodliwych.

Po 2027 roku możemy się zaś znaleźć w sytuacji, w której głupota będzie mogła swobodnie fruwać.

;
Paweł Kubicki

Prof. SGH, kierownik Katedry Polityki Społecznej w Szkole Głównej Handlowej, współpracownik wielu organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z niepełnosprawnościami. Specjalizuje się w badaniach polityki publicznej, w szczególności wobec niepełnosprawności i starości.

Komentarze