„Lewica płaci za to, że PO przejmuje jej postulaty. Strategia Tuska jest taka, by odbierać jej elektorat i punkty programowe. Jeżeli Nowa Lewica zostanie wchłonięta przez KO, to na Razem spocznie zadanie odbudowy niezależnej formacji” – mówi socjolog prof. Przemysław Sadura
„Lewica jako jedyna z partii Koalicji 15 października ma elektorat, dla którego nie jest ważne, czy zostanie utrzymana jedność koalicji. Jeśli kluczowe postulaty dotyczące praw kobiet i aborcji nie zostałyby spełnione, w pokoleniu młodych kobiet istnieje gotowość do akceptacji decyzji o opuszczeniu przez Lewicę tej koalicji” – mówi w rozmowie z OKO.Press prof. Przemysław Sadura, szef Katedry Polityki na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i kurator instytutu badawczego „Krytyki Politycznej”.
„Lewica cierpi na kryzys przywództwa. Badania sondażowe, które prowadziliśmy ze Sławkiem Sierakowskim pokazują, że elektorat Lewicy obdarza większym zaufaniem Trzaskowskiego niż kogokolwiek z tego triumwiratu” – dodaje socjolog. Co powinna zrobić Lewica, aby wyjść z obecnego kryzysu?
Natalia Sawka, OKO.Press: Oglądałeś wieczór wyborczy sztabu Lewicy?
Prof. Przemysław Sadura*: Tak.
I co zauważyłeś?
Że jej wizerunek wydaje się niespójny. Lewica stara się przyciągnąć młode kobiety poprzez swój program, a podczas wieczoru wyborczego dominował triumwirat: Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg i Robert Biedroń.
Magdalena Biejat również była obecna.
W innych sztabach tych kobiet było więcej. Na wieczorze wyborczym Trzeciej Drogi, owszem, widać było Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza, jednakże byli oni otoczeni wieloma liderkami swojej partii. Tusk od razu nazwał Rafała Trzaskowskiego bohaterem wieczoru i pogratulował Aleksandrze Dulkiewicz wspaniałego wyniku. Z kolei Trzaskowski podziękował warszawiankom i warszawiakom i zaprosił na scenę pomagające mu w kampanii polityczki.
Lewica cierpi na kryzys przywództwa. Badania sondażowe, które prowadziliśmy ze Sławkiem Sierakowskim pokazują, że elektorat Lewicy obdarza większym zaufaniem Trzaskowskiego niż kogokolwiek z tego triumwiratu.
A sam wynik Lewicy cię zaskoczył?
Mamy dobry wynik Magdaleny Biejat (na zdjęciu) w Warszawie, choć pozostawia on niedosyt – Lewica liczyła, że wyprzedzi kandydata Prawa i Sprawiedliwości Tobiasza Bocheńskiego oraz że dojdzie do drugiej tury. Wynik Biejat (12,6 proc.) jest jednak lepszy niż wynik Lewicy w 2018 roku i kilkakrotnie wyższy od wyniku, jaki Lewica osiągnęła w wyborach samorządowych w skali całego kraju
Czy wobec tego Biejat może mieć szansę na start w wyborach prezydenckich?
Jej wynik w wyborach samorządowych jest trochę za słaby, aby mogła być tego pewna.
Dlaczego?
Ponieważ przed chwilą przegrała z Trzaskowskim. Jeśli kandydatem Platformy Obywatelskiej będzie prezydent stolicy, a wiele na to wskazuje, bo wynik warszawski umocnił jego kandydaturę, szanse Biejat na wygraną w walce o fotel prezydenta są niewielkie.
Mimo, że jej dwucyfrowy wynik jest lepszy niż wynik Lewicy w ostatnich wyborach do parlamentu?
I to jest wskazówka. PiS w kampanii opuścił Warszawę i wielkie aglomeracje, żeby skupić się na cenniejszej dla niego prowincji.
Lewica powinna skupić się na aglomeracjach i dużych miastach, żeby zbudować sobie twarde zaplecze.
Kandydatura Tobiasza Bocheńskiego była rezygnacją PiS z walki o Warszawę?
To był eksperyment. Natomiast po jesiennych wyborach, kiedy PiS poczuło zagrożenie, jego partyjni gracze skupili się na skonsolidowaniu twardego elektoratu, dzięki czemu wybronili swój matecznik w postaci województw Polski wschodniej. Partia Jarosława Kaczyńskiego jest w stanie się przegrupować i ruszyć z kontratakiem. PiS odnosi dobre wyniki, nie wychodząc poza swój tradycyjny elektorat, tylko mobilizując go w niewyobrażalnym wcześniej stopniu.
Lewica powinna wykonać podobny manewr?
Owszem, chodzi o zapewnienie wiarygodności w swoim twardym elektoracie, który składa się z progresywnych, liberalnych mieszkanek wielkich miast i młodych kobiet.
Czyli osoby, które głosowały na Biejat w Warszawie to reprezentatywny elektorat Lewicy?
Warszawa to nietypowy samorząd, ale można ją porównywać do największych aglomeracji. Nie wiem, czy obecnie Lewica nie powinna skupić się na elektoracie spoza największych miast – bo to w nich jest ten kluczowy elektorat młodych kobiet. Wybory 2023 roku pokazały, że twardy elektorat lewicy to kobiety z najmłodszej grupy wiekowej, w wieku 18-29 lat. Wśród nich była w stanie uzyskać dwudziestokilkunastoprocentowy wynik, czyli trzy razy większy niż w całym kraju (exitpolls Ipsos). Lewica jako jedyna z partii Koalicji 15 października ma elektorat, dla którego nie jest ważne, czy zostanie utrzymana jedność koalicji. Jeśli kluczowe postulaty dotyczące praw kobiet i aborcji nie zostałyby spełnione, w pokoleniu młodych kobiet istnieje gotowość do akceptacji decyzji o opuszczeniu przez Lewicę tej koalicji. Oczywiście nie od razu. Błąd Razem polega na tym, że politycy tej partii nie weszli do rządu.
Co przez to rozumiesz?
Pozbawili się wpływu na koalicjantów, takiej presji, którą można byłoby wykorzystać przeciwko Szymonowi Hołowni i tendencjom Trzeciej Drogi, żeby opóźniać w bardzo złym stylu dyskusję o projektach aborcyjnych i prawach kobiet. Okazuje się, że wyborcy Razem, z którymi rozmawiałem, nawet nie wiedzą, że Razem nie jest w rządzie.
Lewica płaci za to, że Platforma przejmuje jej postulaty.
Strategia Donalda Tuska jest taka, by odbierać jej elektorat i punkty programowe. Jeżeli Nowa Lewica zostanie wchłonięta przez KO, to na Razem spocznie zadanie odbudowy niezależnej formacji. Ich struktury lokalne mogłyby być trochę mocniejsze. Dla lewicy lepiej byłoby, gdyby Razem wyciągnęło z objęć Koalicji Obywatelskiej Nową Lewicę, bez wychodzenia z rządu, ale by zachować tę niezależność już teraz. Dlatego też lewica powinna się wyraźniej od Platformy Obywatelskiej odróżnić.
W jaki sposób?
Tak jak dotąd, tzn. konsekwentnie walczyć o prawa kobiet i osób LGBT oraz szukając innych tematów, na które ma dobry pomysł, a są ważne dla jej elektoratu. To między innymi polityka mieszkaniowa.
Przecież Magdalena Biejat mówiła w kampanii o tanich mieszkaniach na wynajem.
Moim zdaniem debata była trochę ukształtowana przez spór dotyczący aborcji. Jeśli jesteś mniejszą siłą, to bardzo trudno ci się przebić z innymi postulatami. Aborcja ten temat trochę przysłoniła, a w Polsce ceny mieszkań są rekordowo wysokie. Trzecia Droga zadbała o to, żeby zniechęcić pokolenie Strajku Kobiet do pójścia do wyborów, z drugiej strony za mało zrobiono w kampanii wyborczej. Nie czuć było tej energii sprzed 15 października.
Gdzie się ona zatem podziała?
Jesienią, parę tygodni po wyborach zrobiłem z Ipsosem sondaż, w którym pytałem m.in. młodych i kobiety o gotowość do udziału w wyborach do europarlamentu. Już wtedy widać było, że efekt 15 października się nie utrzymał. Frekwencja w tych grupach wróciła do niższych poziomów notowanych w poprzednich wyborach.
Co się stało?
Do wyborów jesienią poszło zmobilizowane pokolenie Strajku Kobiet – na to wpływ miało poniekąd ogłoszenie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w 2021 roku, które było doświadczeniem formatywnym dla młodych osób. To była dla nich lekcja obywatelskiego zaangażowania. Do wyborów poszła wtedy też inna grupa, trochę mniej zaangażowana – to byli ci, którzy zostali przyciągnięci do urn przez dobrze stargetowaną kampanię profrekwencyjną. Myślę o zaangażowaniu celebrytek w promowanie aktywności wyborczej i wytworzeniu trendu na zachęcanie do udziału w wyborach.
Zdarzało się, że ludzie zrywali przyjaźnie, bo znajomy głosował na PiS lub na PO. W fokusach, które prowadziłem w październiku, młode osoby wspominały o kończeniu przyjaźni, gdy ktoś nie brał udziału w wyborach i nie wziął zaświadczenia z urzędu gminy.
A nie jest tak, że młodzi są zmęczeni emblematami partyjnymi?
To nie o to chodzi. Młodzi bardzo mało wiedzą o lokalnej polityce. Jeśli już to z mediów społecznościowych.
To w jaki sposób przyciągnąć młodych do kolejnych wyborów?
Szansą na ich odzyskanie jest podbicie polaryzacji. To polaryzacja mocno podbiła frekwencję w wyborach samorządowych. Kiedyś była taka zależność, że im ludzie lepiej wykształceni i zamożniejsi, tym chętniej idą do wyborów, ale była też taka, że im większa miejscowość zamieszkania, tym większa frekwencja.
W wyborach lokalnych przez długi czas było odwrotnie.
Im mniejsza miejscowość, tym większa frekwencja. Natomiast w aglomeracjach ludzie czuli się wyalienowani. Tak zwane warszawskie słoiki nie głosowały w wyborach samorządowych w Warszawie. Dopiero polaryzacja, która zaczęła podnosić frekwencję we wszystkich typach wyborów, podbiła uczestnictwo w samorządowych, ale nie dlatego, że ci ludzie poczuli się mniej wyalienowani z tkanki miejskiej. Przede wszystkim dlatego, że kampania samorządowa była o walce Polski liberalnej z Polską solidarną, czy o walce PiSu z anty-PiSem. Tylko na tym można było zwiększyć zaangażowanie młodych w wybory samorządowe.
Trzeba było odwołać się do emocji złości na PiS.
Jak spojrzymy na wyniki poparcia na partie w tej najmłodszej grupie wiekowej, to 15 października PiS był na piątym miejscu, a teraz wskoczył na drugie. Złość na PiS nie był tą emocją, która ciągnęła młodych na wybory samorządowe.
Co musi się wydarzyć, by frekwencja w wyborach do Europarlamentu była wysoka?
Będzie spektakularna tylko wtedy, gdy te wybory przybiorą formę plebiscytu dotyczącego przyszłości członkostwa w Unii Europejskiej. Tak jak wybory są świętem demokracji, tak plebiscyt jest świętem populizmu. Dzisiaj wiemy, że jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Nie tylko PiS i Konfederacja będą w to grały – Koalicja 15 października nie ma alternatywy.
To jest ryzykowne.
Owszem, wiemy, czym to się skończyło w przypadku Zjednoczonego Królestwa. Pewnie ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujemy to walka zwolenników Unii ze zwolennikami Polexitu, ale chyba nas to czeka. Trzeba podbijać nastroje. Jeszcze ten jeden wysiłek, a potem już tylko bój o pałac prezydencki. Dopiero po pokonaniu kandydata populistycznej prawicy w wyborach prezydenckich będzie można myśleć o szansie na zrealizowanie większości postulatów partii składających się na koalicję rządzącą.
*Dr hab. Przemysław Sadura – profesor UW, szef Katedry Socjologii Polityki na Wydziale Socjologii UW, kurator instytutu badawczego „Krytyki Politycznej" autor m.in. książki „Państwo, szkoła, klasy”.
Wspólnie ze Sławomirem Sierakowskim od kilku lat bada kondycję Polaków (raporty „Polityczny cynizm Polaków„ i „Koniec hegemonii 500 plus” i „Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom”). Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazał się ich książka „Społeczeństwo populistów".
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Władza
Wybory
Magdalena Biejat
Rafał Trzaskowski
Nowa Lewica
Partia Razem
Platforma Obywatelska
Prawo i Sprawiedliwość
eurowybory
młodzi
populizm
samorząd
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze