0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot . Tomasz Pietrzy...

W toku interwencji policji od 2018 roku zginęło w Polsce co najmniej 34 mężczyzn. Dr Hanna Machińska, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, która opowiedziała o tym OKO.press, wiąże to z pogłębiająca się kulturą bezkarności i niekontrolowanej przemocy w polskiej policji od 2015 roku. Policja, która popełnia błędy, staje się zależna od władzy, która może – jeśli zechce – błędy te zatuszować. A władza chce policji zależnej, takiej, która chroni samą władzę, a nie obywateli. Tak zdaniem Hanny Machińskiej wygląda ten mechanizm. Ostatecznie ofiarami padają wszyscy obywatele: demonstrujący przeciw władzy, krytykujący ją. I kobiety upominające się o swoje sprawy – co dla władzy w roku wyborczym jest sprawą bardzo niewygodną.

Przeczytaj także:

Mec. Wojciech Kasprzyk z Bolesławca mówi o kolejnych konsekwencjach policyjnej niepowstrzymywanej przez państwo przemocy.

  • O symptomach niebezpiecznej zawodowej solidarności: policja przeciw obywatelom;
  • O niekontrolowanym dostępnie do danych o nas. Niekontrolowanym, bo służącym zacieraniu i tuszowaniu przypadków śmierci podczas policyjnych interwencji.

Mec. Kasprzyk potwierdza też to, co mówi dr Machińska: śmiertelnymi ofiarami źle przeprowadzonych interwencji policji pada konkretna grupa ludzi: zachowujący się w ocenie policji agresywnie młodzi mężczyźni, którzy są pod wpływem alkoholu, marihuany czy innych narkotyków. W ich przypadku zły sposób unieruchomienia szybko może doprowadzić do bezdechu i śmierci.

Tragedia jednego człowieka i jednej rodziny szybko jednak zamienia się w proceder niszczący całe państwo i zagrażający wszystkim. Władza stara się bowiem sprawę ukryć, a nie ją wyjaśnić po to, by nic podobnego więcej się nie zdarzyło. Od tego momentu na celowniku są już wszyscy.

Przypadki mecenasa Kasprzyka – rozmowa

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Z 34 znanych Rzecznikowi Praw Obywatelskich przypadków śmierci po interwencji policji od 2018 roku pan – jako pełnomocnik rodzin – prowadzi siedem.

Mec. Wojciech Kasprzyk: Tak, jestem pełnomocnikiem rodzin zmarłych:

  1. Bartosza Sokołowskiego,
  2. Łukasza Łągiewki,
  3. Cypriana Pindaka,
  4. Mateusza Gerrietza (w ramach Dolnośląskiego Centrum Praw Człowieka razem z ich prezesem Radoszem Pawlikowskim),
  5. Krzysztofa Lewandowskiego
  6. Karola Dąbrowskiego.
  7. Dymitro Nikiforenki (w ramach Dolnośląskiego Centrum Praw Człowieka razem z ich prezesem Radoszem Pawlikowskim).

I mam też sprawę pana Ireneusza Merunowicza. On interwencję policji przeżył, ale to, jak wyglądała procedura zatrzymania, to istny skandal. Złamano szereg praw, o czym orzekł sąd.

Bartosz Sokołowski, 34 lata, Lubin, 2021

Matka wezwała na pomoc policję, kiedy uzależniony od narkotyków Sokołowski próbował dostać się do domu. Sąsiedzi nagrali interwencję policyjną: przez kilka minut czterech policjantów próbowało obezwładnić leżącego na ziemi i wyrywającego się mężczyznę. W pewnym momencie krzyki i szarpanina ustały – policja wezwała pogotowie. Twierdziła, że Sokołowski jeszcze wtedy żył. Nagrania z karetki ujawnione przez Onet temu przeczą.

Śledztwo w tej sprawie nadal trwa. Przed komisją sejmową 13 czerwca prokuratorka Ewa Szatkowska ujawniła, że przesłuchano m.in. 52 świadków i dokonano “licznych oględzin”. Nadal nie ma ostatecznej ekspertyzy, co spowodowało śmierć Sokołowskiego. Umorzona została natomiast sprawa o mataczenie – choć w sprawie znikały dowody, nagrania i protokoły przesłuchań świadków. Pełnomocnik rodziny mówi, że komendantka powiatowa Policji w Lublinie na Facebooku publicznie wyraziła poparcie i zaufanie do interweniujących policjantów.

Łukasz Łągiewka, 29 lat, Wrocław, 2021

Zmarł kilkanaście godzin po interwencji policji w jego mieszkaniu. W ataku paniki nie chciał wpuścić do domu ani członków rodziny, ani funkcjonariuszy. Policjanci zastosowali środki przymusu bezpośredniego. Bili przytrzymywanego Łągiewkę pałkami, użyli gazu pieprzowego.

Na fragmentarycznym nagraniu z kamery nasobnej, którą włączył jeden z policjantów (trzej pozostali – nie), widać, że w pewnym momencie na ręce Łągiewki stoją aż dwie osoby. Słychać też ojca, który prosi, żeby nie trzymać syna za szyję.

Prokuratura Okręgowa w Legnicy umorzyła sprawę, bo „powodem zgonu było przedawkowanie kokainy na tle już wcześniejszych i przewlekłych zmian w obrębie mięśnia serca i miąższu wątroby”. Pełnomocnik rodziny zmarłego złożył zażalenie. Ma być rozpatrzone we wrześniu 2023 roku. Pełnomocnik dysponuje opinią uznanego biegłego, który twierdzi, że kokaina nie mogła być bezpośrednią przyczyną śmierci. Pełnomocnik mówił też posłom z komisji spraw wewnętrznych, że policjant, który brał udział w interwencji, dotarł potem (nielegalnie, za pośrednictwem policyjnej bazy danych) do informacji o rodzinie zmarłego i próbował się umówić z siostrą Łagiewki na randkę.

Siostra zmarłego na komisji sejmowej 13 czerwca: "Chciałabym zapytać panią prokurator, czy słyszała może nagranie zrobione przez jedną z sąsiadek, które udostępniła »Gazeta Wyborcza«. Na tym nagraniu są krzyki, jęki, przekleństwa kierowane przez policjantów oraz jęki z bólu i krzyki o pomoc mojego brata.

Faktycznie rutynowa, normalna interwencja, prawda? Ile rodzin tutaj jeszcze musi usiąść, żeby cokolwiek się zmieniło, bo takie sytuacje są na porządku dziennym".

Dymytro Nikiforenko, 25 lat, Wrocław, 2021

Świętował ze znajomymi z budowy i pił alkohol. W nocnym autobusie mówił do siebie i uderzał głową o szybę, więc kierowca wezwał policję. Nikiforenko trafił do izby wytrzeźwień i tam zmarł tej samej nocy. Wcześniej dwóch ratowników i troje policjantów raziło go gazem, okładało pięściami i pałką, a jeden z policjantów i pracownik izby wytrzeźwień usiedli na nim i dusili go.

Sprawa jest w sądzie, a akt oskarżenia objął wszystkie te osoby. W imieniu rodziny prowadzi ją m.in. Dolnośląskie Centrum Praw Człowieka, z którym mec. Kasprzyk współpracuje.

Cyprian Pindak, 46 lat, Świdnica, 2021

Zmarł w czasie interwencji policyjnej w domu – pomoc wezwała szwagierka, słysząc przez ścianę rodzinną awanturę. Pindak miał uderzyć żonę, policja proponowała założenie Niebieskiej Karty, żona twierdzi jednak, że w momencie pojawienia się policji małżonkowie się już pogodzili i była to “normalna sprzeczka”, choć rzeczywiście poszła jej krew z nosa.

Wersja policji: “Mężczyzna był nietrzeźwy, zachowywał się agresywnie. Odepchnął jednego z policjantów, dlatego policjanci podjęli decyzję o zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego. Zastosowali chwyty obezwładniające, następnie, gdy to nie pomogło, użyli pałki służbowej i ostatecznie miotacza pieprzu. Gdy mundurowi podjęli próbę użycia kajdanek i założyli jedno ogniwo, mężczyzna osłabł i omdlał. Chwilę później ustały jego czynności życiowe. Rozpoczęła się reanimacja”.

Wersja rodziny: Uderzenia słychać było przez ścianę. Żona zastała później męża leżącego na boku, zakrwawionego, z rozcięciem na czole oraz nadgarstku. Zauważyła też ślady krwi na ścianie.

Świdnicka policja zapewnia, że policjanci nie przyczynili się do zgonu mężczyzny. Z sekcji zwłok wynika jednak, że „jednym z czynników, który mógł spowodować śmierć”, była “asfiksja restrykcyjna”. Czyli uduszenie, które jest efektem obezwładniania. Mężczyzna leżący na brzuchu, z rękami wykręconymi do tyłu, miał trudności w oddychaniu. Gaz pieprzowy dodatkowo utrudniał złapanie oddechu.

Mateusz Gerrietz, 34 lata, Wrocław, 2022

Został zatrzymany w nocy przez obywatelski patrol, który uznał, że mężczyzna może okradać samochody i jest pod wpływem narkotyków. Policjanci wezwani na pomoc szarpali się z nim. Leżącemu na brzuchu wykręcili ręce do tyłu i zakuli w kajdanki. Świadkowie relacjonują, że jeden z policjantów klęczał Gerrietzowi na plecach. Mężczyzna zasłabł, a przewieziony do szpitala zmarł.

Funkcjonariusze policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych nie stwierdzili jednak – wbrew świadkom – przyduszania kolanem do ziemi. Z sekcji zwłok wynika jednak, że jedną z przyczyn zgonu jest znowu „asfiksja restrykcyjna”.

W imieniu rodziny sprawę prowadzi m.in. Dolnośląskie Centrum Praw Człowieka, z którym mec. Kasprzyk współpracuje.

Krzysztof Lewandowski, Płock, 2022

Umarł w czasie interwencji policyjnej na klatce schodowej. Ośmiu policjantów dusiło go, gdy leżał na schodach głową w dół. Był pod wpływem alkoholu i marihuany.

Wedle siostry (opowiadała to na posiedzeniu komisji sejmowej) policjanci nie radzili sobie, nie umieli założyć kajdanek, więc usiedli na Lewandowskim w trójkę i czekali na patrol. Lewandowski w tym czasie umarł.

"Co z tego, że mieli kamerki, kiedy kamerka nagrywała sufit klatki schodowej, na której się to działo? Przez pół roku nie mam żadnych informacji od prokuratury. Wyników sekcji również nie ma. Nikt nic nie mówi.

To jest chore, że po prostu ci policjanci nie są wyszkoleni do tego, żeby nas bronić” – mówiła siostra.

Prokuratura umorzyła postępowanie, nie przesłuchując interweniujących policjantów. Bo byli na L4.

Karol Dąbrowski, 27 lat, Gdynia, 2022

Jechał samochodem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i zabrakło mu paliwa. Rodzina nie odbierała telefonu. Przyjechała za to policja. Dąbrowski poszedł spokojnie do radiowozu (co widać na nagraniu monitoringu z pobliskiego sklepu). I tam coś się stało. Dąbrowski był pod wpływem kokainy. Wedle policji zachowywał się wulgarnie i agresywnie. “Policjanci byli zmuszeni do użycia wobec niego środków przymusu. W pewnym momencie mężczyzna stracił przytomność”. Karol Dąbrowski umarł, a sekcja wykazała, że do zgonu doszło z uwagi “na ostrą niewydolność krążenia i oddychania w następstwie zatrzymania akcji serca”.

“Syn miał krew w ustach, ślady krwi lecącej z nosa. Później od policji usłyszę, że krew z nosa mu poleciała, bo otarł się o ramię funkcjonariusza” – opowiadała “Newsweekowi” matka zmarłego. A posłom z komisji sejmowej mówiła: “Wsiadł z nimi do radiowozu. Tam już zaczął być bity, pod radiowozem zakuty w kajdanki. Policjant go dusił, policjantka pałowała. Jak słyszę na drugi dzień od Policji i od prokuratury, że mój syn był pod wpływem narkotyków, to się pytam, gdzie są wyniki sekcji?”.

Ireneusz Merunowicz, 38 lat, Chojnów, rok 2023

Domagał się interwencji Policji w sprawie swoich dzieci, do których nie dopuszczała go była żona. Bał się, że dzieci nie chodzą do szkoły i nie mają dobrej opieki. Policja go zlekceważyła. Kiedy zaczął zachowanie policjantów nagrywać, zainterweniowali: rzucili go na ziemię, skuli do tyłu, przydusili. Pan Merunowicz nie był pod wpływem żadnych środków, był tylko bardzo zdenerwowany. Przeżył. Przez 48 godzin trzymany był na dołku, bez możliwości kontaktu z rodziną czy z prawnikiem.

Policjanci oskarżyli go o napaść na siebie – choć ich było dwóch, a on jeden. I kamera wszystko nagrała...

Sąd w Złotoryi już orzekł, że w przypadku tego pana policja złamała wszystkie jego prawa w zakresie zatrzymania.

Zaczęło się od sprawy Igora Stachowiaka

Wszystko to zaczęło się od sprawy Igora Stachowiaka. Zginął w 2016 roku na komisariacie we Wrocławiu, Sprawę ujawnił rok później TVN.

Igor Stachowiak został zatrzymany nad ranem, kiedy wracał z klubu nocnego. Policjanci pomylili go z człowiekiem, który im uciekł. Stachowiak stawiał opór, został obezwładniony, skuty do tyłu. A następnie na komisariacie, w toalecie (bo tam nie ma monitoringu) policjanci razili go prądem z paralizatora. Tyle że paralizator służbowy ma wbudowaną kamerę – i on nagrał to, co się stało. Igor Stachowiak umarł.

W tej sprawie policjanci zostali już skazani. Ale nie za doprowadzenie do śmierci, lecz za przekroczenie uprawnień i złe traktowanie Igora Stachowiaka. Sprawa jest jednak w Sądzie Najwyższym – kasację domagającą się uznania, że za śmierć mężczyzny odpowiada policja, złożył Rzecznik Praw Obywatelskich.

Do tej sprawy został powołany specjalny zespół biegłych. Przygotowali rekomendację dla policji, jak przeprowadzać interwencję wobec osób w kryzysie lub będących pod wpływem substancji zmieniających świadomość. Ich rekomendacja była prosta: jeśli taka osoba nie chce się podporządkować poleceniom policji, to interwencja musi być przeprowadzona tak, by nie przygniatać, nie siadać na człowieku, klękać na nim, nie dociskać do ziemi – bo to prowadzi do asfiksji. Człowiek nie może oddychać i szybko traci przytomność – mechanizm biologiczny jest dobrze opisany. Stan, w jakim jest taka osoba, sprawia, że pobiera mniej tlenu, niż potrzebuje organizm. Dochodzi do niedotlenienia, śmierci mózgu i śmierci człowieka po prostu.

Komendant Główny Policji przyjął te rekomendacje i wydał nawet podręcznik w 2020 roku dla szkolenia młodych adeptów w zatrważającej liczbie 75 sztuk na cały kraj.

Ale te rekomendacje nie są stosowane. Bo ich wdrożenie wymagałoby dodatkowych szkoleń – tymczasem w policji nie ma teraz czasu nawet na szkolenia podstawowe. Policjanci nie są zatem szkoleni, jak interweniować w takich przypadkach. Więc nie umieją pomóc i dochodzi do tragedii.

Alkohol, narkotyki... Policja zabija, bo nie uczą jej, jak pomóc

Jest chyba jeszcze coś. Sprawa śmierci Bartosza Sokołowskiego, który zginął w czasie policyjnej interwencji dwa lata temu, była omawiana kilkakrotnie na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych. Tam z ust przedstawicieli władzy padały zdania, że policja musi ostro interweniować, a nie pytać agresywnego człowieka: „Jak się pan czuje? Nie brał pan przypadkiem czegoś?”.

Poseł PiS Piotr Kaleta mówił też, że naćpany szaleniec z nożem zabił teścia jego córki. Więc kibicuje policji i broni jej zachowania. Taki jest chyba generalny pogląd Polaków – że „niewinnych nie biją”.

Poseł Piotr Kaleta (PiS) o interwencji policji, posiedzenie 12 października 2021

Policjanci często mają sekundę na to, żeby podjąć decyzję, żeby zadbać o bezpieczeństwo swoje i osób, które chronią. Ale także bezpieczeństwo tego człowieka, który staje się w tym momencie zagrożeniem sam dla siebie.

I proszę państwa, ja ubolewam nad jedną rzeczą, bo jeszcze raz powołuję się na sytuację, która dotknęła moją rodzinę, że trzeba rzeczywiście walczyć o prawdę. Ale trzeba również stanąć w obliczu i kwestii, żeby podziękować policjantom za ich codzienną, trudną służbę, ponieważ takich sytuacji jak te jest mnóstwo, tylko że one się tak tragicznie nie kończą. Dzięki Bogu tak tragicznie się nie kończą. I mówienie tutaj o mechanizmach, że potrzebne są mechanizmy, procedury, jeżeli mamy do czynienia z ludźmi szalonymi w danym momencie, pod wpływem narkotyków, alkoholu…

Państwo stawiacie tutaj pytania, czy powinien ktoś przyjechać, może zespół negocjacyjny, może ktoś, kto powinien zadać pytanie: czy my możemy cię zakuć w kajdanki? Proszę państwa, ja mam taką refleksję polityczną, że to państwo jesteście czasem zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego tego kraju…

Poseł Piotr Kaleta, posiedzenie Komisji Spraw Wewnętrznych 2 września 2021

Policja podejmuje różne interwencje wobec różnych osób. Niestety, policjant nie może najpierw zapytać się, czy na coś chorujesz, czy dzieje się z tobą coś złego, tylko musi podjąć interwencję. (…)

Dzisiaj siedzimy i analizujemy minuta po minucie, nawet sekunda po sekundzie to, co się stało. Ludzie tam mieli jedną rzecz do zrobienia. Tamten człowiek nie powinien wyrządzić krzywdy sobie, innym i policjantom. (…)

Co to oznacza, że policjant podjął brutalną interwencję? Czy też można by było powiedzieć, że podjął skuteczną interwencję? Chyba najbardziej istotne jest to, że człowiek, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa innych, siebie i policjantów, ma być obezwładniony i skutecznie dostarczony do organów, które go przejmują.

W związku z tym, jeżeli mamy mówić o jakiejś brutalności, to zacznijmy, proszę państwa, od definicji. Być może raczej nam przydałoby się szkolenie, jak powinna wyglądać interwencja policji w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa drugiego człowieka. (…)

Proszę państwa, nie ma na świecie, nie łudźmy się, takich procedur, które wyeliminują takie działania, które mogą się wydarzyć i które niestety, wydarzyły się, jeżeli chodzi o śp. pana Bartosza Sokołowskiego. Nie ma i nigdy nie będzie takich procedur, ponieważ zawsze spotykamy się z pewną indywidualnością, chorobą człowieka, z jego niepełnosprawnością, która może być ukryta, z jego dolegliwościami, o których nawet on sam może nie wiedzieć. Nie ma takich procedur, które w pełni zabezpieczą policjanta i osobę, która jest zatrzymywana.

Te sprawy są podobne

Wszystkie sprawy, które prowadzę, są podobne: w siedmiu przypadkach osoby, które zmarły w czasie i w wyniku interwencji policji, były w kryzysie psychicznym albo pod wpływem substancji zmieniających świadomość (alkoholu, marihuany, amfetaminy, kokainy...). Tylko w jednym przypadku tak nie było – i ta osoba przeżyła.

Na podstawie spraw, które Pan ma, kogo atakuje policja?

Zacznijmy od tego, że sprawcami tych ataków są młodzi policjanci. Źle wyszkoleni, tacy, którzy nie potrafią obezwładnić człowieka. I każdy z tych przypadków – bo są naprawdę dobrze udokumentowane – powinien być przedmiotem analiz. To są takie prawdziwie szkolne przypadki, jak policja NIE powinna się zachowywać. Na tym się można uczyć, jak zareagować poprawnie. Ale się nie uczy.

Naprawdę można się z tego nauczyć?

Tak, w sprawach, które prowadzę, robimy takie analizy. Mam opinie ekspertów. To jest podręcznikowe. Z chęcią bym pomógł w tych szkoleniach, bo to, co się dzieje, jest naprawdę groźne. Byli policjanci, ale też obecnie pracujący dyżurni na komendach mówią mi wprost: tych młodych funkcjonariuszy naprawdę strach na ulicę wypuścić.

Policja ma problem z wakatami, więc chyba bierze każdego chętnego, a szkolenia zostały skrócone.

Słaby policjant atakuje słabego człowieka

Wiemy, kto atakuje. A kogo?

Bezbronnych i słabszych. I takich, na których będzie można zwalić winę, że sami sobie byli winni i tak uzasadnić użycie przemocy.

Wracał nad ranem z imprezy i nie zastosował się do poleceń? Albo rodzice wezwali pomoc do syna w kryzysie psychicznym?

To jest ta sytuacja, kiedy młodzi policjanci czują się nadmiernie pewnie. Mają przewagę i przekonanie, że mają prawo do nadużywania przemocy.

Mam też klienta, który został zatrzymany, jak prowadził po pijanemu. Policjanci skuli go tak ciasno, że go to bolało – prosił o zluzowanie zacisku. Do teraz ma problemy z rękami. Przecież to były tortury... Tylko że polskie prawo nie zna przestępstwa tortur.

Tortury? A co to jest?

Zna. Wobec jeńców wojennych – ich torturować polskie prawo zakazuje. Natomiast jak policja kogoś skuje za mocno, wystawi nago w oknie komisariatu, przykuje w kucki do kaloryfera, zamknie w szafie pancernej, w którą następnie będzie walić pałkami (to są przykłady z praktyki RPO) – to tortury nie są, najwyżej przekroczenie uprawnień. Mimo że nasza Konstytucja bezwzględnie zakazuje stosowania tortur, nasze prawo nie podpowiada policjantom, czym te tortury są. Więc policjanci przekraczają granice.

Z praktyki RPO wynika wyraźnie, że policjanci w ten sposób maltretują osoby słabsze – niezamożne, mniej wykształcone, o niższym kapitale kulturowym. Z tego, co Pan mówi, wynika zatem, że atakują też osoby „pod wpływem”. A oni przy stosowanych technikach obezwładniania łatwo mogą zginąć. Wobec tych wszystkich ludzi policjanci działają w przekonaniu, że mają prawo robić to, co robią.

To poczucie bezkarności bierze się też z przekonania, że jakby co, to przełożeni wybronią.

Słabych policjantów kryje góra. Bo odpowiada za stan szkoleń

W sumie nic dziwnego. Skoro ci młodzi policjanci są kierowani do interwencji, mimo że nie zostali właściwie przeszkoleni, to odpowiedzialność za to, co zrobią, spada też na przełożonych. W ich interesie jest więc, by te przypadki śmierci wyciszać.

A ten straszny parasol ochronny po prostu niszczy policję. Doprowadza do sytuacji, kiedy obywatel kilka razy się zastanowi, zanim wezwie policję na pomoc. Dwa lata temu na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych poseł PiS Piotr Kaleta zapytał ojca Bartosza Sokołowskiego wprost “A po co żeście policję wzywali? Gdyby nie to, on by żył”.

Dokładnie (cytuję za stenogramem) to poseł Kaleta powiedział: “Od razu pytanie, które być może nie powinno paść, ale pada, a mianowicie kto poprosił o interwencję policji?”.

Bartek był w kryzysie – rodzice wezwali policję, by pomogła, sprowadziła pogotowie, psychiatrów. A skończyło się śmiercią ich syna. Dla ojca to pytanie posła to był dodatkowy cios. Bo wyszło na to, że to ojciec zawinił, że syn zginął – że to nie była straszliwa pomyłka i niesprawność przedstawicieli państwa.

Jak państwo chroni „swoją policję”?

A może Pan powiedzieć, jak dokładnie działa parasol ochronny nad policjantami, którzy doprowadzili swoją interwencją do śmierci człowieka?

Krok pierwszy to zabezpieczanie materiału dowodowego, którego jest bardzo dużo. Pamiętajmy, że kamery, które nagrywają przebieg interwencji, pracują non stop, więc nagrania się nadpisują na dyskach. Innymi słowy, kasują się – więc liczy się czas. A w tych sprawach nikt o czas nie dba.

W prawie wszystkich moich sprawach prokuratorzy nie zabezpieczali kamer lub zabezpieczali te, które nic nie nagrywały. To znaczy, przyjmowali zeznania policjantów, że kamery są zabezpieczane – ale nie zauważali, że to nie są właściwe kamery. W taki sposób to właściwe nagranie łatwo może przepaść. Chyba że rodzina ofiary się zaprze, że znajdzie pełnomocnika, który będzie walczył o to. Taki pełnomocnik ma trudną rolę do odegrania, bo musi sam chodzić, sprawdzać, a następnie składać wnioski o zabezpieczenie tych właściwych nagrań. Zawsze sądziłem, że to robi policja lub Biuro Spraw Wewnętrznych, ale się mocno zawiodłem.

W sprawie Bartka Sokołowskiego policjanci przepatrywali wszystkie okoliczne budynki w poszukiwaniu kamer i nagrań, ale nie zauważyli, że kamery są na budynku policji – a tragedia rozegrała się w ich zasięgu.

Ginące dowody, pytania, które nie padają

Jak już się uda zgromadzić nagrania, to one giną – no bo są przewożone wraz z dokumentacją i nagle nie ma. Zniknęło.

Rodziny mają wrażenie, żeby te sprawy nie ujrzały światła dziennego.

Komisja Spraw Wewnętrznych, 2 września 2021

Pełnomocnik rodziny zmarłego Bartosza Sokołowskiego Wojciech Kasprzyk:

A w odniesieniu do tego, Panie prokuratorze, gdzie zginęły materiały dowodowe z przesłuchania świadków, płyty i inne rzeczy, gdzie to się podziało?

Zastępca dyrektora departamentu Prokuratury Krajowej Sebastian Chmielewski:

Z informacji, którą posiadam, wynika, że omyłkowo zostało to włączone do śledztwa Prokuratury Okręgowej w Legnicy, którego przedmiotem są tak zwane zamieszki w Lubinie. Potem niezwłocznie zostało to przekazane do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Opisujemy, ale słabo widać

Jeśli nagrania są, daje się je do transkrypcji. I tu już mamy kolejny problem systemowy. Bo do opisywania tych nagrań używa się pracowników biur spraw wewnętrznych policji lub policjantów z innych komend. A oni nie mają oprogramowania do analizy zdjęć tj. do powiększania, poprawy jakości, likwidacji rozpikslowania.

No i mamy potem takie opisy jak “funkcjonariusz kucał przy osobie”, podczas gdy tak naprawdę klęczał na leżącym mężczyźnie i dociskał go kolanem do ziemi. Prawidłowy opis tej sytuacji jest absolutnie kluczowy – bo już wiemy, że właśnie dociskanie siłą do ziemi prowadzi do asfiksji i może spowodować śmierć.

To “kucanie przy” to ze sprawy śmierci Mateusza Gerrietza z Wrocławia?

Nie potwierdzę i nie zaprzeczę. Jako pełnomocnik rodzin sam zamawiam niezależne opisy materiału dowodowego. W sumie wypełniam obowiązki prokuratury, państwa. Mamy wrażenie, że na ustaleniu, co się stało, komuś nie zależy.

Spójrzcie Państwo na sprawę Łukasza Łągiewki. Zbiera się komisja sejmowa, media huczą o sprawie. A Prokuratura Krajowa daje nam asesora, który w trakcie postępowania dopiero stał się prokuratorem.

A przecież tu chodzi o śmierć człowieka i to w związku z interwencją przedstawicieli państwa. Sprawa z założenia jest trudna. Tu trzeba wiedzieć, jak zadawać pytania, jakie dowody są kluczowe, gdzie są pułapki.

Dane policyjne i o obywatelach – kto ma do nich dostęp?

Są jeszcze zeznania i inna dokumentacja policyjna.

Kiedy zaginęły nagrania w sprawie Bartka Sokołowskiego – zacząłem drążyć temat policyjnej dokumentacji.

Policjanci wpisują swoje czynności do elektronicznego Systemu Wspierania Dowodzenia Policji. Każda interwencja to zestaw takich wpisów. Można to dostać w takiej tabelce jak z excela – zaczyna się od wpisu, że patrol został skierowany na miejsce, bo człowiek jest naćpany, rzuca kamieniami. A potem jest po kolei: co się stało, co kto zrobił. Godzina, opis zdarzenie i kto go wpisał.

Rzeczywiście – na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych komendant główny policji Jarosław Szymczyk cytuje minuta po minucie, jak wyglądała interwencja wobec Bartosza Sokołowskiego. Posługuje się tym, co odczytano z nagrań z kamer i wpisów policjantów.

Komendant Jarosław Szymczyk:

  • o godz. 05:53 według rejestratora rozmów, do WCPR trafia pierwsza informacja przekazana przez mamę Bartosza, że syn biega wokół budynku, rzuca kamykami po oknach. Osoba zgłaszająca domaga się podjęcia wobec niego interwencji. Minutę później dyżurny przekazuje zgłoszenie patrolowi z prośbą o podjęcie interwencji.
  • Cztery minuty później o godz. 05:57 następuje kolejne zgłoszenie. Tym razem sąsiad szeroko informuje o osobie pana Bartosza i również prosi o pilną interwencję w związku z tym, iż na miejscu obawiają się jego zachowania.
  • O godz. 05:58, czyli minutę później, dyżurny ponownie ponagla patrol w celu przyjazdu na miejsce zdarzenia.
  • Godzina 06:06 to godzina sczytana z materiału filmowego z monitoringu jednego ze sklepów, wobec czego tutaj trzeba będzie jeszcze bardzo dokładnie zweryfikować czas. Z tegoż nagrania wynika, że o godzinie 6.06 podjeżdża radiowóz, wysiada z niego umundurowany policjant i gestem ręki przywołuje kogoś, kogo w obiektywie kamery nie widać.
  • Pomiędzy godz. 06:07 a godz. 06:11 policjanci udali się w kierunku pobliskiego bloku, prowadząc mężczyznę w kierunku radiowozu.

Widać, że mężczyzna stawia opór.

  • Policjanci próbują wsadzić mężczyznę przez tylne drzwi do radiowozu. Na skutek stawianego oporu nie udaje się tego zrobić.
  • O godz. 06:14 widoczne jest, jak policjantka biegnie w kierunku Komendy Powiatowej Policji w Lubinie po kajdanki zespolone.
  • O godz. 06:15 pojawia się żądanie dołączenia innej służby ratowniczej, a mianowicie wezwania karetki na miejsce zdarzenia.
  • O godz. 06:17 widać, jak policjantka przybiega na miejsce zdarzenia z kajdankami zespolonymi.
  • O godz. 06:18 jest kolejna rozmowa dyspozytora pogotowia, to znaczy pierwsza rozmowa, gdyż wcześniej było to zgłoszone w formie formatki.

Dyspozytor pogotowia ratunkowego pyta dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Lubinie o przytomność pacjenta.

  • Dyżurny odpowiada, że przed chwilą patrol zgłosił, że jest nieprzytomny, ale w tej chwili słyszy jego krzyki, więc wydaje mu się, że jednak pacjent jest przytomny.
  • O godz. 06:19 doprowadzany mężczyzna – widać to na zapisie monitoringu – kopie nogami, jest przytomny.
  • O godz. 06:21 patrol informuje, że mężczyzna rozerwał kajdanki zespolone.
  • O godz. 06:25 dyżurny drogą radiową informuje patrol, że karetka pogotowia jest już w drodze.
  • O godz. 06:26 dwoje policjantów – widać to na zapisie monitoringu – przestaje trzymać mężczyznę, natomiast trzeci mężczyzna, trzeci policjant obraca mężczyznę na plecy.

Widać, że w tym momencie mężczyzna się nie rusza.

  • Jeden z policjantów próbuje go ocucić, wygląda na to, że sprawdza również funkcje życiowe.
  • O godz. 06:28 na miejsce podjeżdża karetka.
  • O godz. 06:33, czyli po pięciu minutach widoczne jest wkładanie do karetki noszy, a następnie odjazd karetki pogotowia. Karetka na miejsce zdarzenia przyjeżdża bez włączonych sygnałów dźwiękowych i świetlnych, odjeżdża z miejsca zdarzenia z włączonymi sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi. Na prośbę personelu karetki, na wyraźną prośbę personelu do karetki wsiada również funkcjonariuszka Policji. Również na prośbę personelu karetki za karetką jedzie oznakowany radiowóz Policji, jak twierdzi personel karetki, na wypadek, gdyby pacjent ponownie stał się agresywny.
  • Po przyjeździe karetki do szpitala ratownicy informują policjantkę, że nie jest już potrzebna na miejscu zdarzenia. Policjantka wraca do jednostki Policji.
  • O godz. 09:19 według rejestratora rozmów do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Lubinie zadzwonił pracownik szpitala i powiadomił o zgonie Bartosza S.(…)

Mogę tylko powiedzieć, dlaczego jest brak reanimacji albo inaczej, dlaczego na filmie nie widać czynności reanimacyjnych funkcjonariuszy. (…)

  • Jeszcze raz podkreślam, że wszystkie moje wypowiedzi opierają się tylko na wstępnych informacjach zebrane przez funkcjonariuszy. Funkcjonariusze twierdzili, że w trakcie, kiedy pan Bartosz tracił przytomność, były wyczuwalne funkcje życiowe, a więc był zauważalny oddech, był wyczuwalny puls. Takie są relacje policjantów. Dlatego nie podejmowali resuscytacji, co jest oczywistym kanonem. Reanimacji w tego typu sytuacjach się nie podejmuje (...).

Tajemnica SWD

Zaczęliśmy analizować te wpisy i sprawdzać, jak działa sam system SWD. I wiem tyle, że komenda, komisariat może wpisy uzupełniać i modyfikować w ciągu mniej więcej kilku dni. Potem ta możliwość znika. Więcej czasu mają na to komendy wojewódzkie i Komenda Główna. Ta ma już wgląd kompletny – może sprawdzić nie tylko każdy wpis, ale także kto i kiedy go modyfikował.

No i tak: sprawdzam sobie wpisy z SWD w sprawie Sokołowskiego i widzę, że jest tam coś innego niż w zeznaniach policjantów. Oni mówili, że interwencja wyglądała inaczej, niż odnotowano to w SWD.

Bo w tej sprawie chodzi o to, czy Bartek Sokołowski zmarł, zanim przyjechała karetka, prawda? Policjanci twierdzili potem, że żył. Ratownicy z karetki – że nie.

Sprawdzam budzący wątpliwość wpis i porównuję z danymi o służbie. Policjant, który dokonał wpisu w SWD, może mieć zarzuty w tej sprawie. Tylko że on nie mógł tego wpisu zrobić – jego nie było w tym czasie na komendzie!

Ktoś to za niego zrobił? Zmienił pierwotny wpis? Kto?

To zapewne wie – bo chyba może to sprawdzić – Komenda Główna. Ale na tym przykładzie widać, że we “wpisywaniu” opisu zdarzeń, które doprowadziły do śmierci obywatela, bierze udział ktoś więcej niż sami zainteresowani. I ten ktoś robi to na karcie potencjalnego podejrzanego.

Zresztą komendantka z Lubina, zanim sprawa Bartosza Sokołowskiego się wyjaśniła (a nie wyjaśniła się do tej pory), od razu napisała na Facebooku, że interwencja policjantów była w porządku. Mimo że zginął człowiek!

Jak jedna sprawa niszczy całą policję

Więc mamy tu piętrowy problem: policjant interweniuje, choć nie umie, a przełożona nie widzi problemu. Potem zaś do tej wersji dostosowują się jakby wpisy w SWD i wpisy robi policjant, którego nie ma w komendzie, który skończył służbę.

W tym miejscu zastanówmy się, co by spotkało pracownika banku, urzędu itd., gdyby przekazał dostęp do naszych tajnych danych innej osobie. Chyba nie muszę mówić? A co spotkało tego policjanta? Pozostawię to bez komentarza. Proszę się domyślić.

Cały czas dręczy mnie też pytanie, dlaczego tylu policjantów z różnych części Polski czytało te tajne dane. Z jakiej racji i w jakim celu grzebią w naszych danych?

[O SWD i o to, czy – podobnie jak funkcjonujący w administracji system EZD – zapisuje on informacje o tym, kto i kiedy wpis edytował, oraz na jakim szczeblu dowodzenia ta informacja jest dostępna (o ile istnieje), zapytaliśmy rzecznika prasowego Komendy Głównej Policji. Od 7 sierpnia czekamy na odpowiedź – red.

AKTUALIZACJA: 21 sierpnia odpowiedź przyszła:

Szanowna Pani,

uprzejmie informuję, że zgodnie z art. 20a ustawy o Policji, Policja „zapewnia ochronę form i metod realizacji zadań, informacji oraz własnych obiektów i danych identyfikujących policjantów”, w tym również w zakresie prowadzonych baz danych.

Z poważaniem,

insp. Mariusz Ciarka Rzecznik Prasowy Komendanta Głównego Policji z up. podkom. Mariusz Kurczyk

Na pierwszy rzut oka jest to odpowiedź tylko niegrzeczna. Ale skoro Policja ma pełną kontrolę nad bazami, to musi wiedzieć, co sie dzieje w SWD – aj]

Sądy muszą zobaczyć problem

Mec. WK: Najgorsze jest, że nikt na te naruszenia naszych konstytucyjnych praw – do prywatności, ochrony czci i do życia rodzinnego – nie reaguje. To wszystko mogłoby sprawdzić niezależne śledztwo. Sąd mógłby to ustalić – gdyby nie zakładał, że świadek-policjant z założenia jest wiarygodny. W przeciwieństwie do ludzi, którzy byli na miejscu, widzieli wszystko, ale nie mieli munduru.

Koledzy pomagają kolegom nie w interwencji, ale w kryciu jej konsekwencji? Przełożeni wspierają podkomendnych? Jeśli tak, to baza SWD zawiera wiele wstrząsających informacji o tym, kto co zmieniał.

Być może. Ale tu nie tylko o to chodzi.

Proszę pamiętać, że policja ma dostęp do całej wiedzy o obywatelach. Do bazy PESEL, do CEPIK, do bazy poszukiwanych itd. Dostęp policji do tego jest regulowany: każdy policjant ma swoją imienną kartę KSIP (Krajowego Systemu Informacyjnego Policji) i powiązany z tym PIN. Zatem jeśli do baz ktoś zaglądał, to to widać. To się zapisuje.

Ale ponieważ nie ma realnego systemu kontroli nad policją, nie ma też kontroli nad tym, co oni robią z naszymi danymi. Wyszło to w sprawie Łukasza Łągiewki. Policjant, który uczestniczył w interwencji, która skończyła się śmiercią pana Łągiewki, dotarł do danych jego siostry. I przez media społecznościowe zaprosił ją na randkę. Niby przypadkiem, że zobaczył jej zdjęcie i że “fajna laska jest”. Rozumie pani? To jest tak niemoralne, chore i zepsute towarzystwo, że szok. Takich policjantów trzeba wyrzucać, bo to jest rak, który zabije już i tak mocno nadszarpnięty obraz polskiej policji.

Komisja Spraw Wewnętrznych, 2 września 2021

Jestem ojcem Bartka. Sokołowski Bogdan.

Pan generał mówił o tym, co widział na filmie. Widział tylko syna, jak kopał czy coś tam robił. Nic nie mówił o policjantach, o tym, co robili. (…)

Jak ja widziałem film, to dla mnie było to zwykłe morderstwo.

Syn raz był nieprzytomny, cuciło się go, siadali znowu na niego, znowu charczał. Przecież w tym momencie, kiedy pierwszy raz był nieprzytomny, można było go skuć i zabezpieczyć. Z tego, co widać na filmie, było tak dwa czy trzy razy. Dla mnie, jeszcze raz to powiem, to było zwykłe morderstwo. Żaden z policjantów nie podjął reanimacji. Na filmie widać, jak Bartek praktycznie już się nie ruszał, policjant mu tylko głowę przerzucał w jedną i w drugą stronę.

Co dalej? Żona zaczęła szukać syna po dwóch godzinach czy po dwóch i pół godzinie. Najpierw zadzwoniła do szpitala w Lubiążu, później do szpitala na ul. Bema, w końcu na policję. Policjant powiedział, że przykra wiadomość, syn nie żyje, umarł w karetce. Nie wiem, już było wiadomo, że umarł w karetce. Dla mnie to też jest trochę dziwne.

Następnie pan dyżurny powiedział, że zaraz przyjdzie pani do mojej żony. Żona do mnie zadzwoniła. Myślałem, że przyjdzie jakiś psycholog, ale to był dla mnie napad bandycki. Tak się nie wchodzi do domu, do matki, która przed godziną straciła syna.

Pani policjantka ani się nie przedstawiła, ani nie wyciągnęła legitymacji czy czegoś takiego. Weszła i powiedziała: „przyszłam panią przesłuchać”.

Słyszę o tym pierwszy raz. Może takie zasady panują w Polsce, nigdy nie miałem z tym do czynienia.

Do tego przyszła moja siostra. Co się okazało? Policjantka nie przyszła przesłuchać, tylko przyszła zabrać telefon. Oczywiście policjanci nie widzieli telefonu, dlatego że leżał w kuchni podłączony do ładowarki. Siostra w międzyczasie wyszła, zadzwoniła do pani adwokat, czy muszą oddać telefon. Pani adwokat powiedziała, że nie. Jak siostra tak odpowiedziała, pan policjant rzucił się na nią, złapał za torebkę, policjantka wykręciła jej rękę, mówiąc jeszcze:

„jak się pani nie będzie ruszać, to nie będzie panią bolało”.

Chciałbym tutaj zapytać pana komendanta, czy to jest normalne w Polsce.

Do tego przyszło jeszcze dwóch policjantów, stanęło z tyłu w przedpokoju z tak założonymi rękami. Nie wiem, czy to byli policjanci, dlatego że też się nie przedstawili, nawet nie zapukali, byli w cywilnych rzeczach. Po prostu nikt się tam nie przedstawiał, wchodzili jak do stajni, przepraszam za wyrażenie. Dla mnie to są jakieś bandyckie ataki. Chciałbym, żeby pan komendant do tego też się odniósł.

Teraz, jeżeli chodzi o prokuraturę. Byliśmy z posłem w poniedziałek. Dobrze, że był wiarygodny świadek. Z posłem Borysem byliśmy u szefowej prokuratury w Lubinie. O godz. 10.00 pani poinformowała nas, że sekcja będzie we wtorek, że żona ma przesłuchanie o godz. 12.00 i po przesłuchaniu będziemy mogli zobaczyć syna. Pytam się, czy pani prokurator nie wiedziała, że za dwie godziny jest sekcja zwłok we Wrocławiu. Żonie dali kwitek, że nie będzie mogła oglądać syna, dlatego że jest w trakcie sekcji we Wrocławiu. Po co te kłamstwa? O godz.14.00, jak żona mi podpowiada, dostała kwit. Dla mnie to w ogóle jest nie do wiary.(…)

Pan prokurator powiedział tu, że jest to sprawa o przekroczenie uprawnień.

Dla mnie jest to sprawa o morderstwo, a nie o żadne uprawnienia. Wszystko jest nagrane, udokumentowane. Teraz policja próbuje gdzieś tam zrzucić na ratowników czy na kogoś. (…)

Skoro tak zeznał policjant, to tak było

Niestety, sądy nie zauważyły jeszcze, że czasy się zmieniły. W sprawie Sokołowskiego świadek zeznał, że Bartek się dusił – jego zeznań sąd nie wziął pod uwagę. Policjanci zeznali, że oddychał normalnie.

Prokuratorzy i sędziowie wierzą wyłącznie funkcjonariuszom policji. Co raz więcej osób widzi, że policja ma przyzwolenie władzy.

W sprawie Sokołowskiego orzekał sąd w Lubinie, który – UWAGA! – mieści się w tym samym budynku co prokuratura. To normalne przecież, że wszyscy się tam znają. Ta sprawa od razu powinna była trafić poza Lubin! A tak sąd orzeka, że nie ma przesłanek do stawiania zarzutów policji. Choć prokuratura nie przedstawiła końcowej opinii biegłych o przyczynie śmierci Bartka.

Ja tych spraw nie odpuszczę

A jaki jest stan Pana siedmiu spraw?

Wszystkie są w toku. Umorzona została tylko sprawa o mataczenie w sprawie śmierci Bartka Sokołowskiego. Sprawa jego śmierci nie trafiła jeszcze do sądu. Ja tego nie odpuszczę, bo tu jest za dużo naruszeń prawa – pójdziemy z tym do Strasburga, do ETPCz.

Sprawa Łukasza Łągiewki została umorzona, ale złożyliśmy zażalenie. Sąd wyznaczył termin na 6 lipca, ale potem ze względu na “obszerny materiał” wyznaczył nowy termin, na wrzesień.

Sprawa Dymytro Nikiforenko jest w sądzie. Sprawa śmierci Krzysztofa Lewandowskiego została umorzona, ale złożyliśmy skuteczne zażalenie. Zostanie wznowiona

Po prostu nie odpuszczamy tego. Ale – sądzę, że konsekwencją rozmowy z OKO.press będą jedynie kolejne groźby policji pod moim adresem, kolejne zastraszenia i dyscyplinarki.

Kolejne?

Miałem już sprawę u Rzecznika Dyscyplinarnego. Dzisiaj wiem, że większość moich słów potwierdzili biegli. Bo ja powtarzam to, co oni: nieumiejętna interwencja policji prowadzi do śmierci. A tuszowanie tych spraw tworzy kolejne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli.

Te wszystkie naruszenia prawa, brutalność i zacieranie śladów nie są wyjątkowe dla polskiej policji. To się niestety zdarza i to na całym świecie. Niedawno, na zorganizowanej przez byłego RPO prof Adama Bodnara konferencji na Uniwersytecie SWPS, mówiła o tym szefowa belgijskiego Komitetu P Kathleen Stinckens – ponadpartyjnej, cywilnej instytucji kontrolującej działania policji. Jak podkreślała sędzia Stinckens, Komitet P interweniuje nie po to, by karać, ale by przeciwdziałać naruszeniom prawa.

Bo to się nie zmieni bez cywilnej kontroli nad policją. Będzie tylko gorzej. Bo wie pani, kiedy przesłuchuję policjantów, to oni siadają tak, bym widział, że mają przy sobie broń, puszczają oczko, uśmiechają się, drwią. Pytam się… co to za czasy?

Na zdjęciu u góry – interwencja policyjna po proteście we Wrocławiu po śmierci Bartka Sokołowskiego. Miała miejsce dwa lata temu, 9 sierpnia 2021. Fot. Tomasz Pietrzyk/Agencja Wyborcza.pl

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze