0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Iga Kucharska/OKO.pressIga Kucharska/OKO.pr...

5 czerwca 2022 roku Ukraina zmagała się z Walią o awans do mistrzostw świata. Drużyna niebiesko-żółtych nie odrobiła samobójczego gola i spotkanie rozgrywane w walijskim Cardiff zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 1:0. Z tym meczem Ukraińcy wiązali wielkie nadzieje: przełożony o trzy miesiące ze względu na rosyjską agresję, był czymś więcej niż tylko piłkarskim wydarzeniem. Abstrahując od wyniku stał się kolejnym wyrazem sprzeciwu wobec barbarzyńskiej inwazji, głosem wołających „jesteśmy, walczymy i nie damy się złamać”.

Nie znaleźliśmy informacji, ile osób śledziło te zmagania, choć wiadomo, że cztery lata wcześniej finał mundialu tylko w telewizji obejrzało niemal siedem milionów Ukraińców, a więc ponad 15 proc. wszystkich obywateli. Kiedy stawką był awans narodowej drużyny, musiało być ich jeszcze więcej, choć w komentarzach pod relacjami czytamy, że większość oglądała mecz na laptopie albo smartfonie. Kibicowano bowiem ze schronów lub, jak w Charkowie, z zamienionego na schron metra.

Tę wojnę zaczęła właściwie aneksja Krymu w 2014 roku, ale my zbudziliśmy się z nią 24 lutego 2022 rano. Wtedy była szokiem, dziś jest częścią codzienności. W Ukrainie giną tysiące ludzi, kraj jest zrujnowany, ale trwa w solidarnym, wspaniałym oporze. Polska pomaga, pokazując siłę społeczeństwa obywatelskiego.

Od roku to jest nasza wojna.

W OKO.press przypominamy ten czas, analizujemy, gdzie jesteśmy i co może stać się dalej: z wojną, z Ukrainą, z Rosją. Z Europą i Polską. Oto nasz cykl ROK NA WOJNIE

Przeczytaj także:

Wywołana przez Rosjan wojna jest w wysokim stopniu zmediatyzowana. Samo pojęcie mediatyzacji, choć w dużej mierze dotyczy mediów w tym najpopularniejszym znaczeniu, czyli środków masowego przekazu, zwłaszcza cyfrowych, ukuto od łacińskiego mediare, a więc „pośredniczyć” i „zapośredniczać”. Mediatyzowana wojna będzie więc zapośredniczała z równoległego świata nieobjętego konfliktem. A świat, w którym na co dzień nie trzeba kryć się przed kulami, zaimportuje z frontu np. postawy, modele zachowań, technologie, ale i kalki słowne. Za naciśnięciem zielonej słuchawki okopy przenikają do sfery prywatnej żołnierskich rodzin, a miasta i wsie leżące poza obszarem walk docierają do ostrzeliwanych transzei.

Wracając zaś do smartfona, pozostaje on dla walczących źródłem rozrywki i tu możemy powrócić do analogii piłkarskich. Zarówno czerwcowy mecz, jak i grudniowe mundialowe rozgrywki oglądano nie tylko w Kijowie, Lwowie czy Karpiwce, ale i w okopach. W tym samym momencie my przed telewizorami i żołnierze na froncie śledziliśmy, jak Francuz Mbappé pokonywał polskiego bramkarza Szczęsnego. Gorzko brzmi teraz hasło promocyjne FIFA na 2022 rok – Football Unites the World, piłka łączy świat. Cóż bowiem z tego „łączenia”, gdy my zerkaliśmy na smartfon, robiąc dzieciom podwieczorek w kuchni, a ukraińscy żołnierze tłoczyli się w ziemiance.

Smartfon jak kałasznikow

Smartfon może być szkiełkiem, przez które medioznawcy spoglądają na wojnę. Sam w sobie bywa przedmiotem analiz i nawet określa się go, za francuskim filozofem kultury Bruno Latourem, „pozaludzkim aktorem wydarzeń”. Przy czym badania, jakie dotychczas prowadzili naukowcy, najczęściej nie uwzględniają jeszcze obecnej odsłony konfliktu. Dzieje się tak co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, teksty naukowe muszą swoje odleżeć, zostać zrecenzowane jeszcze przed publikacją. Drugim powodem jest wojskowa pragmatyka. Okazuje się bowiem, że smartfon zyskał nowe zastosowania i stał się niezwykle przydatnym narzędziem boju. Żołnierze niechętnie dzielą się tymi informacjami właśnie dlatego, że są one skuteczne i nie chcą zdradzać swoich patentów.

Smartfon bywa nazywany „prawdziwym kałasznikowem wojskowej komunikacji”, po który sięgają zarówno obrońcy, jak i agresorzy. Określenie to przywołujemy za ukraińskim badaczem ze sztokholmskiego Södertörn University Romanem Horbykiem, zajmującym się m.in. problematyką wojny i mediów, autorem opublikowanej w październiku 2022 roku pracy „The war phone”: mobile communication on the frontline in Eastern Ukraine („Wojenny telefon”: łączność mobilna na froncie we wschodniej Ukrainie).

Nie ma jednak wielu prac naukowych poświęconych smartfonom na wojnie, a te, które powstały, dotyczą w przeważającej mierze żołnierzy amerykańskich lub izraelskich, których „badano” w warunkach pokojowych. Co prawda pojawiły się też artykuły dotyczące konfliktu w Ukrainie, w tym w 2018 roku praca Iriny Shkhlovskiej i Volkera Wulfa, The use of private mobile phones at war: accounts from the Donbas conflict (Wykorzystanie prywatnych telefonów komórkowych na wojnie: relacje z wojny w Donbasie). Ich autorzy próbowali zestawić sytuację żołnierzy i cywilów również po stronie rosyjskiej.

Horbyk sprzeciwia się temu i podkreśla nieprzystawalność frontu i dalekiego zaplecza, wskazuje też na absolutnie inne realia Ukrainy i Rosji. Po 24 lutego każdy dzień zdaje się potwierdzać te zastrzeżenia: na przykład 5 grudnia Rosja wystrzeliła ponad 70 rakiet na teren Ukrainy, w tym czasie Ukraińcy nie zaatakowali żadnego z cywilnych celów w Rosji.

Według Horbyka właściwym podejściem będzie raczej dokładne zbadanie sytuacji na polu walki, widząc w niej rzeczywistość wyjątkową, choć powiązaną siecią złożonych zależności z przestrzenią cywilną. Tu medioznawcy wskazują na porównania do ekologii i ekosystemów, ale Horbyk woli postrzegać smartfona, za Bruno Latourem, w kategoriach wspomnianego już pozaludzkiego aktora wydarzeń.

W świetle tej koncepcji byłoby to narzędzie bez świadomości, ale przyczyniające się do powstania sieci wyższego rzędu. Jak to rozumieć? Francuski filozof zwykł mówić, że latają linie lotnicze, a nie samoloty, bo bez całej skomplikowanej siatki zależności nawet najnowszy Boeing byłby blaszanym nielotem. I w ramach takich struktur dochodzi do wielkiej komplikacji, technologizacji, algorytmizacji i trudno rozróżnić aktora ludzkiego od pozaludzkiego, bo i ten, i ten działa i tworzy.

Czy w okopie jest Wi-Fi?

Horbyk postanowił przyjrzeć się telefonom komórkowym, które w rękach Ukraińców współtworzą owe sieci wyższego rzędu. W tym celu porozmawiał na wschodnim froncie z 16 żołnierzami, starając się, aby reprezentowali cały kraj, nie mieli jednakowego wykształcenia (jeden był doktorem nauk, inny dopiero co ukończył liceum) oraz żeby charakteryzowali się różnymi doświadczeniami wojskowymi.

Korzystali z infrastruktury telekomunikacyjnej krajowych operatorów GSM, a więc wprost z okopów logowali się do cywilnych sieci komórkowych. Zdarzało się też, że podłączali się do sieci rosyjskich operatorów w separatystycznych republikach. Horbyk przywołuje historię rozmówcy, który po włożeniu karty SIM operatora z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej zaczął otrzymywać SMS-y nawołujące do przejścia na ich stronę. W zwrotnej odpowiedzi żołnierz zapytał, co zrobić, żeby się do nich zapisać, ale operator milczał.

Zasięg wszystkich telefonii poza większymi miastami był jednak słaby i oprócz połączeń głosowych można było tylko przeglądać strony WWW. Zmieniło się to wraz z ustabilizowaniem frontu około 2016 roku. Wtedy zaczęto instalować anteny wzmacniające sygnał komórkowy oraz wprost w okopach udostępniać bezprzewodowy internet.

Nierzadko połączenie było na tyle stabilne, że żołnierze mogli oglądać filmy na Netflixie czy rozmawiać przez Skype’a.

Ważnym elementem tej układanki są także same smartfony. Najnowsze, z dużymi ekranami raczej nie nadają się do bezpośrednich działań bojowych. Jeden z rozmówców Horbyka wspomina, że już trzeciego dnia rozbił taką komórkę i dostał starą nokię z przyciskami. „Niezniszczalna, z baterią trzymającą 5-6 dni” – podkreśla. To zdaje się standardem i większość walczących ma dwa egzemplarze – „wojenny telefon” oraz nowocześniejszy, wyciągany w przerwach w boju.

Na pierwszej linii prawie nigdy nie ma prądu z sieci i wojsko korzysta z agregatów. Gdy są uruchamiane, żołnierze podłączają urządzenia i przedłużacze czy złodziejki, które wyglądają jak nastroszone jeże. Horbyk mówi o nich gambiarras. To portugalskie słowo powstało w brazylijskich fawelach i oznacza coś, co w latach 90. w Polsce określaliśmy jako macgyveryzm – innowacyjny przedmiot „zrób to sam”, którego nazwa pochodziła od MacGyvera, serialowego bohatera będącego wcieleniem pomysłowości i działającego najczęściej wbrew zasadom BHP.

Postmodernistyczny bojownik

I właśnie ten żołnierz ze smartfonem lub starą komórką w ręku, w zależności od roli, jaką akurat pełni w okopie, zdaniem Horbyka reprezentuje już nowe wojsko. Nie jest to stwierdzenie wartościujące, nie odwołuje się do sposobu walki czy instrumentarium zabijania. Chodzi raczej o relacje wiążące go z domem, rodziną i bliskimi. Po 1945 roku wojskowi wysyłani na front rozstawali się z światem cywilnym i na polu walki mieli z nim ograniczony, ściśle określony przepisami kontakt. Inaczej w czasach nowożytnych – twierdzi Horbyk w „The war phone”, upraszczając jednak historię – kiedyś żołnierze ruszali na front, a za nimi ciągnęły „całe rodziny, żony, kochanki, dzieci”.

Dziś, za sprawą telefonu komórkowego ukraiński obrońca staje się „późnym nowoczesnym” lub „postmodernistycznym” bojownikiem. Dlaczego? Na wojnie „jest wciąż fizycznie wykorzeniony, usunięty z [dawnej] sytuacji społecznej – tłumaczy medioznawca – ale odległość od niej jest nieporównanie mniejsza, a kontakt nigdy nie ustaje”.

Ta swoista bilokacja żołnierza w okopie rozmawiającego z bliskimi będącymi setki kilometrów dalej w całkiem innej rzeczywistości wprowadziła niemało zamieszania. Rodzice wiedzą, jak wciągającym, a zarazem żyjącym własnym życiem narzędziem może być smartfon w rękach ich dzieci. Czasami trudno się wręcz oprzeć wrażeniu, że to on wymyśla różne wymówki, aby być w ciągłym użyciu i tylko komunikuje je ustami dziecka. Wtedy najprostszym rozwiązaniem jest kazać go wyłączyć lub po prostu zabrać.

Do podobnych wniosków doszli wojskowi dowódcy i w rejonie „operacji antyterrorystycznej” na wschodzie Ukrainy zakazano komórek w okopach. Żołnierze sprzeciwiali się tym rozkazom i ostatecznie w sierpniu 2017 roku znów zezwolono na ich posiadanie.

Tym bardziej, że sam smartfon – jako pozaludzki uczestnik kultury partycypacyjnej – nie tylko angażuje człowieka, ale i daje coś od siebie. Horbyk wskazuje tu na jego wybrane zastosowania militarne: komunikację podczas walki, namierzanie i podsłuchiwanie przeciwnika oraz kierowanie ogniem i mapowanie przestrzeni za pomocą GPS.

Pierwsze pojawiło się niejako samoistnie, gdyż ukraińska armia nie dysponowała wystarczającą liczbą specjalistycznego sprzętu do komunikacji. W efekcie krótkofalówki były oznaką prestiżu i na całym froncie wykorzystywali je oficerowie. Szeregowcom pozostawały telefony. Jednak te można namierzyć i rozmówca Horbyka opowiadał, jak niedoświadczony żołnierz podczas działań bojowych zadzwonił do matki i od razu Rosjanie przeprowadzili ostrzał okopu, gdzie się znajdowali. Inny przykład dotyczył podsłuchów: kiedy zmieniała się literka, oznaczająca transfer danych, np. z H+ na 4G, żołnierze twierdzili, że są „łapani” przez przeciwnika. Wojskowi łącznościowcy przekonują, że to mało prawdopodobne, aby tak objawiało się przechwycenie telefonu, choć faktem jest, że urządzenia są namierzane i podsłuchiwane po obu stronach frontu.

Kolejne militarne zastosowania smartfonów stały się możliwe dzięki krajowym i zagranicznym informatykom, przygotowującym specjalne oprogramowania na telefon (np. ujawniona już Bronya, czyli zbroja). Służą one optymalizacji walk – dowódca na bieżąco kontroluje ilość dostępnej amunicji i może tak kierować ostrzałem, aby jak najlepiej wykorzystać zasoby. Artylerzyści podkreślają, że stosowanie appek skróciło podejmowanie decyzji z około minuty do kilku sekund, a to ma na froncie olbrzymie znaczenie. Innym przykładem oprogramowania, stosowanego na donbaskim froncie były interaktywne mapy, na których zaznaczano pola minowe.

E-światło i Cyfrowa bawełna

Pełnoskalowa wojna spowodowała, że wojenne aplikacje na smartfony coraz częściej mają też zastosowanie wykraczające poza okopy. Jesienią 2022 roku wraz z eskalacją rosyjskich ataków na infrastrukturę energetyczną Ukrainy, pojawiło się E-Svitlo, czyli e-światło. Początkowo było to rozwiązanie tylko dla Kijowa, informujące, w jakich dzielnicach jest prąd, a w jakich nie. Niedawno zakres działania został poszerzony także o cały obwód kijowski oraz miasto Sumy z przyległościami. Dostępne jest na stronie Google Play. E-Svitlo pobrało już ponad 50 tys. osób.

Innymi rozwiązaniami, za sprawą których wojna zyskuje nowy, totalny front w cyberprzestrzeni, są aplikacje informujące ukraińskie siły zbrojne o nowych ostrzałach. Co ciekawe, ich użytkownicy dokonują autoryzacji przez oficjalny portal usług administracji publicznej Dija, odpowiednik naszego obywatel.gov.pl, aby uniemożliwić wrogowi przesyłanie nieprawdziwych informacji.

Oprócz defensywnych pojawiają się też rozwiązania ofensywne – tu przykładem będzie najnowsza aplikacja przygotowana przez organizację Technari, zrzeszającą doświadczonych informatyków i specjalistów z zakresu przemysłu high tech. To Cyfrowa bawowna, Cyfrowa bawełna – nazwa odwołuje się do żartobliwego określenia na białe i szare kłęby dymu, jakie tworzyły się na Krymie po ostrzałach przeprowadzonych przez ukraińskie drony. Aplikacja pracuje w tle, wykorzystując efekt skali i z każdego telefonu, na którym zostanie zainstalowana, atakuje rosyjskie banki, strony kolei czy firm lotniczych, co doprowadza do ich przeciążenia.

Co ciekawe, ma też „ludzką twarz” i co rano przypomina „życzliwie” o uruchomieniu jej, gdyby została wyłączona. Wysyła również inne motywujące komunikaty oraz przypomina, że jej użytkownicy, dzięki zastosowanym technologiom, dla atakowanych serwerów pozostają anonimowi – w czym za Latourem moglibyśmy dostrzec znów uaktywnienie się pozaludzkiego aktora, walczącego po stronie Ukrainy.

Bóg jeden wie, kto pisze i czyta...

Tak uzbrojony smartfon, a także inne przenośne urządzenia elektroniczne bywają cennymi znaleziskami dla wroga i doświadczeni żołnierze bardzo poważnie je traktują. Jeden z rozmówców Horbyka opowiedział nawet, że był świadkiem, jak dowódca podczas silnego ostrzału, po którym mógł nastąpić szturm, spalił wojskowy laptop. Oprócz tego sami żołnierze ustalają tu niepisany kodeks. Rozmowy, jakie prowadzą między sobą w czasie boju, najczęściej zawierają słowa klucze, hasła lub frazeologizmy mniej, lub bardziej zrozumiałe dla cywilów, np. „450” oznacza „wszystko czyste”.

Zasady te przyjęły się dość powszechnie i rozmowy telefoniczne między żołnierzami były, o ile to możliwe, stosunkowo bezpieczne. Nieco inne zasady dotyczą komunikowania się z najbliższymi. W hierarchii sposobów i technik najniżej stoją SMS-y. „Kiedy dostajesz SMS-a, Bóg jeden wie, kto tak naprawdę pisze” – oświadczył żołnierz wypytywany przez Horbyka. „Kiedy piszesz, Bóg jeden wie, kto przeczyta to po drodze”. Za to nowego znaczenia nabrały połączenia głosowe. Przekazywane treści są dość schematyczne i rozmówcy nauczyli się komunikować między słowami, intonacją czy przemilczeniami. Przy czym w donbaskich okopach obowiązywała zasada, zgodnie z którą nie należy odbierać połączeń w czasie walki oraz należy rozłączyć się, gdy zaczyna się ostrzał; żołnierze później oddzwaniali lub łączyli się ponownie o stałej godzinie.

Sytuacja na froncie, z którego w czasie rzeczywistym można połączyć się z bezpieczną rzeczywistością kilkaset kilometrów dalej, sprzyja i niecodziennym, a niekiedy wręcz patologicznym zachowaniom. Horbyk przytacza historię młodego „Hucuła z Zakarpacia” [najprawdopodobniej wołoskiego górala – przyp. aut], który dzwonił do żony Hali i rozpaczał, że trafił do prawdziwego piekła i nie wie, czy dożyje do poranka. W rzeczy samej kilkaset metrów od ziemianki, gdzie spali żołnierze, spadł pojedynczy pocisk moździerzowy i telefonujący poprowadził rozmowę tak, aby „podnieść swój autorytet, zrobić z siebie ofiarę lub bohatera”. Opowiadający to żołnierz dodał, że „takich jak on jest wielu”.

Stąd zaś krok do zjawiska war porn, pornografii wojennej. To epatowanie śmiercią, ranami postrzałowymi, często jeszcze odpowiednio zakomponowanymi, jak w klasycznej pornografii, miało budzić niezdrową ekscytację i wśród Ukraińców było piętnowane. Źle widziane było robienie takich zdjęć czy wideo i ich rozpowszechnianie.

Ale tu docieramy do granic, które wyznaczyła inwazja 24 lutego.

Ało, tu syn z wojny

Wraz z pełnoskalową wojną musiały pojawić się nowe zastosowania telefonów komórkowych. Pisał o tym New Scientist, Wired i Baker Institute Uniwersytetu Rice’a z Houston. Autorzy zwracają uwagę na intensyfikację namierzania i podsłuchiwania żołnierzy przez Rosjan i Ukraińców oraz na problemy infrastruktury, która jest odbudowywana wraz z wypieraniem agresora. Baker Institute cytuje twitterowy wpis największej ukraińskiej telefonii Kyivstar, w którym czytamy, że w ciągu tygodnia przywrócono 195 stacji bazowych w okolicach Izumu. Pada tam dumna deklaracja: „Gdzie idą siły zbrojne, my też idziemy!”.

Współgrają z tym słowa Horbyka, którego zapytaliśmy o różnice między poprzednią a obecną fazą wojny. „Rosjanie reagują przede wszystkim na ukraińską taktykę wykorzystywania smartfonów do celów bojowych i do tego próbują się dostosować” – napisał w odpowiedzi badacz. Jego zdaniem

agresorzy „postanowili po prostu zniszczyć infrastrukturę, stacje bazowe i sieci energetyczne, które je zasilają,

aby uniemożliwić korzystanie ze smartfonów w pobliżu stref działań wojennych, specjalnie opracowali też i zmodernizowali nowe środki walki radioelektronicznej”.

Ukraińcy do komunikacji wykorzystują teraz głównie Starlinki, a więc bezpieczniejszy internet satelitarny. Dzięki łączności zapewnianej przez firmę SpaceX Elona Muska „żołnierze na froncie najczęściej przełączają smartfon w tryb samolotowy” – pisze Horbyk – i tak kontynuują wykorzystywanie urządzenia do celów wojskowych.

Dotychczas ani rosyjskie media, ani rosyjscy internetowi analitycy nie chwalili się przykładami dużych akcji zainicjowanych po namierzeniu telefonów komórkowych przeciwnika, co pozytywnie świadczy o higienie ich używania przez siły ukraińskie. Tymczasem Kijów może wykazać się wieloma takimi atakami; ostatni i najbardziej spektakularny to ostrzelanie 31 grudnia 2022 bazy wojskowej w Makijewce, na okupowanej Doniecczyźnie, podczas którego zginęło niemal pół tysiąca Rosjan. Wkrótce potem nowo mianowany dowódca połączonego zgrupowania rosyjskich wojsk atakujących Ukrainę, gen. Walerij Gierasimow, zabronił żołnierzom korzystania z własnych telefonów komórkowych i tabletów.

Można wskazać trzy nowe, w szerokim znaczeniu militarne zastosowania smartfonów, które do 2022 roku nie były rozpowszechnione. Pierwsze to dokumentacja rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie. Zdjęcia i zapisy wideo wykonują nie tylko żołnierze, ale i cywile. Podkreślmy, że na terytoriach okupowanych taka działalność jest obarczona śmiertelnym ryzykiem. Drugie zasadza się na przechwytywaniu prywatnych rozmów, prowadzonych przez rosyjskich żołnierzy i ich upublicznianiu. W ten sposób cały świat dowiedział się o zwyrodniałej żonie, która pozwala mężowi gwałcić Ukrainki, ale nakazuje robić to w prezerwatywie. Takich przykładów były dziesiątki, jeśli nie setki.

Trzecie z nowych zastosowań zdaje się mieć jeszcze większe znaczenie.

Ukraińcy wykorzystują telefony znalezione przy jeńcach i każą im dzwonić z nich do swoich najbliższych.

W Internecie znajdziemy wiele przykładów takich rozmów, ale ich głównymi odbiorcami nie jest międzynarodowa społeczność, a rosyjskie matki, ojcowie czy żony. Tu przypomnijmy zastrzeżenia Horbyka, który twierdził, że nie można porównywać cywilów ukraińskich z rosyjskimi. Nowe zastosowania smartfonów zaczęły to zmieniać. Wojna całej w swojej dosadności, nie dotarła do rosyjskich miast, ale zaczęła do nich dzwonić.

Kozak socialmedia ninją

Gdzieś na pograniczu militarnego zastosowania smartfona lokuje się też ukraińskie „umienie w Facebooki, Twittery i TikToki”. Ukraińcy doskonale potrafią wykorzystać wykonane na polu bitwy zdjęcia i wideo w mediach społecznościowych. Łatwo też im przychodzi tchnąć nowego ducha w postaci z globalnych memów, takie jak pieseł czy miejscowe kotiki, jak kot z Borodzianki czy Stepan z Charkowa. A dzielny piesek-saper Patron dzięki mediom społecznościowym stał się celebrytą, z którym fotografują się możni tego świata.

Powstają tysiące wiralowych materiałów, za sprawą których wzmacniany jest pozytywny obraz Ukrainy i rośnie soft power Kijowa; dobrze opisał to Szymon Opryszek dla OKO.press w tekście Sztuka robienia memów. I to nie tylko praca wolontariuszy – najlepsi z najlepszych pracują dla oficjalnych rządowych i wojskowych profili.

W tej medialnej wojnie Ukraina od początku pełnoskalowego konfliktu zostawiła Rosję daleko w tyle.

;
Na zdjęciu Marta Panas-Goworska Andrzej Goworski
Marta Panas-Goworska Andrzej Goworski

Duet pisarski, akronim MAGowie. Ich inspiracją jest Wschód, który jak Średniowiecze Fernanda Braudela wciąż pisze. Publikują m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Newsweeku”, współpracują z kwartalnikiem literacko-artystycznym „Akcent”. Autorzy książek m.in. „Naukowcy spod czerwonej gwiazdy", „Grażdanin N.N}. i „Inżynierowie Niepodległej", a także „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików" (pod red. Piotra Nehringa). Prywatnie małżeństwo i rodzice czwórki dzieci, mieszkają w Warszawie.

Komentarze