Sejm zaakceptował kandydaturę Lidii Staroń na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Jej kandydaturę musi jeszcze zaakceptować Senat. Równie ważny jest wymiar polityczny tego głosowania: PiS znalazł większość dla Staroń mimo gry z opozycją wicepremiera Gowina
Za kandydaturą Staroń 15 czerwca zagłosowało 231 posłów i posłanek, za prof. Marcinem Wiąckiem - 222. Staroń zgłosił PiS, Wiącka - kluby opozycji z poparciem części posłów Porozumienia, m.in. samego szefa partii wicepremiera Jarosława Gowina. Jednak mimo buntu Gowina PiS znalazł większość i Sejm zaakceptował senatorkę niezależną na stanowisko RPO.
By została skutecznie wybrana i objęła urząd po Adamie Bodnarze, musi ją jeszcze zatwierdzić Senat. Staroń jeden głos w Senacie już ma - swój własny. I nie jest wykluczone, że przechyli szalę, bo siły w izbie wyższej są wyrównane i możliwe, że zdecyduje trzyosobowe koło senatorów niezależnych. Staroń jest jego szefową.
Dlaczego opozycji nie udało się przeforsować Wiącka? Jak pisaliśmy już w maju, jego kandydatura miała bardzo małe szanse bez poparcia Konfederacji. A skrajna prawica w Sejmie zdecydowała się zagrać z PiS. Za Staroń zdecydowało się zagłosować trzech posłów Konfederacji - Krystian Kamiński, Jakub Kulesza, Robert Winnicki. Przy poparciu koła Pawła Kukiza i dwóch posłów niezależnych to wystarczyło. Za Wiąckiem zagłosował tylko Artur Dziambor, reszta koła Konfederacji wstrzymała się od głosu.
Kandydatura Wiącka przepadła więc mimo ogromnej mobilizacji pozostałej części opozycji: posłowie i posłanki Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, PSL i Polski 2050 zagłosowali w 100 proc. i wszyscy za Marcinem Wiąckiem.
Tym samym opozycja nie odniosła drugiego w ciągu kilku dni politycznego triumfu. Pierwszym była wygrana już w pierwszej turze Konrada Fijołka w Radomiu. PiS na razie może odetchnąć z ulgą.
Popierając Wiącka, wicepremier Jarosław Gowin zagrał va banque, idąc na bezpośrednie starcie z PiS, największą i najważniejszą partią obozu władzy. Chciał pokazać, że ma wystarczającą liczbę posłów, by w razie czego zachwiać rządową większością w kluczowych głosowaniach. Jeśli ten manewr by się udał, pozycja Gowina mogłaby wzrosnąć, w razie przegranej - istniało ryzyko, że straci wszystko.
Z zaledwie kilkoma wiernymi posłami Gowin nie stanowiłby wartościowego partnera ani dla Jarosława Kaczyńskiego, ani dla opozycji.
W tym przypadku rozgrywka nie zakończyła się jednoznacznym werdyktem.
By osłabić Gowina, PiS rozpoczął kontrakcję na szeroko zakrojoną skalę. Z jednej strony podpisał porozumienie programowe z Kukiz'15, pozyskując dla swoich projektów czterech posłów z tego ugrupowania. Na drugiej flance - jak relacjonowaliśmy w OKO.press - działał Adam Bielan, który najpierw chciał odebrać Gowinowi ugrupowanie, a teraz buduje odrębną organizację - Partię Republikańską. I to właśnie do niej próbował (za pomocą swoich współpracowników) wyciągać posłów Porozumienia wiernych dotychczas Gowinowi.
Gowin jednak wytrwał i utrzymał w klubie PiS dziewięcioro posłów. Oprócz szefa Porozumienia to: Stanisław Bukowiec, Andrzej Gut-Mostowy, Iwona Michałek, Wojciech Murdzek, Marcin Ociepa, Magdalena Sroka, Grzegorz Piechowiak, Michał Wypij.
Taki stan posiadania oznacza, że nawet po dogadaniu się PiS z Kukizem Gowin jest wciąż Kaczyńskiemu niezbędny do względnie stabilnych rządów. Bez wiernych wicepremierowi posłów nie miałby łatwej większości - za każdym razem musiałby prosić o wsparcie Konfederację. A to może wzmacniać siłę przetargową Gowina, zwłaszcza w świetle ew. ustaw związanych z realizacją Polskiego Ładu.
Ale co zdarzy się dalej, na razie nie wiadomo. Nic nie jest pewne, a wszystkie karty wciąż leżą na stole. Na dziś zaplanowano posiedzenie klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości.
Lidii Staroń towarzyszy sława skutecznej działaczki, od lat walczącej o pokrzywdzonych lokatorów, ofiary lichwy i innych przestępstw. Chwali się tysiącami udanych interwencji poselskich. Sama o sobie mówi: „Od 20 lat jestem rzecznikiem ludzi”.
Plotki, że to właśnie ona będzie kandydatką obozu władzy na RPO, krążyły od wielu miesięcy. Miała być kandydatką idealną – doświadczoną, bliską ludzi. I „ponadpartyjną” – bo skoro przez 10 lat była posłanką Platformy Obywatelskiej, trudno ją zdyskwalifikować jako „człowieka PiS-u”. Miała dać Zjednoczonej Prawicy szansę na przeciągnięcie kilkorga senatorów na swoją stronę i senacką większość konieczną do wyboru RPO.
Jak donosi Interia, Gowin miał argumentować swój sprzeciw wobec pomysłu, by kandydatką na RPO była Staroń między innymi ze względu na ciągnącą się za nią od lat sprawę Zenona Procyka. Przed laty opisał ją dziennikarz tygodnika „Polityka” Piotr Pytlakowski, a kilka dni temu przypomniał we wpisie na Facebooku.
„W skrócie chodziło o jej walkę z Zenonem Procykiem, ówczesnym prezesem spółdzielni mieszkaniowej »Pojezierze« w Olsztynie” — pisze Pytlakowski. Staroń wraz z trzema innymi osobami wybudowała pawilon handlowy na terenie spółdzielni. Nie miała niezbędnych zezwoleń. Spółdzielnia domagała się czynszu za samowolnie postawiony budynek, lecz Staroń uznała, że czynsz jest za wysoki. I rozpoczęła walkę ze spółdzielnią, a właściwie z jej prezesem.
„Zarzuciła Procykowi samowolę, fałszerstwa dokumentów spółdzielczych i nakłanianie innych do fałszerstw, a także sprzedaż mieszkań w jednym z budynków po preferencyjnych cenach sędziom i prokuratorom, co miało zapewnić prezesowi bezkarność. Umiejętnie nakręcała spiralę oskarżeń i montowała medialną koalicję, aby prezesa skompromitować. Ściągnęła do Olsztyna ekipę TVN, chodziła po redakcjach różnych gazet. Była także u mnie. Przedstawiała siebie w roli ofiary Procyka, wzbudzała współczucie” – pisze dziennikarz „Polityki”.
W 2005 roku Procyk został aresztowany. Postawiono mu 20 zarzutów. Spędził w areszcie osiem miesięcy. W walkę z prezesem Procykiem Staroń zaangażowała między innymi Centralne Biuro Śledcze.
„Samotna, dzielna w boju kobieta”, która sama pokonała mafię urzędniczo-spółdzielczą – mówił wtedy o Staroń Donald Tusk. A ona dostała miejsce na listach PO i weszła do Sejmu. Tymczasem po kilku latach sąd uniewinnił prezesa Procyka. Jego sprawa przeszła przez wszystkie instancje – aż do Sądu Najwyższego. Okazało się, że dowody zostały spreparowane. Zarzuty się nie potwierdziły.
Co więcej, za czas spędzony w areszcie zasądzono mu 1,7 miliona złotych odszkodowania.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze