0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Jak ustaliło OKO.press, śledztwo prokuraturze nakazał Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. Orzeczenie w tej sprawie wydała sędzia Marta Pilśnik 20 października 2023 roku. Ale dopiero teraz znane jest jego pisemne uzasadnienie.

Taka decyzja sądu to skutek zażalenia Stowarzyszenia Sędziów Iustitia, które odwołało się od decyzji prokuratury o odmowie wszczęcia śledztwa. Iustitia wcześniej złożyła zawiadomienie do prokuratury na neosędziego SN Kamila Zaradkiewicza, który w maju 2020 roku przez pół miesiąca był tymczasowym I prezesem SN.

Wyznaczył go prezydent Andrzej Duda i jego rolą było przeprowadzić wybór kandydatów na następców I prezes SN Małgorzaty Gersdorf, której skończyła się kadencja. Prawnicy mówili na niego „komisarz” prezydenta. Iustitia złożyła na niego zawiadomienie, bo podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN – które wybierało kandydatów na I prezesa SN – lekceważył głos legalnych sędziów i sam ustalał procedury. Sędziowie SN mieli do niego wiele zarzutów.

Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w grudniu 2020 roku. Iustitia w odwołaniu do sądu zakwestionowała całą decyzję. Sąd odwołanie rozpoznał dopiero w październiku 2023 roku, co może być skutkiem dużych zaległości w stołecznych sądach.

Sędzia Marta Pilśnik utrzymała w mocy część decyzji prokuratury. A śledztwo nakazała wznowić tylko w części zarzutów dotyczących wyboru komisji skrutacyjnej, która na wyborczym Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów SN liczyła głosy. Zaradkiewicz, który prowadził wtedy Zgromadzenie jako tymczasowy prezes SN, zmienił wyniki głosowania.

Uznał, że mimo przeważających głosów na „nie” komisja skrutacyjna została wybrana. Stołeczny sąd rejonowy orzekł, że w tym zakresie decyzja prokuratury o odmowie wszczęcia postępowania jest zdecydowanie przedwczesna. A zgromadzony w sprawie materiał dowodowy nie uzasadnia słuszności takiej decyzji.

Przeczytaj także:

Sąd podkreślił, że pierwsza komisja, która została powołana do wyboru komisji skrutacyjnej, uznała, że nie wybrano jej członków. Bo żaden z kandydatów nie otrzymał większości głosów. Ale Zaradkiewicz nie uznał decyzji tej komisji. Sam zmienił wynik głosowania i ogłosił, że komisję skrutacyjną jednak wybrano, co zdaniem sądu „w sposób oczywisty wskazuje na możliwość popełnienia przestępstwa”.

Dlatego w tym zakresie sąd uchylił odmowę wszczęcia śledztwa przez prokuraturę. I nakazał postępowanie, w ramach którego prokuratura zwróci się do SN o protokół pierwszej komisji, w którym stwierdzono, że komisji skrutacyjnej nie wybrano.

Prokuratura ma sprawdzić, jaki był wynik głosowania. Ma też rozważyć przesłuchanie jako świadków członków tej pierwszej komisji oraz neosędziego SN Kamila Zaradkiewicza. Dopiero potem ma ocenić czy „komisarz” prezydenta Dudy złamał prawo.

Na zdjęciu u góry neosędzia SN Kamil Zaradkiewicz. Zdjęcie zrobione w maju 2020 roku w przerwie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN. Fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl.

Sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Marta Pilśnik. To ona orzekła, że prokuratura ma ocenić zmianę przez Zaradkiewicza wyników wyboru komisji skrutacyjnej. Fot. Zrzut z ekranu.

Jak Zaradkiewicz został „komisarzem”

Wybór następcy I prezes SN Małgorzaty Gersdorf to był ważny moment w przejmowaniu przez PiS kontroli nad sądami. PiS wcześniej próbował Gersdorf bezprawnie usunąć w trakcie kadencji, wysyłając ją na wcześniejszą emeryturę wraz z innymi starszymi sędziami SN.

Ale w 2018 roku w obronie SN wyszli na ulice obywatele. Zaprotestowała też Komisja Europejska. I PiS wtedy częściowo ustąpił. Ale i tak wielokrotnie znowelizował ustawę o SN, tak by powoływani od 2018 roku – przez nielegalną neo-KRS – neosędziowie SN mieli kontrolę nad wyborem kandydatów na nowego I prezesa SN oraz na prezesów Izb SN.

Prezydent Andrzej Duda miał dostać kilku kandydatów do wyboru, a wśród nich neosędziów, którzy wtedy w SN byli jeszcze w mniejszości. Kandydatów wybrało Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, na którym legalni sędziowie SN mieli większość.

Okazało się, że kluczowe jest, kto prowadzi obrady i kto liczy głosy. Sędziowie mieli pretensje, że Zgromadzenia Wyborczego nie zwołała i nie poprowadziła ustępująca Gersdorf. Nie zrobiła tego, bo była epidemia i obawiała się o zdrowie starszych sędziów SN.

Gdy upłynęła jej kadencja, prezydent Duda skorzystał z uchwalonych przez PiS przepisów i powołał swojego „komisarza” w SN, którego celem było przeprowadzenie wyborów kandydatów na I prezesa SN. Został nim Kamil Zaradkiewicz, były pracownik legalnego TK, który skonfliktował się z prezesem Andrzejem Rzeplińskim i wziął udział we wprowadzanych przez PiS zmianach w sądach.

Odszedł z TK. Pracował w resorcie ministra Zbigniewa Ziobry, który w 2018 roku osobiście poparł jego wybór do SN podczas obrad nielegalnej KRS.

Pierwszą decyzją Zaradkiewicza jako „komisarza” SN była dekomunizacja galerii I prezesów SN. Na początku maja 2020 roku wyrzucił z niej zdjęcia 6 prezesów SN z okresu PRL. Potem chciał przejąć precedensowe pozwy z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN o ustalenie, że neo-sędziowie SN nie są legalnymi sędziami. Nie udało mu się to.

Tymczasowy I Prezes SN Kamil Zaradkiewicz
Kamil Zaradkiewicz jako tymczasowy prezes SN prowadzi Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN w maju 2020 roku. Fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl.

Jak Zaradkiewicz prowadził obrady Zgromadzenia SN

Na początku maja 2020 roku Zaradkiewicz jako tymczasowy prezes SN zwołał też Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN i je prowadził. Wprowadzono restrykcje sanitarne, sędziowie siedzieli w kilku salach, łącząc się zdalnie.

Zgromadzenie to samorząd sędziowski. Gdyby stosowano dotychczasowe zasady wybory I prezesa SN, to kandydatem na następcę Gersdorf zostałby wybrany sędzia SN z Izby Karnej prof. Włodzimierz Wróbel z UJ. Jest on autorytetem prawnym. Wróbel wtedy jako jedyny dostał poparcie ponad 50 procent sędziów SN.

Ale atmosfera podczas Zgromadzenia od początku była konfrontacyjna. Zaradkiewicz lekceważył legalnych sędziów SN. Odbierał im głos i odrzucał ich wnioski. Parł do wyboru kilku kandydatów dla Dudy. Obrady prowadził arbitralnie. Starzy sędziowie chcieli m.in.

– przyjęcia porządku obrad i zasad głosowania nad kandydaturami, – wyłączenia z obrad sędziów z nielegalnej Izby Dyscyplinarnej, – dopuścić media do udziału w Zgromadzeniu (początkowo obrady toczyły się przy drzwiach zamkniętych).

Ich wnioski przepadły, poza zgodą na wstęp mediów. W pierwszym dniu obrad 8 maja 2020 roku głosowano też nad wyborem komisji skrutacyjnej, której zadaniem było policzenie głosów w wyborach kandydatów na I prezesa SN.

Ten moment okazał się kluczowy. Do komisji wytypowano po 1 osobie z każdej Izby SN, w tym z nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz z Izby Dyscyplinarnej. Ale w głosowaniu nie dostały one poparcia. Następnego dnia Zaradkiewicz sam ustalił zasady wyboru komisji skrutacyjnej.

Uznał, że będzie po dwóch kandydatów z każdej Izby, a sędziowie mają za nimi oddawać tylko głosy „za”. I zostanie wybrana ta osoba, która dostanie więcej głosów. Odbyło się głosowanie. Ale komisja powołana do liczenia głosów nad kandydaturami do komisji skrutacyjnej inaczej policzyła głosy. I wyszło jej, że żaden z kandydatów nie dostał poparcia. Okazało się bowiem, że większość głosów była na „nie”. Legalni sędziowie głosowali na „nie” w geście sprzeciwu wobec tego, jak traktował ich Zaradkiewicz.

W komisji, która liczyła głosy w wyborach do komisji skrutacyjnej, było pięciu sędziów – po jednym z każdej Izby. Z nowych Izb była neosędzia Małgorzata Bednarek z Izby Dyscyplinarnej (była prokurator, współpracowniczka Ziobry) i neosędzia, prof. Antoni Bojańczyk z Izby Kontroli.

Bojańczyk poparł taki wynik głosowania do komisji skrutacyjnej. Bednarek zgłosiła zdanie odrębne, część głosów „starych” sędziów chciała uznać za nieważne. Gdy Zaradkiewicz zobaczył protokół tej komisji, uznał, że źle policzyła głosy – wbrew jego regułom. A potem ogłosił przerwę w obradach.

Przerwę tłumaczył koniecznością odkażenia sal oraz zapewnienia sędziom środków higienicznych (to środki ostrożnościowe przeciwko koronawirusowi). Po kilku dniach wznowił obrady i niespodziewanie ogłosił nowe wyniki wyboru członków komisji skrutacyjnej. Uznał, że ich wybrano.

Mężczyzna w okularach
Sędzia SN, prof. Włodzimierz Wróbel. To on był najpoważniejszym kandydatem na następcę Małgorzaty Gersdorf. Fot. Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl.

Jak sąd ocenił inne zarzuty

Decyzja Zaradkiewicza o zmianie wyników głosowania i wyborze komisji skrutacyjnej otworzyła drogę do zgłaszania kandydatów na I prezesa SN (według zasad wcześniej określonych przez PiS) i ich wyboru.

W efekcie prezydent wybrał na następcę prezes Gersdorf, neosędzię SN Małgorzatę Manowską. Jak się niedawno okazało, jest z nią w przyjacielskiej relacji, odwiedzają się w domach. A na prof. Włodzimierza Wróbla, który wtedy jako jedyny miał poparcie większości sędziów SN, spadły potem represje.

Prokuratura Krajowa chciała mu uchylić immunitet za błąd pracownika sekretariatu. Prof. Wróbel krytykował sposób prowadzenia Zgromadzenia przez Zaradkiewicza, krytykował też niszczenie niezależności sądów przez rząd PiS.

Zaradkiewicz nie doprowadził jednak do końca obrad wyborczych Zgromadzenia. Sam zrezygnował, bo legalni sędziowie SN cały czas protestowali przeciwko temu, jak się zachowywał. Zastąpił go kolejny „komisarz” Dudy, neosędzia Aleksander Stępkowski, który obrady Zgromadzenia prowadził w podobnym stylu.

Zawiadomienie Iustitii do prokuratury obejmowało też inne zachowania Zaradkiewicza podczas Zgromadzenia. Ale Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w październiku 2023 roku badając odwołanie stowarzyszenia, podzielił ocenę prokuratury, że nie doszło do złamania artykułu 231 kodeksu karnego. Mówi on o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków służbowych.

Sąd uznał, że nie jest konieczne prowadzenia śledztwa w zakresie nieustalenia porządku obrad na tym Zgromadzeniu, czy ustalenia wzoru kart do głosowania.

Sąd uznał, że ani wiele razy nowelizowana przez PiS ustawa o SN, ani narzucony w 2018 roku przez prezydenta Dudę nowy Regulamin SN, nie nakładały na przewodniczącego Zgromadzenia obowiązku przyjęcia porządku obrad. Sąd zauważył, że Zaradkiewicz występował wtedy do prezydenta o rozważenie zmiany Regulaminu SN pod kątem uregulowania procedowania Zgromadzenia nad wyborem kandydatów na I prezesa SN.

Prezydent tego nie uwzględnił. Dlatego sąd uznał, że nie doszło tu do złamania prawa.

Zgromadzenie z maja 2020 roku dzięki, któremu prezydent wybrał Małgorzatę Manowską na I prezesa SN, było ostatnim Zgromadzeniem Sędziów SN. Do dziś nie zwołano kolejnego, choć Zgromadzenie powinno zbierać się co najmniej raz w roku. Manowska zasłania się epidemią koronawirusa, choć w całej Polsce nie ma już obostrzeń.

W ten sposób unika jednak krytyki swoich rządów – a odpowiada ona za upadek autorytetu SN – oraz powrotu do dyskusji o okolicznościach, w których ją wybrano. A z powodu zarzutów sędziów SN wobec sposobu prowadzenia Zgromadzenia, podważana jest legalność jej wyboru.

Rezygnacja Zaradkiewicza z funkcji tymczasowego I prezesa SN nie była jedyna. Pod koniec rządów PiS w 2023 roku nagle został powołany przez ministra Ziobrę na dyrektora ważnej Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Ten ruch miał uniemożliwić zmiany kadrowe w kształcącej przyszłych sędziów i prokuratorów szkole. Bo nie można łatwo odwołać dyrektora w trakcie kadencji.

Ale niespodziewanie w styczniu 2024 roku Zaradkiewicz sam zrezygnował. Spekuluje się, że uprzedził ruch ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, który i tak miał go odwołać. Na nowego dyrektora KSSiP Bodnar ogłosił konkurs.

Małgorzata Manowska
Małgorzata Manowska, neo-sędzia na stanowisku I prezesa SN. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl.
;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze