"Jak się takich głupot słucha i jest sędzią karnym z 30-letnim stażem, to ma się ciarki na plecach" - mówi OKO.press pozbawiona immunitetu sędzia Beata Morawiec. Czy nie czuje się wyróżniona jako pierwszy niepokorny sędzia ukarany w ten sposób? "Dziękuję za takie zaszczyty"
Piotr Pacewicz, OKO.press: Napisaliśmy, że "pod osłoną nocy" została pani 12 października 2020 pierwszym niepokornym sędzią pozbawionym immunitetu. Jaka była Pani pierwsza reakcja? Zaskoczenie? Poczucie wyróżnienia i duma? Przerażenie?
Sędzia Beata Morawiec*: Żadne z takich uczuć. Tego się właśnie spodziewałam. Ale muszę powiedzieć, że przebieg posiedzenia, mimo wszystko mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że to będzie wyglądać aż tak.
Zapytam, jak na prokuratorskim przesłuchaniu: co Pani robiła w poniedziałek 12 października od południa do 21:30, kiedy Izba Dyscyplinarna SN ogłosiła uchwałę?
Od rana byłam w moim Sądzie Okręgowym [w Krakowie], w wydziale IV Odwoławczym, gdzie orzekam od 20 lat. Wydawałam wyroki, orzekałam, a po skończonej wokandzie pisałam uzasadnienia i przygotowywałam się do następnych spraw.
Skazała pani jakiegoś nieszczęśnika?
Panie redaktorze, jestem od wydawania sprawiedliwych wyroków, a nie karania niewinnych ludzi. Ale uspokoję pana: mogłam kogoś uniewinnić, bo miałam mocne podstawy, by to zrobić. To dla sędziego zawsze pozytywna okoliczność.
Ale potem... Wychodzę z sali rozpraw po ogłoszeniu tego wyroku i nagle widzę kolegów sędziów stojących z kwiatami i słyszę, jak biją brawo. Minęła chwila nim zrozumiałam, że przyszli okazać mi wsparcie. Poczułam łzy pod powiekami.
Mówiłam niedawno panu, że jestem silną kobietą, nie roztkliwiam się nad sobą, nie jestem płaczliwa, ani nie użalam się nad tym, co mnie spotyka. Odwrotnie, jestem zadziornym człowiekiem. Ale takie wyrazy sympatii rozkładają mnie na łopatki.
Nie płacze pani nad swoim losem, tylko wzrusza panią fakt, że ktoś panią kocha i szanuje.
Tak. Cóż na to poradzę? Uważam, że każdy człowiek w pewnym momencie musi te łzy z oka wypuścić, żeby zachować zdrowie psychicznie. To także nas buduje.
Kto przekazał informację, że traci pani immunitet i prokuratura może się za panią zabrać?
Dostawałam SMS-y od adwokatów i kolegów, przychodziły przez cały dzień. To było stresujące, ale o 21:30 zakończyło się w oczekiwany sposób. Poczułam zmęczenie, fizyczne zmęczenie, ale równocześnie zero spięcia mięśni.
Czyli reakcja raczej zdrowa. Wiem, jak dalej walczyć, zawsze wiedziałam.
Przykre jest tylko to, że niektórzy ludzie uważają, że mogłam coś więcej, no nie wiem, czy mogłam coś więcej. Wydaje mi się, że zrobiłam wszystko, co mogłam.
Od orzeczenia Adama Tomczyńskiego może Pani odwołać się do trzyosobowego składu Izby Dyscyplinarnej.
Tak, do tej samej Izby Dyscyplinarnej. Zrobię to na sto procent. Poziom uchybień, które zaprezentował pan Tomczyński prowadząc posiedzenie, sięga zenitu. Nawet gdybym zgadzała się z treścią orzeczenia (a nie zgadzam się), to musiałabym wnieść zażalenie w obronie elementarnych zasad sztuki sędziowskiej.
Nie prowadził postępowania jawnie, nie dopuścił do obecności na sali posiedzeń przedstawicieli społecznych, osób zaufania publicznego, nawet sędziów SN nie wpuszczono na salę, za to była policja.
W ten sposób chciał ukryć przed opinią publiczną to, jak skutecznie moi obrońcy deprecjonują prokuratorski wniosek o uchylenie immunitetu wykazując bezzasadność twierdzeń prokuratury i podważając wartość przedstawionych dowodów. Rażąco naruszył przepisy prawa procesowego, dokonując jednostronnej, bezrefleksyjnej oceny zgromadzonego materiału dowodowego, bez jego logicznej analizy. Nie rozpoznał wniosku o wyłączenie sędziego, procedował przez 11 godzin do godz. 21:30. Wydał też uchwałę nieistniejącą.
?
Zgodnie z wymogami ustawy o ustroju sądów powszechnych powinien ogłosić ją wraz z uzasadnieniem - czego nie uczynił. W sposób nieznany prawu odroczył sporządzenie uzasadnienia o dwa dni i ponownie łamiąc zasady, podał ustnie motywy zapadłej uchwały.
Wykonał polecenie partyjne?
Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę politykiem, bo jako sędzia RP muszę być niezależna i niezawisła, dlatego nie będę pod tym kątem oceniała pana Tomczyńskiego. Niech wszyscy, którzy czytają ten wywiad, wyrobią sobie zdanie.
Czy może nam pani coś więcej powiedzieć o sędzim Adamie Tomczyńskim? Zanim dostał się do SN jako komentator w prorządowych mediach wspierał „reformy sądownictwa". Już jako sędzia udostępniał na Twitterze zachęty do głosowania na PiS.
Nie chcę tego robić, bo uważam, że pan, który zasiada na tej pozycji, w takim momencie, podejmuje takie decyzje, sam się wystawia na osąd środowiska i opinii publicznej. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, gdy zachowuje się nieodpowiedzialnie. Trudno to nazwać dochodzeniem sprawiedliwości.
Jeśli ktoś, kto nigdy nie orzekał w sprawach karnych i dawno zapomniał, że jest sędzią, bo wiele lat temu odszedł z zawodu (nie powiem w jakich okolicznościach) i został radcą prawnym, próbuje orzekać na podstawie ustawy o ustroju sądów powszechnych i kodeksu postępowania karnego, to wychodzi tak, jak wyszło panu Tomczyńskiemu.
Powtarzam z uporem godnym lepszej sprawy: każdy ma prawo do autokompromitacji. Nie wolno tego prawa nikomu odbierać.
Na rozprawie w Izbie Dyscyplinarnej pojawił się też Przemysław Radzik, zastępca rzecznika dyscyplinarnego, instytucji powołanej przez Ziobrę. Pilnował interesu? Ta sama izba odrzuciła w czerwcu 2020 wniosek prokuratora, by odebrać immunitet Igorowi Tulei.
Radzik był obecny także na rozprawie Igora. Jest stroną postępowania, prokurator zawiadamia rzecznika dyscyplinarnego, że ma zamiar wystąpić z wnioskiem o uchylenie immunitetu. Teoretycznie może być osobą neutralną w procesie, może popierać wniosek prokuratora, albo go torpedować. Nawet nie wiem, na ile aktywny był pan Radzik. Koledzy mi powtórzyli, że kiedy moi obrońcy powiedzieli, że w mojej sytuacji może znaleźć się każdy sędzia, powiedział publicznie, że bardzo mi współczuje.
Hipokryzja czy wyrzuty sumienia?
A skąd ja mam wiedzieć?
Co dokładnie oznacza utrata immunitetu?
Jest to ważny etap postępowania karnego. Uprawniony organ wyraża zgodę na prowadzenie postępowania wobec sędziego, choć sędzia posiada gwarancję konstytucyjną niezawisłości i dlatego cieszy się immunitetem. Do Izby Dyscyplinarnej nie należała tu pełna ocena materiału dowodowego, którą musiałby przeprowadzić sąd rozpoznając sprawę, wystarczy, by prokurator uprawdopodobnił zarzut, a organ orzekający o uchyleniu immunitetu uznał to za wystarczające.
Natomiast to, co zrobił pan Tomczyński jest skandalem. Wystarczy przeczytać jego komunikat, który wisi na stronie SN - on tam już mnie skazał. Ten pan zapomniał o podstawowej zasadzie prawa karnego - domniemaniu niewinności. To oskarżyciel musi dowieść winy podejrzanego, a nie podejrzany udowadniać swoją niewinność, a do tego mnie właśnie zmuszają.
Gdyby takie orzeczenie jak pana Tomczyńskiego trafiło do mnie, jako sędziego odwoławczego w wydziale karnym, to nie tylko nadawałoby się do uchylenia, ale również na wytyk orzeczniczy.
Ale cóż, to nie ja będę oceniać jego postępy w pracy zawodowej. Jego orzeczenie ocenią koledzy z tej samej izby w składzie trzyosobowym.
Uzasadnienie wyroku niby niczego nie przesądza, ale stwierdza, że "w ocenie Sądu Najwyższego, obszerny materiał dowodowy jednoznacznie wskazuje na popełnienie przez sędzię Beatę M. czynów wskazanych we wniosku, zaś obrona nie przedstawiła przekonujących argumentów podważających te ustalenia" (cała uchwała jest tutaj).
Uzasadnienie jest przerażające.
Pan Tomczyński powinien być prokuratorem, a nie osobą wymierzającą sprawiedliwość.
Nie tylko tendencyjnie prowadził postępowanie, ale doprowadził do publicznego linczu na mnie i poprzez brak oceny całości zgromadzonego materiału dowodowego, stronniczą ocenę przedstawionych dowodów, powoływanie się na trzy źródła dowodowe, z których dwa to dowody ze słyszenia, z tych w typie "radia Erewań", a jeden jest całkowicie nieweryfikowalny - doprowadzono do mojego publicznego linczu.
Jak w takiej sytuacji się bronić? Przypomina to dawno minione czasy.
Prokuratura zarzuca pani przyjęcie łapówki w postaci telefonu komórkowego oraz wzięcie 5 tys. zł za nienapisaną ekspertyzę.
5000 brutto, czyli 4200 zł.
Który z tych zarzutów jest bardziej bezczelny?
Dla mnie łapówka, zdecydowanie. To jest jakiś totalnie wymyślony, sfabrykowany stan faktyczny, stworzony na potrzeby chwili, matrix, irracjonalna głupota. Przepraszam, że tak mówię, ale ja nawet nie wiem, kim jest ten pan Marek Biernat. Znam prof. Biernata, ale on ma na imię Stanisław.
W uzasadnieniu uchwały SN cytuje za prokuraturą, że pani "była znana osobiście dyrektorowi Sądu Apelacyjnego, przez którego poznała [Biernata] będącego autoryzowanym doradcą biznesowym. Świadczył on na zlecenie dyrektora jako 'opiekun klienta' usługi na rzecz sędziów w zakresie wyboru służbowych telefonów komórkowych".
Pana dyrektora Sądu Apelacyjnego poznałam na samym początku pracy, ponad 30 lat temu. Obejmował kolejno stanowiska w administracji krakowskich sądów. Nasza znajomość miała charakter czysto służbowy. Przez wiele lat pełniłam funkcję Prezesa Sądu Rejonowego, a potem Prezesa Sądu Okręgowego - musieliśmy współpracować. Współpraca ta była ze strony pana dyrektora profesjonalna, nie rodziła konfliktów. Jednakże wobec sytuacji życiowej, w jakiej się znalazł, jego wypowiedzi winny być oceniane z dużą dozą ostrożności. Wieloletni areszt i toczące się przeciwko niemu postępowanie karne, podważają wiarygodność jego słów. Jest kolejnym świadkiem ze słyszenia.
Wciąż powtarzam, że nie znam osoby, o której mówi pan dyrektor. W momencie opisywanym przez prokuratora pełniłam obowiązki Rzecznika Dyscyplinarnego w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Nie byłam ani Prezesem, ani Dyrektorem Sądu, nie było żadnego powodu, by ktoś konsultował ze mną cokolwiek dotyczącego "opiekuna klienta świadczącego usługi w zakresie wyboru służbowych telefonów komórkowych".
"W czasie poprzedzającym rozprawę apelacyjną spotkała się pani oskarżonym i po wysłuchaniu jego krytycznych uwag dotyczących orzeczenia sądu I instancji zapewniła go, iż w jego sprawie zapadnie dla niego korzystne orzeczenie". Tak według prokuratury zeznał pan od telefonów.
Z tego co wiem, ten człowiek zeznał, że miałam mu powiedzieć, że w sądzie okręgowym są doświadczeni sędziowie i na pewno wydadzą sprawiedliwy wyrok, po czym wydałam sprawiedliwy wyrok, a on chodził po sądzie i wychwalał mnie, że wydałam sprawiedliwy wyrok i wypytywał, co ma mi za to dać i uznał, że da mi telefon.
Najciekawsze w tej konfabulacji jest to, że nie wiadomo, kiedy i gdzie miałam się spotykać z tym panem (zeznania są ciągle zmieniane), kiedy i gdzie miałam przyjąć ów telefon, gdzie ten pan go nabył (czy od operatora, czy w komisie, czy może od złodzieja), ani nawet co to był za telefon, jakiej marki. Nie wie, nie pamięta.
I tego telefonu fizycznie nie ma?
Pewnie, że nie, nigdy go nie było.
Nie pytam, czy pani ma go w szufladzie. Tylko, że czy prokuratura ma jakiś jego ślad. Bilingi...
Nie da się niczego ustalić, bo ten pan niczego nie pamięta. Tworzy rzeczywistość na potrzeby prokuratury.
Jak się takich głupot słucha i jest się sędzią karnym z 30-letnim stażem, to ma się ciarki na plecach.
Pani pieczołowicie wykazała, że rzekomo nienapisana analiza została napisana. Gdy w prawicowych mediach pojawił się kontrolowany przeciek o zarzutach prokuratora, pani ją wydrukowała i umieściła w sieci. Dowód swej niewinności.
Analiza na temat egzekucji należności sądowych została ukończona 14 marca 2013 roku, a plik na moim komputerze był ostatnio modyfikowany tego samego dnia o godzinie 19:16. Zamiast występować o uchylenie immunitetu i robić mi przeszukanie mieszkania w poszukiwaniu dowodów, że jej nie napisałam, prokuratura powinna była mnie po prostu zapytać, czy to zrobiłam, czy nie.
Nie zapytali, bo im potrzebny był zarzut, a nie wyjaśnienie.
Ten zarzut mógł się też wziąć ze zwykłej fuszerki. Bo jak się dowiedziałam z uzasadnienia postanowienia o przeszukaniu moich pomieszczeń, w lutym 2018 roku prokuratura zwróciła się do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, aby to moje opracowanie im przedstawił. Sąd odpisał, że go nie mają. Ale czy prokuratura sprawdziła zgromadzone przez samą siebie materiały dowodowe w sprawie dyrektora krakowskiego Sądu Apelacyjnego Andrzeja Pęcaka? Ze mną nie godziło się rozmawiać.
Ale po co? Po co sprawdzać, po co rzetelnie gromadzić materiał dowodowy, jak można zrobić hucpę.
Czyli ta pani analiza mogła zostać zabrana z sądu w Krakowie w ramach działań śledczych.
Może być obecnie materiałem dowodowym w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie, gdzie toczy się postępowanie przeciwko byłemu Prezesowi Sądu Apelacyjnego w Krakowie, albo przeciwko dyrektorowi tego Sądu, albo przeciwko któremukolwiek z dyrektorów, którym postawiono zarzuty.
Ale teraz ja zapolemizuję z panem.
Zarzut oszustwa na umowie jest bezczelny, ale łatwo go storpedować, bo mamy jednoznaczne dowody: samą analizę sporządzoną w 2013 roku oraz potwierdzenie na fakturze. Zarzut telefonu to słowo tego pana przeciwko słowu sędziego.
Pomysł, że taki sędzia jak ja, ze swoim dorobkiem i pozycją, przyjmie od obcego człowieka telefon, naruszając etos zawodowy i łamiąc prawo... zostawię to bez komentarza.
Dalej - za co miałaby być ta wdzięczność pana Biernata? W procesie pana Biernata został wydany sprawiedliwy wyrok. Obrońca chciał uniewinnienia, albo uchylenia sprawy do ponownego rozpoznania. Zostały ujawnione błędy Sądu Rejonowego, które doprowadziły do podważenia jednego z zarzutów postawionych oskarżonemu i dlatego warunkowo umorzono postępowanie. Poza tym orzekałam w składzie trzyosobowym. Na litość!
Zakładając, że prokuratura będzie dalej jechać po bandzie, jakiej kary mogą zażądać?
Kwalifikacja "mojego czynu" jest zupełnie absurdalna - art. 231 par. 2 kodeksu karnego, czyli przestępstwo urzędnicze, które miało polegać na tym, że się nie wyłączyłam od rozpoznania sprawy pana Biernata i w ten sposób... "nadużyłam uprawnień".
A ja pytam, dlaczego miałam się wyłączać, skoro nie znałam podsądnych? Przecież tę wyrafinowaną, wymyśloną łapówkę miałam dostać, gdy uszczęśliwiony podsądny postanowił podziękować mi za wyrok. Pan Biernat twierdzi, że rozmawiał ze mną, ale nikt tego nie potwierdza, a ja nie pamiętam, by tak było, a nie mam zaników pamięci ani Alzheimera. Więc jakie wyłączenie?
Do tego "łapówka telefoniczna", czyli przyjęcie korzyści majątkowej, czyli art. 228 z paragrafu 3 kk, z podwyższoną kwalifikacją prawną z tego tytułu, że doszło do złamania przepisu prawa. Jakiego złamania? Bardzo bym chciała, żeby wskazali, jakie przepisy prawa złamałam wydając sprawiedliwy wyrok.
Uzasadnienie jest zrobione pod tezę. Rozpoznaję sprawy karne co najmniej od 1993 roku, a prawie 20 lat orzekam w Wydziale Odwoławczym, rozpoznaję m.in. zażalenia na areszty i przedłużanie aresztów, więc dobrze wiem, co wyprawiają z kwalifikacją prokuratorzy, żeby móc powołać się na zagrożenie wysoką karą. Potrafię ocenić postawiony zarzut z punktu sędziego, który będzie musiał na tym zarzucie orzekać. To jest po prostu zrobione pod wniosek o uchylenie immunitetu.
Ale zagrożenie karą za przyjęcie korzyści jest zagrożone do 10 lat.
Właśnie mówię. Za przyjęcie korzyści w związku ze złamaniem prawa, jest obostrzona kwalifikacja.
Mówi pani o orzeczeniu jak sędzia. A co ono oznacza dla pani jako człowieka? Praca, zarobki, rytm życia?
Decyzja pana Tomczyńskiego pozwala prokuratorowi na przesłuchanie mnie i postawienie zarzutów. Z chwilą doręczenia mi uchwały izby dyscyplinarnej, jestem zawieszona w czynnościach. Spadają wszystkie sprawy, które miałam już wyznaczone do 12 grudnia 2020. Izba Dyscyplinarna miała prawo obniżyć mi wynagrodzenie od 1 proc. do 50 proc. Dostałam 50 proc., żeby prawu i sprawiedliwości stało się zadość.
Czysta złośliwość.
To wszystko jest jedną wielką złośliwością.
Nie może pani przychodzić do pracy.
Mogę, ale nie mogę orzekać, czyli wykonywać czynności zawodowych. Nikt mnie z gabinetu nie wyrzuca, nikt mi nie zabrania podlewania kwiatków, ale nie wiadomo, jak długo.
Dostęp do komputera?
No tego to nie wiem, może być różnie. Na razie mam dostęp do systemu komputerowego SO w Krakowie, ale te uprawnienia mogą być w każdej chwili cofnięte.
Nie wiem, jak zachowa się mój pracodawca, bo dostęp do wszystkich urządzeń ewidencyjnych operatora zależy od zezwolenia osoby, która dysponuje całym zbiorem danych. Jeżeli dojdą do wniosku, że mają ochotę mnie tego pozbawić, mogą pozbawić.
Jak pani się czuje pięć dni po? Odpoczywa pani?
Łapię oddech i zbieram siły do walki.
Czy oglądała pani "Wiadomości TVP", które przez kilka dni przed posiedzeniem w Izbie Dyscyplinarnej szykowały grunt?
Nie oglądam z zasady TVP1, TVP Info, ani żadnej innej tego rodzaju telewizji, bo uważam, że są to media nierzetelne. Powiedziałam to nawet otwartym tekstem panom dziennikarzom z TVP Info, na co zarzucili mi, że próbuję unikać trudnych pytań.
Nie wiem, czy było to bardziej żenujące, czy rozbrajające - ci ludzie w roli obrońców prawa mediów do krytyki.
Nie będzie pani wytaczać TVP procesu?
A tego nie wiem, bo moi koledzy porobili screeny i się zastanowimy. Ja nie oglądam, ale ogląda moja mama, chociaż ostatnio, może dlatego, że nie chce mnie denerwować, niczego nie komentuje. Mój mąż nie żyje, nie mam dzieci, ale mam brata, ojca, który jest daleko, mam znajomych, przyjaciół. Każde z nich mogło oglądać, nie mówiąc o sąsiadach i przechodniach na ulicy.
Kiedy w 2017 roku wytoczyłam proces panu Ziobrze, to nie dlatego, że budzi on tylko moje negatywne odczucia, choć takie one były, ale także, a może przede wszystkim dlatego, że byłam przerażona patrząc na cierpienia moich bliskich.
I w styczniu 2019 wygrała pani tę sprawę cywilną. Sąd nakazał Ziobrze przeprosić za insynuacje w komunikacie, jaki wydało ministerstwo po odwołaniu pani z funkcji prezesa krakowskiego Sądu Okręgowego. W naszej poprzedniej rozmowie powiedziała Pani: "Ziobro niszczy ludzi przekonany, że jest bezkarny, ale ja jestem silną kobietą".
Dalej jestem silną kobietą.
To co ta silna kobieta teraz zrobi?
Ta silna kobieta poczeka, bo człowiek cierpliwy doczeka się sprawiedliwości, nawet jeśli będzie nierychliwa. Mam nadzieję, że każdy, kto zachowuje się w sposób niegodny odczuje kiedyś na własnej skórze takie same zachowania. Źle powiedziałam: nie takie same, ale adekwatne do tego, co zrobił. Nigdy w życiu bym nie zrobiła czegoś takiego jak minister Ziobro. Nigdy.
Mnie wychowano w dobrym, katolickim domu, uczono miłości do ludzi, a nie nienawiści.
Adam Bodnar namawia panią do złożenia skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Rzecznika praw obywatelskich należy chyba słuchać?
Zdecydowanie tak. Szanuję ludzi mądrych i ich słucham. Skarga będzie.
Długa procedura.
To trzeba działać ekspresowo. Nie ma na co czekać.
Michał Wójcik, do niedawna wiceminister sprawiedliwości, teraz spec od innych rzeczy w rządzie Morawieckiego...
Tak, specjalista od wszystkiego.
Mówił 13 października, że pani sprawa dotyczy "postawienia poważnych zarzutów, także korupcyjnych i nikt nie może być ponad społeczeństwem, ponad prawem". Subtelnie dodał, że zdarzało się, że sędziowie kradli spodnie.
Rany boskie...
Spodnie to nowy argument, do tej pory sędziowie kradli kiełbaski.
Kiełbaski, pendrive'y, miód. Sędziowie kradną, chodzą do agencji towarzyskich... Generalnie pan Wójcik znowu nie liczy się ze słowami. Może gdzieś w gwiazdach zapisano, że moją dolą jest potykanie się z ludźmi, którzy nie szanują słowa, zachowują się skandalicznie? Tych słów akurat nie słyszałam i może dobrze. Generalnie unikam komentarzy polityków.
Na uwagę, że to wszystko represje wobec pani, odpowiedział: "Sędzia będzie mogła się bronić, w sądzie przedstawi swoją argumentację". Te słowa musiały Panią uspokoić prawda?
Mam nadzieję, że kiedyś on też będzie się mógł bronić i przedstawić w sądzie swoją argumentację.
A bardziej wprost?
W takim stanie naruszenia praworządności w naszym kraju, gdy prokuratura jest podporządkowana ministrowi, który ma ze mną osobisty konflikt, wobec zawisłej od władzy KRS, ja muszę walczyć o swoje dobre imię na każdym etapie postępowania, bo nie mogę liczyć na ochronę moich praw przez państwo. Czy ten pan Wójcik wie, że istnieje coś takiego, jak domniemanie niewinności? Wszyscy po kolei o tym zapominają, prokuratorzy, rzecznicy dyscyplinarni, nie mówiąc o ministrach. Podobno pan Wójcik jest prawnikiem. Może po prostu zapomniał, czego się uczył?
Panowie Ziobro, Wójcik czy Tomczyński już wydali przecież wyrok, zgodny z wolą władzy.
Ma pani na głowie postępowanie prokuratorskie i ewentualną rozprawę. Jak pani to przeżywa? Pierwsza doba to było poruszenie, mobilizacja. Ale czas mija. Czy postanowienie Izby Dyscyplinarnej nie podważa poczucia zawodowej dumy, o jakim pani mówiła w poprzednim wywiadzie?
Nie, bo cały czas uważam, że - na mocy postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE, a także zasad polskiej konstytucji - Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem, a osoby tam orzekające nie mają prawa orzekać jako sędziowie.
Osoby, które występują jakby były sędziami nie reprezentują zatem tych samych wartości co ja, więc nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, ani zmienić mojego nastawienia do zawodu, który wykonuję.
Uważam, że jest wyjątkowo odpowiedzialny, ważny i zaszczytny.
Skoro o zaszczycie mowa, to jako pierwsza pozbawiona immunitetu sędzia-obrończyni wolnych sądów, została pani w pewien sposób wyróżniona.
Dziękuję za takie zaszczyty. Nie chciałabym, aby w ten sposób doceniano moje wysiłki w obronie praworządności.
Jest pani prezesem Stowarzyszenia Sędziów „Themis”. Co pozbawienie Pani immunitetu oznacza dla dalszej pracy w stowarzyszeniu?
Nic, stowarzyszenie sędziów będzie funkcjonowało, zarząd dał mi wotum zaufania.
Uchylenie pani immunitetu wywołało poruszenie. Protestuje Iustitia, Europejskie Stowarzyszenie Sędziów i Prokuratorów dla Demokracji i Wolności MEDEL, Europejskie Stowarzyszenie Sędziów. Rzecznik Komisji Europejskiej powiedział: „Nie komentujemy indywidualnych przypadków, ale chcę jasno powiedzieć, że śledzimy z niepokojem rozwój wypadków związanych z działaniami Izby Dyscyplinarnej polskiego SN”. Sędziowie z całego kraju fotografują się z napisami albo "Murem za sędzią Morawiec" albo "Solidarni z sędzią Morawiec"
Jestem wciąż zaskakiwana, brakuje mi już słów żeby dziękować i powiedzieć, jak to jest dla mnie ważne, że ludzie w te wszystkie bzdury nie wierzą, że wierzą w moją uczciwość i wierzą, że nigdy w życiu... brakuje mi słów. Ludzie widzą, że to jest po prostu, jak napisała Ewa Ivanova, lincz, zwykły lincz prokuratorsko-medialny, dla celów politycznych.
Plus osobista zemsta, bo jednak pani strasznie upokorzyła w sądzie ministra prokuratora.
Mogłam mu sprawić przykrość, fakt.
Czytelnicy OKO.press wyrażają podziw, solidarność i współczucie z panią.
Jak zobaczyłam te piękne komentarze po naszym ostatnim artykule, to byłam zaskoczona i bardzo wzruszona.
Czy jest coś, co opinia publiczna, ta, która wierzy w praworządność i której na czymś jeszcze zależy, może coś dla pani zrobić?
Niech będzie taka, jaka jest, a ja obiecuję, że będę się trzymać i się nie poddam.
*Sędzia Beata Morawiec, przewodnicząca Stowarzyszenia Sędziów „Themis”, sędzia, a od 2015 prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, odwołana przez min. Ziobrę w listopadzie 2017. W styczniu 2019 wygrała proces cywilny, sąd nakazał ministerstwu sprawiedliwości przeprosić sędzię za naruszenie jej dobrego imienia w komunikacie o odwołaniu. Prokuratora Krajowa prowadzi postępowanie, chce postawić sędzi zarzuty karne. 12 października 2020 Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego po pełnym naruszeń procedury postępowaniu uchyliła sędzi immunitet.
Zobacz kilkanaście tekstów Mariusza Jałoszewskiego o losach sędzi Beaty Morawiec.
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Sąd Najwyższy
Adam Tomczyński
Beata Morawiec
Izba Dyscyplinarna
Piotr Schab
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze