Kulik wielki jest osobliwym ptakiem. Jego dziób wyróżnia go na tyle, że niektórzy mówią o nim pieszczotliwie „słoń wielki„ albo ”nosacz". Kilka lat temu jego liczebność drastycznie spadła. Ornitolodzy próbują odbudować populację, a w OKO.press opowiadają, jak ratować kuliki
Najłatwiej kulika wypatrzyć wiosną, kiedy ptaki te wracają do miejsc, gdzie się wykluły, i przystępują do corocznych lęgów. Towarzyszy im również charakterystyczny głos, który sprawia, że nawet jeśli kulika nie zobaczymy, to możemy mieć pewność, że jest gdzieś w pobliżu.
Od kilku lat, każdej wiosny, wybieram się nad Brzozówkę. Ta niepozorna rzeka, która kiedyś wytyczała granicę między Polską a Wielkim Księstwem Litewskim, jest dopływem Biebrzy. Dziś nie jest już niedostępna. Przez jej dolinę przetoczyła się fala melioracji i prac utrzymaniowych. A jednak wciąż to nad brzegami Brzozówki można zobaczyć kuliki wielkie.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie ludzie, którzy uznali, że trzeba ten gatunek chronić.
W wakacje zabieramy Państwa nad Brzozówkę, Biebrzę, na mazowieckie i podlaskie pola i dalej, aż do Australii. Paweł Średziński przyglądał się, jak ornitolodzy ratują żyjące w tych miejscach ptaki, a swoje obserwacje zebrał w mini cykl. W odcinku pierwszym – kuliki wielkie.
Z ornitologami Grzegorzem Grygorukiem i Tomaszem Tumielem realizującymi projekt Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (PTOP) „Kulik WIELKI zagrożony. Ochrona kulika wielkiego Numenius arquata w Polsce”, spotykam w dniu wypuszczenia kulików.
„Tym razem wypuściliśmy pięć kulików nad Brzozówką, a sześć innych ptaków wypuścili nasi koledzy na Bagnie Wizna” – wyjaśnia Grygoruk. – "Ten rok jest dziwny.
Jest wybitnie sucho, a to sprawia, że trawa, która wiosną zakrywa gniazda, była bardzo niska. I niestety kuliki były bardzo widoczne w miejscach wysiadywania jaj.
W rejonie wsi Zabiele orlik krzykliwy zniszczył praktycznie wszystkie gniazda. Z kolei w okolicach Trzyrzecza, gdzie teraz jesteśmy, udało się ogrodzić trzy lęgi, z których wykluły się pisklęta".
Jak pomaga się kulikom w lęgu?
Kiedy kuliki złożą jaja, ornitolodzy grodzą ich lęg ogrodzeniem pod napięciem, tzw. „pastuchem” , co zmniejsza presję ze strony drapieżników. W trudniejszych przypadkach, gdy szanse wylęgu młodych w naturze są minimalne, zabierają jaja. Wtedy jaja trafiają do inkubatora, a na końcowym etapie, do klujnika. To tam dochodzi do wylęgu, a pisklęta są przetrzymywane do momentu, aż będą zdolne do latania. Wtedy są przywożone w miejsce, skąd pochodzą. To jeden z najskuteczniejszych sposobów na poprawę sukcesu lęgowego.
Samo wypuszczanie trwa chwilę. Kuliki błyskawicznie opuszczają specjalne kartony. A my obserwujemy ich pierwszy lot na wolności. Muszą poradzić sobie same. Tuż obok jednego zaczyna krążyć błotniak stawowy, jednak „nasz” ptak skutecznie unika potencjalnie groźnego drapieżnika.
Zdaniem ornitologów największym zagrożeniem, poza zwiększeniem liczebności drapieżników lądowych, jest dziś przede wszystkim intensyfikacja rolnictwa. Nawet w miejscu, gdzie jesteśmy, wciąż prowadzi się prace melioracyjne. Co kilka lat jest tutaj przekopywany rów, a to sprawia, że susza daje się jeszcze bardziej we znaki.
„Na zdjęciach z fotopułapki ustawionej przy ogrodzonym przez nas gnieździe zobaczyliśmy samca z obrączką. To był nasz ptak, który wykluł się również w ogrodzonym przez nas gnieździe, ale sześć lat temu. Po kilku latach, gdy osiągnął dojrzałość płciową, wrócił na »stare śmieci«, założył nad Brzozówką swój pierwszy lęg, a dzięki grodzeniu gniazda również on mógł teraz wodzić własne młode. Wcześniej mieliśmy też inną historię zakończoną sukcesem, bo dwa ptaki, które stworzyły parę, były przez nas zaobrączkowane. Jeden kulik urodził się w klujniku. Drugi w ogrodzonym gnieździe. Oba były znad Brozówki” – mówi Grygoruk.
Od 2017 roku, kiedy zaangażował się w ochronę kulika, ocalił ponad setkę piskląt, które albo były zabierane jeszcze przed wykluciem w jajach, albo urodziły się za ogrodzeniem. Działania te są możliwe dzięki kolejnym projektom prowadzonym przez PTOP i Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”. Grygoruk podkreśla, że zagrożeniem są także i ludzie. Dlatego co roku ornitolodzy po znalezieniu gniazd i wygrodzeniu części z nich informują rolników, że mają u siebie kulika. Krytyczny jest okres, kiedy pisklęta są jeszcze wodzone przez dorosłego ptaka, ale nie mają zdolności do lotu. Wtedy problemem może być koszenie łąki.
Obaj ornitolodzy podkreślają, że ważna jest współpraca z rolnikami. Chwalą sołtysa ze wsi Trzyrzecze, który co roku wypatruje kulików i informuje, które pary już się pojawiły w jego okolicy.
„Te ptaki, które wypuściliśmy przed chwilą, pochodzą z inkubatora” – dodaje Grygoruk. „Jaja zostały zabrane znad Brzozówki, a teraz, kiedy są to podrośnięte i lotne ptaki, przywozimy je tu, by wróciły w to samo miejsce w przyszłości. Kuliki przywiązują się do miejsc, w których zostają wypuszczone na wolność. A przystępują do swoich pierwszych lęgów dopiero po upływie około trzech lat. Dodatkowo, jeśli zabieramy jaja do inkubatora, a robimy to zwłaszcza z tych wczesnych, kwietniowych lęgów, to rodzice-kuliki najczęściej powtarzają lęgi. Dzięki temu liczba młodych kulików może być większa, a dorosłe mają ponowną szanse na wychowanie piskląt” – wyjaśnia.
Jest jeszcze inny problem, na który wskazują moi rozmówcy. „Fotografowie przyrody często podchodzą zbyt blisko gniazd i płoszą dorosłe ptaki” – zaznacza Grzegorz. – „Kuliki schodzą więc z gniazd, czasem długo nie mogą do nich wrócić. Wtedy ptaki krukowate mogą splądrować gniazdo. Niektórzy fotografowie wręcz podchodzą do grodzeń, chociaż powinni wiedzieć, że obowiązuje zakaz płoszenia i fotografowania gniazd gatunków chronionych. Czasami trafiają się też przewodnicy wycieczek birdwatcherskich, którzy wchodzą na łąkę, na której gniazdują kuliki, żeby pokazać je turystom. A przecież osoby, które deklarują zainteresowanie przyrodą, powinny wiedzieć, że pod żadnym pozorem nie powinno się niepokoić tych ptaków przy gniazdach”.
Obecnie w dolinie Brzozówki bytuje około 15 par kulika wielkiego. „Z jednej strony to sukces, bo ich liczebność przestała spadać” – kontynuuje Grzegorz. – „Z drugiej strony rejestrujemy co roku straty w lęgach. Bez pomocy człowieka trend byłby spadkowy. Te ptaki nie dość, że wysiadują przez około 26 dni swoje jaja, to ich lęgi mogą być zniszczone nie tylko przez człowieka, ale i w czasie prac na łąkach. Mamy jednak rekordową ilość odczytanych obrączek, które potwierdzają, że ptaki z lęgów, które znajdują się pod naszym dozorem przeżywają i wracają w kolejnych latach”.
Stoimy jeszcze razem przez chwilę na drodze. Jeden z wypuszczonych kulików poderwał się znów do lotu. Być może wróci i za kilka lat Grzegorz z Tomkiem będą mogli odnotować, że znów się udało, dzięki odczytaniu jego obrączki.
Projekt ochrony kulika wielkiego, który prowadzi obecnie konsorcjum w składzie: Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”, Biebrzański Park Narodowym i Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska w Poznaniu i Warszawie, jest realizowany w kilku miejscach w Polsce. Mój kolejny rozmówca to Przemysław Obłoza, koordynator do spraw naukowych projektu „Kulik WIELKI zagrożony. Ochrona kulika wielkiego Numenius arquata w Polsce”, a jednocześnie doktorant Szkoły Doktorskiej Uniwersytetu w Siedlcach, Instytutu Nauk Biologicznych.
„Zaczęło się w 2013 roku” – opowiada. „Wtedy po raz pierwszy wykonywałem inwentaryzacje i monitoring kulików dla Towarzystwa Przyrodniczego »Bocian«. Szacowaliśmy, ile par kulika może gniazdować w Polsce. To interesujący gatunek, wymaga ochrony, dlatego poświęcam mu swój doktorat. Zbadałem wybiórczość gniazdowania, a obecnie pracuję nad przeżywalnością i ekologią ruchu wypuszczonych kulików. Dzięki tym badaniom wiemy, że od uwolnienia do początku migracji przeżyło około 40 procent kulików wyposażonych w nadajniki GPS-GSM. Największa śmiertelność występowała w pierwszych kliku dniach po wypuszczeniu i zawsze była spowodowana przez drapieżniki – ssaki oraz ptaki szponiaste”.
Przed rokiem 2000, mieliśmy od 650 do 700 par lęgowych kulika. Kolejne dane, z 2006 roku wspominały o 450-500 parach. W 2013 – szacowano populacje krajową na 250-300 par. W 2018 roku miało w Polsce zostać zaledwie 160 par. Powolna zmiana trendu nastąpiła głównie dzięki projektom ochrony kulika wielkiego w Polsce. W 2019 roku było już około 170 par, w 2020 – 180, a w 2021 – 195 par. To oznaczało, że zatrzymano spadek. Biorąc pod uwagę możliwość błędu przy szacowaniu, można dziś mówić o około 200 parach lęgowych kulików w Polsce.
„Jeśli populacja ma być stabilna, jej produktywność a powinna wynosić minimum pół pisklęcia na parę lęgową” – mówi ornitolog. "A zatem na dwie pary powinno przypadać jedno pisklę, które osiągnie zdolność do samodzielnego lotu. Wtedy liczebność kulików nie powinna spadać. Niestety bez pomocy z naszej strony, bez zabierania jaj do inkubatorów i odchowania w wolierze piskląt, kuliki nie byłyby w stanie osiągnąć takiego wskaźnika. Kulik jest gatunkiem długowiecznym.
Najstarszy znany miał 32 lata.
Dlatego spadki są zwykle zauważalne w nieco dłuższej perspektywie, kilkuletniej" – dodaje.
Obecny projekt jest prowadzony w kilku miejscach jednocześnie. Działania prowadzi Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska z Poznania, który już od lat samodzielnie realizował zadania w zakresie ochrony kulików, w dolinie Noteci, w dolinie Warty i na Wielkim Łęgu Obrzańskim. To nie są duże populacje. Liczą po kilka-kilkanaście par lęgowych, ale dzięki ich chronie nie wymarły. Oprócz tego jest kilkanaście par kulika wielkiego w Pradolinie Warszawsko-Berlińskiej i pojedyncze lęgi w świętokrzyskim, w dolinie Nidy. Zdecydowanie więcej kulików gniazduje po wschodniej stronie Wisły.
„Na wschód od tej rzeki kulikowe populacje występują na Mazowszu, szczególnie na Kurpiach Zielonych, na Bagnie Pulwy i w dolinie Bugu. Na Podlasiu kuliki obecne są oczywiście w dolinie Biebrzy, z silną lokalną populacją w dolinie jej dopływu, Brzozówki, oraz na Bagnie Wizna. Pojedyncze stanowiska znajdują się nad Narwią i w dolinie Nurca. Notujemy obecność kulika również na Lubelszczyźnie” – mówi Przemysław Obłoza.
„Z naszych obserwacji wynika, że szczególnym zagrożeniem dla kulików jest lis” – wyjaśnia ekspert. „Ich liczebność wzrosła dzięki akcji rozrzucania szczepionek na wściekliznę i mniejszej presji łowieckiej. Stąd nasze działania obejmują również kwestię ograniczenia drapieżnictwa. Co nas niepokoi, to nagrania z fotopułapek, na których mamy psy puszczone luzem, niszczące lęgi. Za to w Polsce wschodniej wciąż nie ma jeszcze problemu związanego z drapieżnictwem szopa pracza” – dodaje.
Kuliki giną także w czasie migracji. Polskie kuliki zimują głównie wzdłuż morskich i oceanicznych wybrzeży od zachodnich Niemiec, przez Holandię, Francję, Wielką Brytanię, Hiszpanię i Portugalię, najdalej do Maroka. Jeszcze do niedawna, można było na nie legalnie polować we Francji. Obecnie obowiązuje tam moratorium, ale wciąż zdarza się, że jest ono łamane. Do tego mogą dochodzić kolizje ze śmigłami turbin wiatrowych, presja na zabudowę wybrzeży i ich zaśmiecenie w części zimowisk.
„To, co robimy w naszych projektach, nazwałbym kupowaniem czasu dla kulika” – wyjaśnia Przemysław Obłoza. „Zawsze zostaje pytanie, co dalej, po zakończeniu projektu. Nie wiemy, czy znajdą się fundusze na jego kontynuację, a to od środków i od zaangażowania wielu osób będzie zależeć podtrzymanie populacji kulików i jej przetrwanie w Polsce”.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".
Komentarze