0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.plFot. Roman Bosiacki ...

“Dzień dobry, panie ministrze, szeregowy Szymon Grzybowski” – przedstawił się jeden z uczestników Campusu Polska, którzy 27 sierpnia przepytywali ministra obrony narodowej.

Władysław Kosiniak-Kamysz zszedł ze sceny i podszedł do młodego żołnierza, aby podziękować mu za wstąpienie do służby.

“Jestem bardzo dumny, że mogę uścisnąć ci rękę. I zobacz, można być ministrem obrony i nikt nie wstaje na twój widok, a można być szeregowym, i wszyscy ci klaszczą” – powiedział Kosiniak-Kamysz, przy wtórze owacji na stojąco, jakie zgotowali młodemu żołnierzowi uczestnicy Campusu.

Być może jednak oklaski i uścisk dłoni ministra obrony narodowej to jedyne, na co szeregowy Grzybowski może w wojsku liczyć.

View post on Twitter

Jest potrzeba patriotyczna w narodzie, ale etatów brak

Szeregowy Grzybowski był jednym z ochotników, którzy zgłosili się na dobrowolną zasadniczą służbę wojskową.

Wprowadziła ją uchwalona przez PiS w 2022 roku ustawa o obronie ojczyzny. “Dobrowolna” składa się z dwóch części: trwającego 27 dni szkolenia podstawowego zakończonego złożeniem przysięgi wojskowej oraz 11-miesięcznego szkolenia specjalistycznego. W sumie to rok w kamaszach, który pozwala przygotować się do wstąpienia w szeregi zawodowej armii.

Szeregowy Grzybowski był jedną z ponad 100 osób, które 10 sierpnia 2024 roku złożyły przysięgę wojskową w jednostce w Lesznie. Wcześniej przez niespełna miesiąc mieszkali w koszarach, uczyli się musztry, podstaw taktyki i użycia broni. Za udział w miesięcznym szkoleniu podstawowym otrzymali 6000 zł brutto wynagrodzenia.

Zdecydowana większość świeżo upieczonych żołnierzy chciała kształcić się dalej. Kolejnym krokiem do zawodowej służby powinno być dla nich 11-miesięczne szkolenie specjalistyczne. Ale dla 70 chętnych było tylko 14 wolnych miejsc.

“Wszyscy wiemy, że świetnie prezentują się na defiladach HIMARS-y, Apacze, Groty i ten cały sprzęt wojskowy, na który wydajemy tyle kasy. Ale wojsko to przede wszystkim żołnierze. To ludzie, którzy każdego dnia wstają z wiedzą, że to ich zadaniem jest obrona Rzeczpospolitej” – mówił do ministra obrony narodowej szeregowy Grzybowski.

Młody żołnierz pytał Kosiniaka-Kamysza, czy przy rekordowym zainteresowaniu, jakim cieszy się armia, można liczyć na więcej etatów w wojsku.

“Bo jest ta potrzeba patriotyczna w narodzie, żeby bronić ojczyzny, bliskich i wartości, ale jednak nie mamy możliwości spełniać tych marzeń” – przekonywał szeregowy.

Przeczytaj także:

Patriotyczny zryw czy wielki projekt 300-tysięcznej armii?

Podczas spotkania na Campusie Polska, Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził, że armia notuje dziś rekordy zainteresowania.

“Popularność służby jest dzisiaj ogromna i wynika z pobudek patriotycznych. Bo to jest główny motyw, dla którego wstępuje się do armii” – mówił minister.

O tym, jak ważny jest dla niej patriotyzm, mówi OKO.press 20-letnia Justyna, która odbyła podstawowe przeszkolenie w czerwcu 2024 roku: “Od zawsze chciałam nosić zielony mundur i przysięga wojskowa była dla mnie ogromnym przeżyciem”.

Na “dobrowolną” zgłosiła się rok po maturze. W liceum chodziła do klasy policyjnej, teraz zdała na drugi rok prawa. W przyszłości chciałaby zostać wojskowym prokuratorem lub adwokatem.

“Nie bałabym się jechać służyć na granicę. Chciałbym też kiedyś pojechać na misje. Dla mnie to byłoby bardzo honorowe, żeby umrzeć za ojczyznę” – deklaruje.

“Stary, nie uwierzysz, kogo teraz do wojska biorą!”

W ustawie o obronie ojczyzny zapisano, że polskie wojsko będzie liczyło 300 tys. żołnierzy.

“Jaka się wtedy łapanka do wojska zaczęła! Boże drogi. (...) Liczyło się tylko pompowanie liczebności armii. Za wszelką cenę i wszystkimi metodami” – cytuje jednego z oficerów Edyta Żemła w książce „Armia w ruinie”, która ukazała się w lipcu 2024 roku.

Jak opisują rozmówcy Żemły, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak chciał spełnić obietnicę o 300-tysięcznej armii jeszcze za swojej kadencji.

Dowódcy jednostek otrzymali więc ultimatum: albo wykonają limit przyjęć, albo poniosą konsekwencje, łącznie ze zwolnieniem ze służby.

“Przedstawiciele jednostek dwoili się więc i troili, żeby jak najwięcej ludzi wstąpiło do wojska. Jeździli po swoich rejonach, urzędach pracy, szkołach i namawiali, kogo się dało, do zostania żołnierzem dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Kompetencje tych nowych rekrutów nie miały znaczenia. Liczyły się tylko słupki” – opisuje Edycie Żemle jeden z oficerów z dowództwa generalnego.

Inny oficer opowiada, jak wyrabiano statystyki w jednej z jednostek na wschodzie Polski. “Dzwoni do mnie kolega i mówi: – Stary, nie uwierzysz, kogo teraz do wojska biorą! Ostatnio zauważyłem dwie nasze kucharki w mundurach” – relacjonuje oficer.

Okazało się, że latem 2023 roku, a więc na kilka miesięcy przed przegranymi przez PiS wyborami, dowódca dużego garnizonu logistycznego złożył pracującym w jednostce kucharkom propozycję nie do odrzucenia: włożą mundur i zamiast 2000 zł, będą zarabiać 6000 zł. Albo stracą pracę.

“Babki zrobiły wielkie oczy, bo gdzie one, bądź co bądź wiekowe już kobiety, mają mundur wkładać. Mówią, że wojaczka jest dla młodych chłopaków, a nie starszych pań. Pytały, jak one przejdą testy ze sprawności fizycznej, których wymaga wojsko od kandydatów na żołnierzy. Na co dowódca im mówi, żeby się tym wcale nie martwiły, że testy to tylko czysta formalność“ – opowiada oficer.

Większość kucharek z tego garnizonu do armii wstąpiła.

Sześć tysięcy za miesiąc roboty

W 2021 roku szeregowy żołnierz zarabiał 4110 brutto. W marcu 2022 roku, po uchwaleniu przez PiS ustawy o obronie ojczyzny, minister Błaszczak podniósł płacę szeregowego do 4560 brutto. Przez 8 miesięcy 2023 roku (ustawa weszła w życie 23 kwietnia 2023 r.), dobrowolną zasadniczą służbę wojskową odbyło nieco ponad 16 tys. osób.

W marcu 2023 r. MON znów podniosło wynagrodzenia – szeregowym do 4950 zł brutto. Podwyżka przyniosła efekty. Przez cały 2023 rok na “dobrowolną” zgłosiło się dwa razy więcej osób niż w poprzednim roku – podstawowe przeszkolenie przeszło w sumie 32 tys. rekrutów.

W lutym 2024 roku nowy minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, podniósł pensję szeregowego do 6000 zł brutto. MON zakładał, że w tym roku przyjmie na dobrowolną służbę 34 tys. ochotników. Połowę tego limitu osiągnięto już w kwietniu. Dlatego ministerstwo pracuje nad zwiększeniem liczby miejsc, aby podstawowe szkolenie w 2024 roku mogło przejść nawet 44 tys. osób.

W połowie czerwca 2024 r. Władysław Kosiniak-Kamysz z dumą poinformował, że polska armia przebiła liczebność 200 tys. żołnierzy.

View post on Twitter

Szeregowy po podstawówce zarabia więcej niż nauczyciel

“Od dziecka chciałem robić coś w mundurze. W liceum byłem w klasie ratowniczo-strażackiej i pomyślałem, że może fajnie byłoby pracować jako ratownik medyczny w wojsku” – mówi 19-letni Bartek, który zgłosił się na dobrowolną służbę wojskową na ten sam turnus, co szeregowy Grzybowski. Razem przysięgali 10 sierpnia w Lesznie.

Pieniądze nie były dla niego najważniejsze, ale brał je pod uwagę w wyborze życiowej drogi. “W wojsku ratownik medyczny zarobi więcej niż jeżdżąc na karetce. Ma możliwość awansu. Za tę miesięczną dobrowolną służbę zgarnęliśmy szóstkę. No to są bardzo dobre pieniądze, nie ma co oszukiwać” – tłumaczy.

Ministerialna strona ZostańŻołnierzem.pl zachęca do wstąpienia do armii:

  • wynagrodzenie zasadnicze: szeregowi – od 6000 zł;
  • trzynasta pensja;
  • dodatek za rozłąkę (w 2022 roku to 810 zł na miesiąc) oraz zwrot kosztów przejazdu do rodziny, jeśli służysz poza miejscem zamieszkania;
  • zasiłek osiedleniowy – od 3000 zł w przypadku żołnierza, który osiedlił się bez rodziny, do 15 000 zł w przypadku żołnierza, który przesiedlił się z rodziną;
  • dodatki stażowe, specjalne, kompensacyjne i służbowe.

“W tych WCR-ach (Wojskowych Centrach Rekrutacji) wszyscy namawiają, że fajna robota, możliwość awansów, pensja zarąbista. I wakacje pod gruszą, bo ponad tysiąc złotych na członka rodziny, jak sobie rodzinę założymy. Wszystko pięknie. Tylko jak zgłosiliśmy się na dobrowolną, to od razu nam powiedzieli, że w wojsku nie ma dla nas miejsca. Że spóźniliśmy się o rok” – mówi Bartek.

Podobnie jak szeregowy Grzybowski, chciał po miesięcznym szkoleniu podstawowym przejść 11-miesięczną służbę specjalistyczną i zostać żołnierzem zawodowym. W czasie “specjalki” nie trzeba być skoszarowanym, można dojeżdżać na służbę z domu. To taka forma stażu – przyjeżdża się do jednostki na 8 godzin dziennie i wykonuje zlecone zadania. Pensja – 6000 zł miesięcznie. Minimalne wymagania – ukończona szkoła podstawowa lub gimnazjum, przebyte badania lekarskie i psychologiczne.

“Cudownie, że przynajmniej warunkiem przyjęcia ich do służby jest ukończenie szkoły podstawowej. Dzięki temu gość po podstawówce w wojsku zarabia dziś więcej niż jego nauczyciele ze szkoły, ba, jest na pensji dyrektora niejednej podstawówki” – zżyma się jeden z oficerów w książce “Armia w ruinie”.

Ani Bartek, ani szeregowy Grzybowski na “specjalkę” się nie dostali.

“Na dobrowolnej powiedzieli nam otwarcie, że nie jesteśmy już potrzebni, nie ma dla nas miejsca. I że rok, dwa lata temu, te szkolenia nie wyglądały tak mocno, jak wyglądają teraz, bo wtedy troszczyli się o każdą osobę, żeby została w wojsku. A teraz nie mają odgórnie narzucone, że muszą się o nas starać. Tak nam powiedzieli” – relacjonuje Bartek.

Etaty są, tylko trzeba się poświęcić

“Etatów na pewno nie brakowało. Miejsca w jednostkach są, szczególnie w Polsce wschodniej” – przekonuje pułkownik rezerwy Piotr Lewandowski.

Jego zdaniem, jeżeli po odbyciu dobrowolnej służby ktoś nie dostał się na szkolenia specjalistyczne, to być może dlatego, że chciał wybrać popularną jednostkę, gdzie po prostu nie ma tylu miejsc.

“Mam koleżankę, która była na dobrowolnej w styczniu. No i od stycznia czeka na etat na “specjalce”. Powiedzieli jej, że będą dzwonić, no i od stycznia nikt nie dzwoni” – wzdycha 20-letnia Justyna.

“Ci, którzy przychodzili do wojska dwa czy trzy lata temu, mogli sobie wybrać każdą jednostkę. A nam powiedzieli, że nie ma miejsc i zaproponowali kilka jednostek na drugim końcu Polski. Ale dla mnie to za daleko od domu” – nie kryje rozgoryczenia Bartek.

“Jeżeli ktoś nie jest gotów podjąć się trudnej służby, na przykład ze względów rodzinnych, to jest jego osobisty wybór, a nie wina armii” – kwituje Lewandowski.

Warunki muszą być atrakcyjne

„Ważnym czynnikiem przy wyborze wojskowej kariery, a więc jednostki, w której chce się służyć, jest jej atrakcyjność jako miejsca zamieszkania” – komentuje Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Wrocławskiego.

Garnizon w dużym mieście takim, jak Poznań czy Szczecin, daje szeroki dostęp do usług publicznych i do rynku pracy. „A to ważne, bo kiedy żołnierze wchodzą w związki, zakładają rodziny, to w pewnym momencie pojawi się problem znalezienia pracy dla tej drugiej osoby czy szkoły dla dzieci” – tłumaczy Piekarski.

Przekleństwem były zawsze tzw. zielone garnizony położone z dala od dużych ośrodków. „Siemirowice pod Lęborkiem, Bemowo Piskie niedaleko Ełku, czy nawet Żagań albo Międzyrzecz. To małe miejscowości, wojsko jest tam najczęściej głównym pracodawcą” – wylicza Piekarski.

I jak zauważa, nowe jednostki również powstają z dala od dużych ośrodków. „W Sitańcu koło Zamościa powstał nowy pułk przeciwlotniczy, czyli jednostka, która potrzebuje wysoko wykwalifikowanej kadry. 18 Brygada Artylerii powstała w miejscowości Nowa Dęba pod Tarnobrzegiem. 1 Dywizja Piechoty Legionów będzie formowana na pograniczu Warmii i Podlasia. W miejscowości Kolno już powstał garnizon w formie miasteczka kontenerowego. Nie są to kuszące warunki” – komentuje Piekarski.

Służba to nie jest praca

Według pułkownika Lewandowskiego służba w wojsku to nie koncert życzeń, ale poświęcenie.

“Przede wszystkim ludzie muszą być gotowi na to, że będą służyć tam, gdzie widzi ich armia, a nie tam, gdzie oni widzą siebie. Dlatego, że żołnierze nie mają stosunku pracy, tylko stosunek służby. I taką świadomość trzeba mieć, zanim ktoś zdecyduje się zostać żołnierzem zawodowym" – tłumaczy pułkownik Lewandowski.

Jednak, zdaniem Justyny dla tego, kto ma w wojsku “plecy”, miejsce w wybranej jednostce zawsze się znajdzie. A resztę Wojskowe Centra Rekrutacji “upychają” po jednostkach, w których nikt służyć nie chce.

“Dużo młodych ludzi bierze te etaty, bo myślą, że się gdzieś się później przeniosą, czy w ogóle będą mieli coś do powiedzenia. Ale jak już się pójdzie na takiego kierowcę, to już raczej się z tego nie wyjdzie. Bo to jest tak potrzebny zawód w wojsku, że nikt cię nie puści na inne stanowisko albo do innej jednostki” – mówi Justyna.

“Szeregowy dostaje na rękę ponad 5 tysięcy. Na emeryturę może przejść po trzydziestu latach i będzie miał 75 proc. uposażenia. I jeszcze równoważnik mieszkaniowy na pożegnanie. To nie jest przywilej, ale rekompensata za ciężką służbę, m.in. za to, że ktoś musiał być w wojsku kierowcą. No po prostu coś za coś” – ripostuje Lewandowski.

Szeregowi mają marzenia, polityka je weryfikuje

Justyna tak długo dzwoniła po jednostkach, aż znalazło się dla niej wolne miejsce. Na początku września miała zacząć 11-miesięczne szkolenie specjalistyczne w plutonie ochrony jednej z podpoznańskich jednostek. Do końca miesiąca wstrzymano jednak wszystkie nowe przyjęcia na “specjalki” i “zawodowych”. Powód? Polityka.

“Powiedzieli nam, że polityka się zmieniła, i że rząd ma inne pomysły. I do końca września Warszawa zablokowała wszystkie przyjęcia. Więc to wygląda tak, jakby chcieli nas wszystkich tylko przeszkolić i wysłać do rezerwy” – żali się Bartek.

Jego marzenia boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Na razie szuka dla siebie nowej drogi, myśli o szkole policyjnej.

“W wojsku jestem na liście rezerwowej, ale nie liczę, że po mnie zadzwonią. Chyba szybciej mi będzie dostać się do policji i stamtąd spróbować się przenieść do wojska” – kombinuje.

“Tylko żeby znowu nie było, że pójdę na kilka miesięcy szkolenia, a potem kolejny raz się okaże, że nie ma dla mnie miejsca".

Zapytaliśmy MON i Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji o powód, dla którego do końca września wstrzymano przyjęcia na służbę specjalistyczną i zawodową oraz o planowane limity przyjęć na ten i kolejny rok. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

;
Na zdjęciu Leonard Osiadło
Leonard Osiadło

Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.

Komentarze