0:00
0:00

0:00

"Dlaczego nie chcecie nas wpuścić? Podajcie podstawę prawną! Panie Rzeczniku, niech nam pan pomoże. Jechaliśmy 200 kilometrów, żeby tu być po raz pierwszy w życiu", krzyczeli ludzie stojący przy wylocie ul. Krasickiego, którą ni stąd ni zowąd obstawili policjanci. "To jak naplucie ofiarom w twarz". "A narodowcy tam są".

Chwilę wcześniej tłumaczyli, że wszystkich wpuszczą, ale na razie "prowadzą czynności" na miejscu - jak zrozumieliśmy, sprawdzają teren. W pierwszej chwili wydało mi się to sensowne, biorąc pod uwagę, co wydarzyło się dzień wcześniej (o tym dalej). Ale kilkuminutowe sprawdzanie, skanowanie dowodu osobistego i dopytywanie o imiona rodziców (tyle trwało sprawdzanie mnie) wydawało się przesadą. Szczególnie że niektóre media wchodziły bez problemu, podczas gdy np. członkowie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej stali w słońcu i nie mogli wejść. Ale panowie wciąż - z lekkim zniecierpliwieniem - obiecywali, że wpuszczą, tylko "skończą czynności".

W rezultacie ok. 11, gdy uroczystości miały się rozpocząć, na miejscu były wszystkie media (w tym TVP i media skrajnej prawicy), posłowie Lewicy, RPO, wysłannicy Prezydenta RP. A uczestnicy nieposiadający jakiejkolwiek legitymacji, która przekonałoby policję, stali w 30-stopniowym upale 300 metrów od pomnika, odgrodzeni policją.

Sprawa była tym bardziej absurdalna, że niecałe 24 godziny wcześniej jeden z narodowców przybyłych na miejsce kaźni stał na środku placu, przed samymi symbolicznymi drzwiami stodoły, kręcąc młynki dwiema flagami.

Sobota, 10 lipca

Do Jedwabnego przyjeżdżam ok. 12.00 w południe, myśląc, że na dziś już po sprawie. Jak mówi mi Robert Kowalski, reporter OKO.press, grupa "porannych" nacjonalistów - z Robertem Bąkiewiczem na czele - już odjechała spod pomnika. Są w barze w Wiźnie. Relację Roberta Kowalskiego można zobaczyć tutaj:

Przeczytaj także:

Ale pod pomnikiem ciągle tłum. Pierwsze wrażenie: pomnik zdobyty przez polską flagę. Ok. 40 osób z białoczerwonymi flagami „okupuje” miejsce pamięci. Na początku mnie to oburza, a potem myślę: w sumie każdy ma prawo tu być. Jednak po godzinie chodzi mi po głowie już tylko jedno słowo - profanacja.

Pod pomnikiem jest zdecydowanie więcej mężczyzn, ale i kobiet nie brakuje. To głównie osoby zrzeszone w lokalnych organizacjach o profilu nacjonalistycznym. Widzę koszulkę z napisem Wolna Odrodzona Niepodległa. W skrócie WON. 55-letnia kobieta nawet zagaduje: "Dlaczego won? Nie chcecie mnie tu?" Jeden z działaczy zaczyna jej tłumaczyć, że to tylko skrót, że nikt nie chce jej wyrzucać. Pani draży dalej - a dlaczego macie napisane na koszulce „Nie przepraszam za Jedwabne”. Bo nie przepraszamy za zbrodnię, której nie popełniliśmy - wypręża się dumnie mężczyzna z koszulką "WON". A to dobrze, bo ja też nie chcę, cieszy się kobieta.

W tym miejscy zamieściliśmy informację, że na miejscu był obecny mężczyzna z napisem Agencja Mienia Wojskowego na koszulce. Usunęliśmy ten fragment po tym, jak otrzymaliśmy sprostowanie z AMW, z którego wynika, że mężczyzna używał niepełnego znaku AMW i nie jest pracownikiem instytucji.

Jest Marcin Rola z wRealu24, są dziennikarze Mediów Narodowych. Kilku mężczyzn w strojach militarnych ma plakietkę "Śmierć wrogom ojczyzny". Jest kilka młodych kobiet w bojówkach. Z filmu, który można obejrzeć tutaj, dowiemy się, że to ciągle ta sama organizacja WON, w której obowiązuje konkretne nazewnictwo - do kolegów mówi się "kamraci".

Miejscowych jest bardzo niewielu. Na parkingu stoi camper z napisem "Poland, nie Polin". Część osób czeka na Grzegorza Brauna, który zapowiedział swój przyjazd. Jeden z mężczyzn, najwyraźniej nudząc się, wychodzi na środek ogrodzonego terenu upamiętniającego kaźni i zaczyna wymachiwać dwiema flagami. Krzyczy: "Bo flagą trzeba się cieszyć". I faktycznie wygląda to na rodzaj tańca, ale przed samymi drzwiami symbolicznej stodoły robi piorunujące wrażenie [zdjęcia wyżej].

Jest kilkunastu policjantów, nie widzę, by kogoś spisywali lub czegokolwiek chcieli od zgromadzonych.

Czarna owca

Policjanci są zresztą niepotrzebni, bo w sobotę wszyscy się ze sobą zgadzają. 10 lipca - w samą rocznicę - wypadł szabat, więc obchody przesunięto na niedzielę. Jest zapewne kilku zwiedzających, którzy być może nie wyznają teorii o "polakożercach", ale raczej się nie ujawniają.

O czym więc dyskutują przybyli? Głównie o szczepionkach. Wydaje się, że zaprzeczanie zbrodni dokonanej przez Polaków w Jedwabnem musi być jakoś logicznie i faktograficznie połączone z węszeniem spisku firm farmaceutycznych - bo absolutnie wszyscy tu o tym mówią.

Szczepienia uznają za zamach na życie. Nie tylko zresztą te na covid-19. "A dlaczego jest teraz tyle autyzmu? To przez to, że teraz się na wszystko dzieci szczepi obowiązkowo. Jak byłem młody, autyzmu było kilka przypadków na całą Polskę", przekonuje swoich towarzyszy 45-letni mężczyzna.

Inny, który przez bite 4 godziny trzyma transparent o kłamstwie jedwabieńskim, zaprasza mnie na poniedziałkową demonstrację antyszczepionkową - "w obronie naszych dzieci", jak mówi. W innym miejscu słyszę, że szczepionki na covid-19 są teraz główną przyczyną nowotworów.

Tymczasem za pomnikiem, pod transparentem o kłamstwie, rozpoczęła się kłótnia: ok. 40- letni mężczyzna, który przyjechał z synami na miejsce kaźni, zaczyna kwestionować przyjęte tu teorie: zbrodnia na pewno z inspiracji niemieckiej, ale i Polacy brali udział - upiera się. "Czytam o tym bardzo dużo". Resztą przekonuje go, że wcale nie czyta, bo nie zna dr Kurek [Ewa Kurek, autorka książki "Jedwabne. Anatomia kłamstwa"]. Nie czytałeś Kurek, to nic pan nie wiesz, kategorycznie stwierdza najbardziej zapalczywy dyskutant, mężczyzna na oko 50-letni.

Dyskutuje także pan od transparentu (ten, który zapraszał mnie na demonstrację) i jest nieco bardziej ugodowy. Panowie zgadzają się, że w każdej grupie ludzkiej, narodowej czy etnicznej są mordercy. Czyli czarne owce.

Ale mężczyzna od dr Kurek wyciąga najcięższe działa: "Jak nas wywozili do Oświęcimia, to Żydzi w getcie mieli swoją walutę, bawili się, tańczyli". "Tak, jasne, jak pączki w maśle. Co pan opowiada?", obrusza się mężczyzna z synami. I stwierdza, że Polacy z kolei mają na swoim koncie gwałty w czasie wojny. Tego już za wiele - robi się nieprzyjemnie. "Wstydź się, człowieku. To ty jesteś tą czarną owcą. Ile ci za to dali?", krzyczy mężczyzna od dr Kurek.

Mężczyzna z synami kapituluje: "Już nie mogę, szkoda czasu. Na koniec tylko powiem: pamiętajcie, że w tej ziemi leżą ludzie". I odchodzi.

Ja też odchodzę i wtedy zaczepia mnie starszy mężczyzna i konfidencjonalnym szeptem radzi: ta bluzka ładna, ale po co te spodnie? Bo mi wygodnie - odpowiadam. Może i wygodnie, ale niezdrowo. Jak to? No w sukience energia z ziemi idzie gdzie trzeba. Pan mruga i odchodzi.

Braun, Sommer, Michalkiewicz

W tym czasie nadjeżdża autokar z posłem Konfederacji, Grzegorzem Braunem, Tomaszem Sommerem i Stanisławem Michalkiewiczem. Panowie zatrzymują się w połowie drogi do pomnika i przedstawiają swoją wersję wydarzeń - Tomasz Sommer wraz z historykiem Markiem Chodakiewiczem wydali niedawno książkę, w której przedstawia "dowody" na to, że mordu w Jedwabnem dokonali tylko Niemcy. Szczegółowo pisaliśmy o tym już w maju, gdy Braun zapowiedział przyjazd do Jedwabnego:

A o samej książce Sommera i Chodakiewicza Adam Leszczyński rozmawiał z prof. Persakiem:

Po ok, 40 minutach Braun, Michalkiewicz i Sommer weszli na teren pomnika. Na nagraniu słychać, jak Braun mówi: "może to nie jest dobre miejsce" i wszyscy wychodzą. Nie wiadomo, do czego odnosi się to zdanie, szczególnie że chwilę później cała grupa wsiadła do autokaru i odjechała.

[video width="560" height="314" mp4="https://oko.press/images/2021/07/20210710_153601.mp4"][/video]

Żyd wyssie ostatnią kroplę

Plac powoli pustoszeje. Pojawia się starszy pijany mężczyzna - chodzi od człowieka do człowieka i opowiada, ile krzywd wyrządzili mu Żydzi. Taki dość tradycyjny antysemityzm. Mężczyzna z transparentem nie wytrzymuje: Zamknij sie wreszcie, mówi. A to nieprawda, pyta tamten. Prawda, ale ile można tego słuchać.

Pijany mężczyzna podchodzi więc do 4-latka, bawiącego się przed pomnikiem: Pamiętaj, synek, Żyd wyssie z ciebie każdą kroplę krwi i śladu nie zostawi".

Pod pomnikiem została kartka, która zatknęli tam narodowcy. Znika dość szybko po ich odejściu, ale wytrzymała dobrych kilka godzin: "Pamiętamy żydowskie zbrodnie podczas Holocaustu w II Wojnie Światowej. Abraham Gancwajch". [Gancwajch był żydowskim nauczycielem, który kolaborował z Niemcami w getcie warszawskim].

Niedziela, 11 lipca

Główne obchody 80. rocznicy mordu w Jedwabnem odbywają się 11 lipca - 10 lipca wypada w Szabas, czyli święto. Główne, czyli te z udziałem rabina Michaela Schudricha i ks. Wojciecha Lemańskiego, którzy podkreślają, że to nie oficjalna uroczystość. Na miejscu był doradca prezydenta RP ds. polityki zagranicznej Paweł Czerwiński i Szymon Sękowski vel Sęk, sekretarz stanu w MSZ.

Nie było prezydenta ani premiera.

Było kilkoro posłów i posłanek Lewicy (m.in. Monika Falej, Anita Kucharska-Dziedzic, Anna Maria Żukowska) oraz RPO (wciąż jeszcze) Adam Bodnar i jego zastępczyni Hanna Machińska. Władza lokalna - burmistrz - w piątek wciąż się wahał, by ostatecznie się nie stawić. Byli natomiast przedstawiciele ambasad Izraela, Niemiec i USA oraz były ambasador Izraela w Polsce - Szewach Weiss.

Jak zawsze, byli przedstawiciele Gminy Wyznaniowej Żydowskiej z Warszawy i Białegostoku. Przybyło także wielu aktywistów, działaczy organizacji pozarządowych i po prostu chętnych - w sumie ok. 70 osób. I oni właśnie cudem dotarli na miejsce, bo policja najpierw zablokowała ulicę, potem bardzo długo legitymowała przybyłych, by na koniec stwierdzić, że nikogo więcej nie wpuszcza. Także m.in. przedstawicieli Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, czy ludzi z wieńcami. To zdarzyło się po raz pierwszy w historii obchodów i robi szczególne wrażenie w kontekście "zdobycia" pomnika dzień wcześniej przez narodowców.

Po interwencji RPO Adama Bodnara i rabina Schudricha wpuszczono wszystkich. Problem miał wystąpić z powodu nieporozumienia między policją i organizatorami.

Pisaliśmy o tym tutaj:

Obchody rozpoczęły się więc 30-minutowym opóźnieniem. Odmówiono modlitwę w języku polskim i hebrajskim, zmówiono Kadisz i odczytano nazwiska wszystkich Żydów, którzy zginęli 10 lipca 1941 r. Poza rabinem w modlitwie uczestniczyli także biskup Rafał Markowski (przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem, ks. Wojciech Lemański i ks. Michał Jabłoński z Kościoła ewangelicko-reformowanego). W tym roku zrezygnowano z przemówień. Relację na żywo można obejrzeć tutaj [w drugiej części filmu są także rozmowy z uczestnikami, dlatego zachęcamy do obejrzenia całości]:

"Każdy powinien tu być, bo najważniejsze to pamiętać i o dobrej historii, i o tej złej", mówiła OKO.press mieszkanka Ostrołęki, która przyjechała na obchody.

Prof. Mirosław Wyrzykowski, prawnik, członek rady programowej Archiwum Osiatyńskiego: "To jest jedyny sposób, który pozostał, by oddać cześć, hołd i najgłębsze uczucia wobec zamordowanych. Jako obywatel Rzeczpospolitej mam nieustający dług wobec tych, którzy ponieśli największą ofiarę, ofiarę życia".

Po uroczystości w Jedwabnem część osób odwiedziła też inne miejsca kaźni nieopodal Jedwabnego. W tych miejscach także Żydzi zginęli z rąk sąsiadów w 1941 r: Radziłów, Wąsosz, Szczuczyn i Bzury:

Tragiczną, a mało znaną historię, mają Bzury. Tam w sierpniu 1941 r. polscy mężczyźni zamordowali 20 Żydówek w wieku od 15 do 30 lat. Były to mieszkanki getta w Szczuczynie - opuszczały getto, bo wynajmowali je do pracy przy warzywach właściciele majątku w Bzurach. Dopiero w 2017 r. odsłonięto tam niewielki pomnik. I zawieszono zdjęcie części zamordowanych kobiet:

Podczas procesu w 1950 oskarżony o udział w mordzie Stanisław Zalewski zeznawał:

"Podjechaliśmy tam na rowerach. Wcześniej poszliśmy do majątkowej kuźni i okuliśmy pałki na końcu żelazem, aby lepiej było zabijać. Po godzinie czasu przyjechały z majątku Bzury dwie furmanki drabiniaste, na jednej furmance jechał Krygiel, a na drugiej Modzelewski Henryk. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazaliśmy im powsiadać na wóz. Zawieźliśmy je do boczkowskiego lasu, gdzie był wykopany okop. Tam kazaliśmy wszystkim Żydówkom porozbierać się do koszul i majtek. Zaczęliśmy prowadzać po jednej nad okop i tam zabijaliśmy pałkami. Tkacz zabił cztery Żydówki. Jeszcze przed zabiciem pięciu zgwałcili jedną Żydówkę. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od Tkacza i sam osobiście zabiłem Żydówkę, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę. Trzy dni później do sołtysa przyjechała niemiecka żandarmeria i na jej polecenie pokazałem miejsce mordu. Jeden żandarm zapytał mnie, czym my ich zabijali, ja powiedziałem, że pałkami. Po wypowiedzeniu moich słów zostałem uderzony przez żandarma niemieckiego gumą i powiedział mi, czemu z powrotem nie przyprowadziliście ich do getta. Następnie kazali lepiej zasypać... Myśmy wszyscy należeli do endecji".

;
Na zdjęciu Magdalena Chrzczonowicz
Magdalena Chrzczonowicz

Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze