To, co spotkało panią Joannę z Krakowa, nie jest ekscesem i wypadkiem – to efekt dramatycznych zmian zachodzących w Policji w ostatnich latach. Policja jest uczona, że wrogiem są obywatele. A policjantom wszystko wolno – bo władza ich ochroni. Więc kobiety są bite i poniżane, a młodzi mężczyźni giną. Pokazujemy 10 dramatycznych przykładów
Na palcach u jednej ręki można policzyć sprawy policyjnej przemocy, które trafiły do sądu. Na ogół postępowania są umarzane. Policjanci nie ponoszą konsekwencji i spirala przemocy wobec obywateli – zwłaszcza tych, którzy są jakoś na celowniku władzy – nakręca się. Dotyczy to nie tylko zatrzymanych, ale tych, którzy np. swoim wyglądem wskazują na przynależność do grup mniejszości. Policji pomaga nasza obojętność na przypadki przemocy, która dotyczy ludzi “innych" niż my.
O policyjnej przemocy OKO.press rozmawia z dr Hanną Machińską, byłą zastępczynią Rzecznika Praw Człowieka, która zajmowała się w Biurze RPO tam m.in. prewencją tortur, okrutnego i poniżającego traktowania (nadzorowała pracę Krajowego Machanizmu Prewencji Tortur).
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Wizyta policjantów w gabinecie ginekologicznym, pałowanie i łamanie rąk uczestniczkom pokojowych, legalnych demonstracji, poniżanie zatrzymanych demonstrantów na komisariatach...
Hanna Machińska, była zastępczyni RPO, prawniczka z Uniwersytetu Warszawskiego: Jeśli mamy rozmawiać o tym, co dzieje się z policją, to zacznijmy od tego: w ciągu ostatnich pięciu lat (od 2018 roku) po interwencji policji życie straciły w Polsce co najmniej 34 osoby.
Ile?!
34.
Takie dane zebrał RPO i na pewno nie są kompletne. Nie każda rodzina idzie do Rzecznika z prośbą o pomoc, nie każda umie znaleźć adwokata, który pomoże.
Na palcach u jednej ręki można policzyć sprawy, które trafiły do sądu. Na ogół postępowania są umarzane. Często, to jest reguła, policjanci nie ponoszą konsekwencji.
Zdarzył się jednak przełom – w bulwersującej sprawie olsztyńskiej. 15 policjantów zostało skazanych za tortury. To działo się w 2014-15 roku. Urządzili zatrzymanym, jak ostrzegali ich, “małe Guantanamo”. Byli przekonani o bezkarności. Po 8 latach postępowania wyroki zapadły dopiero teraz w sądzie w Ostródzie, czyli w pierwszej instancji.
Niestety spirala przemocy wobec obywateli – zwłaszcza tych, którzy są jakoś na celowniku władzy – nakręca się. Dotyczy to nie tylko zatrzymanych, ale tych, którzy np. wyglądem swoim wskazują na przynależność do grup mniejszości.
Na posiedzeniu sejmowej komisji administracji spraw wewnętrznych 13 czerwca mowa była o 20 ofiarach policyjnych interwencji.
To były dane od 2021 roku. Jak mówię, spirala przemocy się nakręca. Nie mamy dokładnych danych. Ale z przerażeniem stwierdzam, że takich przypadków jest coraz więcej.
W Sejmie padło 10 nazwisk. Historie są znane, informacje można znaleźć w sieci. Przygotowując się do tej rozmowy, zrobiłam więc sobie zestawienie. Dopisując jeszcze sprawę Igora Stachowiaka, bo to straszna i emblematyczna sprawa, choć z 2016 r.
Zginął na posterunku policji we Wrocławiu. Wracał z nocnego klubu – policjanci pomylili go z człowiekiem, który im uciekł. Skuli Stachowiaka i razili prądem z paralizatora w toalecie, gdzie nie ma monitoringu. Nie wiedzieli, że służbowe paralizatory mają kamerę, która automatycznie się włącza.
Sprawa została zbadana i osądzona dopiero po tym, jak ujawnił ją Marcin Bojanowski z TVN. Sądy pierwszej i drugiej instancji uznały, że bezpośrednią przyczyną zgonu Stachowiaka była „niewydolność krążeniowo-oddechowa w przebiegu arytmii” wywołana przez środki odurzające. A działania policjantów, choć naganne, nie były w opinii sądu decydujące. Policjanci zostali prawomocnie skazani za przekroczenie uprawnień oraz znęcanie się fizyczne i psychiczne nad pozbawionym wolności człowiekiem. RPO złożył kasację, twierdząc, że Stachowiak był przez policję torturowany i przez to zmarł. W kwietniu 2022 r. Sąd Najwyższy odłożył rozpatrzenie sprawy bezterminowo.
Został zatrzymany w domu, bo nie zgłosił się do odbycia kary więzienia za posiadanie marihuany. „Wyszedł cały i zdrowy. Jedynie w spodenkach, bez koszulki, ręce miał z tyłu skute kajdankami” – opowiada świadek. W nocy na komisariacie Reznerowicz był już reanimowany, bo “spadł z pryczy” po “ataku epilepsji”. Trafił do szpitala a stamtąd do transportu do więzienia. Zmarł w drodze. Rodzina twierdzi, że ciało było zmasakrowane, zmarły miał wybite zęby.
W 2019 prokuratura umorzyła sprawę, nie dopatrując się przekroczenia przez policjantów uprawnień. Ustaliła, że “bezpośrednią przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa, a ujawnione w tracie sekcji zwłok obrażenia nie miały związku ze śmiercią pokrzywdzonego.
Został zatrzymany w związku ze sprawą narkotykową. Zmarł na komisariacie. W przebieralni (gdzie nie ma monitoringu ze względu na ochronę godności osób zatrzymanych) miał być tak agresywny, że policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego. “Wszczęto procedurę kaftana bezpieczeństwa, w trakcie której zatrzymany stracił przytomność. Reanimowano go, ale bezskutecznie”. Ze wstępnej opinii biegłego wynikało, że przyczyną śmierci była „niewydolność krążeniowo-oddechowa”.
W marcu 2022 prokuratura umorzyła śledztwo “z uwagi na niestwierdzenie znamion czynu zabronionego”. Biegły z zakresu stosowania technik interwencji i środków stosowania przymusu bezpośredniego stwierdził, że zastosowane wobec Szymona Komorowskiego techniki obezwładnienia były „adekwatne do wynikłej dynamicznie rozwijającej się sytuacji”.
Przyjechał do Polski z Niemiec zobaczyć synka. Policję wezwała była partnerka, matka dziecka. Spotkanie miało się odbyć na ulicy, a policja chciała zatrzymać Lorka – miał być poszukiwany do odbycia kary więzienia. Na okrzyk "Stój! Policja” Lorek rzucił się do ucieczki, a złapany stawiał opór. Policjanci rzucili go na ziemię, założyli mu na szyję tzw. krawat, skuli kajdankami do tyłu. Lorek krzyczał, że go duszą, że łamią mu ręce. W pewnym momencie przestał stawiać opór i przejawiać jakiekolwiek oznaki życia. Reanimacja nic nie dała.
Wersja Biura Kontroli Komendy Głównej Policji? Nie doszło do uchybień. Przyczyną zgonu była "ostra sercowopochodna niewydolność krążeniowo oddechowa związana z zaburzeniami rytmu serca u osoby, która znajdowała się w stanie zatrucia amfetaminą”. Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym wystąpieniu tego zaburzenia był “znaczny wysiłek fizyczny zatrzymanego podczas interwencji”.
Matka wezwała na pomoc policję, kiedy uzależniony od narkotyków Sokołowski próbował dostać się do domu. Sąsiedzi nagrali interwencję policyjną: przez kilka minut czterech policjantów próbowało obezwładnić leżącego na ziemi i wyrywającego się mężczyznę. W pewnym momencie krzyki i szarpanina ustały – policja wezwała pogotowie. Twierdziła, że Sokołowski jeszcze wtedy żył. Nagrania z karetki ujawnione przez Onet temu przeczą.
Śledztwo w tej sprawie nadal trwa. Przed komisją sejmową 13 czerwca prokuratorka Ewa Szatkowska ujawniła, że przesłuchano m.in. 52 świadków i dokonano “licznych oględzin”. Nie ma ciągle ostatecznej ekspertyzy, co spowodowało śmierć Sokołowskiego. Umorzona została natomiast sprawa o mataczenie – choć w sprawie znikały dowody, nagrania i protokoły przesłuchań świadków. Pełnomocnik rodziny mówi, że komendantka powiatowa Policji w Lublinie na Facebooku publicznie wyraziła poparcie i zaufanie do interweniujących policjantów.
Zmarł kilkanaście godzin po interwencji Policji w jego mieszkaniu. W ataku paniki nie chciał wpuścić do domu ani członków rodziny, ani funkcjonariuszy Policji. Policjanci zastosowali środki przymusu bezpośredniego. Bili przytrzymywanego Łągiewkę pałkami, użyli gazu pieprzowego.
Na fragmentarycznym nagraniu z kamery nasobnej, która włączył jeden z policjantów (trzej pozostali – nie) widać, że w pewnym momencie na ręce Łągiewki stoją aż dwie osoby. Słychać też ojca, który prosi, żeby nie trzymać syna za szyję.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy umorzyła sprawę – bo „powodem zgonu było przedawkowanie kokainy na tle już wcześniejszych i przewlekłych zmian w obrębie mięśnia serca i miąższu wątroby”. Pełnomocnik rodziny zmarłego złożył zażalenie. Dysponuje opinią uznanego biegłego, który twierdzi, że kokaina nie mogła być bezpośrednią przyczyną śmierci. Pełnomocnik mówił też posłom z komisji spraw wewnętrznych, że policjant, który brał udział w interwencji, dotarł potem (nielegalnie, za pośrednictwem policyjnej bazy danych) do informacji o rodzinie zmarłego i próbował się umówić z siostrą Łagiewki na randkę.
Siostra zmarłego na komisji sejmowej 13 czerwca: "Chciałabym zapytać panią prokurator, czy słyszała może nagranie zrobione przez jedną z sąsiadek, które udostępniła «Gazeta Wyborcza». Na tym nagraniu są krzyki, jęki, przekleństwa kierowane przez policjantów oraz jęki z bólu, krzyki o pomoc i krzyki z bólu mojego brata.
Faktycznie rutynowa, normalna interwencja, prawda? Ile rodzin tutaj jeszcze musi usiąść, żeby cokolwiek się zmieniło, bo takie sytuacje są na porządku dziennym".
Świętował ze znajomymi z budowy i pił alkohol. W nocnym autobusie mówił do siebie i uderzał głową o szybę, więc kierowca wezwał policję. Nikiforenko trafił do izby wytrzeźwień i tam zmarł tej samej nocy. Wcześniej dwóch ratowników i troje policjantów raziło go gazem, okładało pięściami i pałką, a jeden z policjantów i pracownik izby wytrzeźwień usiedli na nim i dusili go.
Sprawa jest w sądzie, a akt oskarżenia objął wszystkie te osoby.
Zmarł w czasie interwencji policyjnej w domu – pomoc wezwała szwagierka, słysząc przez ścianę rodzinną awanturę. Pindak miał uderzyć żonę, policja proponowała założenie Niebieskiej Karty, żona twierdzi jednak, że w momencie pojawienia się policji małżonkowie się już pogodzili i była to “normalna sprzeczka”, choć rzeczywiście poszła jej krew z nosa.
Wersja policji: “Mężczyzna był nietrzeźwy, zachowywał się agresywnie. Odepchnął jednego z policjantów, dlatego policjanci podjęli decyzję o zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego. Zastosowali chwyty obezwładniające, następnie, gdy to nie pomogło, użyli pałki służbowej i ostatecznie miotacza pieprzu. Gdy mundurowi podjęli próbę użycia kajdanek i założyli jedno ogniwo, mężczyzna osłabł i omdlał. Chwilę później ustały jego czynności życiowe. Rozpoczęła się reanimacja”.
Wersja rodziny: Uderzenia słychać było przez ścianę. Żona zastała później męża leżącego na boku, zakrwawionego, z rozcięciem na czole oraz nadgarstku. Zauważyła też ślady krwi na ścianie.
Świdnicka policja zapewnia, że policjanci nie przyczynili się do zgonu mężczyzny. Z sekcji zwłok wynika jednak, że „jednym z czynników, który mógł spowodować śmierć”, była “asfiksja restrykcyjna”. Czyli uduszenia, które jest efektem obezwładniania. Mężczyzna leżący na brzuchu, z rękami wykręconymi do tyłu, miał trudności w oddychaniu. Gaz pieprzowy dodatkowo utrudniał złapanie oddechu.
Został zatrzymany w nocy przez obywatelski patrol, który uznał, że mężczyzna może okradać samochody i jest pod wpływem narkotyków. Policjanci wezwani na pomoc szarpali się z nim. Leżącemu na brzuchu wykręcili ręce do tyłu i zakuli w kajdanki. Świadkowie relacjonują, że jeden z policjantów klęczał Gerrietzowi na plecach. Mężczyzna zasłabł, a przewieziony do szpitala zmarł.
Funkcjonariusze policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych nie stwierdzili jednak – wbrew świadkom – przyduszania kolanem do ziemi. Z sekcji zwłok wynika jednak, że jedną z przyczyn zgonu jest znowu
„asfiksja restrykcyjna”.
Umarł w czasie interwencji policyjnej na klatce schodowej. Wedle siostry (opowiadała to na posiedzeniu komisji sejmowej) policjanci nie radzili sobie, nie umieli założyć kajdanek, więc usiedli na Lewandowskim w trójkę i czekali na patrol. Lewandowski w tym czasie umarł.
"Co z tego, że mieli kamerki, kiedy kamerka nagrywała sufit klatki schodowej, na której się to działo? Przez pół roku nie mam żadnych informacji od prokuratury. Wyników sekcji również nie ma. Nikt nic nie mówi.
To jest chore, że po prostu ci policjanci nie są wyszkoleni do tego, żeby nas bronić” – mówiła siostra.
Jechał samochodem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i zabrakło mu paliwa. Rodzina nie odbierała telefonu. Przyjechała za to policja. Dąbrowski poszedł spokojnie do radiowozu (co widać na nagraniu monitoringu z pobliskiego sklepu). I tam coś się stało. Wedle policji Karol Dąbrowski był wulgarny i agresywny. “Policjanci byli zmuszeni do użycia wobec niego środków przymusu. W pewnym momencie mężczyzna stracił przytomność”. Karol Dąbrowski umarł, a sekcja wykazała, że do zgonu doszło z uwagi “na ostrą niewydolność krążenia i oddychania w następstwie zatrzymania akcji serca”.
“Syn miał krew w ustach, ślady krwi lecącej z nosa. Później od policji usłyszę, że krew z nosa mu poleciała, bo otarł się o ramię funkcjonariusza” – opowiadała “Newsweekowi” matka zmarłego. A posłom z komisji sejmowej mówiła: “Wsiadł z nimi do radiowozu. Tam już zaczął być bity, pod radiowozem zakuty w kajdanki. Policjant go dusił, policjantka pałowała. Jak słyszę na drugi dzień od Policji i od prokuratury, że mój syn był pod wpływem narkotyków, to się pytam, gdzie są wyniki sekcji?”.
Oto moja lista osób, które straciły życie.
Hanna Machńska: Ale oprócz wspomnianych wyżej nazwisk trzeba przypomnieć osoby, które były torturowane, poniżane. Sprawa, o której mówiłam wcześniej, olsztyńska, dotyczy torturowania zatrzymanych (policjanci bili, kopali po całym ciele, razili paralizatorem). I nie działo się to za czasów obecnej władzy. Ale wyrok sądu w Ostródzie z 30 czerwca 2023 r. jest naprawdę ważny, bo po raz pierwszy w Polsce zasądził on karę odpowiadającą rekomendacjom Komitetu ONZ Przeciwko Torturom (CAT) – 6 lat i 6 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. A nie dwa lata – jak w wypadku Stachowiaka.
Z czym mamy teraz do czynienia? Policja – poirytowana oporem – wykorzystuje przewagę fizyczną wobec jednej osoby i stosuje nieproporcjonalną przemoc wobec jednej osoby. Ma przewagę. Te zachowania spełniają definicję tortur z Konwencji o Zakazie tortur, okrutnego i poniżającego zachowania.
Tylko że my nie mamy przestępstwa tortur w Kodeksie karnym – prawo pozwoliłoby zatrzymać ten proceder, policjanci lepiej rozumieliby, gdzie są granice. W 2018 roku wystąpiłam do Biura ds. Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka o ocenę prawa polskiego z punktu standardów międzynarodowych w zakresie penalizacji tortur. Opinia była jednoznaczna. To przestępstwo powinno znaleźć się w kodeksie karnym. O tym zresztą wielokrotnie mówił Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur.
A tak – giną kolejne osoby, a Ministerstwo Sprawiedliwości nie widzi potrzeby zmian przepisów.
Wylicza pani redaktor sprawy śmierci po interwencji policji chronologicznie. Gdyby je analizowano, do kolejnych tragedii mogłoby nie dojść. Ci ludzie by żyli, a policja nie miałaby tak wielkiego poczucia zależności od władzy.
Tymczasem stan szkoleń jest w policji dramatyczny.
Policjanci nie są nawet uczeni, jakie są konsekwencje różnych chwytów obezwładniających.
A przecież każdy policjant i policjantka powinini wiedzieć, do czego może prowadzić podduszanie. Że ucisk na żyłę szyjną przez 30 sekund może doprowadzić do zatrzymania akcji serca. Powinni wiedzieć, jak należy postępować z osobami z różnymi dysfunkcjami, osobami odurzonymi itd.
Policja ogłasza, że doszło “do niewydolności krążeniowej”.
Kiedy dochodzi do katastrofy, kiedy ginie człowiek, reakcją formacji jest dziś wsparcie dla policjanta. Wysyłani są na zwolnienia lekarskie, otaczani opieką.
Oni, policjanci, a nie rodziny ofiar!
Dowódcy zapewniają publicznie o wsparciu dla podkomendnych, to samo robi komendant główny policji i minister spraw wewnętrznych. Tak się buduje kulturę bezkarności. W policji zanikło poszanowanie dla godności osoby zatrzymanej czy takiej, wobec której stosowany jest przymus bezpośredni.
Dokładnie przed taką sytuacją ostrzegał Europejski Komitet do spraw Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT), po wizytacji w placówkach policyjnych w Polsce jeszcze 2017 roku.
CPT odnotował wtedy nadmierne użycie siły w momencie zatrzymania lub bezpośrednio po zatrzymaniu, w stosunku do osób, które nie stawiały oporu. Złe traktowanie miało polegać głównie na brutalnym dociskaniu człowieka twarzą do ziemi (lub twarzą do ściany), klęczeniu na twarzy. Uderzaniu i kopaniu. CPT już wtedy ostrzegał, że to wszystko się bardzo źle skończy.
Podobne uwagi dotyczące zachowania służb mundurowych poczynił specjalny sprawozdawca ONZ ds. praw migrantów Felipe González Morales. Ogłosił swój raport w lipcu 2023 i tam też mowa jest o kulturze bezkarności służb mundurowych. Ja to nazywam poczuciem bezkarności.
Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy Biurze RPO stale te kwestie podnosi w swoich raportach – ale nikt już ich nie słucha.
I mamy, to co mamy.
Opisane przypadki są w przerażający sposób podobne. Mężczyźni – młodzi i w sile wieku, ze środowisk defaworyzwanych, którzy czymś uchybili Policji. A tak naprawdę wkurzyli policjantów – więc oni atakują, bo wiedza, że mogą. Bo za ofiarami nikt się nie ujmie. A już na pewno nie nasze państwo.
Proszę zwrócić uwagę, że poza sprawą olsztyńską i sprawą Stachowiaka, tylko śmierć Dymytro Nikiforenki trafiła do sądu. A dlaczego? Bo państwo ukraińskie upomniało się o swojego obywatela. Polskie państwo tego nie robi. Ono stoi po stronie policji. Żeby policja stała po stronie władzy, nie obywateli.
W policji zachodzą głębokie procesy tę przemoc wzmacniające.
W sprawach z Włocławka byłam na tamtejszej komendzie, rozmawiałam z komendantem. Powiedział mi wprost: “o niczym takim nie wiem, może byłem na urlopie”. A ja widziałam wiele dokumentacji z wszystkich tych spraw. Widziałam zmasakrowane twarze zmarłych, tego się nie da zapomnieć. Oni byli bici i duszeni.
I co dalej?
Władza potrzebuje policji do realizacji swoich celów politycznych, a nie do egzekwowania przestrzegania prawa. Więc za ekscesy antysemickie policja nie ściga, za to napada na obywateli korzystających z konstytucyjnego prawa do zgromadzeń.
Ich poczucie przywracania porządku jest już inne od naszego. Zagrożeniem porządku są dla policjantów antyrządowe hasła. Jest korzystanie z prawa do aborcji – bo władza ściga osoby dokonujące legalnej aborcji. Demonstranci są dla policjantów wrogami, a nie obywatelami, którym powinna zagwarantować konstytucyjną wolność zgromadzeń.
Czy na demonstracji, czy przy interwencji jesteśmy już na przegranej pozycji. Policja nie przestrzega prawa, nie mówiąc już o międzynarodowych konwencjach i standardach praw człowieka. Interwencje nie są dokumentowane, bo nawet jeśli policjanci mają kamerki nasobne, to ją wyłączają albo kierują w bok. I nic im za to nie grozi. A potem zgodnie zeznają, że przymus bezpośredni był niezbędny, bo dokonano ataku na funkcjonariusza.
To jest to poczucie “ja mogę wszystko”.
A mogę wszystko wobec słabszych... Policja wyraźnie uważa, że prawa człowieka nie dotyczą wszystkich. Że ochrona konstytucyjna przysługuje tylko tym, którzy wedle kryteriów władzy są “normalni”. W sprawie pani Joanny z Krakowa też się tłumaczy, że skoro piła alkohol i dokonała aborcji, to można naruszyć jej intymność, wkroczyć do gabinetu ginekologicznego, robić jej bez żadnej podstawy prawnej rewizję osobistą. Można ją upokorzyć – w końcu “sama sobie winna”.
Brutalność wobec kobiet zaczęła się już za pierwszego PiS-u. Pamięta pani księgową Marka Dochnala? Aresztowaną (jak się potem okazało, bezpodstawnie) w dziewiątym miesiącu ciąży i przesłuchiwaną w czasie akcji porodowej?
Tą sprawą była wstrząśnięta prezydentowa Maria Kaczyńska. “Przecież to niesłychane bestialstwo” – powiedziała mi. Napisała też osobiste listy do ministra sprawiedliwości i do RPO Janusza Kochanowskiego.
Po zmianie władzy doszło do ugody, państwo polskie zapłaciło odszkodowanie za naruszenie praw człowieka. Ale prokuratora Adama Rocha, który kazał przesłuchiwać rodzącą, obecna władza awansowała do Sądu Najwyższego.
Mianował go następca Lecha Kaczyńskiego, Andrzej Duda.
Więc o tamtej sprawie naprawdę musimy pamiętać – bo to się może w każdej chwili powtórzyć.
Obecnie jest sprawa pani Joanny, pani Oli i innych kobiet. Policja narusza prawa kobiet, stygmatyzuje je. Te problemy wywołała władza. Pozwala policji działać poza prawem. A przecież policjantom i policjantkom nie wolno tego robić.
Ale skoro nikt nie rozlicza za śmierć na komisariacie, to tym bardziej nic nie zrobi za złamanie ręki w czasie demonstracji czy interwencję policyjną w gabinecie ginekologicznym.
Chciałabym jednak zrozumieć jedno: w czasach PRL władza też próbowała zrzucać winę na ofiary milicji. Ale ludzie tego nie kupowali. Nie uwierzyli, że Stanisław Pyjas zginął w 1977 roku w Krakowie w wypadku – skoro chodziła za nim SB. Nie uwierzyli, że 19-letni Grzegorz Przemyk w 1983 roku sam się w zasadzie pobił, “bo był karateką i sanitariusz musiał go uspokoić”.
A teraz takie tłumaczenia władzy przechodzą. “Był po kokainie”, “był agresywny”, “był pijany”.
Tak, znieczulica jest ogromna. W 40. rocznicę śmierci Przemyka TVP puściła film nakręcony na podstawie książki Cezarego Łazarewicza “Żeby nie było śladów”. Oglądałam ze ściśniętym sercem, bo podobieństwo do tego, co mamy teraz, jest przerażające.
Na pogrzeb Przemyka przyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A teraz?
Jednak już zauważyliśmy, że wobec kobiet policja przekroczyła granicę. I to wzbudziło społeczny gniew.
Mówi Pani, że policjanci czują się bezkarni. Ale przecież są dowody, niektórzy świadkowie jeszcze nie zaczęli mówić, ale widzieli, pamiętają. Ale jeśli stworzy się do tego warunki? Belgowie wprowadzili przecież specjalne prawo chroniące sygnalistów policyjnych, by tropić nadużycia w policji. My też możemy.
Przede wszystkim musimy mówić o naruszeniu prawa. O śmierciach na komisariatach. Pamiętać każdą sprawę. Nie lekceważyć, drążyć do końca, opisywać każdy etap postępowania – żeby się nam to nie nudziło. Ustalać nazwiska odpowiedzialnych.
Nie może być tak, że rodziny zostają ze swoją tragedią same. Bez tej elementarnej solidarności społecznej za chwilę każdy zostanie sam – i będzie się bał wezwać na pomoc policję. Bo nie pomoże, najwyżej skrzywdzi i poniży.
A w przyszłości?
W przyszłości musimy powołać niezależną instytucję do badania zachowań policji – tak jak belgijski Komitet P. To ponadpartyjna, wybierana przez parlament komisja analizująca skargi na policję i wydająca jej regularne zalecenia, co robić, by unikać błędów. Policja ma prawo stosować przemoc w imieniu państwa. Błędy mogą się zdarzać – chodzi o to, by im stale przeciwdziałać.
Polska policja na pewno musi być lepiej szkolona – przecież oni fizycznie teraz nie są w stanie przeprowadzić interwencji, nie mówiąc o tym, że nie są w stanie poprawnie ocenić sytuacji i zastosować właściwe środki. Nie umieją włączyć elementów mediacji.
Uważają, że pałka rozwiąże problem.
Policja musi przejść naukę demokracji. Musimy wrócić do tego, co miało miejsce w latach 90. Organizowałam wtedy spotkania dla Policji na temat przestrzegania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Ile wtedy było determinacji, by odejść od praktyk z czasów komunistycznych. Policja była otwarta na szkolenia, można powiedzieć, że się europeizowała. A teraz ten wysiłek idzie na marne.
Musimy dążyć do zmian w Kodeksie karnym i wprowadzić przestępstwo tortur zagrożone wysoką sankcją. Musimy przywrócić poczucie odpowiedzialności za haniebne czyny.
W każdym z nas policjant musi z powrotem zobaczyć osobę, której przysługuje ochrona.
Rozliczenia?
Są konieczne. Gdyby nie było na nie nadziei, to walka o lepsza Polskę byłaby bezsensowna. Dochodzenie do sprawiedliwości będzie długie i dramatyczne – ale sprawcy nie unikną odpowiedzialności. Ci, którzy naruszyli prawa obywateli, i ci, którzy takie akcje zlecali.
Chcę podkreślić, że choć liczba ofiar policji jest ogromna, to wśród policjantów przeważają tacy, którzy tych praktyk nie akceptują.
Pamiętam młodego policjanta przywiezionego gdzieś z Polski na demonstrację w Warszawie. Powiedział mi, że gdyby jego matka i żona widziały, co robi, co się dzieje na komisariacie na Wilczej, to nie miałby gdzie wracać.
No więc te wszystkie zmiany trzeba przeprowadzić także dla tego policjanta. A bez wyjaśnienia tych 34 śmierci nic się nie zmieni i my – obywatele i obywatelki – nie będziemy bezpieczni.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze