0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Kolejne ograniczenia działalności gospodarczej w trakcie pandemii COVID-19 najsilniej dotykały hotele i restauracje. Dla tych, którzy przetrwali, lato było szansą na odrobienie strat. Większość przedsiębiorców z tej branży może obecnie w miarę normalnie funkcjonować. Nie dotyczy to tych, którzy mieli nieszczęście ulokować swoją działalność blisko białoruskiej granicy.

Ziarno niepewności

Pani Agnieszka Leszczak prowadzi firmę Przystanek Podlasie. Oferuje na wynajem cztery domy dla turystów. Wszystkie znajdują w okolicy zalewu Siemianówka, nieco ponad 50 kilometrów na południowy wschód od Białegostoku. Ma szczęście w nieszczęściu – tylko jeden z domów jest w przygranicznej strefie, objętej stanem wyjątkowym. Ale i tak powoduje to spore straty.

"Dom, który znajduje się w tej strefie, jest najpopularniejszy z naszej oferty” – wyjaśnia OKO.press Agnieszka Leszczak –

„Wszystkie wrześniowe rezerwacje zostały odwołane. Dla lokalnego biznesu turystycznego stan wyjątkowy jest bardzo krzywdzący".

Pozostałe trzy domy działają, ale goście mają wątpliwości, czy powinni w okolice granicy z Białorusią przyjeżdżać.

"Ziarno niepewności zostało zasiane” – mówi z niepokojem Agnieszka Leszczak – „Dzwonią do mnie moi goście, którzy mają rezerwacje w pozostałych domach i pytają, czy będą mogli się czuć bezpiecznie, czy będą mogli się swobodnie poruszać, czy będą mogli pojechać do Białowieży, spacerować po puszczy. To Białowieża jest tutaj głównym punktem turystycznym. A ona jest teraz zamknięta".

Przeczytaj także:

Ani złotówki

W tej samej sytuacji są restauratorzy. Pani Irena Wojciechowska prowadzi w Białowieży popularną restaurację Stoczek 1929, w ramach tej samej działalności ma też pokoje na wynajem. Nazwa pochodzi od roku powstania budynku, w którym lokal się znajduje. Miejsce cieszy się uznaniem turystów odwiedzających Białowieżę, w mapach Google ma prawie osiemset opinii, przeważają dobre i bardzo dobre. Dziś restauracja nie ma klientów.

„Mamy otwarte, przecież mam zatrudnionych kilkanaście osób” – tłumaczy nam Irena Wojciechowska – „Staramy się coś robić, organizujemy małe remonty, odnawiamy pokoje, staram się czymś pracowników zając. Ale jeżeli to się przeciągnie, to będę zmuszona do zwolnień. Dziś klientów nie ma. Są zatrzymywani, jeżeli w ogóle próbują się do nas dostać. Nasi klienci to turyści i przyjezdni, więc mamy pustki. A w tym roku pogoda jest piękna i aż się serce kraje, że nie możemy nikogo gościć”.

W podobnej sytuacji są Jacek i Jola Stasiewicz, którzy wynajmują w Białowieży Dom Tatanka. Jak poradzą sobie w tym miesiącu?

„We wrześniu nie zarobimy ani złotówki. Strata to ponad 20 tys. złotych” – mówią nam – „Dodatkowo trzeba zwrócić zaliczki, które były wpłacane jeszcze w styczniu czy w lutym i które zostały wydane na bieżącą działalność wiele miesięcy temu.

Jednym z głównych comiesięcznych kosztów jest spłata kredytu, poza tym we wrześniu płacimy ZUS i podatki za sierpień. Czyli nie tylko nie zarobimy, ale będziemy musieli znaleźć dodatkowe środki na pokrycie wymienionych zobowiązań”.

Z radia i telewizji

Wniosek o wprowadzenie stanu wyjątkowego w przygranicznych miejscowościach złożył 31 sierpnia 2021 roku szef MSWiA Mariusz Kamiński. Dwa dni później podpisał go prezydent. Według Konstytucji stan wyjątkowy obowiązuje, odkąd opublikowane zostanie zarządzenie prezydenta – czyli od północy z 2 na 3 września 2021 roku. Wszystko wydarzyło się ekspresowo, nikt w Warszawie nie pomyślał o bezpośrednim poinformowaniu tych, których utrudnienia dotkną najbardziej.

Irena Wojciechowska:

„Gdybyśmy nie oglądali wiadomości i nie słuchali radia, to w ogóle o niczym byśmy się nie dowiedzieli. Mogliśmy tylko siedzieć i czekać. A teraz jesteśmy poszkodowani i właściwie nikogo to nie obchodzi”.

Agnieszka Leszczak: "Otrzymaliśmy informację, że zostaje wprowadzony stan wyjątkowy na najbliższe 30 dni z możliwością przedłużenia na kolejne 60 dni. Ale kiedy te decyzje będą podjęte, tego nikt nam nie mówi, pewnie dowiemy się pod koniec września. Muszę natomiast pochwalić to, jak w tej sytuacji działa nasza lokalna władza w gminie Michałowo. Jako kwaterodawca dostałam od gminy wiadomość o prawdopodobnym zamknięciu strefy tuż przed samym zamknięciem, miałam więc chwilę, żeby się do tego przygotować".

Jacek i Jola Stasiewicz: „O Stanie Wyjątkowym dowiedzieliśmy się tak jak wszyscy, czyli z telewizji z dnia na dzień. Było to wielkie zaskoczenie i złość, że jesteśmy ofiarami polityki, a nie realnego zagrożenia. Zwłaszcza w Białowieży. Przez tereny Puszczy Białowieskiej nikt nawet nie próbuje się przedzierać się z uwagi na trudny teren, bagna. Dziś miasteczko wygląda jak wymarłe”.

Nic się nie dzieje

Nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że nie widzą żadnego zagrożenia, które wyjaśniałoby konieczność wprowadzenia tak drakońskich ograniczeń na ich działalność. Agnieszka Leszczak podkreśla w rozmowie z OKO.press, że sama zagrożenia nie czuje. Dodaje jednak, że widzi, jakie wrażenie na lokalnej społeczności robią wiadomości podawane codziennie w Telewizji Polskiej:

„Jest to na ustach wszystkich, czuć napięcie. Ale w żaden sposób nie jest to związane z doświadczeniem niebezpieczeństwa, z obecnością migrantów. Usłyszałam ostatnio od jednej osoby, że zamyka na noc piwnicę, bo boi się, że imigranci coś jej ukradną czy będą tam koczować. Natomiast moim zdaniem środki są zupełnie nieadekwatne w stosunku do tego, co się dzieje"

W Białowieży decyzję o zamknięciu miasteczka przyjęto z niedowierzaniem, bo nawet w drugiej połowie sierpnia nie działo się nic nadzwyczajnego.

Irena Wojciechowska: „Nigdy nie obserwowaliśmy, żeby w okolicy działo się coś złego. Problemów z uchodźcami nie było. Ktoś kogoś widział, ktoś komuś zaniósł coś do jedzenia i picia, a następnie zawiadamiano straż graniczną.

Nie czuliśmy się w najmniejszym stopniu zagrożeni. Ja byłam pewna, że ta granica jest bardzo dobrze strzeżona.

Teraz jest poczucie zagrożenia, bo wszyscy regularnie są zatrzymywani przez wojsko czy policję - jest np. specjalny oddział, który obcesowo odnosi się do ludności.

Z racji naszego zajęcia jesteśmy na ludzi otwarci, nikogo nie przeganiamy, wszystkich zapraszamy. Moim zdaniem ten stan wyjątkowy jest niepotrzebny, a przynajmniej nie powinien obejmować miejscowości turystycznych”.

65 proc. rekompensaty

Rząd zapowiada rekompensaty dla przedsiębiorców, którzy poniosą straty. Warto przypomnieć, że nie jest to żaden gest dobrej woli. Obowiązek rekompensat nakłada na rządzących ustawa o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela.

Rząd uchwalił ustawę o rekompensatach 8 września.

"Projekt ustawy MSWiA przewiduje jasny, czytelny mechanizm wypłacania środków przedsiębiorcom m.in. z branży hotelarskiej czy gastronomicznej, których działalność jest chwilowo utrudniona" – mówił 8 września na konferencji szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Rekompensata ma wynosić 65 proc. średniego przychodu w czerwcu, lipcu i sierpniu 2021 roku.

Kto może się o nią ubiegać?

  • przedsiębiorcy oraz rolnicy świadczący usługi hotelarskie,
  • przedsiębiorcy prowadzący działalność pilota wycieczek lub przewodnika turystycznego,
  • przedsiębiorcy prowadzący działalność gospodarczą w zakresie gastronomii.

Za mało

65 proc. nie zadowoli przedsiębiorców. Wiele obiektów hotelarskich ma przecież dalej pełne obłożenie we wrześniu, dla wielu to wciąż sezon i przychody podobne jak w lipcu i sierpniu.

Agnieszka Leszczak: "Już zastanawiam się, jakie będą warunki do spełnienia. Informacja o ewentualnych rekompensatach pojawiła się dopiero po zamknięciu.

Zapowiadane 65 proc. jest dla mnie niewystarczające. Uważam, że powinniśmy otrzymać stuprocentowe pokrycie strat".

Jacek i Jola Stasiewicz: „Żadnej informacji o rekompensatach nie dostaliśmy. Najpierw usłyszeliśmy w telewizji, że będzie to 60 proc. zeszłorocznego dochodu. Dla nas byłaby to fatalna informacja, bo rok temu nie mieliśmy jeszcze działalności. Potem, że 65 proc., biorąc pod uwagę ostatnie trzy miesiące. Ale w Białowieży to wrzesień jest najlepszym miesiącem z uwagi na rykowisko. Tak czy inaczej, te 65 proc. ratowałoby sytuację i utrzymało nas na powierzchni. Obawiamy się jednak, że pojawią się jakieś kruczki formalne. Na przykład czy dostaniemy rekompensatę, jeżeli działalność mamy zarejestrowaną w Białymstoku, a dom wynajmujemy w Białowieży?”

Nie ma wycieczek, nie ma festiwalu

Tracą nie tylko restauratorzy i hotelarze. Turystyka w pasie przygranicznym to też przewodnicy turystyczni, spływy kajakowe, zorganizowane wycieczki. Stracą różne różne biznesy, które na turystyce zyskiwały przy okazji, jak np. sklepy spożywcze. Im nikt niczego nie zrekompensuje.

We Włodawie od 20 lat organizowany jest Festiwal Trzech Kultur. Jego tegoroczna edycja miała się odbyć w dniach 17 -19 września. Festiwal trzeba było odwołać.

„To ogromny cios, czujemy bezsilność. Mówiliśmy, że jeżeli COVID nas nie zatrzymał, to nic nas nie zatrzyma” – powiedziała lubelskiej „Gazecie Wyborczej” dyrektorka Festiwalu Trzech Kultur Anita Lewczuk vel Leoniuk.

Co, jeśli stan wyjątkowy się przedłuży?

Irena Wojciechowska: „Przedłużenia tego stanu już nikt nie wytrzyma. Mieliśmy pół roku zamknięcia z powodu pandemii, udało mi się nie zwolnić wówczas nikogo, zaszczepiliśmy się w jak najwcześniejszym terminie. W tym roku turyści dopisali, zaczęliśmy odrabiać straty, i znów wszystko się drastycznie urwało.

W ostatnim czasie sporo zainwestowałam, oddaliśmy nowy budynek z pokojami, z salą bankietową. A teraz znowu trzeba liczyć straty. Sytuacja jest straszna. 65 proc. rekompensaty pozwoli mi utrzymać pracowników i nic więcej. Nic nie zostaje na rozwój, inwestowanie. A przecież hotelarze, restauratorzy mają pozaciągane kredyty, jak mają sobie poradzić?”

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze