Zaczyna się od interwencji policyjnej przeprowadzonej tak źle, że człowiek umiera. Kończy – pokusą nielimitowanego grzebania w danych o obywatelach i niszczeniem zaufania do instytucji państwa. W rozmowie z OKO.press mec. Wojciech Kasprzyk opowiada o konsekwencjach braku cywilnej kontroli nad policją.
W toku interwencji policji od 2018 roku zginęło w Polsce co najmniej 34 mężczyzn. Dr Hanna Machińska, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, która opowiedziała o tym OKO.press, wiąże to z pogłębiająca się kulturą bezkarności i niekontrolowanej przemocy w polskiej policji od 2015 roku. Policja, która popełnia błędy, staje się zależna od władzy, która może – jeśli zechce – błędy te zatuszować. A władza chce policji zależnej, takiej, która chroni samą władzę, a nie obywateli. Tak zdaniem Hanny Machińskiej wygląda ten mechanizm. Ostatecznie ofiarami padają wszyscy obywatele: demonstrujący przeciw władzy, krytykujący ją. I kobiety upominające się o swoje sprawy – co dla władzy w roku wyborczym jest sprawą bardzo niewygodną.
Mec. Wojciech Kasprzyk z Bolesławca mówi o kolejnych konsekwencjach policyjnej niepowstrzymywanej przez państwo przemocy.
Mec. Kasprzyk potwierdza też to, co mówi dr Machińska: śmiertelnymi ofiarami źle przeprowadzonych interwencji policji pada konkretna grupa ludzi: zachowujący się w ocenie policji agresywnie młodzi mężczyźni, którzy są pod wpływem alkoholu, marihuany czy innych narkotyków. W ich przypadku zły sposób unieruchomienia szybko może doprowadzić do bezdechu i śmierci.
Tragedia jednego człowieka i jednej rodziny szybko jednak zamienia się w proceder niszczący całe państwo i zagrażający wszystkim. Władza stara się bowiem sprawę ukryć, a nie ją wyjaśnić po to, by nic podobnego więcej się nie zdarzyło. Od tego momentu na celowniku są już wszyscy.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Z 34 znanych Rzecznikowi Praw Obywatelskich przypadków śmierci po interwencji policji od 2018 roku pan – jako pełnomocnik rodzin – prowadzi siedem.
Mec. Wojciech Kasprzyk: Tak, jestem pełnomocnikiem rodzin zmarłych:
I mam też sprawę pana Ireneusza Merunowicza. On interwencję policji przeżył, ale to, jak wyglądała procedura zatrzymania, to istny skandal. Złamano szereg praw, o czym orzekł sąd.
Wszystko to zaczęło się od sprawy Igora Stachowiaka. Zginął w 2016 roku na komisariacie we Wrocławiu, Sprawę ujawnił rok później TVN.
Igor Stachowiak został zatrzymany nad ranem, kiedy wracał z klubu nocnego. Policjanci pomylili go z człowiekiem, który im uciekł. Stachowiak stawiał opór, został obezwładniony, skuty do tyłu. A następnie na komisariacie, w toalecie (bo tam nie ma monitoringu) policjanci razili go prądem z paralizatora. Tyle że paralizator służbowy ma wbudowaną kamerę – i on nagrał to, co się stało. Igor Stachowiak umarł.
W tej sprawie policjanci zostali już skazani. Ale nie za doprowadzenie do śmierci, lecz za przekroczenie uprawnień i złe traktowanie Igora Stachowiaka. Sprawa jest jednak w Sądzie Najwyższym – kasację domagającą się uznania, że za śmierć mężczyzny odpowiada policja, złożył Rzecznik Praw Obywatelskich.
Do tej sprawy został powołany specjalny zespół biegłych. Przygotowali rekomendację dla policji, jak przeprowadzać interwencję wobec osób w kryzysie lub będących pod wpływem substancji zmieniających świadomość. Ich rekomendacja była prosta: jeśli taka osoba nie chce się podporządkować poleceniom policji, to interwencja musi być przeprowadzona tak, by nie przygniatać, nie siadać na człowieku, klękać na nim, nie dociskać do ziemi – bo to prowadzi do asfiksji. Człowiek nie może oddychać i szybko traci przytomność – mechanizm biologiczny jest dobrze opisany. Stan, w jakim jest taka osoba, sprawia, że pobiera mniej tlenu, niż potrzebuje organizm. Dochodzi do niedotlenienia, śmierci mózgu i śmierci człowieka po prostu.
Komendant Główny Policji przyjął te rekomendacje i wydał nawet podręcznik w 2020 roku dla szkolenia młodych adeptów w zatrważającej liczbie 75 sztuk na cały kraj.
Ale te rekomendacje nie są stosowane. Bo ich wdrożenie wymagałoby dodatkowych szkoleń – tymczasem w policji nie ma teraz czasu nawet na szkolenia podstawowe. Policjanci nie są zatem szkoleni, jak interweniować w takich przypadkach. Więc nie umieją pomóc i dochodzi do tragedii.
Jest chyba jeszcze coś. Sprawa śmierci Bartosza Sokołowskiego, który zginął w czasie policyjnej interwencji dwa lata temu, była omawiana kilkakrotnie na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych. Tam z ust przedstawicieli władzy padały zdania, że policja musi ostro interweniować, a nie pytać agresywnego człowieka: „Jak się pan czuje? Nie brał pan przypadkiem czegoś?”.
Poseł PiS Piotr Kaleta mówił też, że naćpany szaleniec z nożem zabił teścia jego córki. Więc kibicuje policji i broni jej zachowania. Taki jest chyba generalny pogląd Polaków – że „niewinnych nie biją”.
Wszystkie sprawy, które prowadzę, są podobne: w siedmiu przypadkach osoby, które zmarły w czasie i w wyniku interwencji policji, były w kryzysie psychicznym albo pod wpływem substancji zmieniających świadomość (alkoholu, marihuany, amfetaminy, kokainy...). Tylko w jednym przypadku tak nie było – i ta osoba przeżyła.
Na podstawie spraw, które Pan ma, kogo atakuje policja?
Zacznijmy od tego, że sprawcami tych ataków są młodzi policjanci. Źle wyszkoleni, tacy, którzy nie potrafią obezwładnić człowieka. I każdy z tych przypadków – bo są naprawdę dobrze udokumentowane – powinien być przedmiotem analiz. To są takie prawdziwie szkolne przypadki, jak policja NIE powinna się zachowywać. Na tym się można uczyć, jak zareagować poprawnie. Ale się nie uczy.
Naprawdę można się z tego nauczyć?
Tak, w sprawach, które prowadzę, robimy takie analizy. Mam opinie ekspertów. To jest podręcznikowe. Z chęcią bym pomógł w tych szkoleniach, bo to, co się dzieje, jest naprawdę groźne. Byli policjanci, ale też obecnie pracujący dyżurni na komendach mówią mi wprost: tych młodych funkcjonariuszy naprawdę strach na ulicę wypuścić.
Policja ma problem z wakatami, więc chyba bierze każdego chętnego, a szkolenia zostały skrócone.
Wiemy, kto atakuje. A kogo?
Bezbronnych i słabszych. I takich, na których będzie można zwalić winę, że sami sobie byli winni i tak uzasadnić użycie przemocy.
Wracał nad ranem z imprezy i nie zastosował się do poleceń? Albo rodzice wezwali pomoc do syna w kryzysie psychicznym?
To jest ta sytuacja, kiedy młodzi policjanci czują się nadmiernie pewnie. Mają przewagę i przekonanie, że mają prawo do nadużywania przemocy.
Mam też klienta, który został zatrzymany, jak prowadził po pijanemu. Policjanci skuli go tak ciasno, że go to bolało – prosił o zluzowanie zacisku. Do teraz ma problemy z rękami. Przecież to były tortury... Tylko że polskie prawo nie zna przestępstwa tortur.
Zna. Wobec jeńców wojennych – ich torturować polskie prawo zakazuje. Natomiast jak policja kogoś skuje za mocno, wystawi nago w oknie komisariatu, przykuje w kucki do kaloryfera, zamknie w szafie pancernej, w którą następnie będzie walić pałkami (to są przykłady z praktyki RPO) – to tortury nie są, najwyżej przekroczenie uprawnień. Mimo że nasza Konstytucja bezwzględnie zakazuje stosowania tortur, nasze prawo nie podpowiada policjantom, czym te tortury są. Więc policjanci przekraczają granice.
Z praktyki RPO wynika wyraźnie, że policjanci w ten sposób maltretują osoby słabsze – niezamożne, mniej wykształcone, o niższym kapitale kulturowym. Z tego, co Pan mówi, wynika zatem, że atakują też osoby „pod wpływem”. A oni przy stosowanych technikach obezwładniania łatwo mogą zginąć. Wobec tych wszystkich ludzi policjanci działają w przekonaniu, że mają prawo robić to, co robią.
To poczucie bezkarności bierze się też z przekonania, że jakby co, to przełożeni wybronią.
W sumie nic dziwnego. Skoro ci młodzi policjanci są kierowani do interwencji, mimo że nie zostali właściwie przeszkoleni, to odpowiedzialność za to, co zrobią, spada też na przełożonych. W ich interesie jest więc, by te przypadki śmierci wyciszać.
A ten straszny parasol ochronny po prostu niszczy policję. Doprowadza do sytuacji, kiedy obywatel kilka razy się zastanowi, zanim wezwie policję na pomoc. Dwa lata temu na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych poseł PiS Piotr Kaleta zapytał ojca Bartosza Sokołowskiego wprost “A po co żeście policję wzywali? Gdyby nie to, on by żył”.
Dokładnie (cytuję za stenogramem) to poseł Kaleta powiedział: “Od razu pytanie, które być może nie powinno paść, ale pada, a mianowicie kto poprosił o interwencję policji?”.
Bartek był w kryzysie – rodzice wezwali policję, by pomogła, sprowadziła pogotowie, psychiatrów. A skończyło się śmiercią ich syna. Dla ojca to pytanie posła to był dodatkowy cios. Bo wyszło na to, że to ojciec zawinił, że syn zginął – że to nie była straszliwa pomyłka i niesprawność przedstawicieli państwa.
A może Pan powiedzieć, jak dokładnie działa parasol ochronny nad policjantami, którzy doprowadzili swoją interwencją do śmierci człowieka?
Krok pierwszy to zabezpieczanie materiału dowodowego, którego jest bardzo dużo. Pamiętajmy, że kamery, które nagrywają przebieg interwencji, pracują non stop, więc nagrania się nadpisują na dyskach. Innymi słowy, kasują się – więc liczy się czas. A w tych sprawach nikt o czas nie dba.
W prawie wszystkich moich sprawach prokuratorzy nie zabezpieczali kamer lub zabezpieczali te, które nic nie nagrywały. To znaczy, przyjmowali zeznania policjantów, że kamery są zabezpieczane – ale nie zauważali, że to nie są właściwe kamery. W taki sposób to właściwe nagranie łatwo może przepaść. Chyba że rodzina ofiary się zaprze, że znajdzie pełnomocnika, który będzie walczył o to. Taki pełnomocnik ma trudną rolę do odegrania, bo musi sam chodzić, sprawdzać, a następnie składać wnioski o zabezpieczenie tych właściwych nagrań. Zawsze sądziłem, że to robi policja lub Biuro Spraw Wewnętrznych, ale się mocno zawiodłem.
W sprawie Bartka Sokołowskiego policjanci przepatrywali wszystkie okoliczne budynki w poszukiwaniu kamer i nagrań, ale nie zauważyli, że kamery są na budynku policji – a tragedia rozegrała się w ich zasięgu.
Jak już się uda zgromadzić nagrania, to one giną – no bo są przewożone wraz z dokumentacją i nagle nie ma. Zniknęło.
Rodziny mają wrażenie, żeby te sprawy nie ujrzały światła dziennego.
Jeśli nagrania są, daje się je do transkrypcji. I tu już mamy kolejny problem systemowy. Bo do opisywania tych nagrań używa się pracowników biur spraw wewnętrznych policji lub policjantów z innych komend. A oni nie mają oprogramowania do analizy zdjęć tj. do powiększania, poprawy jakości, likwidacji rozpikslowania.
No i mamy potem takie opisy jak “funkcjonariusz kucał przy osobie”, podczas gdy tak naprawdę klęczał na leżącym mężczyźnie i dociskał go kolanem do ziemi. Prawidłowy opis tej sytuacji jest absolutnie kluczowy – bo już wiemy, że właśnie dociskanie siłą do ziemi prowadzi do asfiksji i może spowodować śmierć.
To “kucanie przy” to ze sprawy śmierci Mateusza Gerrietza z Wrocławia?
Nie potwierdzę i nie zaprzeczę. Jako pełnomocnik rodzin sam zamawiam niezależne opisy materiału dowodowego. W sumie wypełniam obowiązki prokuratury, państwa. Mamy wrażenie, że na ustaleniu, co się stało, komuś nie zależy.
Spójrzcie Państwo na sprawę Łukasza Łągiewki. Zbiera się komisja sejmowa, media huczą o sprawie. A Prokuratura Krajowa daje nam asesora, który w trakcie postępowania dopiero stał się prokuratorem.
A przecież tu chodzi o śmierć człowieka i to w związku z interwencją przedstawicieli państwa. Sprawa z założenia jest trudna. Tu trzeba wiedzieć, jak zadawać pytania, jakie dowody są kluczowe, gdzie są pułapki.
Są jeszcze zeznania i inna dokumentacja policyjna.
Kiedy zaginęły nagrania w sprawie Bartka Sokołowskiego – zacząłem drążyć temat policyjnej dokumentacji.
Policjanci wpisują swoje czynności do elektronicznego Systemu Wspierania Dowodzenia Policji. Każda interwencja to zestaw takich wpisów. Można to dostać w takiej tabelce jak z excela – zaczyna się od wpisu, że patrol został skierowany na miejsce, bo człowiek jest naćpany, rzuca kamieniami. A potem jest po kolei: co się stało, co kto zrobił. Godzina, opis zdarzenie i kto go wpisał.
Rzeczywiście – na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych komendant główny policji Jarosław Szymczyk cytuje minuta po minucie, jak wyglądała interwencja wobec Bartosza Sokołowskiego. Posługuje się tym, co odczytano z nagrań z kamer i wpisów policjantów.
Zaczęliśmy analizować te wpisy i sprawdzać, jak działa sam system SWD. I wiem tyle, że komenda, komisariat może wpisy uzupełniać i modyfikować w ciągu mniej więcej kilku dni. Potem ta możliwość znika. Więcej czasu mają na to komendy wojewódzkie i Komenda Główna. Ta ma już wgląd kompletny – może sprawdzić nie tylko każdy wpis, ale także kto i kiedy go modyfikował.
No i tak: sprawdzam sobie wpisy z SWD w sprawie Sokołowskiego i widzę, że jest tam coś innego niż w zeznaniach policjantów. Oni mówili, że interwencja wyglądała inaczej, niż odnotowano to w SWD.
Bo w tej sprawie chodzi o to, czy Bartek Sokołowski zmarł, zanim przyjechała karetka, prawda? Policjanci twierdzili potem, że żył. Ratownicy z karetki – że nie.
Sprawdzam budzący wątpliwość wpis i porównuję z danymi o służbie. Policjant, który dokonał wpisu w SWD, może mieć zarzuty w tej sprawie. Tylko że on nie mógł tego wpisu zrobić – jego nie było w tym czasie na komendzie!
Ktoś to za niego zrobił? Zmienił pierwotny wpis? Kto?
To zapewne wie – bo chyba może to sprawdzić – Komenda Główna. Ale na tym przykładzie widać, że we “wpisywaniu” opisu zdarzeń, które doprowadziły do śmierci obywatela, bierze udział ktoś więcej niż sami zainteresowani. I ten ktoś robi to na karcie potencjalnego podejrzanego.
Zresztą komendantka z Lubina, zanim sprawa Bartosza Sokołowskiego się wyjaśniła (a nie wyjaśniła się do tej pory), od razu napisała na Facebooku, że interwencja policjantów była w porządku. Mimo że zginął człowiek!
Więc mamy tu piętrowy problem: policjant interweniuje, choć nie umie, a przełożona nie widzi problemu. Potem zaś do tej wersji dostosowują się jakby wpisy w SWD i wpisy robi policjant, którego nie ma w komendzie, który skończył służbę.
W tym miejscu zastanówmy się, co by spotkało pracownika banku, urzędu itd., gdyby przekazał dostęp do naszych tajnych danych innej osobie. Chyba nie muszę mówić? A co spotkało tego policjanta? Pozostawię to bez komentarza. Proszę się domyślić.
Cały czas dręczy mnie też pytanie, dlaczego tylu policjantów z różnych części Polski czytało te tajne dane. Z jakiej racji i w jakim celu grzebią w naszych danych?
[O SWD i o to, czy – podobnie jak funkcjonujący w administracji system EZD – zapisuje on informacje o tym, kto i kiedy wpis edytował, oraz na jakim szczeblu dowodzenia ta informacja jest dostępna (o ile istnieje), zapytaliśmy rzecznika prasowego Komendy Głównej Policji. Od 7 sierpnia czekamy na odpowiedź – red.
Szanowna Pani,
uprzejmie informuję, że zgodnie z art. 20a ustawy o Policji, Policja „zapewnia ochronę form i metod realizacji zadań, informacji oraz własnych obiektów i danych identyfikujących policjantów”, w tym również w zakresie prowadzonych baz danych.
Z poważaniem,
insp. Mariusz Ciarka Rzecznik Prasowy Komendanta Głównego Policji z up. podkom. Mariusz Kurczyk
Na pierwszy rzut oka jest to odpowiedź tylko niegrzeczna. Ale skoro Policja ma pełną kontrolę nad bazami, to musi wiedzieć, co sie dzieje w SWD – aj]
Mec. WK: Najgorsze jest, że nikt na te naruszenia naszych konstytucyjnych praw – do prywatności, ochrony czci i do życia rodzinnego – nie reaguje. To wszystko mogłoby sprawdzić niezależne śledztwo. Sąd mógłby to ustalić – gdyby nie zakładał, że świadek-policjant z założenia jest wiarygodny. W przeciwieństwie do ludzi, którzy byli na miejscu, widzieli wszystko, ale nie mieli munduru.
Koledzy pomagają kolegom nie w interwencji, ale w kryciu jej konsekwencji? Przełożeni wspierają podkomendnych? Jeśli tak, to baza SWD zawiera wiele wstrząsających informacji o tym, kto co zmieniał.
Być może. Ale tu nie tylko o to chodzi.
Proszę pamiętać, że policja ma dostęp do całej wiedzy o obywatelach. Do bazy PESEL, do CEPIK, do bazy poszukiwanych itd. Dostęp policji do tego jest regulowany: każdy policjant ma swoją imienną kartę KSIP (Krajowego Systemu Informacyjnego Policji) i powiązany z tym PIN. Zatem jeśli do baz ktoś zaglądał, to to widać. To się zapisuje.
Ale ponieważ nie ma realnego systemu kontroli nad policją, nie ma też kontroli nad tym, co oni robią z naszymi danymi. Wyszło to w sprawie Łukasza Łągiewki. Policjant, który uczestniczył w interwencji, która skończyła się śmiercią pana Łągiewki, dotarł do danych jego siostry. I przez media społecznościowe zaprosił ją na randkę. Niby przypadkiem, że zobaczył jej zdjęcie i że “fajna laska jest”. Rozumie pani? To jest tak niemoralne, chore i zepsute towarzystwo, że szok. Takich policjantów trzeba wyrzucać, bo to jest rak, który zabije już i tak mocno nadszarpnięty obraz polskiej policji.
Niestety, sądy nie zauważyły jeszcze, że czasy się zmieniły. W sprawie Sokołowskiego świadek zeznał, że Bartek się dusił – jego zeznań sąd nie wziął pod uwagę. Policjanci zeznali, że oddychał normalnie.
Prokuratorzy i sędziowie wierzą wyłącznie funkcjonariuszom policji. Co raz więcej osób widzi, że policja ma przyzwolenie władzy.
W sprawie Sokołowskiego orzekał sąd w Lubinie, który – UWAGA! – mieści się w tym samym budynku co prokuratura. To normalne przecież, że wszyscy się tam znają. Ta sprawa od razu powinna była trafić poza Lubin! A tak sąd orzeka, że nie ma przesłanek do stawiania zarzutów policji. Choć prokuratura nie przedstawiła końcowej opinii biegłych o przyczynie śmierci Bartka.
A jaki jest stan Pana siedmiu spraw?
Wszystkie są w toku. Umorzona została tylko sprawa o mataczenie w sprawie śmierci Bartka Sokołowskiego. Sprawa jego śmierci nie trafiła jeszcze do sądu. Ja tego nie odpuszczę, bo tu jest za dużo naruszeń prawa – pójdziemy z tym do Strasburga, do ETPCz.
Sprawa Łukasza Łągiewki została umorzona, ale złożyliśmy zażalenie. Sąd wyznaczył termin na 6 lipca, ale potem ze względu na “obszerny materiał” wyznaczył nowy termin, na wrzesień.
Sprawa Dymytro Nikiforenko jest w sądzie. Sprawa śmierci Krzysztofa Lewandowskiego została umorzona, ale złożyliśmy skuteczne zażalenie. Zostanie wznowiona
Po prostu nie odpuszczamy tego. Ale – sądzę, że konsekwencją rozmowy z OKO.press będą jedynie kolejne groźby policji pod moim adresem, kolejne zastraszenia i dyscyplinarki.
Kolejne?
Miałem już sprawę u Rzecznika Dyscyplinarnego. Dzisiaj wiem, że większość moich słów potwierdzili biegli. Bo ja powtarzam to, co oni: nieumiejętna interwencja policji prowadzi do śmierci. A tuszowanie tych spraw tworzy kolejne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli.
Te wszystkie naruszenia prawa, brutalność i zacieranie śladów nie są wyjątkowe dla polskiej policji. To się niestety zdarza i to na całym świecie. Niedawno, na zorganizowanej przez byłego RPO prof Adama Bodnara konferencji na Uniwersytecie SWPS, mówiła o tym szefowa belgijskiego Komitetu P Kathleen Stinckens – ponadpartyjnej, cywilnej instytucji kontrolującej działania policji. Jak podkreślała sędzia Stinckens, Komitet P interweniuje nie po to, by karać, ale by przeciwdziałać naruszeniom prawa.
Bo to się nie zmieni bez cywilnej kontroli nad policją. Będzie tylko gorzej. Bo wie pani, kiedy przesłuchuję policjantów, to oni siadają tak, bym widział, że mają przy sobie broń, puszczają oczko, uśmiechają się, drwią. Pytam się… co to za czasy?
Na zdjęciu u góry – interwencja policyjna po proteście we Wrocławiu po śmierci Bartka Sokołowskiego. Miała miejsce dwa lata temu, 9 sierpnia 2021. Fot. Tomasz Pietrzyk/Agencja Wyborcza.pl
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze