„Rzecznik Praw Pacjenta ocenił, że rekomendacje Towarzystwa Ginekologów i Położników łamią prawo. A lekarze, że skierowania od psychiatry na aborcję można kupić w »internetowym konsultomacie«. Wtedy wybuchła awantura” – relacjonuje OKO.press Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu
Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec, przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, Narodowego Funduszu Zdrowia oraz aktywistki Aborcji bez Granic spotkali się w Ministerstwie Zdrowia w poniedziałek 25 marca 2024 roku.
To było już drugie spotkanie w takim składzie. Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny zobowiązał się organizować je cyklicznie. Cel to wymiana informacji między środowiskiem lekarskim a organizacjami społecznymi i praca nad rozwiązaniami prawnymi, które dotyczą praw kobiet.
Dyskusja toczyła się wokół wytycznych dla lekarzy dotyczących aborcji w przypadku zagrożenia zdrowia i życia kobiety. Ta sprawa budziła największe kontrowersje po przypadkach śmierci kobiet w ciąży, która nie została przerwana na czas. Najgłośniejsza była sprawa Izabeli z Pszczyny, po której wytycze opublikowało Ministerstwo Zdrowia.
Potem – w lutym 2024 roku – Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników opublikowało pierwsze wytyczne. Dotyczą one jedynie przypadków aborcji dozwolonych w ustawie i według organizacji pro-choice przeczą zaleceniom WHO i FIGO (Międzynarodowej Federacji Ginekologów i Położników). Zawierają przestarzałe metody łyżeczkowania i cewnikowanie Foleyem, a także zalecają prowadzenie konsultacji przed wykonaniem aborcji.
Drugi dokument opublikowało na początku marca 2024 roku Polskie Towarzystwo Zdrowia Seksualnego i Reprodukcyjnego na podstawie zaleceń WHO i FIGO. Ministra zdrowia Izabela Leszczyna zapewniała, że resort popiera wytyczne według WHO. Ale podkreśliła, że najbardziej by chciała, by PTGiP oraz PTZSiR ułożyły wspólne wytyczne. To nad nimi mieli pracować lekarze i organizacje społeczne na spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia. Ale do kompromisu nie doszło.
W spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia uczestniczyła, m.in. Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, który należy do sieci największych w Europie organizacji wspierających prawa kobiet do aborcji. Każdego dnia pomaga kobietom w dostępie do bezpiecznej aborcji.
W rozmowie z OKO.press relacjonuje przebieg spotkania w Ministerstwie Zdrowia.
Rzecznik Praw Pacjenta uznał, że rekomendacje Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położnych (TGiP) mają błędy i nie można ich zaakceptować, bo jawnie łamią prawa pacjentek.
Chodzi o sytuację, w której pacjentka zgłasza się ze skierowaniem od lekarza na zabieg aborcji i wchodzi do izby przyjęć. PTGiP rekomenduje, by w takiej sytuacji lekarz przyjął kobietę do szpitala i najpierw wyczerpał „całą ścieżkę terapeutyczną”.
W zaleceniach jest zapisane, że: „obowiązkiem lekarza położnika i ginekologa jest podjęcie próby leczenia ciężarnej. Należy pamiętać, że ewentualna terapia w ciąży niejednokrotnie wymaga współpracy interdyscyplinarnej, np. z kardiologami, gastroenterologami, chirurgami, onkologami czy psychiatrami”. A „decyzja o terminie zakończenia ciąży powinna zostać podjęta po wyczerpaniu możliwości terapeutycznych”. I potwierdzona stosownymi „konsultacjami specjalistów w dziedzinie odpowiedniej do rodzaju choroby ciężarnej”.
Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec stwierdził jednak, że takie postępowanie łamie prawa pacjentek.
“Prawo nie wymaga od lekarzy takiego działania. To nielegalne zalecenia. Jeżeli pacjentka zgłasza się do szpitala z zaświadczeniem od specjalisty do wykonania aborcji, to
lekarz powinien aborcję wykonać. Nie musi proponować innych metod leczenia".
RPP ocenił więc, że rekomendacje PTGiP mają błędy i nie można ich zaakceptować.
Na uwagi Bartłomieja Chmielowca odpowiadał prof. dr hab. n. med. Piotr Sieroszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Zapewniał, że chce, by sytuacja, która nastąpiła po 2020 roku, się „znormalizowała”.
Chodziło o efekt mrożący wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zaostrzył prawo aborcyjne w Polsce. Wielokrotnie opisywaliśmy w OKO.press, że lekarze odmawiali aborcji, obawiając się odpowiedzialności karnej (mimo tego, że przesłanka do przeprowadzenia aborcji z powodu zagrożenia zdrowia i życia jest dostępna w polskim prawie i pozwala im ją przeprowadzić).
Przedstawiciele PTGiP twierdzili, że „palącym problemem” jest umożliwienie legalnego zakończenia ciąży u kobiet, u których lekarze rozpoznają nieprawidłowości w rozwoju płodu. A jedyną „furtką do aborcji” w takiej sytuacji, jest uzyskanie skierowania od psychiatry.
„Abyśmy mogli to zrobić legalnie i zgodnie z polskim prawem. Trudno jest pracować i żyć w »takiej, a nie innej rzeczywistości prawnej«” – mówili.
Twierdzili też, że "skierowanie od lekarza specjalisty można »kupić za 59.90 zł w tak zwanym konsultomacie internetowym«. A lekarz, który wykonuje zabieg, musi mieć pewność, że przesłanka do aborcji rzeczywiście istnieje i jest zasadna”.
To wtedy na spotkaniu wybuchła awantura.
Lekarkę psychiatrii, która siedziała na sali, oburzyło to, że położnicy i ginekolodzy zakładają oszustwo ze strony pacjentek, które przychodzą do szpitali z zaświadczeniem od psychiatry.
„Byłam zdumiona wystąpieniem prezesa PTGiP. Nagle prawo jest niejasne. Znika dobro pacjentki. Tłumaczyłyśmy, że przecież to pacjentka jest w ciąży, to jej zdrowie i życie jest zagrożone. A od lekarzy usłyszałyśmy, że »teraz pacjentka może sobie zaświadczenie na aborcję kupić w internetowym konsultomacie«” – opowiada Natalia Broniarczyk.
„Zmiana prawa nie wystarczy. Musi zmienić się myślenie. W trakcie naszych wypowiedzi na twarzach lekarzy z PTGiP pojawiał się uśmiech. Przywoływałyśmy ich do porządku. Mówiłyśmy, że to nie jest śmieszne” – podkreśla.
Przedstawiciele PGTiP żalili się, że kobiety nie ufają lekarzom, że trudno pracować im w atmosferze, kiedy ludzie ustawiają płodobusy pod szpitalami (furgonetki nadające z głośników hasła antyaborcyjne). I że lekarze narażają się na odpowiedzialność karną, dlatego trzeba zmienić prawo.
Przypomnijmy, że teraz – zgodnie z prawem – lekarze mogą wykonać aborcję w dwóch przypadkach: jeżeli ciąża pochodzi z gwałtu lub wtedy, kiedy życie i zdrowie pacjentki jest zagrożone.
W spotkaniu uczestniczyła dr Gizela Jakielska, specjalistka położnictwa i ginekologii, zastępczyni dyrektora do spraw medycznych w szpitalu w Oleśnicy w województwie dolnośląskim.
Rok temu w rozmowie z OKO.press opowiadała o realnej sytuacji w szpitalach. Antyaborcjoniści nazywają ją „mordercą”, "naczelnym rzeźnikiem szpitala w Oleśnicy”. Nękają, grożą i się modlą pod jej oknem, gdy bada pacjentki przed terminacją ciąży.
Dr Jagielska przekonywała przedstawicieli PTGiP, że wykonywanie aborcji nawet w takiej sytuacji prawnej i atmosferze jest możliwe.
Według danych Ministerstwa Zdrowia do prokuratury w 2024 roku w sprawie pomocnictwa ułatwienia kobiecie prowadzenia zabiegu aborcji z art. 152 wpłynęły już 22 wnioski od początku roku. ”To my odpowiadamy przed prokuraturą, bo wyręczamy polskie państwo” – mówiły aktywistki.
Rzecznik Praw Pacjenta mówił, że nielegalne jest zwoływanie konsyliów lekarskich przed zabiegiem aborcji, które rekomenduje PTGiP. "Bo to działanie na szkodę pacjentki”.
PTGiP przyznało, że określenie “konsylia lekarskie” jest niewłaściwie. Dlatego zmieniło je na “konsultacje przed zabiegiem”. Bo konsylium to rada powoływana przez lekarzy różnych specjalności i ośrodków w momencie, kiedy sytuacja jest wątpliwa i trzeba podjąć trudną decyzję.
“Ale konsultacje powinny zostać. Bo lekarze nie mają obowiązku wierzyć pacjentce, która przychodzi z zaświadczeniem od specjalisty. Takie zaświadczenie można sobie kupić. Dlatego potrzebują konsultacji z innym lekarzem przed wykonaniem aborcji” – twierdzili przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
„Jak mamy wam ufać, jeżeli nie ufacie kobietom, które przychodzą do was po pomoc?” – ripostowały aktywistki. I przypominały, że na płodobusach znajdują się najczęściej ich twarze.
Przedstawiciele PTGiP podkreślali swoje oburzenie lekarzami, którzy odmawiają opieki nad pacjentkami w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia. I, że gdy zmieni się prawo dotyczące przerwania ciąży, na pewno takich sytuacji będzie mniej.
Podczas spotkania Polskie Towarzystwo Zdrowia Seksualnego i Reprodukcyjnego przedstawiło swoje wytyczne opracowane na podstawie zaleceń WHO. Ministerstwo Zdrowia oceniło je pozytywnie. Do argumentacji organizacji społecznych przychylił się też Rzecznik Praw Pacjenta.
„Zastrzeżenia merytoryczne” mieli jednak przedstawiciele PTGiP. Uznali je za „kontrowersyjne”. Szczególnie jeżeli chodzi o zażywanie tabletek aborcyjnych w domu po konsultacji z lekarzem.
Zgodzili się, że przerwanie ciąży przez kobietę może być prowadzone do 9. tygodnia po konsultacji przez wykwalifikowanego pracownika ochrony zdrowia. Ale powyżej 9. tygodnia taka procedura powinna być prowadzona w szpitalu.
„Proszę sobie przypomnieć o przypadku z Izabeli w Pszczynie. Co, jeżeli zdarzy się zgon w domu po procedurze? Nie cofajmy się do średniowiecza. Państwo proponujecie rozwiązania niemerytoryczne” – kontrowali przedstawiciele PTGiP.
“RPP chciał się tez dowiedzieć, dlaczego w wytycznych PTGiP są stare metody leczenia, takie jak łyżeczkowanie i cewnik Foleya. Bo jeżeli WHO odradza łyżeczkowanie, to skąd to sięganie po te metody przez PTGiP. Trudno było jednak uzyskać konkretną odpowiedź na to pytanie" – relacjonuje nam Broniarczyk.
„Przedstawicielom PTGiP wydaje się, że kobiety w niechcianych ciążach czekają, aż się dogadamy. Ale to się dzieje. 130 kobiet dziennie przyjmuje tabletki aborcyjne. Od co najmniej 17. lat tabletki aborcyjne są wysyłane do Polski i żadna kobieta, której pomagałyśmy, nie zmarła. Kobiety umierają za to w szpitalach. Mamy jedną sytuację zgonu kobiety, która była w kontakcie z Aborcją bez Granic. Miała ustawione dwa zabiegi aborcji w Anglii. Ale je odwołała, bo lekarz w szpitalu powiedział, że jej pomoże. 17 godzin później nie żyła" – mówiła Broniarczyk w trakcie spotkania.
“Po tych słowach jeden z przedstawicieli PTGiP znowu się uśmiechnął. Powiedziałam, że to nie jest śmieszne, gdy dziecko traci matkę tylko dlatego, że nie dostaje ona odpowiedniej pomocy w szpitalu. Przedstawiciele PTGiP powiedzieli nam też, że organizacja WHO jest stworzona dla całego świata. I takie rekomendacje, jak nasze, są najbardziej przydatne w krajach Afryki czy Azji. A kobiety w Polsce mają inne problemy”.
„Czy mamy czekać aż się cały naród pogodzi, że kobieta może decydować o swoim życiu? Nie mogę patrzeć na ignorancję, bezczelność, traktowanie psychiatrów jako oszustów. Minister zdrowia chce doprowadzić do kompromisu. Mamy świetny dokument opracowany przez lekarki, specjalistki i aktywistki. Albo jesteśmy po stronie nauki, albo nie. Mam nadzieję, że minister przekona się, że wprowadzenie wytycznych zgodnych z wiedzą medyczną jest konieczne, by zmienić system od środka. A Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników przestanie bronić siebie, a zacznie pacjentki” – mówi Broniarczyk.
Jej zdaniem, Ministerstwo Zdrowia to jedyna instytucja, która może zmusić lekarzy, by zaczęli stosować prawo i wesprzeć ich, by zaczęli zmieniać metody postępowania.
„Musimy zacząć mówić o kobietach, które uciekają z polskiego systemu zdrowia. Przez ostatnie 10 lat moja fundacja pomogła 87 tys. ludzi w uzyskaniu dostępu do aborcji" – mówiła Kinga Jelińska, szefowa fundacji Women Help Women.
"W Polsce najwięcej bezpiecznych aborcji przechodzi przez moje ręce i moich koleżanek. Sprzątając za państwo i pracując za państwo, jestem tu w końcu w Ministerstwie Zdrowia i mogę powiedzieć prosto w oczy polskim lekarzom. Aborcja tabletkami jest zalecana przez WHO. Dzięki Aborcji bez Granic siedem osób dziennie wyjeżdża za granicę na zabieg bezpiecznej aborcji. Płacimy za to 40 tys. zł dziennie każdego dnia.
To osoby, które uciekają z polskiego systemu zdrowia, często od lekarzy. Znamy przypadki, kiedy lekarze mówią o dzieciach per potworki czy dałniki. Kobiet nie traktuje się tak w Holandii, Francji czy Belgii„ – mówiła Jelińska. ”System polskiej ochrony zdrowia zasługuje na lepsze".
Organizacje społeczne – Aborcja Bez Granic czy Women Help Women – zapewniały, że chcą współpracować z Ministerstwem Zdrowia i dzielić się wiedzą.
Wiceminister Konieczny chce zorganizować kolejne spotkanie pod koniec kwietnia 2024 roku. I doprowadzić do konsensusu w sprawie wytycznych.
OKO.press zapytało Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników, jak odnosi się do opinii Rzecznika Praw Pacjenta, według którego ich wytyczne łamią prawa pacjentek. A także czy mają zamiar zmienić wytyczne dopiero po zmianie prawa aborcyjnego w Polsce. PTGiP odpisało nam, że „po zapoznaniu się ze stanowiskiem Rzecznika Praw Pacjenta, wytyczne PTGiP zostały zmodyfikowane zgodnie jego z sugestiami”.
PTGiP pisze, że „decyzja o terminie zakończenia ciąży powinna zostać podjęta po wyczerpaniu możliwości terapeutycznych. Nie może to jednak prowadzić do zwiększenia niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia przez ciężarną, a w szczególności nie może być pretekstem do odmowy przeprowadzenia zabiegu w sytuacji, gdy spełnione są przesłanki ustawowe lub bezzasadnego opóźniania jego wykonania”.
„Wystąpienie okoliczności wskazujących, że ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, stwierdza lekarz posiadający tytuł specjalisty w zakresie medycyny właściwej ze względu na rodzaj choroby kobiety ciężarnej (§ 2 ust. 1 przywołanego wyżej rozporządzenia). Taki dokument w świetle obowiązującego stanu prawnego jest jedynym, którego przedstawienia można zażądać od pacjentki. W wyjątkowych przypadkach, przy powstaniu uzasadnionych wątpliwości dotyczących zgodności tego dokumentu z faktycznym stanem zdrowia pacjentki, może być konieczne przeprowadzenie konsultacji celem wyjaśnienia ewentualnych wątpliwości”.
PTGiP poinformowało nas, że uważa wytyczne przygotowane przez lekarzy, specjalistów i aktywistki z Polskiego Towarzystwa Zdrowia Seksualnego i Reprodukcyjnego „nie uwzględniają realiów klinicznych polskiego systemu zdrowotnego i bezpośrednie ich wdrożenie może być niebezpieczne dla kobiet”. Ale zapewniło, że nie zmieni wytycznych dopiero po zmianie prawa aborcyjnego w Polsce.
„Nasze wytyczne mają na celu opracowanie postępowania medycznego i nie są uzależnione od sytuacji prawnej” – pisze PTGiP.
Chcieliśmy się dowiedzieć, czy to prawda, że przedstawiciele PTGiP, którzy byli na spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia, uważają, że wytyczne WHO są zaleceniami dla „całego świata”. A narzędzia, które są w nich wymienione „są przydatne w krajach Afryki i Azji”?
„Uniwersalne zasady, które tworzone są przez takie organizacje jak WHO, co do zasady uwzględniają potrzeby całego świata w tym również krajów z gorszym dostępem do opieki zdrowotnej. Polska ma znacznie szerszy i bardziej zaawansowany dostęp do opieki zdrowotnej niż niektóre kraje, w tym Afryki czy Azji, dlatego należy korzystać z tego dostępu, a nie adaptować rozwiązania w których dostęp np. do sali operacyjnej jest znacznie utrudniony” – pisze PTGiP.
Zapytaliśmy też, dlaczego PTGiP uważa, że zaświadczenie na przerwanie ciąży, z którym zgłaszają się do szpitala kobiety, może teraz kupić każdy w internecie, w związku z tym, trzeba zastanowić się nad tym, czy takie zaświadczenia są zasadne? PTGiP twierdzi, że „ewentualne kryminalne aspekty sposobów pozyskiwania zaświadczeń nie są przedmiotem działań i oceny PTGiP”.
Na pytanie o to, czy jeżeli tabletki aborcyjne będą dostępne dla kobiet do przeprowadzenia przerwania ciąży w domu pod okiem specjalisty, to – według PTGiP – „cofnie nas to do czasów średniowiecza”, PTGiP odpowiada: „Kluczowe jest bezpieczeństwo kobiet i to jest nasze główne przesłanie, aby jednak to zapewnić należy uwzględniać wszelkie aspekty procesu terapeutycznego i medycznego, w tym możliwe choroby przewlekłe na które cierpi pacjentka, oraz brać pod uwagę możliwe powikłania. Bagatelizowania zagrożeń stoi w sprzeczności z nadrzędnym celem jaki powinien przyświecać nam wszystkim – zdrowie i bezpieczeństwo kobiet. Przypadki z codziennej praktyki klinicznej ekspertów Towarzystwa opracowujących powyższe wytyczne każą nam bardzo wnikliwie analizować ewentualne możliwości powikłań będących następstwem zabiegu terminacji ciąży wykonywanego w warunkach innych niż szpitalne”.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze