0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Sejm głosował nad kontrowersyjną nowelizacją wieczorem w czwartek 26 stycznia. Za projektem autorstwa PiS był cały klub Zjednoczonej Prawicy, posłowie Andrzej Sośnierz i Zbigniew Girzyński, Jarosław Sachajko i Stanisław Żuk z Kukiz'15 oraz Łukasz Mejza. Razem 230 osób. Przeciwko wszystkie kluby i koła demokratycznej opozycji oraz Konfederacja. Nikt nie wstrzymał się od głosu.

"Wycofajcie się z ustawy, która zepsuje święto demokracji. Kodeks wyborczy jest dla wszystkich. Dla tych z prawa i dla tych z lewa. Dla obywateli. Kodeks, nad którym głosujecie, ma odebrać Polakom szanse na dobre i godne głosowanie. Zmiany nie powinny być wprowadzane w roku wyborczym" - apelował przed blokiem głosować Krzysztof Gawkowski z Lewicy. Bezskutecznie.

Co jest w nowelizacji?

Nowelizacja zakłada m.in. zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych na wsiach i w małych miejscowościach, organizację transportu do lokali wyborczych przede wszystkim dla osób z niepełnosprawnościami oraz powyżej 60. roku życia, zmianę składu rejonowych i okręgowych komisji wyborczych - dopuszczenie osób z wykształceniem prawniczym do pracy do tej pory wykonywanej przez zawodowych sędziów, umożliwienie mężom zaufania rejestrowania prywatnym sprzętem prac komisji w lokalu wyborczym.

Prawo i Sprawiedliwość reklamuje proponowane zmiany jako profrekwencyjne i zwiększające dostępność wyborów.

Opozycja oraz komentatorzy polityczni wskazują, że ułatwienia dotyczyć mają przede wszystkim grup, w których partia rządzącą ma wysokie poparcie - mieszkańców mniejszych miejscowości i wsi oraz seniorów.

Ale wątpliwości wokół nowelizacji dotyczą nie tylko intencji projektodawców. Część zapisów może uderzyć w zasadę tajności wyborów (możliwość nagrywania przez mężów zaufania przebiegu głosowania), część znacząco pogorszyć ich przebieg i logistykę. Wskazuje się, że znacznie zwiększenie liczby lokali wyborczych doprowadzi do problemów w ich obsadzie.

Projekt nie rozwiązuje z kolei problemów komisji obwodowych, które obłożone są większą ilością pracy z powodu dużej ilości uprawnionych do głosowania. Nowelizacja wręcz może dodatkowo utrudnić jej pracę - nowe przepisy wymagają, by każdy głos przed policzeniem był okazywany wszystkich członkom komisji. Ustawa przewiduje także finansowanie z budżetu pracy mężów zaufania, którzy zgłaszani są przez komitety wyborcze, co w skali kraju oznacza milionowe wydatki na wynagrodzenia osób, które w procesie wyborczym uczestniczą z nadania politycznego.

O największych pułapkach projektu rozmawialiśmy z ekspertami w tekstach:

Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego istotnych zmian w prawie dotyczących organizacji wyborów nie można dokonywać później niż na sześć miesięcy przed dniem zarządzenia wyborów. Dniem, w którym prezydent najpóźniej musi zarządzić jesienne wybory jest 14 sierpnia. Oznacza to, że ostatnim dniem, w którym nowelizacja kodeksu wyborczego może zgodnie z prawem wejść w życie, jest 14 lutego.

Jeśli Senat wykorzysta przysługujący mu miesiąc na zajęcie jest uchwalonym przez Sejm projektem, termin ten nie zostanie dochowany.

Należy podkreślić też, że projekt zgłoszony został niezgodnie z prawem jako projekt poselski, dzięki czemu ominięto wymagany dla projektów rządowych etap konsultacji.

Przeczytaj także:

PiS wycofuje się z poprawki art. 106 par. 1

W czwartek rano 26 stycznia odbyła się debata nad projektem na posiedzeniu plenarnym. Po południu ustawa trafiła z powrotem do prac w Komisji, w której zarówno PiS, jak i partie opozycyjne zgłaszały poprawki.

View post on Twitter

PiS zgodził się przegłosować tylko dwie poprawki zgłoszone przez opozycję. Przeszła propozycja Lewicy, by zamienić sformułowanie "osoby niepełnosprawne" na "osoby z niepełnosprawnością" - odpowiedź na postulaty środowiska o stosowanie niestygmatyzującego języka.

Kluby partii opozycyjnych złożyły także wspólną poprawkę z klubem PiS wycofującą proponowane zmiany w art. 106 par. 1 kodeksu wyborczego.

Przed 2018 rokiem przepis ten brzmiał:

„Każdy wyborca może prowadzić agitację wyborczą na rzecz kandydatów, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

W 2018 roku usunięto w nim przecinek. Od tej pory brzmi on:

„Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Jak wyjaśniała w tekście Anna Mierzyńska, obecne brzmienie przepisu otwiera furtkę do prowadzenia agitacji wyborczej bez jakichkolwiek ograniczeń, co może prowadzić do finansowania kampanii poza budżetem komitetu wyborczego. W nowelizacji PiS zaproponował zmiany, które tylko przypieczętowałyby takie rozumienie regulacji. Art. 106 miał bowiem uzyskać brzmienie:

„1. Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca.

1a. Podpisy popierające zgłoszenia kandydatów może zbierać każdy wyborca po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Ostatecznie PiS zgodził się na wycofanie tej poprawki.

Powraca widmo nagrywania w lokalach wyborczych

Przeszły wszystkie pozostałe poprawki PiS. Wśród nich także ta, która przywracała w projekcie możliwość nagrywania przebiegu głosowania przez mężów zaufania. Jak wskazywała obecna na sali podczas prac komisji Zofia Lutkiewicz z Fundacji Odpowiedzialna Polityka, PiS sam wykreślił ten przepis podczas pierwszego posiedzenia Komisji kodyfikacyjnej.

"To było świadome wykreślenie. Dlaczego poprawka wraca?" - dopytywała ekspertka. Prowadząca ustawę z ramienia PiS posłanka Barbara Bartuś argumentowała, że poprawka jest jedynie redakcyjna.

To właśnie kwestia nagrywania uważana jest przez ekspertów za jedno z najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań ustawy.

"Wyobraźmy sobie, że po wejściu do lokalu wyborczego stajemy przed trzema mężami zaufania, którzy zawzięcie filmują telefonami nas i siebie nawzajem. W takiej sytuacji każdy czułby się zaatakowany i mógłby zareagować jakąś formą agresji. Na tym nie koniec, bo przepis przewidywał, że te nagrania miałyby znaleźć się na cyfrowej platformie uruchomionej przez ministerstwo odpowiadające za informatyzację. A następnie „niezwłocznie” kasowane z nośników pamięci mężów zaufania" - mówiła OKO.press Róża Rzeplińska z Mam Prawo Wiedzieć.

"Nie wiem, jak ten przepis miałby zapewnić tajność głosowania, ochronę wizerunku wyborców i zabezpieczyć spokojny przebieg głosowania (...) Zapis jest oczywiście taki, że obserwator ma rejestrować działania komisji wyborczej. Ale w większości przypadków nie da się rejestrować czynności obwodowej komisji wyborczej bez rejestrowania tego, co robią wyborcy" - komentował Adam Gendźwiłł z Uniwersytetu Warszawskiego.

Przepadło głosowanie korespondencyjne i na podstawie paszportu

Klub KO złożył szereg poprawek rozszerzających możliwość głosowania korespondencyjnego, Koalicja Polska proponowała umożliwienie głosowania przez internet, Polska 2050 wnioskowała o przywrócenie możliwości głosowania na podstawie okazania paszportu. Wskazywano, że utrudni to głosowanie wyborcom mieszkającym za granicą. Kolejną poprawką było także przywrócenie sędziów do okręgowych komisji wyborczych. W nowelizacji PiS obniżał ten wymóg, wprowadzając w nich "osoby z wykształceniem prawniczym".

Lewica zgłosiła poprawkę usuwającą wymóg okazywania każdej karty do głosowania podczas liczenia głosów w komisjach obwodowych. Posłowie i posłanki ostrzegali, że w większych komisjach obwodowych może to wydłużyć liczenie głosów nawet o kilkadziesiąt godzin, co też wypaczy wynik wyborczy podawany po spłynięciu wyników cząstkowych.

Wreszcie Lewica i Koalicja Polska proponowały, by nowelizacja wchodziła w życie 1 stycznia 2024 i 1 lipca 2024. Wszystkie poprawki zgłaszane przez kluby demokratycznej opozycji przepadły w głosowaniach.

Nie przeszły także poprawki Konfederacji, która domagała się m.in. usunięcia parytetów z list wyborczych.

Dzięki głosom PiS upadła również poprawka złożona przez posłów Solidarnej Polski, którzy chcieli uchylenia przepisu zwalniającego komitety wyborcze utworzone przez mniejszości narodowe z pięcioprocentowego progu wyborczego, co miało uderzyć w mniejszość niemiecką.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze