0:000:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. KAMIL GOZDAN / Agencja Wyborcza.plFOT. KAMIL GOZDAN / ...

Kaszubi po Spisie Powszechnym – dlaczego jest ich mniej? Z Arturem Jabłońskim (na zdjęciu z kaszubską flagą), założycielem Radia Kaszëbë, członkiem rady programowej stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota, byłym prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i byłym współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych rozmawia Stasia Budzisz.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Przeczytaj także:

Co kaszubskie, to polskie?

Stasia Budzisz, OKO.press: Od ostatniego Spisu Powszechnego, przeprowadzonego w 2011 roku, „wyparowało” 56 tysięcy Kaszubów i Kaszubek. Jak to możliwe?

Artur Jabłoński: Nie mam jasnej odpowiedzi na to pytanie. Nikt jej nie ma. W pierwszej chwili ten wynik mnie zaskoczył, byłem pewien, że to manipulacja. Liczyłem, że będzie nas więcej niż dekadę temu.

Wydaje mi się, że na tę sytuację złożyło się kilka składowych. Aktualny klimat polityczny, metodologia samego badania oraz instrukcje podane przez największą organizację zrzeszającą Kaszubów i Kaszubki, czyli Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. 1 kwietnia 2021 roku, kiedy ruszył spis, ZK-P zasugerowało na Facebooku, jak odpowiadać. Sugestia brzmiała tak: „W świetle prawa i ustawy o języku regionalnym pytanie o język dla Kaszubów jest szczególnie istotne. (…) Zatem: Jaka jest Pana(i) narodowość? Odpowiedź: polska. Jakim językiem(ami) zazwyczaj posługuje się Pan(i) w domu? Odpowiedź: polskim i kaszubskim”.

Dlaczego ZK-P wydało taką instrukcję?

Zrzeszenie prowadziło kampanię, która skupiała się przede wszystkim na języku (bo za tym idą realne pieniądze z budżetu państwa na jego nauczanie) i na zaznaczaniu polskości jako pierwszej identyfikacji, bo to jest zgodne z linią tej organizacji.

W telegraficznym skrócie sytuację można nakreślić tak: ZK-P uważa się za spadkobierców Młodokaszubów, działaczy z przełomu XIX i XX wieku, którzy wyznawali maksymę „co kaszubskie, to polskie". Uważają, że kultura kaszubska jest częścią polskiej tożsamości narodowej.

Oprócz ZK-P na Kaszubach od 2011 roku działa także stowarzyszenie osób narodowości kaszubskiej – Kaszëbskô Jednota. Prowadziło osobną kampanię w sprawie spisu. Teraz pojawiły się głosy, że przyczyną takiego wyniku może być zła koordynacja kampanii.

Środowisko kaszubocentryczne odwołuje się do idei głoszonych przez Zrzeszińców, grupy polityczno-literackiej, która działała w międzywojniu i po 1945 roku. W swoim przekazie zachęcało do zaznaczenia w spisie identyfikacji kaszubskiej i – oczywiście – języka. Kaszubocentryści uważają się za odrębny od Polaków naród, ale obywateli Rzeczpospolitej.

Obie te organizacje są od siebie ideologicznie tak daleko, że nie wyobrażam sobie, by była szansa na konsensus w sprawie prowadzenia wspólnej kampanii.

Kaszubocentryści nie zgodziliby się na promowanie wpisania narodowości polskiej.

Lęk przed byciem Kaszubą

Wspomniałeś o aurze politycznej, która rzeczywiście nie nastraja do tego, by obnosić się dziś w Polsce z innością. Niemniej Kaszubi mają prawne umocowanie – w „Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym” z 2005 roku są jedyną grupą, która posługuje się językiem regionalnym. Mają jakieś podstawy do obaw przed przyznaniem się do kaszubskiej tożsamości?

Istnieje coś takiego jak lęk przed przyznaniem się do bycia Kaszubą. To trauma, która wiąże się z poczuciem straty po zniszczonych więzach wspólnotowych, ginącej kulturze i języku. W latach 70. XX wieku, kaszubskie dzieci były represjonowane w polskich szkołach za używanie swojego języka. PRL to czas, kiedy rodzice rezygnowali z przekazywania kaszubskiego dzieciom, a to wynikało z obawy przed dyskryminacją. Zresztą ona nie miała miejsca tylko w szkole, podobnie było w pracy czy wojsku.

Mamy do czynienia z zerwanym przekazem międzypokoleniowym. Po zmianie ustroju, na początku lat 90., profesor Brunon Synak prowadził socjologiczne badania nad tożsamością kaszubską. Byłem wtedy studentem i jeździłem z ankietami po kaszubskich gminach. Pytałem ludzi o poczucie przynależności. Odpowiadali, że są Kaszubami, ale jednocześnie prosili, bym zaznaczał, że są Polakami.

Mówili, że nie chcą drugiej Jugosławii, wtedy na Bałkanach wrzało.

Latem 1991 roku Chorwacja znalazła się pod całkowitą kontrolą serbskiej armii i milicji. Jesienią tego samego roku zbombardowany został Zagrzeb i rozpoczęto oblężenie Dubrownika. Ludzie widzieli, jak niewiele było trzeba, aby „bratnie narody” powstały jeden przeciwko drugiemu. To był autentyczny lęk, którego korzenie sięgały epoki PRL-u. Opresyjna szkoła, wojsko, przymus pracy – także w kopalniach – były udziałem minimum dwóch pokoleń Kaszubów.

Dziś mogłoby się wydawać, że podobny strach nie występuje. Przez ostatnie lata Kaszubi poczuli przecież dumę z tego, kim są i pozbyli się kompleksów. Tymczasem, jak pokazują badania z ostatnich lat, okazuje się, że dyskryminacji i stygmatyzacji doświadczyło lub obawiało się doświadczyć prawie 10 proc. Kaszubów. Aktualna sytuacja polityczna, czyli nacjonalistyczna polityka prowadzona przez partię rządzącą i idący z nią ramię w ramię Kościół katolicki, który na Kaszubach odgrywa ogromną rolę, na pewno nie pomaga mniejszościom, a nawet znacząco wpływa na ich zachowania. Jestem zdania, że obie te instytucje, skupiające się na jednolitej polskości, szkodzą tożsamości kaszubskiej. Zresztą nie tylko jej.

W 2011 roku aura polityczna była inna?

Zdecydowanie. Wtedy był boom na regionalizm, który był wynikiem pracy samych mniejszości, w tym Kaszubów po demokratycznym przełomie roku 1989. Widomym znakiem tego była „Ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym”, która dawała możliwości ochrony i rozwoju własnej tożsamości. Na kulturę i edukację w językach mniejszościowych i regionalnym poszły setki tysięcy złotych. Z sukcesami działała Komisja Wspólna Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych, która prowadziła dialog z rządem w imieniu mniejszości.

Dziś jej rola jest zmarginalizowana, mniejszości ze sobą nie współpracują, niektóre z nich stały się obiektem ostrych ataków polityków prawicy – jak na przykład niemiecka, której znacznie ograniczono finansowanie edukacji w ojczystym języku. Inni, w tym Kaszubi, zaczęli się obawiać, że będą następni.

Hasło „nie ma co się wychylać”, które Kaszubi nieśli z pokolenia na pokolenie, znów stało się aktualne.

Dziś jesteśmy na kolanach, a najgorsze jest to, że część z nas wierzy, że PiS razem z Kościołem prowadzą nas w dobrą stronę.

Biało-czerwona atrakcyjniejsza niż czarno-złota?

Romans z polskim nacjonalizmem to dla Kaszubów nic nowego. W międzywojniu endecja wygrywała tutaj wybory w cuglach, a Roman Dmowski cieszył się wielkim szacunkiem. Dzisiaj żniwo zbiera Konfederacja, która ma wysokie poparcie wśród młodych.

O ile w dwudziestoleciu międzywojennym za wszelką cenę chcieliśmy udowodnić swoją polskość, to dziś już nie musimy tego robić – staliśmy się bardziej polscy od Polaków. Pokazuje to też spis, w którym lwia część Kaszubów i Kaszubek (z 176,9 tys. aż 162,2 tys.) wpisała polską identyfikację jako pierwszą. Dlaczego na Kaszubach biało-czerwona flaga jest atrakcyjniejsza od czarno-złotej?

Nie wiem, czy powinniśmy łączyć te dwie epoki i jakoś je zestawiać. Ale to prawda, tendencje nacjonalistyczne na Kaszubach są wyraźne. Nie musimy już udowadniać naszej polskości, ale nie chcemy też afiszować się z odrębnością etniczną. I to jest forma samokontroli. Jakiś czas temu w Pucku odwiedzałem sklep, w którym z dwiema ekspedientkami rozmawiałem po kaszubsku. Widziałem, że to nie podoba się ich szefowi, ale niewiele sobie z tego robiłem. Pewnego razu przyszedłem i jak zwykle zacząłem mówić w naszym języku, ale one odpowiadały po polsku. Zabronił im.

Nie wiem, czy takie rzeczy zdarzają się często, ale jednak mają miejsce. I to jest forma dyskryminacji. Moja dwudziestosześcioletnia córka powiedziała mi, że przyznawanie się do kaszubskości raczej nie pomaga jej w robieniu kariery.

Wychowała się w kaszubskim domu, ojca ma aktywistę, ale jednak kaszubskość woli zachować dla siebie.

Wróćmy na chwilę do spisu. Formularz był skonstruowany tak, że identyfikację kaszubską trzeba było dopisać samemu, klikając w „inne”. Nie była zaznaczona obok polskiej i 14 mniejszości narodowych i etnicznych, ponieważ w ustawie Kaszubi występują jako „społeczność posługująca się językiem regionalnym”, a nie mniejszość. Czy to mogło mieć wpływ na wynik?

Mogło, bo zaznaczenie identyfikacji kaszubskiej nie było intuicyjne. To było zdecydowanie dodatkowe utrudnienie, o którym trzeba pamiętać. Zresztą nie pomogło też kolejne pytanie o „przynależność do innej wspólnoty etnicznej”, gdzie także trzeba było Kaszuby wpisać. Jestem przekonany, że te osoby, które zgodnie z życzeniem ZK-P dokonały wyboru narodowości polskiej, pomijały już kolejne, nie chcąc brnąć w spisowym formularzu.

Kaszubski jak lekcje religii

W 2011 roku używanie kaszubskiego w domu zadeklarowało 108 tysięcy osób, z czego 3,8 tysiąca posługiwało się wyłącznie tym językiem. W 2021 roku mamy kolejno: 87,6 tysiąca i 1,7 tysiąca. Gdzieś zginęło więc 20 tysięcy użytkowników języka kaszubskiego. Na logikę nawet przy spadku kaszubskich deklaracji etnicznych i narodowościowych w związku z wprowadzeniem kaszubskiego w szkołach liczba osób mówiących po kaszubsku powinna przecież wzrosnąć, albo się chociaż utrzymać.

Tak, na logikę tak właśnie powinno być, zwłaszcza że na kaszubską edukację płyną z budżetu państwa ogromne pieniądze. Sam prowadzę niepubliczną szkołę podstawową, w której nauka kaszubskiego jest obowiązkowa dla dzieci od pierwszej klasy. Niestety, dla rodziców, którzy posyłają dzieci do szkół, kaszubski często nie ma żadnej wartości. U mnie pytają, czy rzeczywiście muszą się go uczyć. Muszą, bo taki jest warunek uczęszczania do tej placówki.

Myślę, że podejście do kaszubskiego w szkołach publicznych jest podobne. Często traktuje się go tak jak religię. Uczeń idzie, bo „wszyscy” chodzą, albo dlatego, że wypada. Z drugiej strony przecież samo chodzenie na kaszubski nie oznacza, że rodzice tych dzieci, którzy przecież nie muszą być Kaszubami, zadeklarowali przynależność do kaszubskiej wspólnoty. Nie wszyscy czują się Kaszubami, nawet jak uczą się języka. Na tym, by jak najwięcej dzieci się go uczyło, najbardziej zależy samorządom, bo to one rozporządzają pieniędzmi, które płyną z budżetu państwa i nierzadko przeznaczają je na inne cele.

Język jest ważny dla tożsamości, ale o niej nie stanowi. Co się na Kaszubach robi dla wzmocnienia kaszubskiej tożsamości?

Nie dba się o nią instytucjonalnie. Nie podejmuje się rozmów o odrębności, przeciwnie, dąży się do asymilacji z Polakami. To widać także w instrukcji ZK-P. Najważniejsze było podanie języka, sama przynależność etniczna nie ma tak wielkiego znaczenia.

To jest nasz największy problem. I droga donikąd. Myślę, że trzeba weryfikować i modyfikować dotychczasowe, odgórne kryteria uznawania statusu mniejszości i używanych przez nie języków. Języki nie mogą dobrze funkcjonować w oderwaniu od szeroko rozumianej kultury, tradycji, praktyk i tożsamości. To wszystko powinno być objęte faktycznym wsparciem i ochroną państwa, niezależnie od rządzącej tu opcji politycznej.

Stagnacja zamiast rozwoju

Jakie polityczne decyzje będą podejmowane na podstawie wyników spisu i jakie będą miały konsekwencje?

Moim zdaniem nic się nie zmieni. Dotacje na język nauczany w szkole najpewniej zostaną na tym samym poziomie. Na pewno jednak nie będzie też żadnego kroku do przodu. Nie przy tych rządzących. Co za tym idzie, nie będzie rozwoju, będzie stagnacja.

A stagnacja to regres.

Tak. I myślę, że to celowa polityka. A my będziemy spokojnie patrzeć na to, jak się zwijamy. Osobiście jestem zdania, że trzeba walczyć. Do końca.

;

Udostępnij:

Stasia Budzisz

Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).  

Komentarze