Jak pisaliśmy w OKO.press warunki naboru na punkty szczepień przeciw COVID-19, jakie wybrał rząd, są bardzo wygórowane, nie do spełnienia przez mniejsze ośrodki. To sprawiało, że deklaracja łatwej dostępności do szczepionki pozostawała bez pokrycia.
Na szczęście rząd uległ protestom lekarzy i krytyce medialnej, i na dzień przed zakończeniem naboru 11 grudnia 2020, częściowo wycofał się z nierealnych oczekiwań wobec placówek mających prowadzić szczepienia.
„Korekta ma w jeszcze większym stopniu zachęcić placówki POZ do dołączenia do Programu” – ogłosił 10 grudnia NFZ.
Gdyby mieli napisać prawdę, zdanie to brzmiałoby: „Korekta okazała się konieczna z powodu błędnych założeń, jakie przyjęliśmy i zbyt małej liczby zgłoszeń. Przepraszamy”.
Prywatnym happy endem autora tego tekstu jest to, że gminny ośrodek zdrowia w małej miejscowości, z którego usług korzysta, weźmie udział w szczepieniach. Bez korekty warunków nie miał na to szans.
„Wysłałam swój akces jeszcze wczoraj” – powiedziała autorowi 11 grudnia pracująca w nim lekarka.
Opowiedzmy po kolei.
Piątek, 4 grudnia. Warunki nie do przyjęcia
Kryteria naboru ogłoszono 4 grudnia 2020. Znalazły się wśród nich m.in. następujące wymogi:
- prowadzenie szczepień przez co najmniej 5 dni w tygodniu;
- prowadzenie szczepień przez zespół wyjazdowy (w szczególności w miejscu zamieszkania/pobytu pacjenta, któremu stan zdrowia uniemożliwia samodzielne dotarcie do punktu szczepień);
- zdolność do wykonywania co najmniej 180 szczepień tygodniowo;
- udział w programie szczepień świadczeniodawcy posiadającego umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej nie może naruszać warunków tej umowy, w szczególności w zakresie dostępności do świadczeń pozostałych pacjentów, czyli mówiąc po ludzku zapewnienie, że na wykonywaniu szczepień nie ucierpią inni pacjenci.
Jak pisaliśmy szczegółowo w OKO.press, warunki były nie przyjęcia, zwłaszcza dla małych punktów POZ.
W wielu z nich, zwłaszcza na wsi, pracuje np. tylko jeden lekarz rodzinny i jedna lub dwie pielęgniarki. W jaki sposób taki ośrodek miałby szczepić 36 pacjentów dziennie (180 podzielone przez 5 dni w tygodniu daje liczbę 36), a jednocześnie przyjmować normalnie chorych i jeszcze obowiązkowo wyjeżdżać do osób, które nie mogą na szczepienie zgłosić się same?
Na jednego pacjenta do szczepienia trzeba zdaniem lekarzy poświecić ok. 15 minut. A to oznacza, że zaszczepienie 36 osób wymaga ok. 9 godzin pracy – lekarza i pielęgniarki dzień w dzień przez 5 dni w tygodniu.
Pisałem o nierealności tych oczekiwań. Zwracałem uwagę, że rząd ogłasza, iż chce umożliwić jak najłatwiejszy dostęp Polakom do szczepień, zapewnić, że będą one możliwe najbliżej miejsca zamieszkania. Tymczasem wyśrubowuje kryteria w ten sposób, że ten dostęp jedynie utrudni. Że wymyślony przez rząd system jest dogodny wyłącznie dla dużych i bardzo dużych ośrodków, zarówno publicznych jak i prywatnych.
Podawałem przykład własnej wiejskiej gminy, w której jest jeden jedyny ośrodek zdrowia, z jedną lekarką rodzinną. Powiedziała mi ona, że takie warunki naboru są dla niej nie do spełnienia. A ja wiedziałem, że zamiast na szczepienie udać się do niej, będę jechał do oddalonego o 25 km miasta powiatowego.
Czyli po to, by się zaszczepić dwoma dawkami, będę musiał przejechać 100 km zamiast 16. Ja to naturalnie zrobię, ale czy to nie zniechęci innych mieszkańców gminy? – pytałem w teście.
Gdyby warunki były dostosowane do realiów, w jakich działają takie małe POZ-y, i pani doktor razem z pielęgniarką szczepiłaby np. po 10 osób dziennie, przynajmniej część starszych mieszkańców mogłaby skorzystać ze szczepienia na miejscu.
Wtorek, 8 grudnia. Protesty lekarzy. Rząd nie reaguje
Przeciwko nierealnym warunkom naboru protestowało m.in. Porozumienie Zielonogórskie skupiające właścicieli 2,5 tys. poradni POZ (wszystkich w Polsce jest ok. 6,5 tys.), a także Kolegium Lekarzy Rodzinnych.
8 grudnia 2020 Zarząd Federacji Porozumienie Zielonogórskie apelował do rządu o:
- przejęcie odpowiedzialności przez państwo z tytułu wykonywania szczepień;
- zniesienie tygodniowych limitów szczepień;
- pozostawienie świadczeniodawcom swobody układania harmonogramu przyjęć i szczepień;
- odstąpienie od wymogu utrzymywania szczepiących zespołów wyjazdowych
- i wreszcie – zniesienie obligatoryjności obecności koordynatora w składzie zespołu szczepiącego.
Protesty na niewiele się zdały.
Tego samego dnia podczas konferencji prasowej poświęconej Narodowemu Programowi Szczepień, minister zdrowia Adam Niedzielski oświadczył, że nie widzi potrzeby korekt. Argumentował, że wymóg co najmniej 180 szczepień tygodniowo jest jedynie liczbą deklaratywną, a nie warunkiem przystąpienia do Programu. Jeśli w danym tygodniu zgłosi się mniej pacjentów, to ośrodek otrzyma zapłatę za taką ilość szczepień, jaką przeprowadził.
Jeśli rzeczywiście miałaby to być tylko nic nie znacząca deklaracja, to po co w ogóle sformułowano taki odstraszający zapis? Tego nie wyjaśnił.
Minister przypomniał też, że każdy lekarz POZ ma obowiązek świadczenia usług w trybie wyjazdowym, więc w tym wypadku – jego zdaniem – nie ma żadnego dodatkowego obciążenia.
Minister optymista, jeszcze w środę, 9 grudnia rano
Kryteria kryteriami, ale cała sprawa sprowadza się do tego, ile ostatecznie punktów w kraju zadeklaruje gotowość do szczepień. Rząd zakładał, że będzie ich aż 8 000, choć – jak pisaliśmy – ta liczba była znów zupełnie nierealna i niepotrzebnie zawyżona, nawet gdyby nabór od początku odbywał się na sensownych warunkach.
Podczas wspomnianej konferencji prasowej 8 grudnia minister Niedzielski pochwalił się: „Mamy już deklarację dotyczącą ok. 180 tys. szczepień tygodniowo. Zainteresowanie podmiotów ochrony zdrowia udziałem w programie jest dość duże. W pierwszych dniach zgłosiło się ponad tysiąc zespołów”.
„Rzeczywistość pokazuje, że te warunki nie są aż tak ograniczające” – przekonywał urzędnik.
Wbrew urzędowemu optymizmowi „ponad tysiąc zespołów” to jednak sporo mniej niż 8 000.
9 grudnia rano w rozmowie z radiem ZET Niedzielski jeszcze był optymistą.
„Wczorajsza minimalna wydolność tygodniowa tych, którzy już się zgłosili, to było ponad 230 tys. osób tygodniowo. To już pozwalałoby nam dojść do miliona szczepień miesięcznie” – mówił szef resortu zdrowia.
230 tys. to było nadal znacznie poniżej oczekiwań władzy. Przy zachowaniu kryterium 180 szczepień tygodniowo na punkt oznaczałoby to, że w kraju powstanie 1 277 takich miejsc. Przypomnijmy, że rząd deklarował dostępność do szczepień w każdej gminie, a tych w Polsce jest 2 477, w tym wiejskich 1 533.
W czwartek, 10 grudnia jednak „korekta”, oficjalnie od piątku
Na szczęście na dzień przed zakończeniem naboru rząd zmienił zdanie.
9 grudnia odbyła się wideokonferencja w udziałem ministra Michała Dworczyka, ministra Adama Niedzielskiego i m.in. przedstawicieli Porozumienia Zielonogórskiego.
Ustalono po niej, że rząd wycofa się z wymogu 180 szczepień tygodniowo i obowiązku przeprowadzania szczepień przez 5 dni w tygodniu. Niestety, urealnienie kryteriów będzie dotyczyć tylko ośrodków POZ.
Weszło to w życie 10 grudnia, gdy na stronie NFZ zawisła informacja o zmianach w naborze do Narodowego Programu Szczepień.
„Po konsultacjach z placówkami Podstawowej Opieki Zdrowotnej wprowadzamy zmiany w ogłoszeniu o naborze do Narodowego Programu Szczepień przeciwko wirusowi SARS-CoV-2. Doprecyzowujemy wymagania organizacyjne naboru.
- Wymóg szczepień przez 5 dni w tygodniu nie będzie dotyczył placówek POZ.
- Także wskazanie zdolności do wykonania co najmniej 180 szczepień w tygodniu przez jeden zespół szczepiący nie będzie wymagane dla placówek POZ.
Zmiany w ogłoszeniu zostały wypracowane ze środowiskiem lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej”.
„Korekta ma w jeszcze większym stopniu zachęcić placówki POZ do dołączenia do Narodowego Programu Szczepień” – czytamy na stronie NFZ.
Gdyby mieli napisać prawdę zdanie to brzmiałoby: „Korekta okazała się konieczna z powodu błędnych założeń, jakie przyjęliśmy. Przepraszamy”.
W czwartek moja gmina wysyła zgłoszenie
„Cieszymy się z wprowadzonych zmian. Szkoda, że nie obejmują wszystkich punktów szczepień, tylko POZ, ale to daje szansę zbudować sieć placówek bliżej miejsca zamieszkania pacjentów” – zatłitował dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID.
Jego zdaniem rządowe kryteria uderzały także w wiele miejskich punktów szczepień, prywatne gabinety, mniejsze poradnie. Tu nie ma zmiany, wyśrubowane kryteria nadal obowiązują.
Cała historia pokazuje, że władza czasem – chociaż częściowo – ugina się pod presją merytorycznej krytyki. Nie wiadomo, na ile zadziałały tu tłumaczenia lekarzy, a na ile niepowodzenie dotychczasowego naboru.
Moim prywatnym happy endem jest to, że gminny ośrodek zdrowia, z którego usług korzystam, weźmie udział w szczepieniach. „Wysłałam swój akces jeszcze wczoraj” – powiedziała mi pracująca w nim lekarka.
Zgłoszenia można przysyłać do 11 grudnia 2020 (do końca dnia).
Czy ten rząd musi wszystko robić w ekspresowym tempie?
Przecież szczepienia będą się ciągnęły przez wiele miesięcy. Czy naprawdę przesunięcie jakiegoś terminu o tydzień, po to żeby chwilę się zastanowić, skonsultować jakieś rzeczy czy coś poprawić byłoby zagrożeniem dla całego programu szczepień?
Nie tempo jest przyczyną, ale totalna głupota.
Szkoda, ze nie skonsultowano tej decyzji przed ogloszeniem. Byloby mniej chaosu i zdenerwowania.
Czego jeszcze ten rząd nie spieprzył? Radzę zanieść do pralni i trzymać w gotowości czarne sukienki i garnitury na bierny lub czynny udział w pogrzebach.
A Szwajcarzy uznali, że oni z tymi szczepionkami poczekają, aż będzie wiadomo, że są skuteczne. Widać, Polacy m.in. będą służyć za króliki doswiadczalne.
To nieprawda, Szwajcaria wlasnie zamowila szczepionki.
Zamieszkała przez 8,5 mln osób Szwajcaria spodziewa się rozpocząć kampanię szczepień przeciwko koronawirusowi na początku stycznia – poinformowała w niedzielę kierująca pionem kontroli infekcji w BAG, Virginie Masserey. Celem jest zaszczepienie 6 mln mieszkańców do lata, co będzie oznaczać do 70 tys. szczepień dziennie.
Gdyby nie fakt, że będą "benefity" dla zaszczepionych, a niezaszczepieni z udarem będą czekać kilka dni na wynik testu, to akceptowalne byłyby te "króliki doświadczalne". Potrzebujemy ich, aby było wiadome, czy jest to bezpieczne i skuteczne i jak długo. Szczepienia przy braku dyskryminacji niezaszczepionych byłyby bowiem dobrowolne. Niech każdy robi co chce. Jedni bardziej boją się nieznanego składu szczepionki (Redakcjo, jaki wzór molekularny ma szczepionka Pfizera?), inni zaś bardziej boją się zachorowania na tą chorobę grypopodobną. A seniorzy, szczególnie 70+ na prawdę mają się czego bać w przypadku zachorowania.
Potrzebują sukcesu jak kania dżdżu. Nie ważne, że szczepienia potrwają ponad rok. Tvpis będzie pokazywała zatroskanego ojca narodu
Proponuje wykorzystac areszty sledcze,komendy policji oraz skorzystac z doswiadczen sowieckich i niemieckich.
Mironie, zgadzam się z Tobą. Coś tu mocno nie gra. To wygląda tak, jakby w tych POZ-ach pracował jeden lub 2 lekarzy i jedna pielęgniarka. Jeżeli są to POZ-y a nie punkty pobrań krwi do badań, to coś tu jest mocno nie tak. Wyczuwam ucięcie finansowania służby zdrowia przez rząd. Bezkarność+ dla lekarzy tu nie pomoże. Już szkodzi – proponuję przeprowadzić sondaż zaufania do lekarza – ile % obywateli jeszcze ufa lekarzom.
Chwila – POZ nie jest w stanie zaszczepić 36 pacjentów dziennie? Jak to się dzieje? Wystarczy oddelegować (lub przyjąć) jedną pielęgniarkę i jednego lekarza. W dany dzień pielęgniarka bada pacjenta (lub pacjent prywatnie zaprasza pielęgniarkę) i uzyskuje dokument, kolejnego dnia lekarz dostaje listę osób do zaszczepienia i wykonuje zastrzyk po stwierdzeniu braku przeciwwskazań. Jeżeli przeciwwskazania mogą być obecne wysyła na szczegółowe badania, które wykonuje laboratorium lub inny zespół lekarzy (poza POZ).
Czekanie 30 minut po zastrzyku niewiele tu kosztuje, wystarczy zorganizować 3 miejsca siedzące oddalone o 3 metry od siebie. Wtedy lekarz ma średnio 10 minut na zaszczepienie, co daje 360 minut czyli 6-8 godzin pracy.
Redakcjo, gdzie tu jest problem? Nieumiejętność zaplanowania tej akcji, czy mamy tak małą ilość lekarzy, którzy mogą szczepić? Może już z samej liczby lekarzy wychodzi, że nie da się przeprowadzić miliona szczepień miesięcznie?
Należy tutaj też mieć na uwadze, że ankiety zdrowia pacjent może wypełniać czekając na swoją kolej – muszą tylko przewidywać wszystki możliwe odpowiedzi (nie tylko TAK i NIE ale też NIE WIEM, a pacjent na pytania których nie rozumie odpowie u lekarza i wypełni tylko to czego nie zrozumiał. Ankiety muszą być jednak do bólu dopracowane i przetestowane na minimum 100 ludziach przed ich zatwierdzeniem.