Ministerstwo Środowiska w końcu odniosło się do decyzji UNESCO. Zdaniem resortu międzynarodowa komisja dała się zwieść lewicowo-liberalnym mediom. Do komunikatu dołączono wzór kuriozalnej deklaracji: ministerstwo chce, żeby obrońcy puszczy podpisali zobowiązanie. Jeśli ich metody okażą się nieskuteczne, to będą płacić za odbudowę siedlisk i gatunków
W poniedziałek 10 lipca 2017 w Ministerstwie Środowiska miała się odbyć konferencja prasowa "W obronie Puszczy Białowieskiej". Jednak resort odwołał ją niecałą godziną przed wydarzeniem, gdy część dziennikarzy była już w drodze. Bez wyjaśnienia.
Po decyzji UNESCO z 5 lipca, wzywającej Polskę do zatrzymania wycinki w starodrzewiach Puszczy Białowieskiej, Ministerstwo Środowiska nie opublikowało żadnego oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Co prawda w mediach wypowiadali się politycy - również minister środowiska Jan Szyszko i jego wiceminister Andrzej Konieczny. Ale ich tezy były często niespójne, chaotyczne, a nawet nieprawdziwe.
Szerokim echem odbiła się wypowiedź premier Beaty Szydło, która powiedziała, że to nieprawda, iż UNESCO wzywa do zatrzymania wycinki.
We wtorek 11 lipca Ministerstwo Środowiska rozesłało do posłów i posłanek oficjalny komunikat dotyczący decyzji UNESCO w sprawie Puszczy Białowieskiej. Poinformowała o tym na swoim profilu facebookowym Gabriela Lenartowicz, posłanka PO.
Dokument - jak dotąd - nie został opublikowany na stronie internetowej resortu środowiska. Pojawił się za to w dzisiejszym wydaniu dziennika "Rzeczpospolita".
Według źródeł OKO.press to prawdopodobnie ten komunikat miał być tematem odwołanej konferencji.
Komunikat otwiera dobrze znany ministerialny wywód o tym, że Puszcza Białowieska to "wielkie dziedzictwo kulturowo-przyrodnicze miejscowej ludności, polskiego leśnictwa i polskiej szkoły ochrony przyrody". Czyli - jak często lubi powtarzać resort - ten las jest "dziełem ludzkich rąk". Potem zaczynają się oskarżenia.
"Od dłuższego czasu trwa spór o Puszcze Białowieską i metodę jej ochrony" - czytamy w komunikacie.
"Jedni, pozostający pod wpływem argumentów neoliberalnych organizacji uważają, że istniejące zasoby przyrodnicze są reliktem nietkniętym ręką człowieka i dlatego też należy je chronić przed człowiekiem, a za najwyższą formę ochrony uznaje się zakaz wycinania drzew".
Jest też drugie stanowisko reprezentowane przez ministerstwo - zgodnie z którym jedyną metodą zachowania bioróżnorodności Puszczy jest ochrona czynna, w tym usuwanie kornikowych drzew. Tak jak robiła to "w przeszłości miejscowa ludność przy ścisłej współpracy z leśnikami".
Sytuacja, zdaniem resortu, stała się "wrażliwa", bo rzecznicy "neoliberalnych argumentów" zdążyli już rozpowszechnić na świecie swoje stanowisko.
W ten sposób przedstawili "Polskę jako kraj nie szanujący zasobów przyrodniczych, a Polaków jako tych, którzy dla chęci zysku chcą wyciąć Puszczę Białowieską".
Taka dezinformacja pojawiła się w prasie światowej ("szczególnie tej o lewicowo-liberalnym zabarwieniu").
I właśnie tego rodzaju antypolska propaganda wywołała "zaniepokojenie takich instytucji międzynarodowych jak UNESCO i Komisja Europejska, a polskie Ministerstwo Środowiska zaczęło otrzymywać listy zawierające protesty i postulaty zaprzestania wycinania Puszczy Białowieskiej".
To jednak nieprawda i manipulacja ze strony Ministerstwa Środowiska. OKO.press przypomina, że decyzja UNESCO nie została podjęta pod wpływem doniesień prasowych.
Przegłosowane stanowisko przygotowała Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (ang. International Union for Conservation of Nature – IUCN). Ta organizacja ekologiczna tworzy dla UNESCO raporty, na podstawie których agenda ONZ wydaje swoje decyzje.
Przedstawiciele IUCN byli w Puszczy Białowieskiej latem 2016 roku. I to właśnie oni - po wizji lokalnej i analizie dokumentów - uznali, że UNESCO powinno m.in.:
Ministerstwo zadeklarowało też, że jest stanowczo przeciwne "obrażaniu Polski i Polaków" i "najwyższy czas podjąć konkretne działania". Dlatego - jako załącznik do komunikatu - przygotowało list kierowany do "wszystkich tych, którzy protestują przeciwko tzw. wycinaniu Puszczy Białowieskiej". Przypomniało w nim o utworzeniu tzw. obszarów referencyjnych.
"Zgodnie z Pani/Pana sugestią – drzewa nie będą wycinane na 1/3 powierzchni lasów gospodarczych polskiej części Puszczy Białowieskiej obejmującej ponad 17 tys. ha [...]" - czytamy.
Z kolei na pozostałych 34 tys. ha lasów gospodarczych prowadzone są "działania ochronne mające na celu zahamowanie procesu degradacji chronionych siedlisk i zaniku chronionych gatunków ważnych z punktu widzenia Natury 2000". Czyli wycinka za pomocą harvesterów.
"Porównanie danych z obszaru, gdzie nie będą wycinane drzewa z obszarem, gdzie będą prowadzone działania ochronne pozwolą na uzyskanie odpowiedzi na pytanie: kto w sporze wokół Puszczy ma rację i kto będzie ponosił odpowiedzialność, za zanik chronionych siedlisk i gatunków" - czytamy.
List kończy zachęta do podpisania wspomnianej deklaracji, którą można przesłać do Ministerstwa Środowiska. Jej treść
zawiera zobowiązanie, że w przypadku zaniku wymienionych w dokumencie siedlisk i gatunków NATURA 2000 sygnatariusz deklaruje "chęć pokrycia kosztów odbudowy siedlisk i powrotu gatunków na powierzchni bez wycinki drzew".
Czyli na tzw. obszarze referencyjnym, na którym - według informacji resortu - nie usuwa się świerków zasiedlonych przez kornika drukarza.
To forma szantażu moralnego, która przykrywa ministerialną odmowę dialogu w sprawie sytuacji w Puszczy.
Ministerstwo Środowiska od długiego czasu ignoruje głosy większości środowiska naukowego, które mówi, że
cięcia sanitarne - usuwanie drzew zasiedlonych przez kornika drukarza - w takim lesie jak Puszcza Białowieska przynosi więcej szkód niż pożytku.
Odmawia również dialogu organizacjom ekologicznym, które protestują przeciwko wycince uzasadniając swoje działania właśnie najnowszym stanem wiedzy w tej sprawie. Zamiast tego organizuje propagandowe spotkania takie jak np. konferencja "Jeszcze Polska nie zginęła - wieś", podczas których ekologów nazywa się "zielonymi nazistami", którzy dążą do przejęcia władzy nad światem.
Warto przypomnieć, że relację między gradacją kornika drukarza a stanem zachowania puszczańskich siedlisk NATURA 2000 już badano. Robili to eksperci na zlecenie organizacji ekologicznej WWF (World Wide Fund for Nature), która ma również przedstawicielstwo w Polsce. Wyniki zawarto w „Raporcie z monitoringu leśnych siedlisk przyrodniczych wpisanych do załącznika i dyrektywy siedliskowej w obszarze Natura 2000 Puszcza Białowieska”.
Wnioski były zupełnie przeciwne do tez lansowanych przez Ministerstwo Środowiska. Zdaniem badaczy
gradacja kornika drukarza (masowe pojawienie się) nie pogarsza stanu badanych siedlisk. Więcej: kornik występuje głównie tam, gdzie prowadzi się gospodarkę leśną.
Ponadto to właśnie na obszarach przekształconych przez gospodarkę leśną zaobserwowano nie tylko wzmożoną aktywności kornika, ale również gatunków inwazyjnych i ekspansywnych. Badacze podkreślili również, że
„gospodarka leśna polegająca na ciągłej ingerencji w siedlisko prowadzi również do ogólnego ubożenia gatunkowego”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze